Ślady obecności filozofa, czyli fenomen późnej Skargi

Kiedy jeden coś do mnie mówi, a drugi mówi to samo, to nie jest to to samo. Kiedy człowiek zwraca się do człowieka ze słowem, w którym wypowiada to, co zrozumiał, to nie idzie przy tym jedynie o idealne treści zdań. Te są dobre, by grać nimi w karty. Słowa jednak, które przekazują rozumienie, nabierają znaczenia w zależności od tego, kto je wypowiada. To »kto« znaczy tu m.in., jakie doświadczenie uwiarygodnia jego rozumienie.

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Dziarscy pośpieszni wspinacze akademickich szczytów i szczycików, mimo swej żargonowej elokwencji, najczęściej niewiele mają nam do powiedzenia. Potrafią zdobywać najwyższe tytuły, zanim jeszcze cokolwiek z życia zrozumieją. Nawet jeśli któryś, mając nastrój, produkuje myśli, a może nawet wpada w nawyk takiego produkowania, to w konfrontacji z kimś, kto myśli i przemawia z głębi dramatycznie przeżytego i w ciszy dojrzałego rozumienia, wydać się on musi jedynie intelektualnym ekwilibrystą.

Z drugiej strony, zawodzenia malkontentów z powodu upadku wszelkich autorytetów mylą rzeczywisty ich brak z brakiem woli ich posiadania. Kiedy jednak uciszymy zgiełk wokół nas i spróbujemy nasłuchiwać na właściwej fali, dosłyszymy głos autorytetu, głos kogoś, kto doświadczył, doświadczenie myślą przeniknął, pozwolił mu spokojnie dojrzeć i oto przemawia brzemienny mądrością. Ów autorytet to Barbara Skarga, filozof, rocznik 1919. Choć swą pierwszą książkę badawczą opublikowała już przed czterdziestu laty, to jednak dopiero jej książki ostatnie stanowią owo rzadkie spojenie dojrzałej mądrości z filozoficzną kompetencją, kompetencją, która opiera się panującym na rynku idei filozoficznych modom, ale nie dlatego, że ich po prostu nie zna, lecz dlatego, iż krytycznie je ocenia. Mądrość późnej Skargi jest dla nas wszystkich darem niezwykłym.

Aresztowana we wrześniu 1944 przez sowietów (kierowała łącznością terenową okręgu wileńskiego AK) spędziła w więzieniu, w łagrach i na zesłaniu ponad 11 lat. Przebieg jej późniejszej pracy naukowej można pojąć jako powolną i naturalną ewolucję: od studiów nad narodzinami polskiej myśli pozytywistycznej, poprzez pozytywizm francuski i jego zmierzch, do studiów nad Bergsonem, które z kolei przygotowały ją do spotkania z Levinasem i do studiów nad Heideggerem. Osobiście jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż w myśleniu Skargi dokonał się w latach 80. znaczący przełom, owocujący zmianą tematu i zmianą tonu. Być może po części przełom ten dokonał się też w świadomości czytelnika.

Lata „Solidarności”, pierwsze lata stanu wojennego, to równocześnie dla Skargi - wówczas już autorki około 10 książek filozoficznych - lata pracy nad tomem wspomnień obozowych (wydane przez Instytut Literacki w Paryżu, w roku 1985, pod nazwiskiem Wiktoria Kraśniewska i pod ironicznym tytułem „Po wyzwoleniu... 19441955”, w kraju wydane przez poznańskie wydawnictwo „W drodze”, w roku 1990, i już pod nazwiskiem Barbara Skarga). Sądzę, iż spisanie i opublikowanie tych wspomnień coś zmieniło w relacji Autorki z czytelnikami. Dla czytelnika była już kimś innym i co innego znaczyło to, co pisała. Prawdopodobnie inaczej też wtedy zaczęła rozumieć swe zadanie w filozofii. Jakby coś się odblokowało. Późniejsze jej książki nie mają już charakteru systematycznych studiów historycznych, lecz przynależą, mym zdaniem, do owej filozofii mądrościowej, którą tworzą nie profesorowie filozofii, lecz filozofowie. Dzisiaj, kiedy powiększa się rozziew pomiędzy filozofią profesorów i filozofią filozofów, postać Skargi rodzi nadzieję. Sama Skarga w swej ostatniej książce, „Ślad i obecność”, tłumaczy wprawdzie skromnie: „nie ma to być rozprawa - niestać mnie na nią” (s. 216), ale chciałoby się dodać „na szczęście”.

