Sposób istnienia

"Profile na Facebooku można hurtowo kupować". "Dane użytkowników wyciekły z Facebooka". "Asystent szefa MSW zamieścił na Facebooku swoje zdjęcie ze stringami na głowie". "Facebook uruchamia własną pocztę". Face­book to, Facebook tamto.

16.11.2010

Czyta się kilka minut

Lawinowy sukces tego portalu społecznościowego spowodował, że jego nazwy używa się dziś tak, jak jeszcze niedawno słowa "internet": ktoś coś opublikował "w internecie", "internet" to zjadacz czasu, pedofile czyhają "w internecie" itp. Bez zastanowienia, że Facebook (i szerzej: internet) to środowisko komunikacyjne, a treścią wypełniają je użytkownicy. A więc także spece od marketingu, politycy oraz spamerzy czy przestępcy.

Genialny pomysł Marka Zuckerberga, twórcy Facebooka, polegał na tym, że znalazł on niszę do rywalizacji z niepokonanym - jak by się dotąd zdawało - Google. Popatrzył na internet nieco inaczej: nie jako na zbiorowisko powiązanych stron, po których nawigowanie ma umożliwić wyszukiwarka, lecz jako na sieć powiązań między ludźmi, z których każdy ma zainteresowania, specjalności, pasje i staje się dla swoich znajomych przewodnikiem po jakimś fragmencie sieci. W ten sposób portal stał się sposobem na ogarnięcie internetu i wyznaczył nowy trend: we wrześniu opiniotwórczy miesięcznik "Wired" ogłosił "śmierć WWW" - sieci opartej na wyszukiwaniu stron, na rzecz narodzin sieci aplikacji obsługujących rozmaite usługi społecznościowe.

Między wyszukiwarką a portalem społecznościowym różnica jest taka, jak między mapą a bedekerem. Ale skoro to podróż, swoje miejsce muszą tu znaleźć również handlarze, naganiacze, wątpliwi przewodnicy, wreszcie - kieszonkowcy i rabusie. W takim świecie obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. By trzymać się metafory: podróżnik ma prawo zakładać, że autokar ma sprawne hamulce, ale lepiej sprawdzić przewoźnika.

Tymczasem profile na FB można kupować, bo użytkownicy bezrefleksyjnie zapisują się do tworzonych w tym portalu grup (typu: "NIE dla czegoś tam" albo "POPIERAM coś tam"), które ich założyciel potem odsprzedaje. Dane wyciekają nie tylko z winy zaniedbań programistów: także dlatego, że użytkownicy bez zastanowienia zgadzają się, by jakaś stworzona przez Bóg wie kogo facebookowa aplikacja czerpała z ich danych. Bo hurtowo akceptują propozycje znajomych, ignorują ustawienia prywatności, bez namysłu publikują komentarze i zdjęcia. Na przykład w stringach na głowie.

Facebook czy Google to biznesy, a nie przedsięwzięcia charytatywne. Korzystanie z nich to transakcja wiązana: w zamian za darmowe usługi oddaję firmie prawo do zrobienia użytku z wiedzy o moich danych, preferencjach, poglądach, ze zdjęć.

Problem w tym, że konsument często nie ma wyboru: "jeśli nie mam konta na FB, nie istnieję" - bo na FB trwa życie towarzyskie, przenoszą się tam media, informują o swoich przedsięwzięciach ważne instytucje, postacie, firmy. Prywatność staje się kosztownym luksusem (np. jeśli się nie chce, by dostawca usługi podglądał, trzeba kupić płatną skrzynkę e-mail). Ale to jeszcze nie znaczy, że pozostaje albo się poddać, albo słono płacić, albo się odłączyć. Można jeszcze - na początek - uważać, w co się klika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2010