Wyścig dobroczynności

Święta, Nowy Rok i początek stycznia, kiedy odbywa się finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to czas dawania. W okresie Bożego Narodzenia, przejęci jego atmosferą, chętniej niż kiedy indziej wspieramy akcje charytatywne. Czego potrzeba, żebyśmy nasz czas, pieniądze czy umiejętności wykorzystywali częściej?.

04.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Od lat 70. dobroczynność przechodzi wyraźną metamorfozę. Wyniknęła ona przede wszystkim z poczucia, że idea państwa opiekuńczego nie tylko nie rozwiązała większości problemów społecznych, ale i wygenerowała nowe. Kiedy to wreszcie zauważono, obywatele zaczęli czuć się odpowiedzialni i za pomoc potrzebującym, i za rozwiązanie problemów społecznych w ogóle. Jak pisze Stanisław Gawroński w książce "Ochotnicy miłości bliźniego": "W istocie był to już najwyższy czas na radykalne działanie, które sięgnęłoby samych korzeni problemów, przekroczyło granicę bezkrytycznej i niewystarczającej dobroczynności i które obnażyłoby wewnętrzną słabość całego systemu społecznego. Zdecydowanie potwierdził się polityczny wymiar pracy na rzecz ludzi z marginesu społecznego jako działania zmierzającego do zmiany społeczeństwa, które często samo ów margines tworzy".

Dodatkowo globalizacja znacząco poszerzyła świadomość problemów wykraczających poza granice państw, a nawet kontynentów. Tzw. edukacja rozwojowa przekonuje, że nasza codzienna egzystencja - to, jak żyjemy, co kupujemy - bezpośrednio wpływa na życie ludzi na całym świecie. Timothy Garton Ash w "Świątecznym elementarzu filantropa" ("Gazeta Wyborcza" z 24-26 grudnia 2005 r.) powtarza za etykiem Peterem Singerem, że jeżeli np. nie wspieramy pewnych działań ratujących życie na innych kontynentach, "jesteśmy równie winni jak wtedy, gdy nie pomagamy dziewczynie tonącej w płytkim wiejskim stawie, z obawy, że zamoczymy sobie spodnie i spóźnimy się na spotkanie". Z najnowszych badań, przeprowadzonych w ramach kampanii społecznej UNDP (Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) i Ministerstwa Spraw Zagranicznych pod hasłem "Polska jest Rajem", wynika, że aż 69 proc. Polaków uważa, iż nasz kraj powinien pomagać biedniejszym państwom w rozwoju. Również zaangażowanie polskich organizacji humanitarnych na całym globie pokazuje, że sami coraz częściej czujemy się obywatelami świata.

Media i biznes

Ta nowa dobroczynność, próbująca usuwać przyczyny, a nie tylko skutki, która patrzy na świat jako system naczyń połączonych, staje jednak przed koniecznością znacznego zwiększenia swojej skuteczności. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie masowych mediów i biznesu. Współczesne zbiórki coraz częściej przyjmują formę wielkich akcji marketingowych, gdzie zastępy profesjonalistów przygotowują strategię mającą przynieść wymierny skutek. Odpowiednie nagłośnienie, przedstawienie problemu w formie, która trafi do masowego odbiorcy, to ważny element sukcesu.

Drugim czynnikiem decydującym o skuteczności działań charytatywnych jest współpraca z biznesem. Wystarczy spojrzeć na listę darczyńców zbiórki Polskiej Akcji Humanitarnej na pomoc ofiarom tsunami, by przekonać się, że to właśnie od dużych firm pochodzi większość pieniędzy. Jednak nie tylko takiej bezpośredniej pomocy oczekują od biznesu organizacje charytatywne. Bez sponsoringu, a więc wsparcia działań o wymiarze społecznym w zamian za możliwość promocji siebie lub swojego produktu, trudno wyobrazić sobie organizowanie koncertów charytatywnych czy przeprowadzenia na szeroką skalę kampanii reklamowych.

Umasowienie i częściowa komercjalizacja działalności charytatywnej niesie jednak ze sobą także wiele niebezpieczeństw. Spróbujmy przyjrzeć się kilku takim pułapkom, w które wpada - lub wpaść może - dobroczynność XXI wieku.

