Sorry, Polsko

Nasza rzeczywistość społeczno-polityczna, choć w ostatnich latach arcyciekawa i szczególnie podatna na opisowe przekłamania, w kinie dokumentalnym, mającym z definicji dawać świadectwo, pozostaje światem nieprzedstawionym.

13.12.2021

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Sędziowie pod presją” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Sędziowie pod presją” / MATERIAŁY PRASOWE

Nie licząc dokumentów robionych na zamówienie polityczne, powstają czasem filmy próbujące chwytać na gorąco atmosferę „ulicy” (jak „Dobra zmiana” Konrada Szołajskiego, 2018), tyle że poza głównym systemem finansowania, czyli PISF i TVP. Zwycięzca Krakowskiego Festiwalu Filmowego „Mój kraj taki piękny” (2019) Grzegorza Paprzyckiego, o demonstracjach dzielących Polskę na pół, czy „Ostatni rycerze prawej strony” (2020) Michała Edelmana, o łódzkim oddziale ONR, to z kolei niskobudżetowe dokumenty studenckie, wyprodukowane przez uczelnie filmowe. Za krótkometrażowym „7-My sierpnia” (2020) Michała Bollanda stoi Kampania Przeciw Homofobii, w trybie niezależnym powstają także tytuły opowiadające o aktywizmie ekologicznym, jak „Ostatnie pokolenie” (2021) Mikołaja Borowego, czy o pedofilii w Kościele, jak filmowe śledztwa braci Sekielskich.

Ale gdzie jest kino bezpośrednio zaangażowane w politykę, ukazujące w zbliżeniu procesy, które w gwałtownym tempie zmieniają nasz kraj? Gdzie pogłębione portrety ludzi, którzy tę rzeczywistość kreują? Kiedyś, w innych niespokojnych czasach, robili to najwięksi, dziś trwają środowiskowe dyskusje, na ile apolityczność rodzimego dokumentu wynika z cenzury (coraz trudniej przebić się w PISF-ie z nieprawomyślnym tematem), na ile z autocenzury (asekuranctwa lub zwykłej kalkulacji „co się lepiej sprzeda na zagranicznych festiwalach”).

Dodajmy, że nie wszyscy filmowcy mają temperament polityczny, niektórzy są tą tematyką zmęczeni, innym zaś kojarzy się ona wyłącznie z publicystyką. Przy produkcji nie ma też co liczyć na platformy streamingowe, bo to nie jest ich wymarzony kontent. Gatunek zwany dokumentem politycznym pozostaje więc u nas prawie martwy. Zwłaszcza że jeśli miałby być profesjonalnie zrobiony i wciągający, wymaga sporych nakładów. Przede wszystkim wymaga jednak dużej odwagi. Na szczęście taki film właśnie nakręcono, choć rzecz jasna niezależnie i w dużej mierze dzięki publicznej zbiórce. „Powstał z wściekłości i frustracji” – mówią jego twórcy, reżyser i autor zdjęć Kacper Lisowski oraz producentka Iwona Harris. Miał niedawno premierę na najważniejszym festiwalu kina dokumentalnego w Amsterdamie i został tam świetnie przyjęty. Nazywa się „Sędziowie pod presją”.

„Tylko nie każ mi wybierać (...), nie każ walczyć, nie każ ginąć” – przeszywająco brzmią słowa piosenki „Sorry Polsko” Marii Peszek w końcówce filmu, którego głównymi bohaterami są obrońcy niezawisłych sądów: Igor Tuleya, Waldemar Żurek, Sylwia Gregorczyk-Abram, Krzysztof Parchimowicz czy Krystian Markiewicz. Wyrosły z gniewu dokument pokazuje także ich własną emocjonalną walkę. Sędziowie i ich sojusznicy prowadzą ją nie tylko przeciwko zastraszaniu, przeciw Komisji Dyscyplinarnej i antyunijnej ustawie kagańcowej. Towarzyszy tym zmaganiom ograniczone poparcie (czy w ogóle zainteresowanie) społeczne, a do tego kafkowski klimat tudzież internetowy hejt, czasem odgórnie sterowany.

