Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stosunkowo najprościej - chociaż dalece nie prosto - jest sobie poradzić z problemami, które dają się rozwiązać przy pomocy pieniędzy. I w tym przypadku jednak powstaje wiele problemów polegających przede wszystkim na umiejętności sensownego wspomagania innych oraz na takim zachowaniu, które nie narusza poczucia szacunku i godności tych, którym pomagamy. Zakładając jednak, że potrafimy te problemy przezwyciężyć, chociaż wiele książek napisano na temat tego, jak pomagać biednym, by ich nie poniżać, pozostaje ogromna sfera, której zmienić przy pomocy samych pieniędzy się po prostu nie da.
Jak postąpić, kiedy widzimy w sąsiedztwie matkę kilkorga dzieci, która ma męża alkoholika i minimalne dochody? Możemy jej dać pieniądze czy kupić od niej jej domowe produkty, ale szczęścia domowego jej nie przywrócimy (jeżeli kiedykolwiek w ogóle istniało). Praktycznie jesteśmy bezradni lub raczej tak nam się zdaje. Mamy poczucie bezradności, ponieważ przez wiele stuleci szczęście czy też tylko znośne życie większości naszych bliźnich nas nie interesowało. Nie nauczyliśmy się traktować ich jak ludzi na skutek bardzo silnych podziałów warstwowych i stanowych oraz różnic w zakresie obyczajów i kultury. W demokracji, a zwłaszcza w okresie powojennym, kiedy demokracja w wielu krajach ogarnęła całe społeczeństwa, wszyscy są naszymi bliźnimi i to już nie tylko w religijnym rozumieniu.
Każdy zlekceważony lub pozostawiony sobie pijak, każda biedna rodzina, każdy człowiek nieszczęśliwy z powodów od niego niezależnych lub zależnych stanowi dla nas wyzwanie. Jak możemy żyć w świecie, w którym jest tyle nieszczęścia? Oczywiście nie możemy się tym bez przerwy zamartwiać, bo to po prostu nic nie da. Możemy jednak jako indywidualni ludzie reagować na indywidualne przypadki. Solidarność społeczna istnieje tylko wtedy, kiedy znaczna większość obywateli ma odruch solidarności z innymi i to nie z abstrakcyjnym dobrem wspólnym lecz z konkretnymi znanymi im przypadkami niedoli. Pomóc dziecku sąsiadów w nauce lub w dostępie do wyższej edukacji, dać zarobić, chociaż prace, które będą dla nas wykonywane nie są ani pilne, ani konieczne, dać pijakowi na piwo, pod warunkiem, że wykona dla nas jakąś pracę. Jednak wszystkie formy realizowania solidarności z innymi muszą opierać się na jasnym przekonaniu, że ani ludzi nie przerobimy na aniołów, ani też nasza pomoc finansowa czy psychologiczna nie będzie trwała. Nie stać nas bowiem na to, by za innych brać odpowiedzialność, a nawet nie wolno nam tego czynić, gdyż każdy człowiek powinien być odpowiedzialny za siebie. Jednak zupełnie inne jest życie w społeczeństwie, w którym człowiek w biedzie czy niedoli wie, że może liczyć na pomoc innych, od życia w społeczeństwie radykalnie indywidualistycznym, w którym dominuje przekonanie, że każdy ma sam sobie dawać radę.
Warto zdawać sobie sprawę z tego, że solidarność z innymi nie jest ani wynikiem nauczania moralnego, ani nie powoduje, że mamy jakiekolwiek zasługi wobec świata lub instancji nadprzyrodzonych. Solidarność społeczna nie powinna być mylona z moralnością indywidualną i jej potrzeba nie wynika z naszych moralnych przeświadczeń, lecz z naszego wyobrażenia, jak powinno wyglądać przyzwoite ludzkie zachowanie, co należy do naszych obowiązków, co jest elementem naszej doli. Kiedy myślimy tylko o sobie i swojej rodzinie, odrzucamy ideę solidarności społecznej, a więc w istocie poniżamy samych siebie.