Pułapka pierwsza: pomaganie się opłaca

Współczesny biznes przestał traktować dobroczynność jako działalność opartą na sentymentach. Okazało się, że na działalności charytatywnej można zarobić. Konsument bowiem, jeżeli może wybierać, chętniej sięgnie po produkt firmy, która postarała się o wizerunek zaangażowanej społecznie, a presja społeczna dotycząca takich spraw jak ochrona środowiska, sprawiedliwy handel czy nietestowanie produktów na zwierzętach jest coraz silniejsza. Społeczne zaangażowanie biznesu staje się powoli normą. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że działalność społeczna zostanie potraktowana utylitarnie. Wiadomo wszak, że są problemy społeczne, które "lepiej się sprzedają", np. pomoc dzieciom, które z reguły wspieramy chętniej. Znajomość tej prawidłowości skutkuje tym, że większość akcji i programów dotyczy właśnie najmłodszych. Gdzie tkwi niebezpieczeństwo? W tym, że coraz częściej będziemy pomagać tym, którym chcemy pomóc (w końcu specjalistom od public relations bardziej zależy na sprostaniu naszym oczekiwaniom niż na rozwiązaniu konkretnego problemu), nie tym, którym pomoc jest potrzebna najbardziej.

Ten sam mechanizm powoduje, że większą popularnością cieszą się akcje spektakularne, choć niekoniecznie skuteczne. Jeżeli medialność akcji staje się ważniejsza od efektów, jakie przynosi, wpadamy w pułapkę, która równie dobrze oznaczać może np. masowe profilaktyczne działania, choćby dotyczące przeciwdziałania uzależnieniom, przeprowadzone w szkołach podstawowych (których efekt, poza nagłośnieniem samej akcji, jest żaden), jak spektakularne ratowanie zdrowia jednej, konkretnej (czasem specjalnie dobranej pod względem efektu) osobie.

Nie ma nic złego w tym, że biznes umie wykorzystać działalność społeczną dla własnej promocji: społeczne zaangażowanie firm to przyszłość działalności filantropijnej. Problem zaczyna się w sytuacji, gdy celem nie jest pomoc, ale wykorzystanie odruchów serca dla własnego interesu.

Pułapka druga: pomaganie jest łatwe

Właściwie coraz trudniej jest nie pomagać. Kupujesz proszek do prania czy świecę Caritasu - pomagasz. Wystarczy wybrać odpowiednią pastę do zębów lub zdecydować się na konkretną affinity card (dobroczynną kartę kredytową), by stać się darczyńcą niejako "przy okazji". Korzystamy więc z oferowanych nam możliwości, stając się w ten sposób zakładnikami zachowań masowych. Oczywiste jest bowiem, że udogodnienia takie są przygotowane "pod" przewidywanego, masowego odbiorcę. Łatwo jest zbierać datki na ofiary powodzi, jeżeli równocześnie w mediach pokazywane są tragedie ludzi. Jak stwierdził kiedyś ironicznie jeden z przedstawicieli amerykańskich organizacji pozarządowych: "informacja o katastrofie to dla inicjatyw charytatywnych dobra wiadomość"...

Nie chodzi nam jednak przecież wyłącznie o wspieranie popularnych spraw. Jest wiele problemów, które nie są na tyle widowiskowe czy budzące masowe odruchy solidarności, by korzystać z różnych form ułatwionego wsparcia. Dlatego oparcie się jedynie na łatwych formach pomagania równie łatwo może się okazać zawodne.

Pułapka trzecia: pomaganie jest miłe

Sporo się mówi o satysfakcji, jaką może przynieść dobry uczynek. Jednak coraz częściej dobroczynność zaczyna przynosić nam też dodatkowe profity. Nie dajemy już tak po prostu paru złotych na jakiś cel, ale dostajemy w zamian np. silikonową bransoletkę. Moja średnia córka ma ich kilka: jedna oznacza datek na sprawiedliwy handel, druga na program wodny, kolejna na wsparcie osób z konkretnym rodzajem niepełnosprawności. Okazuje się, że pomagając, można się dobrze bawić. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest dobitnym przykładem tego, ile pozytywnego można zrobić bez zbytniego poświęcania się, ale np. uczestnicząc w koncertach. Jeżeli jednak dobrze się bawimy, nie jesteśmy tak do końca zainteresowani efektem naszej działalności. Kupujemy bransoletkę, bo fajnie mieć coś takiego, a nie dlatego, że chcemy coś dobrego zrobić. O tym, czy wesprę tę czy inną organizację, może decydować pasujący mi kolor, a nie idea. Jeżeli o tym, co będziemy wspierać, decydować będzie przede wszystkim gwiazda charytatywnego koncertu, a nie nasze przekonanie o słuszności pomocy, rozwiązywane będą przede wszystkim te problemy, którymi zajmą się sprawni organizatorzy akcji.

