Słodki bilans. Felieton Pawła Bravo

15.08.2022

Czyta się kilka minut

 / AFRICA-STUDIO.COM / ADOBE STOCK
/ AFRICA-STUDIO.COM / ADOBE STOCK

Szesnaście złotych kosztuje jagodzian­­ka w prestiżowej krakowskiej śniadaniowni – bo powiedzieć: piekarnia to za mało na miejsce, gdzie zwykły chleb jest małą gwiazdką na niebie doświadczenia – która ostatnio przeniosła się w moje sąsiedztwo. Ta raczej brzydka ulica, znana dotąd w świecie z wybrzuszających się tramwajowych szyn. Czyli jako drugie po CERN w ­Genewie miejsce, gdzie człowiek umie zakrzywić przestrzeń. ­Teraz z wymytych witryn pada na nią blask frymuśnych wypieków. Krążę czasem w pobliżu, sycę się ściszonymi rozmowami, pamiętając, że dynamika wygaszania zgiełku jest jednym z lepiej opisanych przez antropologów miasta aspektów procesu gentryfikacji. W dobrych dzielnicach się nie krzyczy, nie trąbi, tramwaje suną bez zgrzytów po łukach, słychać wiatr i ptaki.

Akurat z ptakami to raczej słabo, i to nie dlatego, że niezgentryfikowana jedynka łomocze po torach jak wózek ze złomem, po prostu jerzyki wzięły i odleciały, zostawiając za sobą puste już, zdychające lato. „Gwiazdy i planety, stańcie na chwilę” – prosił bezskutecznie w „Nocy sierpniowej” Iwaszkiewicz, autor najlepiej po polsku pisanych instrukcji obsługi tych momentów w roku, kiedy szczególnie dotyka nas przemijanie. Zresztą, gdybym mieszkał w tak osobliwie pięknym – można się o tym przekonać, to niecała godzina jazdy kolejką z centrum Warszawy – miejscu, też miałbym podobną obsesję.

Gwiazdy nie dają się namówić na naruszenie kosmicznego ładu w imię naszej zachcianki, żeby podwoić porcję momentalnego szczęścia, która wydaje się nałożona zbyt skąpo, tak jak dobre lody na stacyjce w Podkowie, gdy po wizycie na stawiskiej dziedzinie czekamy na kolejkę powrotną do miasta. „Takiej drugiej nocy nie będziesz już miał” – słyszę wtedy głos pana Jarosława, a jednak częściej prześladuje mnie powtarzalność doznań.

Łypiąc przez szybę na jagodziankę i inne słodkie bułki (piękne, brakuje mi tylko jednego elementu: kręcących się dookoła uporczywych os), przypominam sobie, ile to już razy w sierpniu zanudzałem was apelami o asertywny stosunek do cukru i rzeczy słodkich. Bo to zwykle ten miesiąc, kiedy okresowe skoki popytu czynią ten surowiec problemem, źródłem rozmów w kolejce o tym, że tak drogo to jeszcze nigdy nie było. Inflacja i okołowojenne stadne odruchy konsumentów wyostrzają zachwiania rynku i ostatnio po prostu znika z półek. Ale sam sierpniowy problem z kryształem jest w swej istocie stary jak odruch, żeby nakupić owoców i zapakować je w słoiki.

Odruch zrozumiały, przynajmniej kiedyś, ze względów oszczędnościowych, choć dziś przy gigantycznej skali przemysłowego przetwórstwa raczej nie pobijemy kosztowo dżemu z wielkiego koncernu. Ale tu wchodzi druga, na pewno ważniejsza od ekonomicznej racja – zdrowotna. ­Czytamy etykiety i wyciągamy wnioski. Ogarnia nas chęć kontroli nad tym, co jemy, dopilnowania, żeby do słoika nie ­trafiały dodatkowe świństwa. Choć tak po prawdzie to i cukier wystarcza za „świństwo” – nie z powodu swej chemicznej natury, co ilości, która już od dawna czyni go de facto trucizną.

Nasza dieta – nawet kogoś, kto nie je typowych „słodyczy” – jest tak naszprycowana syropem glukozowo-fruktozowym, że mechanizmy przyswajania cukrów mamy na ogół zaburzone, i to w sposób perfidny, bo np. fruktoza nie powoduje reakcji enzymatycznych, które mózgowi dają sygnał, żeby zatrzymać poczucie głodu. Syrop produkuje się z kukurydzy, więc zapewne i on wkrótce zdrożeje, może zaczną go mniej dodawać, ale na razie jest naprawdę wszędzie, trudno go tak po prostu wyciąć, żeby powrócić do słodkiego bilansu ludzi z pokolenia naszych dziadków. Z drugiej zaś strony nawet w najzdrowszych powidłach cukier musi być jako najskuteczniejszy „naturalny” konserwant, podobnie jak w wypiekach, które nie tylko smak, ale i chrupkość oraz barwę zawdzięczają różnym aspektom karmelizacji. Z tego błędnego koła nie ma ucieczki innej niż przez daleko posuniętą powściągliwość. Te parę słoików dżemu zrobię w tym roku dla samej przyjemności robienia, bo lubię się upaćkać przy tej pracy i kojarzy mi się z troską o siebie. Ale w imię tej samej troski oddam wszystkie słoiki, tylko jeden zachowam na pamiątkę tego lata.

I zjem, póki ono jeszcze trwa, jagodziankę. Jedną jedyną, nie dlatego, że kosmiczna cena, tylko że słodkie szkodzi. Niechże raz beztrosko zanurzę zęby w nadzieniu, ani się obejrzymy, kiedy głos Iwaszkiewicza z radiowych nagrań (ostatnio przypomniał je Radosław Romaniuk w świetnym podkaście ­„Pełnia literatury”) napomni nas inwokacją jesiennego tym razem wiersza o żalu: „Plejady to gwiazdozbiór już październikowy”. ©℗

Gdy mnie kto w trakcie salonowej konwersacji spyta: „jaką książkę zabrałbyś na bezludną wyspę”, uchylam się od odpowiedzi, ale wiem, jakie byłoby „szkodliwe” ciasto, gdybym miał już zjeść tylko raz – to szczególny rodzaj sernika na zimno. Rozpuszczamy 6 g żelatyny w trzech łyżkach chłodnej, ledwo letniej wody. W garnuszku o grubym dnie podgrzewamy, stale mieszając, prawie do wrzenia ok. 180-190 g śmietanki 30%. Dodajemy tabliczkę drobno posiekanej białej czekolady, trzy łyżki cukru i żelatynę, ostrożnie mieszamy, dalej podgrzewając na bardzo małym ogniu kilka minut. Krótko studzimy i ostrożnie łączymy z 250 g (niecały kubek) tzw. greckiego jogurtu (najbardziej lubię ten firmy Maluta). Wylewamy masę na spód do tarty z kruchego ciasta. Odstawiamy pod przykryciem do lodówki na co najmniej dwie godziny. W połowie chłodzenia delikatnie „osadzamy” w masie maliny, jagody albo połówki truskawek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2022