Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można by najnowszy, poświęcony edukacji w czasie pandemii raport Najwyższej Izby Kontroli zbyć uwagą, że kolejny rozdział opowieści o niewydolnym państwie pod rządami PiS dopisuje nieprzychylna (wszak kierowana przez Mariana Banasia) państwowa instytucja. Można by dodatkowo zmiękczać wydźwięk tego raportu stwierdzeniem, że wszyscy dali się zaskoczyć pandemii. Tyle że NIK ogłasza swój dokument na około miesiąc przed drugą rocznicą zamknięcia placówek oświatowych.
O tym, że zdalne nauczanie pogłębi edukacyjne nierówności, wiadomo było niemal od początku. A jednak – mimo specjalnych programów i milionów złotych wpompowanych w refundację sprzętu – w wielu miejscach pomoc okazała się niewystarczająca (NIK podaje choćby przykład Płocka, gdzie na 480 potrzebnych laptopów udało się kupić 77). Było też jasne od dawna, że lekcje online muszą spowodować obniżenie efektywności nauczania.
A jednak ministerstwo edukacji zdecydowało się zmniejszyć tylko wymagania egzaminacyjne, pozostawiając niezmienione podstawy programowe. Stało się tak – przypominają urzędnicy NIK – pomimo że w roku szkolnym 2019/20, jak i w pierwszym semestrze kolejnego, nie udało się tych podstaw zrealizować. O tym, że cała ta sytuacja może się odbić na zdrowiu psychicznym i uczniów, i nauczycieli, eksperci także trąbili od wiosny 2020 r. Mimo tego reakcja oświatowych władz była spóźniona – rząd dopiero w lipcu 2021 r. ogłosił Narodowy Program Wsparcia Uczniów po Pandemii.
Trudno czynić ministerstwu zarzut, że w tych warunkach reagowanie polegało często „na doraźnym wydawaniu rekomendacji i wytycznych”. Tyle że resort, zamiast prób opanowania chaosu, momentami ten chaos potęgował, np. zmieniając rozporządzenie o kształceniu na odległość… 28 razy. Dodajmy, że przez niemal dwa lata nie dorobiliśmy się klarownych standardów, jakie epidemiczne warunki oznaczają zamknięcie szkół, a jakie ich ponowne otwarcie. Nie dowiedzieliśmy się nawet, czy resort chce stawiać w tej mierze na centralne sterowanie, czy na autonomię placówek. Gdy późną jesienią 2021 r. wydawało się, że postawi jednak na to drugie, minister ogłosił – pozostającą w mocy do dziś – decyzję o odgórnym zamknięciu szkół.
Te niemal dwa lata to w przypadku edukacji dużo, a dla niektórych – np. dzisiejszych drugo- czy trzecioklasistów – prawie wszystko. Owe siedemset dni zapiszą się w historii jako czas edukacji postawionej przez pandemię na głowie. Ku bezradności oświatowej władzy. ©℗