Film rejestruje akty sędziowskiego buntu, który z sal rozpraw i sprzed telewizyjnych kamer przenosi się też w wymiar bardziej międzyludzki. Orędując podczas festiwalu rockowego za przestrzeganiem suwerenności i apolityczności sądów, bohaterowie przestają być postaciami z cokołów, udrapowanymi w togi. Również twórcy zadbali, byśmy zobaczyli w nich żywych ludzi, filmowanych w domowym zaciszu, w chwilach zwątpienia, zmęczenia, z bagażem osobistych problemów.

Lecz, jak przystało na rasowy dokument polityczny, oglądamy ich głównie na pierwszej linii frontu, kiedy dają wyraz swej dezaprobacie wobec metod stosowanych przez władzę pod pretekstem reformy sądownictwa. W pewnym momencie Gregorczyk-Abram, adwokatka i obrończyni praw człowieka, przypomina o pięciu etapach, jakie według profesora Macieja Kisilowskiego dzielą demokrację od dyktatury. Właśnie te kluczowe momenty, dla wielu niedostrzegalne, a dziś przykryte przez kolejne próby zdemontowania trójpodziału władzy, chce utrwalić Lisowski i jego ekipa. Już od pierwszych sekund filmu manifestują swą postawę „murem za Igorem”, ale na samych intencjach się nie kończy. Pośród nielicznych tytułów mierzących się z „dobrą zmianą” ten posiada zdecydowany rozmach realizacyjny (kamera krąży między Katowicami a Gdańskiem, pomiędzy Warszawą i trybunałem unijnym w Luksemburgu), a przy tym żywy, pulsujący nerw, który każe chwytać swój czas na gorąco, ze świadomością, że historia najnowsza toczy się bardzo szybko.

Kronika sędziowskiego oporu opowiedziana została ze swadą i zaufaniem po obu stronach obiektywu. Czuje się na własnej skórze temperaturę ubiegłorocznych demonstracji w obronie wolnych sądów i Strajku Kobiet, lecz prawdziwie bezcenny jest dla nas dostęp do postaci, które stały się celem politycznego ataku i konsekwentnie nie opuszczają gardy. Zastanawiamy się, co tak naprawdę czuje Tuleya tuż po wszczęciu postępowania wobec niego i w oczekiwaniu na wyrok. Sędziego Żurka poznajemy, kiedy na wsi, w otoczeniu rodziny, pisze w gniewie pismo procesowe do rzecznika Izby Dyscyplinarnej, ażeby dać wyraz swojej dezaprobacie dla niekonstytucyjności tego ciała. Ktoś mówi w filmie o wielkiej samotności sędziego – właśnie o niej i na przekór niej zrealizowano ten dokument. Chwilami ostry i punkowy, chwilami cierpliwie edukacyjny, tłumaczy ustami bohaterów, w jaki sposób nagonka na niepokornych funkcjonariuszy przekłada się w praktyce na życie szarego obywatela.

I jeszcze garść mikroobserwacji. Oto inkryminowany sędzia próbuje wykrzesać ogień z opornej zapalniczki. W kolejnych scenach on i jego kolega z szacunku dla instytucji sądu starannie pastują przed rozprawą swoje buty. Nawet staroświecka nokia używana przez Tuleyę wydaje się coś tutaj znaczyć. Te i wiele innych banalnych z pozoru detali budują dosłowny i symboliczny przekaz filmu, podobnie jak natrętnie tykające zegary w ostatnich jego minutach. ©

SĘDZIOWIE POD PRESJĄ – reż. Kacper Lisowski. Prod. Polska 2021. Dostępny na MOJEeKINO.pl w ramach festiwalu WATCH DOCS (do 19 grudnia) oraz w wybranych kinach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021