Świat pokochał Wampira

Wampir stał się najbardziej chodliwym towarem kultury masowej. Nie jest już bestią, lecz człowiekiem obłożonym klątwą.

06.04.2010

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Zmierzch: Księżyc w nowiu". Kristen Stewart jako Bella Swan i Robert Pattinson jako Edward Cullen / materiały dystrybutora /
Kadr z filmu "Zmierzch: Księżyc w nowiu". Kristen Stewart jako Bella Swan i Robert Pattinson jako Edward Cullen / materiały dystrybutora /

Świat pokochał wampiry, a zwłaszcza jednego - Edwarda Cullena, głównego bohatera książkowej tetralogii Stephanie Meyer "Zmierzch" (którego w filmie Catherine Hardwicke gra zabójczo przystojny Robert Pattinson). Cullen, wraz ze swoją książkową miłością, Bellą Swan, bladą karnacją i hipnotycznym spojrzeniem, stał się bodaj największą ikoną popkultury nowego millenium; razem z Harrym Potterem jest drugą fikcyjną postacią rozpoznawaną niemal na całym globie.

Taka popularność nie stała się udziałem żadnego z poprzednich filmowych wampirów - Draculi, Orlocka, Nosferatu, Lestata z powieści Anne Rice.

Wystarczy krótkie rozeznanie w zarówno polskich, jak i zachodnich stronach internetowych poświęconych książkom Meyer i ich filmowym adaptacjom, aby zrozumieć, że globalny fioł na punkcie Cullena wchodzi w te same rejestry histerii, co uwielbienie mas wobec największych gwiazd pop. Fani "Zmierzchu" (a raczej fanki - większość odbiorców to kobiety) przyznają się wprost do psychicznego uzależnienia od sagi, ciągłego czytania na nowo jej czterech tomów, oraz, w skrajnych przypadkach, do zupełnego oderwania od rzeczywistości, która - w porównaniu ze światem powieści - nie ma już nic szczególnie ciekawego do zaoferowania.

Wampiry były obecne w kulturze masowej od początków jej istnienia, ale jeszcze nigdy nie stały się jej główną dominantą i zarazem najbardziej chodliwym towarem. "Zmierzch" to jedynie głowa długiego węża wampirzych dóbr kultury, do których można zaliczyć m.in. produkowany dla HBO serial "True Blood" na motywach cyklu powieści Charlaine Harris, niezliczone książkowe klony "Zmierzchu", czy wysypka kinowych premier z wampirami w rolach głównych, by wspomnieć chociażby ostatnie "Daybreakers". Po wampirzy temat sięgają również reżyserzy związani z kinem artystycznym - by wspomnieć Chan Wook-Parka (twórcę "Oldboya" - Złota Palma w Cannes!), który swój ostatni film, "Thirst", poświęcił postaci księdza zamienionego wbrew swojej woli w krwiopijcę.

Wampir zaraził zbiorową świadomość jak nigdy przedtem, a my sami przestaliśmy się go bać; zaczęliśmy go pożądać.

Retrowampir? Czytaj na blogu POPkulturalni >>>

Bestia z arystokracji

Warto przypomnieć, że zanim nastała era "Zmierzchu", wampir nie był wcale bohaterem masowej wyobraźni, lecz raczej grającym na jej najcieńszych strunach, umiejętnie podsycanym lękiem. Legendy o strzygach, krwiopijcach i wampirach funkcjonowały od zawsze, niekiedy wywodząc się z zabobonów, kiedy indziej z przesłanek historycznych, by wspomnieć chociażby znanego z okrucieństwa rumuńskiego władcę Vlada Ţepeşa.

