Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Postanowiłem poszukać odpowiedzi w historii. Skojarzenie przyszło szybko: Cluny!
Pod koniec 909 r. książę Wilhelm Pobożny z Akwitanii ufundował w tej miejscowości benedyktyńskie opactwo. Fundacja przewidziana była – zgodnie z pierwotną tradycją benedyktyńską – na dwunastu mnichów. Pod rządami szóstego z kolei opata (prawda, że ci byli długowieczni, więc opat ów, św. Hugo, umarł w roku 1109), Cluny przeobraziło się z jednego klasztoru w całą kongregację składającą się z 1600 klasztorów, pokrywających gęstą siecią całą Europę, od Portugalii po Polskę. Zaś opat Cluny został przełożonym nie dwunastu, lecz piętnastu tysięcy mnichów, a także duchowym przywódcą ogromnej liczby stowarzyszonych z klasztorami ludzi świeckich. Z tego grona rekrutowali się papieże, biskupi, teologowie, pisarze kościelni itd. Wielkość Cluny miał oddawać opacki kościół, który zaczął stawiać Hugo, a konsekrował – w obecności papieża Innocentego II – kolejny wybitny opat, Piotr Czcigodny. Tzw. Cluny III pozostał największym kościołem w Europie aż do czasów budowy obecnej Bazyliki św. Piotra (większej od niego zaledwie o kilka metrów).
W II poł. XI w. opaci Cluny zbudowali, w odległości kilku kilometrów od klasztoru, pustelnię w Berzé-la-Ville. Dlaczego? Najwyraźniej po to, by mieć miejsce i przestrzeń dla ciszy, modlitwy i nabrania dystansu. Innymi słowy: by „nie zwariować od sukcesu”, nie zachłysnąć się rosnącymi wciąż liczbami nowych fundacji i zakresem wpływów.
I słusznie! Cały ów sukces przyszedł przecież nie dlatego, że był pożądany. Nie on był celem. Celem był nawrót do pierwotnych ideałów św. Benedykta. Celem było poddanie się rygorowi tej wyjątkowej „szkoły służby Pańskiej”, jaką stanowi liturgia. Celem było studium i praca. Cele były streszczone w benedyktyńskich wezwaniach „Ora et labora” oraz „Pax”.
Sukces przyszedł jako „dodatek”. Z czasem zresztą coraz bardziej... uciążliwy.
Niespełna 20 lat przed śmiercią św. Hugona został ufundowany klasztor w Cîteaux; trzy lata po jego śmierci do Cîteaux wstąpił św. Bernard. Pojawiła się nowa siła w Kościele i w świecie benedyktyńskim – również nawołująca do pierwotnej obserwacji – w ogromnej mierze budująca swoją potęgę na kontraście do wszystkiego, co kojarzyło się z Cluny. Wezwania i refleksje Bernarda na temat ubóstwa z całą pewnością należą do najmocniejszych tekstów, jakie napisano w dwudziestowiecznej historii Kościoła. Nic dziwnego, że w roku śmierci św. Bernarda (1153) w Europie istniało już 350 męskich opactw cysterskich; sto lat później – aż 650! Armia ludzi, którzy podjęli dzieło karczowania Europy i stali się pionierami jej boomu gospodarczego.
Cluny istniało oczywiście dalej – aż po koniec XVIII stulecia. Przyciągało sławą, znaczeniem i... dochodami. Jego opatami chętnie zostawali ludzie, którzy nigdy w życiu choćby na moment nie postawili w nim nogi; np. kardynał Richelieu.
Istniały również klasztory cysterskie – coraz bogatsze i wpływowe (np. w Anglii). I coraz mniej przyciągające.
Już na początku XIII w., kiedy na południu Francji cystersi podjęli misję kaznodziejską skierowaną przeciwko katarom, okazało się, że nikt nie chce ich słuchać z powodu bogactwa (przyjechali wozami obładowanymi wiktem i wszelkimi dobrami). Młodzi, szukający spełnienia radykalnych ideałów (jak wiek wcześniej sam Bernard), musieli szukać gdzie indziej. Odnajdywali drogę do wspólnot dopiero co założonych przez św. Franciszka i św. Dominika.
Jak widać, sukces jest też swoistym „pulsem historii” – także Kościoła. Rodzi się dzięki ludziom, którzy go wcale nie pragną; traci swą dynamikę – dzięki tym, którzy ani nie potrafią bez niego żyć, ani, tym bardziej, go unieść. ©