Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po wakacjach inflacja miała przyhamować. Tak uważało wielu ekonomistów, liczących na to, że galopadę cen ograniczy taniejące paliwo. Uważał tak też prezes NBP Adam Glapiński, który zapowiadał, że bank centralny zbliża się do końca cyklu podwyżek stóp procentowych. W czerwcu i lipcu ceny nie spadły, ale faktycznie przestały szybko rosnąć. Jednak w sierpniu inflacja niespodziewanie przyspieszyła, aż do 16,1 proc. „Zbieramy szczęki z podłogi” – skomentowali to analitycy jednego z banków.
Z wstępnych danych GUS wynika, że napędzającymi ją czynnikami są dziś przede wszystkim ceny nośników energii. Licząc rok do roku, gaz i prąd podrożały w sierpniu aż o 40,3 proc. W stosunku do lipca br. ten sam wzrost wyniósł 3,7 proc. Żywność i napoje bezalkoholowe poszły w tym czasie w górę o 1,6 proc., co może wyglądać niewinnie na tle miesięcznej dynamiki cen gazu i prądu, ale przestaje być błahostką, jeśli uświadomić sobie, że w sierpniu w całej polskiej gospodarce ceny wzrosły z miesiąca na miesiąc o 0,8 proc.
Najszybciej drożeją zatem produkty, których nie można po prostu odstawić lub znacząco ograniczyć zużycia – a to źle wróży kolejnym odczytom inflacji, zwłaszcza że skokowe podwyżki cen energii dopiero przed nami. Rząd chce je wprawdzie administracyjne ograniczyć, zapowiada np. 40-procentowy limit podwyżek ogrzewania, ale na pewno nie zdoła ściąć cen energii do poziomu, który nie wystrzeli wskaźników inflacyjnych niczym z katapulty. Podwyżki stóp procentowych w tej sytuacji również niewiele zmienią; trudno oczekiwać, że ktokolwiek zrezygnuje z ogrzewania domu skuszony nieco wyższym oprocentowaniem lokat bankowych.
Na ciężką zimę szykuje się cała Europa. Niemcy właśnie ogłosili wart 65 mld euro pakiet, który ma obniżyć koszty przejazdów komunikacją miejską, ustabilizować ceny energii i zapewnić ulgi podatkowe szczególnie energochłonnym branżom. Pomysł polskiego rządu na przetrwanie najbliższej zimy wciąż bazuje przede wszystkim na kolejnych transferach gotówki, które oczywiście poprawią sytuację budżetową wielu rodzin, ale na pewno nie pozostaną bez zgubnego wpływu na dynamikę cen w gospodarce. Sam dodatek węglowy pochłonie w tym roku 11,5 mld zł.
Coraz więcej przemawia więc za tym, że rok 2022 pożegnamy inflacją oscylującą wokół 20 proc. Ale tej zimy to nie ona może być naszym największym zmartwieniem. ©℗