Pierwszy raz wampir pojawił się w literaturze za sprawą niejakiego Johna Polidori, lekarza Lorda Byrona - ów swoje opowiadanie "Wampir" oparł właśnie na ekstrawaganckiej, dandysowskiej postaci swojego podopiecznego, który cieszył się za swoich czasów nie mniejszym uwielbieniem płci pięknej niż Edward Cullen. Co ciekawe, właśnie Byron jest wymieniony jako "pierwszy z wampirów" w słynnej powieści Anne Rice "Wywiad z wampirem". Pierwszym wampirzym literackim megahitem był znany wszystkim, przynajmniej z tytułu, "Dracula" Brama Stokera - powieść epistolarna, podobnie jak opowiadanie Polidoriego, traktująca o żyjącym na odludziu ekstrawaganckim, budzącym bojaźń wśród plebsu, zdegenerowanym arystokracie, będącym w rzeczywistości śpiącym w trumnie konsumentem ludzkiej krwi.

W postaci Draculi odbijał się niczym w lustrze lęk społeczeństwa przed arystokracją - jako tajemniczą, zdegenerowaną, wszechwładną i usianą niezliczonymi koteriami grupą społeczną. Puszczając lekko wodze fantazji, można nawet pokusić się o teorię, że fenomen wysysającego krew z prostych wieśniaków wampira-lorda z przełomu wieków idealnie pasuje do pęczniejących wówczas w najlepsze nastrojów rewolucyjnych i nienawiści niższych klas do panoszącej się burżuazji.

Społeczne tendencje zmieniły się od tamtej pory wielokrotnie, ale postać Drakuli na długie lata ugruntowała wizerunek wampira jako sadystycznego i nieludzkiego potwora zaklętego w emploi wyniosłego arystokraty; znamy go głównie w cokolwiek karykaturalnym, opatrzonym nieodzownymi pelerynami i nietoperzami na sznurkach wydaniu, rozpropagowanym przez wytwórnię Hammer i nieśmiertelne kreacje Christophera Lee i Beli Lugosi. Draculę zrehabilitował dopiero Francis Ford Coppolla w swoim filmie z 1992 r., w którym w postać wampira wcielił się Gary Oldman.

Przez prawie cały XX wiek wampir był więc krwiożerczą bestią. Twórcy stawiali na odhumanizowanie postaci wampira, uwypuklając fakt, że istota wampiryczna jest bestią par excellance. W przerażającym do dzisiaj filmie "Nosferatu" Murnaua i jego remake’u nakręconym przez Wernera Herzoga w latach 70., odgrywany kolejno przez Maxa Schrecka i Klausa Kinsky’ego wampir jest łysym, zdeformowanym monstrum, uposażonym w szpony i kły, które nie są, jak w obecnej wampirzej ikonografii, przedłużeniem siekaczy, lecz raczej gadzimi, jadowymi zębami. Podobnie jest w udanie reinterpretującej mit wampira powieści Stephena Kinga "Miasteczko Salem", jak i w jej ekranizacji - wampiry to bestie, które z ludźmi mają wspólny jedynie człekopodobny kształt; są uformowaną w rój grupą drapieżników, niepowstrzymanym, śmiertelnym zagrożeniem.

Co ciekawe, bodaj tylko jeden film ostatnich kilku lat nawiązał do tamtego pomysłu na krwiopijców - było to nakręcone na podstawie komiksu Steve’a Nilesa "30 dni i nocy", w której grupa bestii udaje się na bezpieczną ucztę do położonego na samej północy Alaski miasteczka.

Potwór ofiarą

Od jakiegoś czasu rola wampira w kulturze się zmieniła - a kulminacją tej zmiany jest właśnie "Zmierzch". Wampir nie jest już bestią. Jest człowiekiem, którego bestialskie, nieuleczalne skłonności nie są złem wynikającym z jego natury, lecz bardziej klątwą, nieuleczalną przypadłością. O owych skłonnościach myślimy bardziej w kategoriach jego egzystencjalnego dramatu i cierpienia niż zagrożenia naszego życia. "Dracula" Coppoli stanowi tutaj istotną cezurę: jest filmem, bez którego być może nie mielibyśmy współczesnej wampirzej manii.

