Szkoła na przedmieściach

Swoją siedzibę znalazła na najdalszych peryferiach Teheranu, w dzielnicy Szahrak-e Karwan, gdzie żyją duże skupiska afgańskich uchodźców. Nie jest to zwykła szkoła, lecz raczej połączenie szkoły z domem kultury i przychodnią lekarską. Dwie studentki z Polski pracują tutaj jako wolontariuszki, ucząc angielskiego. Dzieci, przeważnie drobne i niedożywione, wydają się młodsze niż są naprawdę. Uderza jednak ich schludny wygląd i pełne godności zachowanie.
z Teheranu

06.01.2002

Czyta się kilka minut

Iran to dziś - obok Pakistanu - kraj udzielający schronienia największej liczbie afgań-skich uchodźców. Kolejne ich fale napływały od inwazji Armii Czerwonej w 1979 r. i napływają nadal. Po upadku reżimu komunistycznego w Afganistanie w 1992 r. Iran rozpoczął wprawdzie przymusową repatriację i odesłał do domu milion uchodźców, szczególnie z prowincji przygranicznych Chorasanu i Sistanu. Jednak znaczna część z nich szybko wróciła, a wraz z każdym nasileniem się walk wewnętrznych do Iranu przybywali nowi. Tak było w latach 1992-95, gdy zwycięskie ugrupowania powstańcze walczyły między sobą o dominację w Afganistanie. A kiedy w 1996 r. władzę w Kabulu przejęli talibowie, proces ten jeszcze się nasilił.

2 MILIONY NIELEGALNYCH
W Iranie, inaczej niż w Pakistanie, nie istniały nigdy wielkie obozy uchodźcze, z biegiem lat przekształcające się w trwałe osiedla. Są tylko obozy przejściowe, a liczba osób w nich przebywających szacowana jest tylko na 5 proc. całej populacji uchodźczej w Iranie. Reszta żyje w dużych miastach na terenie całego kraju, nie tylko w prowincjach przygranicznych.

O ile w Pakistanie przeważają uchodźcy pochodzenia pasztuńskiego, w Iranie najwięcej jest reprezentantów różnych grup perskojęzycznych, w tym szyickich Hazarów i mieszkańców prowincji Herat - pod względem językowo-etnicznym będącej przedłużeniem irańskiego Chorasanu. Nie znaczy to jednak, że do Iranu nie trafiają także Pasztuni czy przedstawiciele innych grup etnicznych.

Przez całe lata 80., kiedy w Afganistanie toczyła się wojna z okupacją sowiecką, Iran walczył z Irakiem (tzw. pierwsza wojna w Zatoce Perskiej), co powodowało, że uchodźcy do Iranu napływali z dwóch stron - z Iraku uciekali bowiem tamtejsi szyici i mniejszość kurdyjska. W momentach szczytu liczba uchodźców w Iranie dochodziła do 4 mln. Dziś szacuje się ich na 2 mln, z czego 10 proc. to obywatele Iraku (głównie Kurdowie), reszta to Afgańczycy.

Mimo własnych kłopotów, związanych z wojną z Irakiem, Iran popierał wówczas afgańską partyzantkę antykomunistyczną i pomagał materialnie uchodźcom afgańskim. Przynajmniej część z nich dostała wtedy „zieloną kartę” - dokument tożsamości, pozwalający na legalny pobyt w Iranie, dający prawo do pracy, opieki lekarskiej i nauki, a także do kartek na tanią żywność, które przysługiwały Irańczykom. Te przywileje miały jednak ograniczenia: dozwolony czas pobytu w Iranie nie był w dokumencie określony, więc karta nie chroniła przed deportacją; rodzaj zawodów, które mógł wykonywać Afgańczyk, był ograniczony do niskopłatnych prac fizycznych i rzemiosła, bez dostępu do zawodów inteligenckich i wymagających wyższych kwalifikacji; prawo do edukacji nie obejmowało studiów uniwersyteckich. Powodowało to ucieczkę inteligencji afgańskiej dalej na zachód i gwałtowną degradację tej jej części, która zmuszona była pozostać w Iranie.

Po 1992 r. nowe karty pobytu wydano tylko raz, na mocy porozumienia z Wysoką Komisją ds. Uchodźców ONZ (w liczbie 500 tys.). Po raz ostatni były one przedłużane w 1996 r. Tak więc obecnie większość uchodźców afgańskich przebywa w Iranie nielegalnie; wszelkie dotyczące ich dane są tylko szacunkowe.

