Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"To, co jest w tym sporcie szczególnego, to fakt, że z konkurentem rywalizuje się jednocześnie na dwóch płaszczyznach" - przytomnie konstatuje po walce mistrz świata. Frank "Anti Terror" Stoldt.
Nie mam wątpliwości, że to może być szczególnie polska dyscyplina.
Zresztą, już mamy zawodnika, który ociera się o ścisłą czołówkę: Pawła "Blitz" Dziubińskiego. (W szachy gra od piątego roku życia, od lat trenuje boks oraz siłuje się na rękę. W kategorii "ręka lewa do 95 kilogramów" jest mistrzem Polski. W kategorii "ręka prawa" - wicemistrzem). Narodowa predylekcja Polaków do szachoboksu z czasem stanie się tak ewidentna jak piękno Polek, wszem i wobec wiadomo, że połączenie temperamentu i kombinowania to prapiastowski rdzeń każdego, nie w ciemię bitego Sarmaty. W zdrowym ciele zdrowy duch, w Ojczyźnie i na emigracji, czyli generalne kalos kagatos i odwrotnie. "My go tu, to on nas tam, to my go tu, to on nas szach, to my go w mordę i po sprawie". Mentalność nadwiślańskiego zwycięzcy. Szachuj globalnie, lutuj lokalnie. "We are the champions, my friend". Jako nowy sposób rozstrzygania sporów na dyskotekach szachoboks zapewne nie przyjmie się od razu, ale wierzę, że i tam w końcu trafi kaganiec oświaty kultury fizycznej. Nie wiem, może już niebawem w Pruszkowie czy Wołominie porachunki gangsterskie przybiorą kształt wielotysięcznego szachoboksowego widowiska na miarę pamiętnego Thrilla in Manilla. Masa, Kiełbasa i obrona sycylijska. A przed walką Udka Suflera.
Zanim szachoboks w nieunikniony sposób zejdzie w lud, zastanówmy się nad elitami.
Wydaje się, że większość zręcznych dyplomatów od zarania dziejów z gracją uprawia nieco inną dyscyplinę sportu: podwodny salonowiec synchroniczny. Jest to jednak na tyle kunsztowne i zawoalowane, że rzadko kiedy wychodzi na jaw, co w epoce bezustannych igrzysk wydaje się mało satysfakcjonujące dla szerszej publiki. Szachoboks stanowiłby kuszącą alternatywę: efektowny, miejscami wręcz efekciarski, zaspokajałby ludyczne potrzeby prawie wszystkich obywateli Polski, Europy i świata. Jakże inaczej wyglądałyby nasze powalające negocjacje na temat nieszczęsnego pierwiastka, gdyby zamiast bezustannie telefonować, po prostu spróbować szachoboksu. Dla każdego coś miłego: od strzykających płynów ustrojowych po najbardziej finezyjne roszady. Zęby sypią się na szachownicę. A wszystko to z przymrużeniem wygrzmoconego oka szachisty. Aaaaaaaargh! Konflikt! Carl Schmitt w Las Vegas!!!
No właśnie. Rozważmy teraz minusy całej tej operacji. Szachiści są przeciw ("Obija się mózg, który przy szachach musi pracować"), podobnie jak bokserzy
("Po dwóch minutach walki zawodnik jest tak zmęczony, że nie może skupić się na szachach"). Zastrzeżenia obydwu tych grup zawodowych można śmiało odrzucić jako wyraz panicznej obawy przed obiecującą konkurencją i obronę praktyk monopolistycznych.
Pomyślmy jednak o tak zwanej klasie politycznej, dla której szachoboks może być dyscypliną niebywale wręcz kuszącą, choć odstręczającą ze względu na nietwarzowość. Pamiętajmy o bezustannych konferencjach prasowych, komisjach śledczych, na których trzeba jakoś wyglądać, by postawić kropkę nad i. Przecinanie wstęgi przez zmożonego kilkoma rundkami szachoboksera może wyglądać jeszcze gorzej niż wkładanie kontuzjowanej goleni do bagażnika limuzyny. Szachobokser nie dojrzy wstęgi nieszczęsnej przez podpuchnięte łuki brwiowe, nożyc paluszkami do pionków przywykłymi nie chwyci właściwie, a jak już uchwyci, to nie wiadomo, co przetnie - i może być skandal wręcz międzynarodowy.
Dlatego szachoboks w polityce należałoby ustawowo dawkować. Na przykład: tylko debaty prezydenckie oraz budżetowe. Tak, od wielkiego dzwonu polityka zagraniczna. Wiem, szkoda temperamentnych sportsmenów w garniturach, żal marnować zdolności potencjalnie rewelacyjnych fighterów, którzy finezyjną kombinacją tężyzny ciał i intelektów chcieliby zadziwić kraj, Europę i świat (oraz najbliższego przeciwnika). Czy ewentualni fighterzy odczują zawód, wciąż bezczynnie grzejąc sejmową ławę, miast wstąpić w szranki? Czy można dopuścić, aby przeminęła niepostrzeżenie epoka championów klasy Michała Kamińskiego lub Ryszarda Kalisza? Nie!
Ponieważ Polska znajduje się poza obszarami tektonicznymi, śmiało zaproponuję coś naprawdę swojskiego: sumobierki.