U Coppolli, bodajże po raz pierwszy, historia o wampirze przestaje być tak naprawdę horrorem, a staje się podlanym sporą dozą egzystencjalizmu romansidłem. Grany przez Gary’ego Oldmana wampir jest targany wielką, trwającą kilkaset lat miłością do swojej zmarłej żony. Gdy po kilkunastu latach w innej kobiecie rozpoznaje jej nowe wcielenie, postanawia zdobyć ją za wszelką cenę. Mamy tu do czynienia przede wszystkim z tragiczną miłością dwojga kochanków, która nie może się zrealizować chociażby z powodu wielkiego polowania na stwora, które urządza znany łowca bestii, van Helsing (Anthony Hopkins). Taki "Dracula" przestaje być horrorem, ponieważ ruguje ofiarę z roli protagonisty, i umieszcza w jej roli samego potwora. Lęk ofiar nie jest już istotny, ich śmierć widz traktuje jako zło konieczne, najważniejsze jest życie wewnętrzne samej bestii.

Retrowampir? Czytaj na blogu POPkulturalni >>>

Etapem w drodze do "Zmierzchu" był również rozpoczęty w 1976 r. cykl powieściowy Anne Rice, opisujący perypetie zdegenerowanego, dekadenckiego wampira Lestata. W masowej świadomości odbiła się jednak ekranizacja pierwszej z części cyklu, "Wywiadu z wampirem" z 1996 r. Film Neila Jordana, podobnie jak "Dracula" Coppoli, tonął w wizualnym przepychu i scenograficznych ekstrawagancjach, i również koncentrował się na egzystencjalnych bólach wynikających z powodu bycia wampirem: rozpatrywał nieśmiertelność jako klątwę, pragnienie krwi jako targające duszą uzależnienie, przypominające cierpienia heroinistów. Te bolączki były głównie udziałem wampira Louisa (Brad Pitt), którego bladą karnację i piękną physis można uznać za pierwowzór Edwarda Cullena. Dużo bardziej odważną postacią była jednak grana przez Kirsten Dunst postać Claudii, wampirzycy zaklętej w ciele dwunastoletniej dziewczynki, która zatrzymana w swoim ciele, już nigdy nie stanie się dorosłą kobietą.

Pomimo romantyczno-gotycko-dekadenckiej aury "Wywiad z wampirem" próbował rozgrzebać kulturowe podłoże wampirycznych mitów, i trzeba przyznać, robił to z klasą, inteligencją i wyczuciem, tańcząc wokół motywów niepodzielności Erosa i Tanatosa, wampiryzmu jako metafory seksualnych żądz, w końcu zwracając uwagę na to, że u podstaw figury krwiopijcy leży pojęcie nieśmiertelności jako stanu nienaturalnego, niezgodnego z człowieczeństwem.

Konserwatywni wampirzy wegetarianie

Niestety, gdy spojrzeć na listę bestsellerów książkowych w Empiku, w całości wypełnionej przez klony "Zmierzchu", czyli wampirze powieści z kręgu "Young Adults", to wydaje się, że czasy stawiania tak głębokich metakulturowych pytań w obrębie wampiryzmu minęły bezpowrotnie.

"Zmierzch" jest po prostu romansem. Fenomen serii polega na tym, że przejęła ona figurę wampira i stworzyła z niej superbohatera, matrycę doskonałości, wzór mężczyzny, przyjaciela i kochanka. Jest to wampir au rebours, niebędący zagrożeniem, strachem, potworem; jest to człowiek idealny, którego jedyną, konieczną przecież dla istnienia takiej postaci skazą, jest rzeczony wampiryzm - swoją drogą bardzo umiejętnie przez niego kontrolowany. Pod tym względem "Zmierzch" jest produktem tak idealnie trafiającym w marzenia i fantazje nastoletnich córek i ich matek pod każdą szerokością geograficzną, że trudno nie zarzucić mu wykalkulowanego cynizmu. Autorka otwarcie przyznaje na swoim blogu, że nie nadała głównej bohaterce książki żadnych charakterystycznych cech oraz skrajnie zminimalizowała opis jej fizyczności, gdyż chciała, by "z bohaterką mogła utożsamić się jak największa liczba czytelniczek".

