Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przestrzeń tego mieszkania, te postrzępione rozmowy o zaskakujących zwrotach - Grzegorzewski łączył kolosalne poczucie humoru ze zmysłem obserwacji - były z tej samej materii, co jego przedstawienia. Stojąca pod oknem sztaluga zarośnięta kamieniami tak ciasno, że nie zmieściłby się blej-tram, i gest Jurka malującego kolorową kreskę na twarzy aktora (“jak Nowosielski, jak Japończycy, jak Klein") - to było jedno. A to, co niektórym wydawało się dziwactwem, dla niego było oczywistością. Świat na scenie budował w ten sam sposób, w jaki widział i kształtował świat wokół siebie.
I tak jak godzinami przestawiał meble, aby ich osobliwe - i kompletnie niefunkcjonalne - zestawienia dawały mu poczucie ładu, tak samo potrafił wiele prób poświęcić jednej krótkiej scenie, dopóki nie był pewien, że znalazł właściwy język dla jej opowiedzenia. “Zbyt konsekwentne" albo “to konwencjonalne" - irytował się niezadowolony z jakiegoś rozwiązania i zmieniał je choćby w przeddzień premiery.
Ostatnie przedstawienia Grzegorzewskiego i te, które planował: “Krzesła" i “Czarodziejska Góra", traktują o śmierci. Ale Jurek był jak proustowski Swann - mówienie z patosem i całkowitą powagą o rzeczach ostatecznych wydawało mu się niestosowne.
Co jeszcze mogę napisać? Że praca i przyjaźń z nim była możliwa, jeśli się jego świat zaakceptowało i przyjęło w siebie. A wtedy było wspaniale.
BARBARA HANICKA jest scenografem; od 1984 r. stale współpracowała z Jerzym Grzegorzewskim, także przy jego ostatnim spektaklu.