Smaki: draka o kartki na mięso

Szesnaście kilo mięsa rocznie – dużo to czy mało na jedną osobę?

20.02.2023

Czyta się kilka minut

OXIE99 / ADOBE STOCK /
OXIE99 / ADOBE STOCK /

Nawet średnio rozgarnięty student dowolnego kierunku, gdzie wykładają logikę (a powinni na każdym), powie, że to pytanie ma wadę: brak mu choćby odniesienia do konkretów życiowych osoby, jej kontekstów klasowych i gospodarczych oraz kryterium właściwej miary. Ale jako punkt wyjścia do namysłu w zaciszu własnej głowy może dać ciekawe efekty. Moje wypieszczone przekonanie, iż „ja tylko okazjonalnie, przy niedzieli, z rzadka” rozgryzione z ołówkiem w ręku, skurczyło się jak plasterek słoniny na patelni.

Sięgnąłem po ten ołówek, żeby wyciągnąć jakiś pożytek poznawczy z bezsensownej draki o kartki na mięso w Warszawie. W pewnym dzienniku uchodzącym za poważny streszczono raport zrzeszenia wielkich metropolii świata (w tym Warszawy) na temat możliwych działań, które miasta mogłyby podjąć, by ograniczać emisję gazów cieplarnianych. Przedziwny to materiał, wygląda jak przeklejona bez podjęcia dziennikarskiej pracy wrzutka mająca roztoczyć czarny PR wokół prezydenta stolicy. Wysnuto bowiem z niego szaleńcze plany reglamentacji mięsa (do owych 16 kg właśnie), ograniczenia zakupu nowych ubrań oraz innych restrykcji. Owszem, tego rodzaju postulaty ascezy pojawiają się często w obiegu ekspertów i aktywistów, ale pozostają ich pobożnymi życzeniami. Co najwyżej wdraża się niektóre w postaci mocno rozwodnionej. Tym się różni polityk od eksperta, że umie propozycje tego drugiego przesiać przez sito realnego życia. Horyzont racji to coś innego niż horyzont decyzji i to wcale nie jest tak źle, że polityka nie do końca jest „racjonalna”.


SMAKI

Czytaj felietony kulinarne Pawła Bravo >>>>


Racje bowiem bywają czasem sprzeczne między sobą, bywają uwikłane w ograniczenia aparatu poznawczego, są podatne na mody, obciąża je nasza gnuśność, a czasem niestety też przyziemne interesy. Nawet gdy wydają się podparte konsensusem ludzi, którzy mają ogólnie uznany tytuł do tego, by powiedzieć „znam się na tym”, to nadal, żeby przełożyć je na decyzje i działania, potrzeba czucia pulsu zbiorowych nastrojów i zręczności w przekonywaniu, która niekoniecznie pokrywa się z prawdomównością. Za tym, jako bezpiecznik przed totalnym cynizmem, powinna iść spora dawka poczucia służebności, wyczucia, jak daleko wolno się posunąć w narzucaniu czegoś poddanym „dla ich dobra”.

Tej mieszanki sprytu i uczciwości zabrakło np. przy zmianie, która jest realna i rychło nas zaboli, ale trudno się rzetelnie w niej rozeznać. Sprawa przesądzonego już zakazu kupowania aut spalinowych za paręnaście lat to zaiste trujące paliwo dla obaw o głębokiej degeneracji procedur demokratycznych we wspólnocie. Nie dziwi to, że politycy prawicowi i eurosceptyczni wolą bawić nas bzdurami o kotletach, zamiast rzetelnie zdać sprawę z tego, w jaki sposób próbowali chronić interesy ich ukochanego „prostego człowieka” przed ekscesami polityki klimatycznej. Musieliby bowiem opowiadać o kompromisach, być może źle negocjowanych, bo nigdy nie mieli dość kompetencji, by je mentalnie ogarnąć. Politycy szerokiego frontu, który bez zająknięcia podziela radykalne strategie związane z klimatem, nie są jednak lepsi. Nic nie wskazuje, by ktoś próbował wczuć się w to, jak wielkim i niezrozumiałym szokiem będzie ta akurat zmiana i kilka następnych gotowych już prawie do ogłoszenia.

Populista powie: elity stać na teslę, cóż je może obchodzić właściciel starego opla. Ja w ułomnej (delikatnie mówiąc) komunikacji radykalnych zmian chciałbym widzieć nie pogardę, lecz lęk przed masami, nieufność, że umieją się czegoś wyrzec, samoograniczyć, przyjąć wyższą od zachcianek rację. Co jest być może dalekim skutkiem zeświecczenia wszelkich sfer życia. Człowiek pozostający w perspektywie jakiejś religii doskonale zna post i wstrzemięźliwość jako jeden z wymiarów życia codziennego. Mamy jako ludzkość dobrze wyćwiczony mięsień wyrzeczenia, o czym akurat w Środę Popielcową nie trzeba tu przypominać. Mimo wielu dekad laicyzacji, nie sądzę, żeby uwiądł. Ja np. na czas Wielkiego Postu na pewno ograniczę przyswajanie treści naszych polityków. Kto wie, może do Wielkanocy zdołają przemyśleć, czy warto traktować nas jak dzieci. ©℗

Kiedy skończy mi się 16-kilogramowy limit na mięso, a jajka i sery też podobno „lewactwo” ograniczy, to jako źródło białka zostanie fasola. Żeby stworzyć turbopożywną zupę, spróbujcie takiej sztuczki: gotujemy w obfitej wodzie 250 g namoczonej fasoli (brązowej lub jasia) z dodatkiem marchwi łodygi selera. Odcedzamy, zostawiamy wodę. W dużym rondlu, na paru łyżkach oliwy, dusimy na wolnym ogniu posiekaną drobno cebulę, marchew i łodygę selera, wrzucamy pokrojone w drobną kostkę 4 ziemniaki, parę listków szałwii ząbek czosnku, podsmażamy krótko, zalewamy wodą spod fasoli tak, żeby ledwo wszystko przykryła, gotujemy do miękkości. Dodajemy połowę fasoli, miksujemy na gładki krem. Potem dokładamy resztę fasoli, na wydaniu dodajemy obficie natkę, tarty ostry ser i nieco oliwy. Albo dodatek podpatrzony u mistrza Bogdana Gałązki w jego nowym lokalu przy kinie Stolica w Warszawie, który bardzo polecam: łyżka tahiny, świetnie to do siebie pasuje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2023