Słońce

09.03.2003

Czyta się kilka minut

Choruję. I dobrze: nareszcie odpisałam na prawie wszystkie listy, stopniał też znacznie stos książek i gazet, odłożonych do przeczytania. Mam również czas na to, by w TVN 24 oglądać posiedzenia sejmowej komisji śledczej, od początku do końca. Zdecydowanie, żaden skrót, składanka czy relacj a nie umożliwiłyby takich doznań, jakie dają te kilkugodzinne transmisje. Obfitują one w długie, portretowe zbliżenia i pozwalają zajrzeć mówiącym w oczy, w to zwierciadło, jak wiadomo, duszy. W dynamicznym, dramatycznym przebiegu przesłuchań i sędziowie, i świadkowie, żeby nie wiem, jak się starali, nie są w stanie wszystkiego ukryć. Kamery rejestrują rzeczy tak zdradliwe, jak mowa ciała każdej osoby dramatu - mowa, w gruncie rzeczy, nie do opanowania - i wyolbrzymiają twarze. Drgnienie ust, rozbiegane źrenice, uchylona nagle maska opanowania, szczery uśmiech, pycha, wytworność, tupet, powściągliwość, odwaga, ironia, rzetelność - miny i wyrazy twarzy i przede wszystkim - oczy! - wszystko to jest istny raj dla fizjonomistów.

Jakoś więc te dnie mijają, nie jest tak źle, zwłaszcza że przez okna naszego mieszkania widać nie tylko dachy starych Jeżyc, ale i wielką połać nieba, po której przetacza się słońce. Widzę je zwykle tylko w postaci oślepiającej kulki, bo okna wychodzą na południe. A najpiękniejsze jest, jak wiadomo, wtedy, gdy wschodzi lub zachodzi. Na szczęście mam wspaniały album wydawnictwa Bentkowski („Słońce” - 2001, Białystok), kupiony w poznańskiej Bibliotece Ekologicznej, na wystawie fotografii Wiktora Wołkowa. Album jego prac zawiera wyłącznie portrety Słońca we wszystkich jego nastrojach i kolorach, o każdej porze roku. Podobno Wiktor Wołkow potrafi po parę godzin nurzać się po uszy w bagnach nad Biebrzą i czyhać z aparatem na ten jeden - jedyny moment: kiedy płonący brzeżek wyłoni się zza ciemnego horyzontu i wyśle pierwszy promień, który dotknie powierzchni wody.

Z wielkiej ilości wyjątkowo pięknych zdjęć zamieszczonych w tym albumie wybrałam sobie do podziwiania szczególnie jedno: ciemne i prawie pozbawione barw, przedstawia bezlistną gałązkę z jednym lepkim pąkiem i z kroplą rosy. Zwisa ona w punkcie ciężkości gałązki, której górna krawędź jest obrysowana nikłą linią światła. Wokół panuje jeszcze szary mrok, a Słońce, które właśnie wzeszło, całe się mieści w centrum tej ciężkiej kropli, jak w pomniejszającej soczewce.

Pan Wołkow jest wspaniałym artystą i ma duszę poety. Wydaje się zresztą, że jest i koneserem malarstwa. Jego fotografie często przypominają obrazy - jedne są barokowe i szalone, pełne blasków, kontrastów i rozwichrzonych obłoków, inne przypominają akwarele romantyczne, jeszcze inne - malarstwo abstrakcyjne, są też i takie, które cechują się precyzją i symetrią japońskich grafik. Jedne są soczyście dosłowne, inne są tylko aluzją; portretem Słońca jest przecież nawet puszysta sylwetka ptaka, wynurzająca się z ciemnego tła dzięki oświetlającemu go od tyłu niewidocznemu promieniowi. Pan Wołkow umie operować myślowym skrótem i niedopowiedzeniem. Jego fotografie są prawdziwym hymnem na cześć Natury i Słońca, tworzonym z pełnym zrozumieniem wszystkich jego symbolicznych znaczeń i odniesień.

