Soc codzienny

Czy komunizm w naszej części Europy został jedynie czymś zewnętrznym i narzuconym, czy też mógł być uznany – przynajmniej przez niektórych jej mieszkańców – za odpowiedź na realne problemy społeczne i polityczne?

09.08.2021

Czyta się kilka minut

Hans Mattis-Teutsch, „Na przodku” (Abataj), niedatowany (ok. 1950 r.), olej, płótno, 140 x 246 cm,  dzięki uprzejmości Muzeul de Artă Brașov / ARCHIWUM ZACHĘTY – NARODOWEJ GALERII SZTUKI / MATERIAŁY PRASOWE
Hans Mattis-Teutsch, „Na przodku” (Abataj), niedatowany (ok. 1950 r.), olej, płótno, 140 x 246 cm, dzięki uprzejmości Muzeul de Artă Brașov / ARCHIWUM ZACHĘTY – NARODOWEJ GALERII SZTUKI / MATERIAŁY PRASOWE

Zimna rewolucja” w warszawskiej Zachęcie opowiada poprzez sztukę o społeczeństwach Europy Środkowo-Wschodniej w latach 1948–1959. W Polsce socrealizm długo pozostawał tabu. Przez dekady milczano o nim lub tylko zdawkowo wspominano, jakby chciano wyprzeć pamięć o tym okresie.

Na wystawie znalazły się prace z sześciu ówczesnych państw. We wszystkich doszło już wtedy – przy wsparciu ZSRS – do pełnego przejęcia władzy przez partię komunistyczną, do nacjonalizacji przemysłu i reformy rolnej, a także do wielkiej fali przesiedleń. Zaczynają się procesy urbanizacji i industrializacji oraz kolektywizacji rolnictwa, przychodzą fale kolejnych represji politycznych i oporu. Działają obozy pracy przymusowej. Przeciwnicy ustroju zapełniają więzienia.

Wobec socrealizmu

Wystawa, jak podkreślają jej kuratorzy, stawia pytania o stosunek żyjących w XXI wieku do dyktatury stalinowskiej i poststalinowskiej. O pamięć i niepamięć tamtego czasu. Na ile ówczesne doświadczenia wpływają na nasz stosunek do demokracji, wolności obywatelskich, ale też do postaw autorytarnych? A słowo „zimny/a” użyte w jej tytule odnosi się do klimatu zamrożenia politycznego, do strachu i przemocy, ale też prowokuje do „pytania o stopień zaangażowania całego społeczeństwa w rewolucję lat 50. i temperaturę rewolucyjnego zapału, z jakim przystępowano do budowania nowego świata”. O to, czy komunizm w tej części Europy został jedynie czymś zewnętrznym i narzuconym, czy też mógł być uznany – przynajmniej przez niektórych jej mieszkańców – za odpowiedź na realne problemy społeczne i polityczne.

W Zachęcie udało się zebrać prace (ponad czterysta!) w większości nieopatrzone, niejednokrotnie nieznane, od dawna spoczywające w magazynach. Ciekawsze od prób przewartościowania części twórczości tego czasu jest pytanie o poszukiwanie formuły nowego realizmu, sztuki zaangażowanej w budowę socjalistycznego państwa. Wbrew obiegowym opiniom socrealizm nie był jedynie sowieckim importem, zaś granice między nim i awangardowymi poszukiwaniami bywały płynne.

Trauma lat 1939–1945 sprawiła też, że bardzo istotne stało się pytanie o rolę i znaczenie sztuki. O to, jak znaleźć język adekwatny do ówczesnej rzeczywistości i niedawnych tragicznych doświadczeń. Niełatwe, bo jak w 1946 r. pisał historyk sztuki Tadeusz Dobrowolski: „Osamotnienie sztuki (...) nigdy nie było tak zupełne jak dzisiaj”. Ostatecznie szeroko rozumiany realizm dla wielu artystów okazał się najbardziej odpowiedni do mówienia o kwestiach społecznych i politycznych. A decyzje polityczne sprawiły, że pole poszukiwań artystycznych w ­każdym z krajów zostało radykalnie ograniczone.