Cullen jest tzw. "dobrym wampirem" - jego rodzina to "wampirzy wegetarianie", odżywiający się jedynie krwią zwierząt, których na kartach książki wampir porównuje do ludzi odżywiających się tofu. Jego fizyczne piękno jest podkreślane dosłownie co chwila - ma idealną budowę ciała, hipnotyzujące spojrzenie, a w świetle słońca (które, podobnie jak czosnek czy krzyż, nie jest dla wampirów w "Zmierzchu" zagrożeniem) jego skóra błyszczy jak diament. Jest przeciwieństwem bestii, co więcej, jest mężczyzną idealnym - ratuje Bellę z każdej możliwej opresji - dzięki swoim supermocom może zatrzymać jadący wprost na nią samochód czy wyrwać ją z łap oprychów o wątpliwych zamiarach. Dla Cullena najważniejsze jest dobro dziewczyny - również dlatego ucina wszelkie próby poważniejszych fizycznych zbliżeń, bojąc się skrzywdzić ją swoją nadnaturalną siłą.

Z tego chociażby powodu zastanawiający jest atak niektórych księży, również w Polsce, na serię Meyer, której fenomen polega również na jawnej promocji mocno konserwatywnych wartości. Wampiryzm bądź okultyzm są dla nich jedynie metaforą. Sama autorka jest żarliwą mormonką, a jej przekonania są widoczne w prościutkiej warstwie fabularno-symbolicznej "Zmierzchu" jak na dłoni. Dla czytelników pierwszego tomu i widzów jego filmowej adaptacji jest oczywiste, że w relacji Belli i Edwarda nie idzie o zagrożenie wampiryzmem jako takim. Chodzi przede wszystkim o zachowanie czystości przedmałżeńskiej i temperowanie popędu; Bella i Cullen konsumują swój związek dopiero po ślubie, a ich "pierwszy raz" kończy się spłodzeniem potomka.

***

Dużo mniej konserwatywny, a zarazem pozbawiony ckliwości i tandety "Zmierzchu" jest serial "True Blood", w którym wątki seksualno-narkotykowe są co najmniej na równi z nadnaturalnymi. Jednak osią serialu jest również wielka miłość tytułowej bohaterki, Sookie Stackhouse do wampira Billa Comptona, który, tak jak Cullen, posiada wszelkie możliwe atuty - nadnaturalną siłę, inteligencję, opiekuńczość, honor i bohaterstwo. I tak jak Cullen jest wampirem, którego przestajemy się bać, a którego zaczynamy podziwiać i kochać - jest idealnym partnerem, wspaniałym kochankiem, rycerzem i superbohaterem. Jedyny defekt "nowych wampirów" - potrzeba picia ludzkiej krwi - stała się po prostu metaforą naszych zwykłych ludzkich słabości, żądz, z którymi musimy walczyć.

Bez tej "pięty Achillesowej" trudno byłoby nam w pełni w niego uwierzyć - a tak, dajemy się kąsać temu wampirowi, który przecież nie jest już potworem ani straszydłem. Jest taki jak my, tylko piękniejszy, doskonalszy - i nieśmiertelny.

Jakub Żulczyk (1983) jest prozaikiem, dziennikarzem, autorem książek "Zrób mi jakąś krzywdę...", "Radio Armageddon". Wkrótce ukaże się jego nowa powieść "Pan Prawda".

Retrowampir? Czytaj na blogu POPkulturalni >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2010