Echo trzęsienia ziemi

W trzydzieści lat po początkach polskiego punka zalewa nas fala reedycji i nagranych na nowo materiałów. To próba ocalenia muzycznej i kulturowej fali, która nie doczekała się fonograficznego udokumentowania.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Robert Brylewski. Fot. Piotr Smoliński /
Robert Brylewski. Fot. Piotr Smoliński /

Na polskim rynku muzycznym właśnie miała miejsce sytuacja bezprecedensowa na skalę światową - zespół Kryzys, legenda polskiego punka, wydał swój debiutancki album po ponad trzydziestu latach od rozpoczęcia działalności. Na płycie "Kryzys komunizmu" znajdują się nagrane na nowo sztandarowe utwory sprzed trzydziestu lat - "Małe psy", "Ambicja", "Armageddon", "Dolina lalek"... Dlaczego na nowo? Dorobek dowodzonego przez Roberta Brylewskiego Kryzysu (który, oprócz Macieja Góralskiego, jest jedynym obecnym członkiem zespołu ze starego składu), tak jak znakomita większość punkowych zespołów nad Wisłą, nie doczekał się jakichkolwiek nagrań w normalnych, studyjnych warunkach. Ich cały dotychczasowy materiał, zawarty na wydanej we Francji i do dziś nieautoryzowanej przez zespół płycie "Kryzys" czy na wydanej w latach 90. kasecie "78-81", pochodzi albo z prób, albo koncertów (np. w warszawskim Domu Kultury Ursus). Jak łatwo się domyślić, mają one raczej archiwalny wymiar, brzmią bardzo słabo, są pełne potknięć, i tak naprawdę mogą być słuchane tylko przez zapalczywych fanów zespołu.

Kryzys, co symptomatyczne dla wielu formacji polskiego punk rocka, wcale nie był zespołem stricte punkowym, a na przestrzeni swojej krótkiej działalności wielokrotnie dawał wyraz bardziej artystycznym aspiracjom. Na pierwszych zdjęciach poubierani w krawaty i koszule, Brylewski, Mrówa i reszta w ogóle nie pasowali do typowego, punkowego emploi. W nagraniach Kryzysu czuć ślady nowej fali, transowego reggae czy nawet kabaretowego popu - vide ich szyderczy cover "Je’taime... moi non plus". Wszystkie te ambicje będą zresztą wybrzmiewać w całej późniejszej twórczości Brylewskiego. Nagrania Brygady Kryzys, Armii, Izraela czy Falarka, zespołów pozornie okrzepłych stylistycznie, których muzyka jednak nieprzerwanie rozsadzała stylistyczne granice.

***

Słuchając płyty "Kryzys komunizmu", można się jednak zacząć zastanawiać, czy zgrzebność i surowizna pierwotnych nagrań pierwszej grupy Brylewskiego nie była tak naprawdę ich atutem. W sterylnym, studyjnym brzmieniu nowej płyty klasyczne songi w rodzaju "Telewizja" wypadają dość oklaple i tracą dużo ze swojej rebelianckiej mocy - może i dlatego, że od czasu poprzednich rejestracji tych utworów członkowie zespołu zdążyli się postarzeć o całe życie.

Trudno jednak mieć Brylewskiemu i Góralskiemu za złe, że chcieli spróbować oddać sprawiedliwość tamtym utworom i nagrać je jeszcze raz, w studyjnych wersjach. Po polskim punku lat 80. nie pozostał praktycznie żaden fonograficzny dorobek. Podobnie jak w przypadku Kryzysu, po całej masie co najmniej interesujących zespołów polskiego punka i nowej fali - by wspomnieć WC, Brak, Śmierć Kliniczną, TZN Xennę, Kosmetyki Mrs Pinki czy Dzieci Kapitana Klossa - nie ostał się żaden studyjny materiał. Pełnowymiarowe wydania na kompaktach i kasetach pojawiły się dopiero w latach 90., a ich zawartość z reguły była sklejana ze sporadycznych, studyjnych nagrań, dopchanych z reguły materiałem zarejestrowanym na koncertach i próbach.

***

Powód tej absencji i był oczywisty. Polski punk, w przeciwieństwie do estradowych formacji typu Maanam czy Perfect, był rzeczywiście muzyką straconej generacji - funkcjonującą poza układem estradowym, wywrotową, niegodzącą się zarówno na komunistyczną codzienność, jak i na kierunki Solidarnościowych zmian. Muzyka punkrockowa - najbardziej wywrotowy nurt na muzycznej mapie Polski lat 80. - była celowo odsuwana od studiów i koncertów, zespołom uniemożliwiano koncertowanie i nagrywanie, a ich członkowie byli częstokroć szykanowani przez Służbę Bezpieczeństwa, ZOMO czy milicję.