ŚMIECIARZE I PRYMUSI
Stosunek Irańczyków do afgańskich uchodźców jest raczej negatywny: nacechowany poczuciem wyższości, jeśli nie pogardy. Powszechny jest brak wiedzy o Afganistanie - kraju nie tylko sąsiednim, ale blisko związanym z Iranem wspólnym w dużej części językiem, kulturą, literaturą i historią. Trudno jednak zaprzeczyć, że przepaść cywilizacyjna między obu państwami, rysująca się już w I połowie XX w., pogłębiła się przez ponad 20 lat wojny w Afganistanie, ze szczególnie destruktywnymi rządami talibów na zakończenie. Na tym tle szkody cywilizacyjne wyrządzone przez rewolucję fundamentalistyczną w Iranie wydają się niemal powierzchowne.

Afgańczyków w Iranie obwinia się o wszystkie patologie społeczne: kradzieże, gwałty i rozboje, przemyt narkotyków i roznoszenie chorób zakaźnych. Irańscy bezrobotni mają do nich pretensje o zaniżanie stawek godzinowych za najemne prace fizyczne. Część tych oskarżeń jest zapewne uzasadniona: łatwą do przekroczenia granicę wykorzystują gangi narkotykowe i handlarze bronią, przestępczość afgańska istnieje w Iranie - choć brak danych, jak ma się procentowo do rodzimej. Jednak większość uchodźców to porządni i ciężko pracujący ludzie, utrzymujący siebie i rodziny z najgorzej płatnych i najmniej prestiżowychprac, za które sami Irańczycy niechętnie się biorą. Afgańczycy pracują więc jako tragarze i śmieciarze, w zieleni miejskiej, na budowach, w cegielniach i garbarniach, na farmach kurzych. Nieliczni tylko trudnią się drobnym handlem, rzemiosłem czy transportem.

Szczególnym problemem są dzieci. Populacja uchodźcza w Iranie jest młoda, szacunkowo dzieci w wieku szkolnym (6-15 lat) jest w niej pół miliona. Ale nie więcej niż 100 tys. z nich chodzi do szkoły. Afgańskie dzieci w irańskiej szkole często są dyskryminowane, a mimo to bywają prymusami - tego oczekuje od nich rodzina, ze względu na honor narodowy. Rzadko jednak udaje im się wyjść poza sześć lat szkoły podstawowej. Ci nieliczni, którzy dochodzą do matury, tu się zatrzymują, bo uniwersytety państwowe nie przyjmują młodzieży afgańskiej, zasłaniając się wyżem demograficznym w Iranie i wielką liczbą kandydatów. W ostatnim dziesięcioleciu mnożą się co prawda prywatne (tzw. wolne) uniwersytety, których ten zakaz nie dotyczy, ale tam czesne wynosi 1000-1500 dolarów rocznie - a to suma nieosiągalna dla rodziny uchodźczej.

Tutaj władze Iranu wykazały się brakiem wyobraźni politycznej: nie żałując pieniędzy na kształcenie szyickich mułłów z Afganistanu w swoich szkołach teologicznych, nie pomyślały o stworzeniu sobie w przyszłym Afganistanie lobby w postaci świeckiej inteligencji, wykształconej na irańskich uniwersytetach. Tak więc sam system przyczynia się do umocnienia obiegowego stereotypu przybyszów z Afganistanu - jako zacofanych, ciemnych i wegetujących na marginesie.

ANGIELSKI Z POLKAMI
Tym cenniejsze są wszelkie akcje, dające afgańskim uchodźcom nadzieję na wyjście z zaklętego kręgu bezradności i degradacji kulturalnej. Jedną z takich inicjatyw miałam okazję oglądać dzięki moim studentkom, przebywającym na stypendium w Teheranie.

Szkoła, stworzona przez organizację pozarządową Relief Committee for Destitute Afghan Refugee Families, usytuowana jest na najdalszych, południowo-wschodnich peryferiach Teheranu, w dzielnicy Szahrak-e Karwan, gdzie żyją duże skupiska uchodźców. Nie jest to regularna szkoła, raczej ośrodek prowadzący różne kursy.

Niski, betonowy budyneczek z metalową bramą nie różni się niczym od innych, równie tandetnych okolicznych domków. Żadna tabliczka nie mówi, co się w nim mieści. Irańscy sąsiedzi zapewniają, że na tej ulicy żadnej szkoły nie ma, dopiero po dłuższych indagacjach przyznają, że owszem jest, ale afgańska. Cały lokal to dwa wąskie pokoiki, służące za klasy bądź pracownie, kantorek, w którym robi się herbatę, i który służy także za gabinet lekarski, oraz podwórko na tyłach, przykryte plastikowym dachem, żeby niechętni sąsiedzi nie wrzucali zgniłych jarzyn i innych śmieci. Afgańska kierowniczka szkoły urzęduje przy biurku w ciasnym korytarzu, pod podarowanym przez UNESCO plakatem: ,,Building the smallest democracy at the heart of society”.