Nowe elity

Ekspozycję otwierają prace poświęcone zmianom społecznym i cywilizacyjnym (jak walka z analfabetyzmem), a jednocześnie przypominające o traumatycznych wydarzeniach II wojny i okresu tużpowojennego. „Zimna rewolucja” pokazuje rolę, jaką odgrywały kultura i sztuka w tworzeniu socjalistycznego ładu społecznego. Miały kreować „nowe elity” i deprecjonować „stare”. Jednak ekspozycja skupia się przede wszystkim na robotnikach, grupie szczególnie ważnej w nowym ustroju.

W Zachęcie niemalże nie ma ikonografii komunistycznej, z którą często jest utożsamiany socrealizm, portretów przywódców partyjnych i rewolucyjnych bohaterów. Niewiele miejsca poświęcono wsi, a przecież chłopi – przy całej ambiwalencji stosunku komunistycznych władz do tej klasy – także mieli odgrywać ważną rolę w demokracji ludowej.

Ograniczenie się do jednej klasy społecznej pozwoliło stworzyć bardziej skomplikowany i nieoczywisty obraz tamtego czasu – świetnym dopełnieniem jest publikacja towarzysząca wystawie. Można nawet odnieść wrażenie, że artyści nieustannie towarzyszą robotnikom, przedstawiają ich losy – w tym migracje ze wsi do miasta, naukę zawodu, osiągnięcia w pracy. Heroizują poszczególne zawody, przede wszystkim związane z tworzeniem wielkiego przemysłu i industrializacją – hutników, górników czy budowlańców. Na zdjęciu Gerharda Kieslinga nagi górnik rozbijający kamienny blok przypomina postać z przedstawień kuźni mitycznego boga Wulkana, „Hutnik” autorstwa Józsefa Somogyi to raczej antyczny atleta, nie zaś węgierski robotnik.

W tym czasie – co też pokazuje wystawa – zmieniają się, często radykalnie, warunki życia. Powstaje masowe ­budownictwo mieszkaniowe. Ważny staje się – także w wymiarze propagandowym – dostęp do dóbr, w tym przemysłowych. I tworzona jest cała infrastruktura – domy kultury, kina, baseny – służąca wypełnieniu wolnego czasu. Tu zresztą ujawnia się jeden z paradoksów doby soc­realizmu.

Projektanci, w tym związani z założonym przez Wandę Telakowską Instytutem Wzornictwa Przemysłowego, dążyli do tworzenia przedmiotów estetycznych i użytecznych. Bardzo ważny był też nurt projektowania ergonomicznych i bezpiecznych urządzeń, które jak pisał autor ciekawych projektów Zdeněk Kovář, miały być „sztucznym przedłużeniem czy też dodatkowym wyposażeniem na rzecz konkretnej pracy”. I rzeczywiście wiele ówczesnych przedmiotów nawiązuje do najlepszych wzorów Bauhausu. Jednocześnie w architekturze silny jest nurt historyzujący. Sale kinowe, świetlice czy stacje metra zaczynają przypominać pomieszczenia pałacowe. Jakby przepych miał potwierdzić zmianę statusu społecznego klasy robotniczej.

Pozornie nieobecne

W przypadku socrealizmu narzuca się pytanie o to, co było pomijane, przemilczane, tabuizowane. Na pewno bieda, a także przemoc, z którymi musieli mierzyć się robotnicy. Adam Ważyk pisał w opublikowanym w 1955 r. „Poemacie dla dorosłych”: „Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą / zbudować hutę, wyczarować miasto, / wykopać z ziemi nowe Eldorado, / armią pionierską, zbieraną hałastrą / tłoczą się w szopach, barakach, hotelach, / człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach”. I dalej: „(...) Polska nieczłowiecza / wyjąca z nudy w grudniowe wieczory… / W koszach od śmieci na zwieszonym sznurze / chłopcy latają kotami po murze, / żeńskie hotele, te świeckie klasztory, / trzeszczą od tarła, a potem grafinie / miotu pozbędą się – Wisła tu płynie”.

