Światy odchodzące, światy bliskie

Dwie wspaniałe wystawy fotograficzne, w Warszawie i w Krakowie. Zdjęcia André Kertésza z cyklu Intymna przyjemność czytania można zobaczyć w Królikarni. Bohdan Paczowski tworzył przez lata portret wewnętrzny polskiej emigracji; pokazano go teraz w Centrum Manggha.

13.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Czytanie jest często przedmiotem intelektualnych rozważań. Artyści podejmują ten temat znacznie rzadziej. Sposób, w jaki zrobił to Kertész swoimi fotografiami, sprawia niemal fizyczną przyjemność. To wystawa, z której wychodzi się szczęśliwszym, młodszym, piękniejszym. W dzisiejszych czasach rzadko się to zdarza.

Podglądał przez 60 lat; długo, nawet jak na voyeura. Wytrwale i z wielkim talentem. Gazety, dużo gazet, listy, komiksy, papiery podniesione z ziemi, maszynopisy, rękopisy, no i oczywiście książki, dużo książek; wszystko, co zawiera litery i daje się przeczytać, znalazło się w polu widzenia Kertésza i jego aparatu. Parki, dachy, gabinety intelektualistów, pracownie artystów, salony bogaczy, przytułki dla starców, ulice, przystanki, schody, autobusy - z tych zdjęć wynika, że czytamy wszędzie, zawsze, nieprzerwanie. Czytanie jako znak rozpoznawczy człowieczeństwa - homo legens. To wielce pozytywna, budująca, dająca siłę i wiarę w człowieka wizja ludzkości. Co z tego, że kompletnie wyidealizowana...

André Kertész (1894-1985) - Żyd, Węgier, Francuz, Amerykanin - to klasyk XX-wiecznej fotografii. Obok Henri Cartier-Bressona, Jacquesa Henri Lartigue’a czy Brassaďa był jednym z największych podglądaczy minionego stulecia. To jego pierwsza wystawa w Polsce. Podobnie jak Lartigue nie myślał o sobie jako o profesjonalnym fotografie. Zamożność nie wymuszała na nich pracy zarobkowej, fotografowali dla przyjemności. Obaj zostali odkryci dla świata przez Johna Szarkowskiego z nowojorskiego Museum of Modern Art. Lartigue miał tam wystawę w 1963, Kertész w roku następnym. Odnalezieni i przypomnieni wówczas, dzisiaj są klasykami.

To niezwykle prosty i w swej prostocie najpiękniejszy pomysł: robić zdjęcia ludziom zagłębionym w lekturze. Pierwsze zdjęcia zrobił Kertész jeszcze na Węgrzech. Mali chłopcy wspólnie czytający, żołnierz w okopie zatopiony w modlitewnej lekturze, chłop, który zasnął podczas czytania z opadniętą szczęką; nawet i ta ostatnia scena, pozornie szydercza, jest intymna i nie budzi uśmiechu, a raczej zrozumienie - sami przecież nieraz zasnęliśmy przy lekturze. Pewnie to była jedna z życiowych obsesji Kertésza: złapać kolejnego czytającego. Prosta, niewielka i łatwa w obsłudze leica ułatwiała zadanie. Nikt nie mógł się czuć bezpiecznie, jeśli oddawał się lekturze, a w jego pobliżu znajdował się André Kertész.

Zdjęcia do cyklu “Intymność czytania" powstawały od roku 1912 do 1981. Ponad sześćdziesiąt lat; pewnie trudno odnaleźć artystyczny projekt realizowany z podobną konsekwencją. Na uwagę Kertésza zasłużyły i same książki, papiery, manuskrypty. Martwe natury z książkami, z których słynęła holenderska Lejda, ożyły w czułym obiektywie Węgra. Nie mają, jak tamte, wanitatywnego charakteru, wręcz przeciwnie, otwarte stronice skąpane w słońcu oddają doskonale niezwykłą atmosferę miasta nad Sekwaną, miasta ludzi czytających i kochających czytanie.

Takim niezwykłym portretem atmosfery jest zdjęcie zatytułowane “17 décembre 1981". Stylowy, obity tkaniną fotel, na nim otwarta książka, a na jej kartach słoneczne światło. Paryskość niepodważalna, intelektualna moc ujęcia niepozostawiająca najmniejszych wątpliwości: to zdjęcie zrobił ktoś, kto kocha książki, rozumie ich znaczenie, urodę, siłę.

Na jednym ze zdjęć młoda kobieta opiera się o rzeźbę. Rzeźba jest duża, nowoczesna, abstrakcyjna, plenerowa, kobieta przylgnęła do niej, czyta. Chyba jest chłodno, kobieta ma na sobie płaszcz. Ciekawe - jak zawsze - co czyta. Wygląda jak bohaterka “Powiększenia". Odnajdywanie tajemnicy, może nie tak strasznej jak w filmie Antonioniego, to na pewno jedna z ambicji Kertésza.

W Królikarni udało się coś jeszcze: stworzona została atmosfera. Na ścianach zawisły zdjęcia Kertésza, a w przestrzeni między nimi wyrosły przytulne sale do czytania: wygodne fotele, szerokie stoły, liczne książki i katalogi. We Francji październik jest miesiącem czytania. “Intymna przyjemność czytania" przybyła do nas w ramach projektu propagowania czytelnictwa, firmowanego przez Instytut Francuski, same zaś fotografie pochodzą z kolekcji paryskiego muzeum Jeu de Paume.