Szkoła prowadzi lekcje angielskiego dla dzieci i dorosłych, kursy komputerowe na czterech posiadanych komputerach; ponadto kursy krawieckie, stolarskie i rzemiosła artystycznego. Niedawno rozpoczął się kurs higieny i pierwszej pomocy we współpracy z irańskim Czerwonym Półksiężycem. Rano przychodzą panie, po południu panowie, angielski dla dzieci odbywa się w grupie koedukacyjnej.

Dwie studentki krakowskiej iranistyki, Karolina Zięba i Monika Hankiewicz, pracują tu jako wolontariuszki, ucząc angielskiego. Do Iranu przyjechały na studia ira-nistyczne dla cudzoziemców. A ponieważ poza zajęciami miały sporo wolnego czasu, zaczęły szukać jakiegoś pożytecznego zajęcia, które pozwoliłoby im nabrać doświadczenia. Przez znajomych trafiły do RC-DARF - i teraz, pracując z uchodźcami, równocześnie zbierają materiały do swoich prac magisterskich.

CZY POLSKA IM POMOŻE?
Lekcje angielskiego odbywają się w pracowni krawieckiej, przy maszynach do szycia. Dzieci od lat kilku do kilkunastu, przeważnie drobne i niedożywione, wydają się młodsze niż są naprawdę. Uderza jednak ich schludny, przy całym ubóstwie, wygląd i pełne godności zachowanie. Wbrew potocznym opiniom Irańczyków, nie jest to żadna hołota - widać wyniesione z domu maniery.

Dzieci są grzeczne, ale śmiałe. Nie boją się obcej osoby, chętnie rozmawiają i pokazuj ą obrazki, rysowane rozdawanymi na lekcji kredkami. Piszą: ,,I am from Afghanistan” - i rysują Afganistan, którego większość nigdy nie widziała. Uczą się z entuzjazmem. Na koniec lekcji Karolina włącza magnetofon i grupa odśpiewuje radośnie „Goodbye Jack, goodbye Sue”. W tej scenerii brzmi to dość egzotycznie...

Grupy starsze to głównie nastolatki, ale są też młode gospodynie domowe, które wyrwały się na chwilę z domu, na lekcję. Czasem przyprowadzają ze sobą dziecko. Im nauka obcego języka przychodzi trudniej niż dzieciom, za to traktują ją poważnie. Uczennice w szkolnych mundurkach przypominających zakonne habity śpieszą się, bo po angielskim muszą zdążyć do afgańskiego liceum na drugim końcu miasta.

Z kursów korzysta 200-300 osób (liczba jest płynna), lecz zasięg oddziaływania szkoły jest większy: to rodzaj lokalnego domu kultury, klubu towarzyskiego i ośrodka pomocy społecznej. Wpadają tu rodzice uczących się dzieci, by z własnej inicjatywy posprzątać albo coś naprawić. W wąskim korytarzu tłum kobiet czeka na doktora - studenta medycyny, który w przerwach między zajęciami zagląda od czasu do czasu. Zapotrzebowanie na jego pomoc jest ogromne, dla większości afgańskich mieszkańców dzielnicy to jedyna dostępna forma opieki medycznej.

Studentki z Polski wymyśliły, by poprosić polską ambasadę - w której właśnie odbywa się remont - o przekazanie afgańskiej społeczności z Szahrak-e Karwan niepotrzebnych sprzętów, które i tak zostałyby wyrzucone. Na listę potrzebujących szybko wpisało się tyle osób, że studentki o to samo postanowiły zwrócić się do innych ambasad. Szkoła sponsorowana jest przez UNESCO, wspiera ją też ambasada japońska, ale są to fundusze skromne w stosunku do potrzeb. Brakuje właściwie wszystkiego: od przyborów i pomocy szkolnych po ubrania dla dzieci, elementarne leki i przedmioty gospodarstwa domowego dla rodzin.

Nie wiadomo, jak dalej rozwinie się sytuacja w Afganistanie i jak potoczą się losy uchodźców, także tych z Szahrak-e Karwan. Ale nawet przy najbardziej optymistycznym scenariuszu minie sporo czasu, zanim wrócą do ojczyzny. Czas spędzony w Iranie powinni wykorzystać jak najlepiej. Czy tej tak dobrej i przynoszącej efekty inicjatywy, jak szkoła w Szahrak-e Karwan, nie można bardziej wesprzeć z Polski? Wbrew pozorom, nie musi to być trudne: ruch na trasie Polska-Teheran jest teraz coraz większy i komunikacja coraz łatwiejsza.

Osoby zainteresowane wsparciem dla szkoły w Teheranie proszone są o kontakt: Instytut Filologii Orientalnej UJ, Aleja Mickiewicza 9/11, 31-120 Kraków, telefon: 0-prefix-12-6336377, wew. 23-26.

E-mail: iforien@vela.filg.uj.edu.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2002