Szkoła cynizmu

Agnieszka Foryś, polonistka: Jeśli moi maturzyści postanowią podać Centralną Komisję Egzaminacyjną do sądu, będą mieli moje poparcie. Podczas tegorocznego ustnego egzaminu z języka polskiego zostali oszukani.

31.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Archiwum prywatne
/ Fot. Archiwum prywatne

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Wściekła się Pani.
AGNIESZKA FORYŚ: To nie jest dobre określenie. Wściec to się można, stojąc którąś godzinę w korku. A ja jestem oburzona. I czuję się oszukana. Moje koleżanki mówią nawet, że dokonano „moralnego gwałtu”: na uczniach i nauczycielach.
Człowiek wierzy w jakąś hierarchię wartości, a następnie widzi, że te wartości są deptane – w dodatku przez publiczną instytucję, która ma stać na straży najważniejszego egzaminu w polskim systemie edukacji. Najkrócej mówiąc: tegoroczna ustna matura z języka polskiego została przeprowadzona w sposób nieuczciwy.

Zanim o tym, powiedzmy kilka słów o zawikłanej historii samego egzaminu – bez tego trudno zrozumieć, skąd się wzięła dzisiejsza jego formuła. Kiedyś uczniowie losowali jeden zestaw złożony z trzech pytań.
Wraca pan do czasów, gdy nauka w liceum trwała cztery lata i kończyła się wewnętrznym egzaminem. Na części ustnej z języka polskiego chodziło o przekrojowe sprawdzenie wiedzy zdobytej podczas czteroletniej edukacji – stąd te trzy pytania. Plus był taki, że jeśli uczeń nie wiedział, kto to jest Homer, to może przynajmniej miał coś ciekawego do powiedzenia o Mickiewiczu. Minus? Arbitralność i nieporównywalność ocen, bo w każdej szkole pytania mogły być różne.

Potem była reforma i tzw. nowa matura. Jedną z jej podstawowych zasad była unifikacja – taki sam egzamin w całym kraju. Zaczęły się zarzuty o schematyzm i testomanię. Ustny egzamin z polskiego miał się z tej tendencji wyłamywać. Stąd – szatański, jak się później okazało – pomysł tzw. ustnej prezentacji.
Na początku września uczeń wybierał temat, który miał przygotowywać przez kilka miesięcy, a następnie zaprezentować go przed komisją. Nie chcę tej formuły bronić, jedynie stwierdzam fakt: taki egzamin miał uczyć młodych ludzi myślenia i kreatywności – prezentowali, przynajmniej w teorii, coś swojego.
W praktyce zaczęło się ściąganie prezentacji z internetu i uczenie się wypowiedzi na pamięć.

I znowu zmasowana krytyka – że mamy usankcjonowaną fikcję. Odpowiedzią na tę krytykę jest egzamin ustny w obecnej formie.
Tyle że uczniowie wybierają nie – jak było kiedyś – trzy pytania, ale jedno. To może być pytanie z jednej z trzech kategorii: literatury, szeroko rozumianych tekstów kultury (plakat do spektaklu, rzeźba itd.) oraz nauki o języku. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której uczeń z oceną ledwie dopuszczającą, ale za to wybitny z matematyki, wyciąga pytanie odnoszące się do rzeźby Magdaleny Abakanowicz, i to pytanie jest jedyną rzeczą, jaką od niego na egzaminie ustnym wymagamy...

Ale nie to Panią – i nie tylko Panią – najbardziej oburzyło...
Mówiąc wprost, oburzyła mnie usankcjonowana deprawacja młodzieży. Bo organizacyjnie wyglądało to tak: Egzamin ustny był w każdej szkole przeprowadzany w okresie kilku lub kilkunastu dni. Spośród trzystu przygotowanych pytań każdego dnia rano ogłaszanych było osiemnaście, które w tych dniach mogą paść.

Przykładowo: o 8.30 na egzamin w Częstochowie wchodzi Zosia. O 9.00 wrzuca już swoje pytanie do internetu. W tym samym czasie to samo robią setki innych osób. A o 13.00 na ten sam egzamin wchodzi w Warszawie Franek – od trzech godzin znający już wszystkie pytania.
Dokładnie tak to wyglądało w mojej szkole, czyli krakowskim VII LO! Same dzieciaki mi to zresztą powiedziały. Pytania wylądowały w sieci między godz. 9 a 10. Wtedy też zaczęły się pojawiać gotowe odpowiedzi. Niektórzy nasi uczniowie – w ferworze egzaminacyjnego stresu – zostawiali później wydruki z pytaniami i odpowiedziami przed salą...
Dochodziło do sytuacji kuriozalnych. Idę korytarzem, a jeden z uczniów rzuca: „I co, pani profesor, trudne będą dzisiaj pytania?”. „Przecież wy je znacie” – odpowiadałam.
Miałam do wyboru: albo odstąpić od egzaminu, albo kontynuować tę nieuczciwą grę.