Zastanawiam się tylko, czy są to obrazy znikającego świata cywilizacji papieru, czy też wciąż jeszcze obrazy naszego świata. Oglądając ulice oczami Kertésza, pocieszam się, że wciąż jeszcze miałby co robić, i to zarówno w paryskim czy warszawskim metrze, jak i na krakowskich Plantach.

***

Paczowski już przed rokiem, pokazując zdjęcia Witolda Gombrowicza, udowodnił, że jest fotografem największej delikatności. Dobitnym tego potwierdzeniem są prezentowane obecnie w krakowskim Centrum Manggha fotograficzne portrety emigrantów polskich.

Wystawa ma znamienny tytuł “Bliskość daleka". Oddaje on doskonale życiową postawę tych ludzi oddalonych od Polski, ale zanurzonych w naszym, polskim życiu codziennym, intelektualnym, politycznym. Zarazem wyjątkowo trafnie wskazuje na największy fenomen tych zdjęć, które sprawiają, że sfotografowani w jednej chwili stają się nam bliscy. Nie, nie wiemy o nich wszystkiego, nie poznajemy ich tajemnic, nie wiemy, co ich cieszyło czy martwiło. Wiemy jednak, gdzie żyli, jak wyglądał ich mikroświat, czy byli pedantyczni, czy bałaganiarscy, ciepli czy chłodni, niedostępni czy otwarci. Paczowski zmniejsza dystans, niweluje odległości czasowe i przestrzenne. A przy tym jest jak zawsze delikatnym porywaczem fizyczno-psychicznej natury człowieka. Bo w tych zdjęciach ludzka podwójność jest nieustannie obecna.

O tym, że człowiek jest dwoisty, przypominał sam autor, opowiadając o spotkaniach z ludźmi, których przytrzasnął migawką swego aparatu. I nawet w opowieści o aparacie był fragment emigracyjnego losu.

W 1960 roku, wyjeżdżając do Włoch na oficjalne zaproszenie, Bohdan Paczowski zabrał ze sobą niewiele, w tym aparat i maszynę do pisania. Aparat, Practica lub Exakta, jedyny skarb emigranta. I tak enerdowska technika posłużyła rejestracji emigracyjnych spotkań i przyjaźni. Rejestracji dokonywanej przez Paczowskiego w przekonaniu, że robi coś mimochodem, przypadkiem, bo nie jest przecież zawodowym fotografem...

Jedne portrety powstały za zgodą fotografowanych, inne bez ich wiedzy. Wszystkie są uważne i przenikliwe, ale nie natarczywe, przeciwnie, znać w nich czułość. Jeśli spojrzymy na ostatnie zdjęcia Józefa Czapskiego albo na portrety Konstantego Jeleńskiego czy Jakuba Karpińskiego, czułość zafrasowanego obiektywu znać bardzo wyraźnie.

To są twarze, to są portrety ludzi wolnych. Pole wolności jest w nich nieograniczone. Tak jak wyznanie Józefa Czapskiego: “Jestem szczęśliwy", które znaczy właśnie: jestem całkowicie wolny. Republika Wolnych Ludzi, bez granic, bez starannie wypisywanego obywatelstwa. Zaginiony już świat naszych duchowych opiekunów.

W tych zatrzymaniach jest fragment życia - zdjęcie zawsze pozostać musi fragmentem - ale zarazem tworzą się z nich całości. Powstawały w czymś w rodzaju krótkich cykli, a fotografowi bardzo zależało na sportretowaniu nie tylko osób, ale i świata wokół nich. Twarz Lidii Ciołkoszowej, nestorki polskich socjalistów, to świetny niewątpliwie portret, ale dopiero jej zdjęcie w gabinecie wśród książek i papierów pokazuje Lidię Ciołkoszową naprawdę. I nie ma znaczenia w tej chwili, że sam jej nigdy nie poznałem, tak jak i większości bohaterów zdjęć Bohdana Paczowskiego. Najwyraźniej po to właśnie powstały te portrety, by dystans naszej niewiedzy został znacznie zmniejszony, byśmy mogli poznać, a może nawet przez chwilę czuć się współobywatelami Republiki Wolnych Ludzi.

Te zdjęcia nie były konsekwentnie realizowanym artystycznym projektem. To zapis spotkań, w które wpisany jest przypadek, odgrywający tu wielką rolę. Dowodem na przypadkowość jest brak portretu Czesława Miłosza; ten portret mógł powstać wielokrotnie, ale nie powstał. Dotkliwej jego nieobecności zaradzić ma zamykające wystawę jedyne na niej kolorowe zdjęcie, jedyne też całkowicie pejzażowe. To Mittelbergheim w Alzacji, gdzie Czesław Miłosz w 1951 roku napisał piękny wiersz dedykowany Stanisławowi Vincenzowi:

...Czułem że sięgam ruchomej granicy

Za którą spełnia się barwa i dźwięk

I połączone są rzeczy tej ziemi.

Dobrze się stało, że Bohdan Paczowski dał się namówić Krystynie Zachwatowicz na pokazanie swoich fotografii w Centrum Manggha. Dobrze, że wydawnictwo słowo/obraz terytoria wydało pięknie katalog - album wystawy. “Bliskość daleka" ma być pokazywana i w innych polskich miastach. Rozproszona polska rodzina znowu na chwilę znalazła się bliżej.

“Intymna przyjemność czytania" - wystawa fotografii André Kertésza. Kurator: Radosław Mleczko, współpraca: M. Rusin i M. Trubalska. Warszawa, Królikarnia, we współpracy z Instytutem Francuskim, październik-listopad 2005.

“Bliskość daleka. Fotografie Bohdana Paczowskiego". Kraków, Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, październik-listopad 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2005