Między państwem a rynkiem

Wszystkie te pułapki w istocie sprowadzają się do zrzucenia z siebie odpowiedzialności, by z czystym sumieniem móc powiedzieć: "Już wystarczająco pomogłem, reszta mnie nie obchodzi". Tymczasem pomoc innym to nie formalność, ale moralny obowiązek. Niezależnie, czy obowiązek ten jest nakazem wyznawanej przez nas religii, wynikiem humanistycznych przekonań, czy po prostu obywatelskiej odpowiedzialności, jego wypełnienie wymaga od nas staranności. Ta staranność powinna dotyczyć określenia:

czym chcemy się dzielić. Jak mówi dekalog PAH, "pomoc powinna łączyć ludzi, powinna być dzieleniem się, a nie dawaniem czegoś, co nie jest nam potrzebne";

na co chcemy przeznaczyć tę pomoc - bo przecież, jak pyta we wspomnianym artykule Ash, "czy, by tak rzec, wolny rynek współczucia może zapewnić sprawiedliwy rozdział dobrowolnych datków? Jeśli nie, rozsądnie byłoby podzielić jakoś naszą pomoc na globalną i lokalną";

- co zrobić, by nasza pomoc była najbardziej efektywna?

By odpowiedzieć na to ostatnie pytanie, musimy przede wszystkim wiedzieć, jaki jest podział obowiązków między państwem, biznesem a działaniem obywateli. Nie jest to bez znaczenia, jeżeli nie chcemy dublować wysiłków, wspierać wspieranych, pomagać tym, którzy już pomoc otrzymują. Wcale nie jest pewne, że jeżeli każdy będzie "robił swoje", wszystkie działania zsumują się w jakieś ogólne dobro wspólne. Kolejne wielkie sukcesy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, sprzęt, który dzięki ofiarności ludzi pomaga ratować życie i zdrowie małym pacjentom, nie przyczyniają się do reformy służby zdrowia. Wolontariusze zbierają na ulicach pieniądze od obywateli, podczas gdy, jak to się już zdarzało, Ministerstwo Zdrowia za pieniądze z podatków kupuje ekskluzywne samochody dla urzędników.

Trzeba wyraźnie rozdzielić obowiązki, by społeczeństwo zaradne nie okazało się społeczeństwem marnotrawnym. Dlatego naszym celem powinno być powstanie społeczeństwa opiekuńczego, w którym, jak mówił o. Maciej Zięba OP w wywiadzie dla "Więzi" (nr 6/99): "Prymat należy do kultury - dopiero jej pochodnymi są polityka i ekonomia. Należy więc formować człowieka, który będzie żył wartościami ewangelicznymi w świecie gospodarki wolnorynkowej i demokracji. Człowiek taki będzie zarazem wiecznym kontestatorem, gdyż dla niego ani wolny rynek, ani demokracja nie są ostateczną miarą rzeczy. Akceptuje je, lecz ma świadomość, że mogą zostać przez ludzi źle użyte. Taki jest cel papieskich rozważań".

Chodzi o społeczeństwo, które zgodnie z zapisaną w preambule Konstytucji zasadą pomocniczości zajmuje się rozwiązywaniem tych wszystkich problemów, z którymi da sobie radę. Rolą państwa jest wspomaganie obywateli w ich działaniach na rzecz dobra wspólnego i interweniowanie w obszarach, w których samoorganizacja jest niewystarczająca. Zachowawczej roli państwa i bezdusznej "woli" rynku musimy przeciwstawić świat wartości. Nie dlatego, by obalić państwo czy ograniczyć rynek, ale dlatego, że tylko dzięki temu możemy działać synergicznie.

Między zawodowstwem a dyletanctwem

Aby nam pomóc w trudnej sztuce pomagania innym, by lepiej i z większym rozeznaniem zarządzać naszą pomocą, powstają liczne organizacje pozarządowe. To najczęściej stowarzyszenia i fundacje, które nierzadko w samej nazwie określają osoby, którym chcą pomagać, czy problemy, którym chcą zaradzić. Powstają najczęściej z głębokiej potrzeby serca (nie biorę pod uwagę tych nielicznych, choć głośnych przykładów nieuczciwości, gdy ktoś dla prywatnych celów wykorzystuje szyld społeczny). Pożytek jest oczywisty. Już choćby z faktu, że te same pieniądze przeznaczone na zbiorowe żywienie dają znacznie więcej posiłków, niż gdyby miały zaspokoić jedną osobę. Poza tym, pomoc oferowana przez organizacje jest często kompleksowa. Obok jedzenia jest np. nocleg dla bezdomnych, schronienie dla matek z dziećmi, uciekającymi przed przemocą domową itp. A poza tym, pracownicy i wolontariusze takich organizacji mają możliwość przyjrzenia się dokładnie osobom, którym pomagają.

