Śmieszkowanie

15.11.2021

Czyta się kilka minut

Dom kultury, niemy film z towarzyszeniem szesnastoosobowej orkiestry. Prawdę mówiąc, niemy film trwający półtorej godziny bez tej muzyki byłby pewnie nie do wytrzymania. Ostre makijaże aktorów, zepsute zęby tego, który grał kanclerza, dziwne włosy Lotte, nieznośna teatralność gestów. Napisy po niemiecku, bo to austriacka produkcja z 1924 r. Ekranizacja budzącej wtedy emocje powieści „Miasto bez Żydów”. To miała być komedia, wyszło proroctwo.

Oto w Wiedniu demonstracje, bo wydarzył się kryzys ekonomiczny. Kanclerz za namową amerykańskiego antysemity, którego ma za doradcę, postanawia, że najskuteczniej poradzi sobie z tym poprzez wygnanie Żydów. Wszystko odbywa się demokratycznie, przez głosowanie. Niewiele pomaga, że Żydzi są i posłami, i dziennikarzami. Do 25 grudnia przyjdzie im się wynosić z kraju. Idą z tobołkami, wsiadają do pociągów, niektórzy pakują garść ziemi lub lamentują nad opuszczanym rodzinnym domem. Film jest z lat 20., więc nawet robiąc satyrę na antysemityzm, po ten antysemityzm sięga. Historia bowiem kończy się tak, że upada handel, moda, życie kulturalne, a na dodatek międzynarodowe banki (wiecie w czyich są rękach?) wywierają presję ekonomiczną na wolny od Żydów kraj. Tam coraz częściej mówi się, że Żydów brak, a jeden z bohaterów podsyca te dyskusje i w wyniku usnutej przez niego intrygi prawo zostaje zmienione, a pierwszy powracający Żyd jest witany kwiatami.

Tyle film. Rzeczywistość przerosła oczekiwania jego twórców. Obrazy ludzi uchodzących z tobołkami, wygarnianych siłą z domu, oraz pociągów wysiedlających ich nie wiadomo gdzie budzą zbyt wiele skojarzeń, by oglądać je spokojnie. Czy oni wiedzieli? No, nie mogli. Po prostu uciekali w satyrę, by wykpić brunatniejącą rzeczywistość, żeby coś jeszcze wobec niej móc. Choćby „móc” oznaczało tylko wyśmianie. Wiadomo, śmiech to broń bezsilnych.

Hugo Bettauer napisał swoją zawadiacką polityczną satyrę „Die Stadt ohne Juden” w 1922 r. Pochodzący z żydowskiej rodziny popularny pisarz był autorem chętnie czytanych powieści i kryminałów. Trzaskał 4-5 książek rocznie, ale „Miasto bez Żydów” jest jego najbardziej znaną powieścią. W tej książce komentował rosnący w Wiedniu antysemityzm, ale był też wydawcą „Tygodnika Bettauera”, który wywoływał skandale, wspierając prawo do rozwodu i przerywania ciąży czy zniesienie kar za homoseksualizm. Budził kontrowersje, co doprowadziło do konfiskaty czasopisma. Gęstniały emocje, wytoczono mu proces, grożono śmiercią i nawoływano do morderstwa. Gdy, uniewinniony, zaczął znów wydawać pismo, osiągnęło ono rekordowe 60 tys. sprzedanych egzemplarzy. A potem stało się: do redakcji wtargnął w 1925 r. młody narodowy socjalista Otto Rothstock i strzelił sześć razy. Chciał ponoć ocalić kulturę niemiecką przed „żydowską degeneracją”. Bettauer zmarł po kilku dniach w wyniku odniesionych ran. Rothstock po 18 miesiącach w klinice psychiatrycznej został zwolniony, mimo że sąd uznał go za winnego zabójstwa. Przez wielu został okrzyknięty bohaterem.

Zatem podśmiewali się z tego filmu, ale dekadę później w kraju obok już powstawały obozy koncentracyjne. Za 20 lat Zagłada europejskich Żydów będzie już faktem, a na tobołki, wygnania i pociągi nigdy nie spojrzymy już lekko.

Śmiali się, a niedługo później w Zagładzie zginęła część żydowskich aktorów, których widzimy na ekranie. Reżyser zaś… wstąpił w 1940 r. do NSDAP. Nigdy nie wiadomo.

Film jest lekko ocenzurowany, miasto nazywa się Utopia, a nie Wiedeń, jak w książce. Tak, by nikt się nie obraził. Zaginął na prawie 100 lat i dopiero niedawno ktoś odkrył jego kawałek na holenderskim pchlim targu. Drugi znalazł się gdzieś w Paryżu, trzeci jeszcze gdzie indziej. Posklejali, wyczyścili. Można oglądać. Tylko gorzko się robi, gdy się pomyśli o bezzębności tego śmiechu. Choć książka i film prorocze, ale nikogo to śmieszkowanie nie uratowało.

Ten seans w Międzynarodowy Dzień Walki z Faszyzmem i Antysemityzmem, czyli w rocznicę nocy kryształowej, to nie przypadek. Państwo polskie postanowiło ten dzień obejść inaczej, zadrwić chyba. Tego dnia usłyszeliśmy, że Marsz Niepodległości się odbędzie, z pominięciem zakazów miasta i sądów, pod państwowym patronatem. Ktoś pyta w internecie z przekąsem, kiedy urodziny Hitlera staną się świętem państwowym. Po co, skoro już teraz marsz – owo ponoć rodzinne święto, radośnie dekorowane symbolami nienawiści rasowej – jest państwowy. Czy czegoś więcej trzeba? Oto 11 listopada, Narodowy Dzień Wspierania Faszyzmu i Antysemityzmu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021