Album opatrzony jest wstępem, napisanym przez wybitnego grafika, poetę i eseistę - pana Andrzeja Strumiłłę. Jest to tekst bogaty, erudycyjny, nadzwyczaj ciekawy. Zawiera nieco faktów naukowych (np.: „Słońce, nasze gwiazda karłowata, leci przez pustkowia Drogi Mlecznej z szybkością 250 kilometrów na sekundę, okrążając jądro galaktyki w ciągu 200 milionów lat.Lecimy ze Słońcem z szybkością około 20 kilometrów na sekundę w kierunku gwiazdy Wegi, tworząc helio sferę, heliopauzę i falę uderzeniową, wywołującą świecenie Fermiego, Korona Słońca o temperaturze ponad 500 tys. stopni Kelvina, przechodząca w pyły kosmiczne i światło zodiakalne, rozciąga się na miliony kilometrów” etc., etc.) - które to fakty skłaniają autora do następującej refleksji:

„Myślące białko za sprawą łaski niepojętej rozpoczęło proces poznawania i samopoznania. Zadziwiający jest ten fenomen naszej świadomości. Dociekliwość nakazuje nam badać makro- i mikrokosmos, uparcie szukać praprzyczyny życia poza nami, docierając w przestrzeń oddaloną o miliardy lat świetlnych (...), a jednocześnie sądzić z dystansu introspekcji swoje ludzkie losy i sumienie”.

Lub: ,,Tej nocy ukończyłem wstęp do książki »Słońce«”. Sam się sporo dowiedziałem. (...) Zobaczyłem też, jak straszną rzeczą jest zarozumiałość i pewność siebie, wynikająca z półwiedzy, a rodząca nietolerancję i nienawiść”.

Piękny i mądry tekst Andrzeja Strumiłły ozdobiony jest jego własnymi rysunkami i grafikami, własnoręcznie też opisany ślicznym charakterem pisma. Inkrustują zaś ten wstęp cytaty z dzieł literackich, mitów, Talmudu, Pisma Świętego, z Tybetańskiej Księgi Umarłych i z Koranu. Jest też cytat z „Drogi do wolności” Dalajlamy (w tłumaczeniu Sebastiana Musielaka):

,,Kiedy słońce świeci, nie czyni żadnych rozgraniczeń: oświetla każdą piędź ziemi, każdy kąt i zakamarek. Tacy właśnie powinniśmy być. My, buddyści praktykujący mahajanę, nie powinniśmy się troszczyć o własną korzyść, lecz za pomocą skoncentrowanego umysłu rozwijać w sobie odważną, altruistyczną postawę, biorąc na swe barki obowiązek działania dla dobra wszystkich czujących istot”. W mojej pamięci cytat ten uruchomił istną lawinę następnych, począwszy od starożytnych („Słońce wchodzi też do ustępów, a mimo to się nie brudzi”), poMickiewiczowskie ,,A słońce Prawdy wschodu nie zna i zachodu”. Ponieważ jednak pamięć mam dobrą, ale krótką, nie mogę sobie przypomnieć dokładnie cytatu, który przytoczyła na zakończenie swych zeznań pani Wanda Rapaczyńska. Słowa te miał wypowiedzieć wielki amerykański sędzia, a brzmiały jakoś tak: „Słońce jest najlepszym środkiem wybielającym”, czy może: dezynfekującym? oczyszczającym? - męczy mnie to, że nie pamiętam, więc wszczęłam poszukiwania po gazetach, odłożonych na pamiątkę chwil historycznych (nb. większość chwil w naszej epoce ma charakter historyczny, więc większość gazet po jakimś czasie wyrzucam). Ale, rzecz naprawdę dziwna, nie doszukałam się tych słów nigdzie. Owszem, streszczono lub przedrukowano wszystko mniej więcej, co pani Rapaczyńska miała do powiedzenia w wiadomej sprawie, lecz nikt nie uznał za stosowne włączyć do sprawozdania tego właśnie cytatu, który przytoczyła w ostatnim bodaj zdaniu swego oświadczenia.

Szkoda. Były to bowiem słowa znaczące i znamienne.

Lecz nauczyłam się już ostatnio, że i przemilczenia mają swoją wymowę.

Małgorzata Musierowicz

PS. W powodzi korespondencyjnej, jaka mnie od lat zalewa, z reguły giną mi koperty z adresami zwrotnymi. Dlatego proszę o kontakt pana Celestyna Brożka z Albuquerque: mam dla Pana niespodziankę! Dostałam w Bibliotece Ekologicznej taśmę z nagraniem audycji prof. Sokołowskiego, a także książeczkę o jego życiu i dziełach, która z pewnością Pana zachwyci. Wszystkich zainteresowanych ornitologią (a wiem z listów, że jest ich sporo!) odsyłam pod adres:

Regionalne Centrum Edukacji Ekologicznej Biblioteka Ekologiczna, 61-715 Poznań, ul. Kościuszki 79. Tel. (0-61) 852-41-39, 852-13-25, e-mail: rceebepz@free.ngo.pl
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2003