Wrzucając monetę do czapki osoby żebrzącej pod kościołem, nie mamy pewności, że będzie przeznaczona na jedzenie czy ubranie, a nie np. na alkohol. W organizacjach kontrola nad wykorzystaniem darowanych pieniędzy jest większa. Jednak odpowiedzialność za to, której z nich przekażemy nasze pieniądze lub czas wolontariackiej pracy, spoczywa na nas. Dlatego "pomagając pomagającym" warto zwrócić uwagę na wewnętrzną sprzeczność tkwiącą w organizacjach pozarządowych. Ich największą zaletą jest społeczne zaangażowanie ludzi. To dzięki temu biją na głowę w skuteczności udzielania pomocy i firmy prywatne, i urzędy publiczne. Dzięki temu zaangażowaniu każda złotówka ma nieporównywalnie większą wartość. Z drugiej strony, chętniej dajemy znanym instytucjom - organizacjom o uznanej marce, profesjonalnie zarządzanym.

Poszukując idealnego rozwiązania, nie powinniśmy się kierować ani tylko szczytną ideą, ani też jedynie profesjonalnym zarządzaniem. Dla mnie zarówno organizacja bez ducha społecznego zaangażowania, jak organizacja pozbawiona choćby minimum zinstytucjonalizowania, nie są wystarczająco wiarygodne, choć znam i organizacje-instytucje, i czysto "wariackie" inicjatywy, które warto wesprzeć.

Powrót do idei dobroczynności

Co prawda nie o tym jest ten artykuł, ale nie sposób w naszych rozważaniach pominąć bezpośredniej pomocy drugiej osobie - bo to podstawa dobroczynności. To właśnie chęć bycia pomocnym jest tu najważniejsza. Motywacji może być wiele. Jeden daje, bo sam był kiedyś w nędzy. Drugi - bo mimo że w dostatki opływa, umie sobie wyobrazić, że mogło mu się w życiu nie udać. Trzeci, bo jemu ktoś kiedyś pomógł, więc i on chce przekazać ten dar dalej. Czwarty, bo tak każe jego religia. Piąty, bo tak się zachowują osoby, które ceni. Wszystkie te motywacje i formy pomagania układają się w pewien ciąg. Każdy daje z innych powodów, ale całość układa się w "złotą drabinę dawania", którą - za XII-wiecznym uczonym żydowskim - promuje obecnie Ruch Przeciw Bezradności Społecznej. Pokazuje ona z jednej strony, z jaką różnorodnością mamy do czynienia, gdy mówimy o dobroczynności, z drugiej zaś - odwołując się do symbolu drabiny - jak ważny jest każdy szczebel.

Wszyscy do znudzenia powtarzają slogan, że biednemu trzeba dawać wędkę, a nie rybę. To trochę tak - trzymając się już terminologii wędkarskiej - jakby tłumaczyć, że do złapania ryby bardziej potrzebny jest haczyk niż przynęta. Spróbujcie złapać rybę na pusty haczyk...

By pomagać, trzeba zrozumieć, że głodnego należy nakarmić. Oczywiście, lepiej pomóc mu tak, by nasycił się sam, niż dać mu coś do zjedzenia, ale lepiej dać mu jeść, niż nie robić nic. To najtrudniejsza pułapka, na jaką natykamy się na drodze do skutecznej dobroczynności: ponieważ nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich, nie podejmujemy próby ratowania jednego z tysiąca; ponieważ nie wiemy, czy nasz datek dla bezdomnego pójdzie na jedzenie, wolimy go nie dać.

Zabezpieczeniem przed pułapkami dobroczynności naszych czasów są zasady znane od lat. Dzielenie się jest Twoim obowiązkiem. To Ty odpowiadasz za to, na co i komu udzielisz wsparcia.

PIOTR FRĄCZAK pracuje w Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Jest założycielem i wieloletnim redaktorem naczelnym pism trzeciego sektora: "Asocjacje", później "Dziękuję"; autorem wielu publikacji poświęconych teorii oraz promocji idei społeczeństwa obywatelskiego i trzeciego sektora. W dodatku "Rzecz Obywatelska" ("TP" nr 39/05) opublikował tekst "Sposoby na niemożliwość. Jak i po co działać społecznie?".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006