Przesłuchania i aresztowania były dla muzyków codziennością, ich niezgoda na jakiekolwiek kompromisy automatycznie budowała mur cenzury. Niemożliwy do pokonania również dlatego, że punkowi tekściarze stawiali raczej na prostolinijny, i bezkompromisowy przekaz i nie chcieli się bawić w cenzorskie gierki za pomocą ukrytych znaczeń. Jedynym miejscem, gdzie można było posłuchać polskiego rockowego podziemia, był sterowany przez władze i infiltrowany przez SB festiwal w Jarocinie, utworzony przez aparat partyjny jako swoisty wentyl bezpieczeństwa - głównie dlatego, że władza obawiała się reakcyjnego potencjału tkwiącego w polskich subkulturach. Za występami w Jarocinie nie szła jednak możliwość nagrania płyty czy regularnego koncertowania, a takie momenty, jak wydanie legendarnej płyty Brygady Kryzys (zmuszonej później do zmiany nazwy na Brygada K.), króciutki występ zespołu Dezerter w filmie "To tylko rock" czy wydanie kompilacyjnego longplaya "Fala" były tylko incydentami.

Gdy nadeszły lata 90., wiele zespołów sprzed dekady dobrze odnalazło się w wolnorynkowej, fonograficznej rzeczywistości i kontynuowało działalność - choćby Dezerter, KSU czy Brygada Kryzys. Większość formacji z tamtego okresu była jednak skazana na zapomnienie, ledwie przypominana na wydawanych sporadycznie składankach i retrospektywach.

Po potężnej scenie pozostała fonograficzna czarna dziura - i nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że jest to jedna z największych strat dla współczesnej kultury polskiej. Nie dość, że polski punk był muzyką rzeczywiście reakcyjną i subwersywną, posiłkującą się niekiedy bardzo dobrymi tekstami - np. liryki Siekiery, Braku czy Abbaddonu, to w wielu przypadkach przełamywał swoją gatunkową formułę, wchodząc w flirt z innymi muzycznymi gatunkami. Słuchając wydanych na kompaktach archiwalnych retrospektyw, można jedynie pomarzyć, jak te utwory brzmiałyby zrealizowane w studyjnych warunkach, pod okiem czujnych producentów.

Dlatego właśnie nagranie na nowo utworów Kryzysu przez Brylewskiego i Góralskiego wcale nie dziwi - ich płyta to próba uzupełnienia pewnego kulturowego testamentu. Bardziej już zastanawiałaby nieobecność na płycie pozostałych bazowych członków zespołu, Mirka Szatkowskiego, Mrówy czy Tomasza Świtalskiego.

Pytanie leży gdzie indziej - czy po tylu latach usilne wypełnianie tej fonograficznej wyrwy przez dużo starszych muzyków ma jeszcze sens, nawet biorąc pod uwagę próby aranżacyjnej zabawy i nowoczesnej reinterpretacji starego materiału (rozciągnięcie takiego klasyka jak "Złodziej ognia" do siedemnastominutowego, hałaśliwego tworu wydaje się nieudanym eksperymentem)? I czy nie bardziej sensowny okazuje się remastering starych nagrań, który potrafi przynieść, o dziwo, zaskakująco dobre efekty? Wydany w ubiegłym roku album "Na wszystkich frontach świata", zbiór nagrań pierwszego wcielenia zespołu Siekiera, zawierał również stare nagrania z prób, poddane jednak bardzo dokładnemu studyjnemu oczyszczeniu (wcześniejsze, krążące na kasetach wersje nagrań były praktycznie niesłuchalne). Stało się tak, chociaż parę lat wcześniej członkowie zespołu, Budzyński i Adamski, deklarowali chęć nagrania zawartych na "Frontach" utworów jeszcze raz. Ruch był dobry - oczyszczone i zremasterowane, garażowe nagrania Siekiery sprzedały się w bardzo dobrym, jak na tak radykalną muzykę, nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy. A przede wszystkim znakomicie uzupełniają i porządkują dorobek pierwszego wcielenia zespołu, który w 1984 roku wywołał największe pogo w historii Jarocina.

***

Co jednak najważniejsze, pomimo braku fonograficznego dorobku z prawdziwego zdarzenia, fala polskiego punk rocka z lat 80. pozostaje jednym z kamieni węgielnych polskiej kultury współczesnej. Wystarczy spojrzeć na listę wydanego parę lat temu dwupłytowego albumu "Tribute to Kryzys", na którym swoje wersje piosenek zespołu zaprezentował praktycznie każdy liczący się zespół polskiej alternatywy. Czy chociażby przyjrzeć się okładkom omawianych powyżej wydawnictw Kryzysu i Siekiery - obie zaprojektował Wilhelm Sasnal, który w każdym wywiadzie podkreśla, że polski punk lat 80. był dla niego najważniejszym, formatywnym przeżyciem kulturowym. Nie tylko dla niego.

Kryzys "Kryzys komunizmu", EMI Music Poland, 2010

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010