Przeszło Pani przez myśl, by zastrajkować?
Tak. Rozmawiałyśmy o tym w gronie nauczycielek. Gdybym odmówiła przeprowadzenia egzaminu, pracy bym pewnie nie straciła, ale nie chciałam tego robić uczniom, którzy przygotowywali się przecież do tego dnia trzy lata. Centralna Komisja Egzaminacyjna z nich zadrwiła – po co ja miałam im dokładać?

Dlaczego mówi Pani, że młodych skrzywdzono i oszukano, skoro ściągali odpowiedzi z sieci?
Były bardzo różne reakcje na tę sytuację. Jest piątek, noc muzeów, spotykam w Cricotece ucznia, który tego dnia zdał egzamin. „Do południa przygotowywaliśmy się z kolegami, bo przecież znaliśmy pytania” – mówi. Kiedy zapytałam, jakim według niego sposobem zdał, usłyszałam: „Czy pani sugeruje, że przeszedłem maturę, ale oblałem egzamin dojrzałości?”.
Przypadek drugi. Rozmawiam z dziewczyną, która osiągnęła maksimum, a więc 40 punktów – bez oszukiwania. Przemądra dziewczyna, do tego piękna moralnie. Mówi: „Ja się z tym wszystkim źle czuję”. Tacy zostali też skrzywdzeni, bo dostali w młodym wieku sygnał, że nie warto się uczyć. Więcej: „Warto być przyzwoitym, chociaż się to nie opłaca” – zdanie Władysława Bartoszewskiego okazało się być dalekie od logiki, wedle której zadziałał w tym przypadku system.
Zostaliśmy wplątani w jakąś paranoję. Pewnie byli i tacy nauczyciele, którzy zaczęli sprawdzać wszystkich i wszystko – internet w telefonach, słuchawkach, zegarkach. A przecież nie da się młodych ludzi wychować, działając jak policja.

Dyrektor CKE, dr Marcin Smolik, mówił, że nie da się kilku lat nauki przerobić w kilka godzin, nawet znając pytania.
Mówił też, że to jest egzamin z języka ojczystego, więc egzaminator może sprawdzać językową biegłość... Odpowiem dyrektorowi tak: do tej pory był stereotyp, że w cynizm popada wiele osób z pokolenia 30 plus – wkraczającego w rynkową „smugę cienia”. Za sprawą bezmyślności i niemoralnej postawy CKE na cyników wychowujemy już 19-latków!
Bo jaki dostali sygnał ci młodzi ludzie, którzy przecież idą dalej w życie? Ugruntowano w nich przekonanie, że jeśli chcesz odnieść sukces, to się trzeba albo z kimś przespać, albo dać łapówkę, albo zakombinować. Kultura oszustwa, która jest przecież od dawna obecna w polskiej edukacji – i nie tylko w edukacji – została przy okazji tego egzaminu usankcjonowana.

Co dalej?
Ci, którzy nie zdali, mają prawo napisać pozew z powodu niesprawiedliwości, jaka ich spotkała. Albo chociaż podnieść protest obywatelski. A ci, którzy zdali nieuczciwie, powinni ich w tym proteście poprzeć. Wiem, wiem, nie zrobią tego: przygotowywali się do matury trzy lata – nie zaryzykują. Tym bardziej nie zaryzykują ich zabiegani rodzice.
Zamieciemy więc pewnie kolejny problem pod dywan.

Namawia Pani młodych ludzi do złożenia pozwu?
Tak, jeśli wpadną na taki pomysł, poprę ich. Zresztą powiedziałam im to już po egzaminie.
Uważam, że ta sytuacja jest podobna do skandalu podczas wyborów samorządowych, kiedy nie potrafiono policzyć głosów. Społeczeństwo ma prawo wymagać klarowności procedur: Państwowa Komisja Wyborcza podała się do dymisji, to samo powinno zrobić szefostwo Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. A wcześniej przyznać się do grzechu deprawowania młodych ludzi i przeprosić. ©℗

AGNIESZKA FORYŚ jest nauczycielką języka polskiego, od 2002 r. pracuje w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Zofii Nałkowskiej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2015