Okazuje się, że sztuka tworzona pod patronatem państwa ujawnia czasem coś więcej. Poprzez szczeliny przedziera się ówczesna rzeczywistość. „Zimna rewolucja” pokazuje chociażby skomplikowanie sytuacji kobiet w tym czasie: oficjalna emancypacja i zrównanie praw przy jednoczesnym spychaniu na margines. Grup wypychanych z centrum było zresztą więcej, w tym mniejszości narodowe. Z kolei szybkiej industrializacji towarzyszyła degradacja środowiska naturalnego, o czym przypominają obrazy i zdjęcia przemysłowych miast. Można wreszcie dostrzec to, co kryło się za oficjalnym, propagandowym obrazem, manifestacjami i urzędowymi uroczystościami – alienację, obcość. Dla części społeczeństwa był to spektakl, którego byli, z przymusu, przede wszystkim widzami.

Najbardziej jednak uderzające jest coś innego: strach, wręcz namacalny. Uderzająco pokazany we wschodnioniemieckim filmie „Most” (Die Brücke) z 1949 r. w reżyserii Arthura Pohla. Przemarszowi przez miasto niemieckich przesiedleńców z Europy Środkowej towarzyszy lęk jego mieszkańców, połączony z niechęcią, a nawet pogardą. Nie widzą w tłumie kobiet, dzieci i starców bliskich sobie językowo czy kulturowo, lecz obcych, innych, niemalże nie-ludzi.

Strach przed wojną połączony z niepewnością był nie tylko wszechobecny, ale też nieustannie podsycany przez oficjalną propagandę wskazującą na wroga – wewnętrznego, ale przede wszystkim zewnętrznego: na „Zachód”, „imperialistów”, NATO. Strach miał konsolidować nowe, ludowe państwa, tworzyć komunistyczną wspólnotę pod przywództwem ZSRS. Lecz to był jedynie pozór. Na wystawie przytoczono prywatny list wysłany na początku listopada 1956 r., czyli w czasie powstania na Węgrzech. Obywatelka Czechosłowacji pisze do męża: „Węgrzy chcą odzyskać Słowację, żeby odtworzyć Wielkie Węgry. Tak się o Ciebie boję, boję się, że zaraz wyślą Cię na wojnę i nas rozdzielą, może na zawsze. Nawet jeśli mamy tu wiele problemów, wiele niedociągnięć, to przecież żyje się nam całkiem dobrze i nie chcę, byśmy wdali się w bratobójczą wojnę jak na Węgrzech. Mama też mi mówi, że najgorzej byłoby, gdybyśmy zaczęli walczyć między sobą”.

Obok strachu jest na wystawie bunt, też przede wszystkim robotniczy. W maju 1953 r. doszło do niego w bułgarskim mieście Płowdiw. W czerwcu tego samego roku wybuchło powstanie w NRD. Strajki i protesty ogarnęły m.in. Berlin wschodni, Halle, Lipsk i Jenę. Poznańscy robotnicy wychodzą na ulicę w czerwcu 1956 r., a w październiku wybucha powstanie na Węgrzech. I paradoksalnie obrazy i fotografie – wpisujące się często w socrealistyczną poetykę i zgodne z oficjalnym ideologicznym przekazem, jak w przypadku niezwykłego, podszytego groteską „Białego terroru na Węgrzech” Wernera Tübke, w którym scena z powieszonym funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa może kojarzyć się z motywem z Męki Pańskiej – oddają tragizm tamtych czasów.

Wystawa w Zachęcie jest ważna, bo pozwala lepiej zrozumieć trudności, jakie mamy ze stosunkiem do czasów komunizmu w naszej części Europy. Z napięciem między przekazem rodzimym a kolektywną narracją, między indywidualną nostalgią a oczywistym potępieniem komunistycznych dyktatur (wspartym polityką państwa). Bowiem, jak pisze rumuński historyk Constantin Iordachi, w pamięć o tym czasie wpisana jest dychotomia: „z jednej strony kojarzy się on z »doświadczeniem codziennego życia«, z drugiej z totalitarnym reżimem okupacyjnym, z represjami i kryminalizacją życia politycznego”. ©

Zimna rewolucja. Społeczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej wobec socrealizmu, 1948–1959, Warszawa, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, wystawa czynna do 19 września. Kuratorzy: Jérôme Bazin, Joanna Kordjak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2021