Myślenie filozoficzne, które - a tak jest u Skargi - intensywnie przeżywa pytanie o człowieka, jeśli nawet wyznaje, iż „nie ma na to pytanie odpowiedzi” (s. 242), szkicuje przecież jego portret. Jednak nie tylko, jest bowiem również autoportretem autora. Rozpoznawanie przez niego śladów i wędrowanie ich tropem jest zarazem opisywaniem siebie. Jaki jest tedy autoportret Skargi? Pośród odnajdowanych w nim śladów odróżnić trzeba, zgodnie z jej analizą śladu: piętno, blizny i wezwanie.

Piętno ma zawsze wymiar etyczny, bycie ludzkie jest skażone. „Ta plama, ta zmaza, choć nie przyłożyliśmy do niej ręki i nie zaistniała z naszej winy, ma źródło w postawach i działaniach innych ludzi, niekiedy całych grup społecznych” (s. 83). Skargapisze o „niesmaku”, o „poczuciu splamienia”. „Wszakże ta plama jest śladem zła czynionego przez innych, my zaś nie mamy siły, by wzbudzić w nich wstyd i wyrzuty sumienia” (s. 84). Dlaczego jednak wstydzę się za innych? Dlaczego noszę piętno zła czynionego przez nich? Skarga znajduje tu dowód na siłę więzi społecznej, silniejszej „niżeli nam się wydaje”. Ci, którzy depczą „tysiącletnie wartości”, plamią całość naszego świata, „za który zawsze w jakiś sposób jesteśmy odpowiedzialni. Ten wstyd jest świadectwem lęku przed zagrożeniem naruszenia, a może nawet unicestwienia sensu tego świata” (s. 86-87).

Blizna natomiast jest śladem zranienia, proces gojenia się jest długi, bywa, że blizna nie goi się nigdy. Skarga mówi o zranieniu utratą, wygnaniem i prześladowaniem. Nie idzie tu o utratę majątku czy stanowiska. Wskutek rzeczywistej utraty, np. ukochanego, powstaje niczym nie dająca się zastąpić pustka. Tracimy orientację, nie potrafimy dalej żyć, „jesteśmy wpółmartwi” i upływ czasu nic tu nie pomoże. „Ślad śmierci mówi o bezsensie całego mojego życia” (s. 91). Utracić bliskiego człowieka można jednaknie tylko przez śmierć. Formą utraty, niekiedy jeszcze bardziej bolesną, jest zdrada.

Utracić można też dom. Wygnanie to właśnie utrata domu. Nie idzie o dom jako budynek, idzie o swoje miejsce na Ziemi, „w które się wrasta”, w którym „uczę się być sobą”. Za utraconym domem się tęskni, ale „nie można wrócić do domu, który został zmieciony z powierzchni ziemi” (s.95). Wygnanie jako bycie wśród obcych, wśród nieprzyjaciół, oznacza zarazem prześladowanie. Prze-śladowanie jest tropieniem kogoś w celu poniżenia go czy wręcz unicestwienia, niszczy ono to, co najcenniejsze - niszczy ludzkie Ja. Znikąd nie widać ratunku, bezradność absolutna. Toteż „ten, kto był prześladowany, nosi blizny, które nieustannie krwawią” (s. 97).

Blizny - w odróżnieniu od napiętnowania splamieniem, które może niekiedy nawet wzmocnić człowieka, nadać mu kierunek - gubią go, rozbijają. Człowiekowi z bliznami doprawdy trudno żyć pośród nowych pokoleń, które być może wiedzą coś o dokonywanych zbrodniach, ale same żadnych blizn już nie mają.

Pozostaje jeszcze ślad-wezwanie. Ślad bowiem może również być śladem wzywającym. Ślad taki nie jest już czymś bolesnym, jest czymś pozytywnym, budzi nadzieję i wiedzie nas ku przyszłości. Człowiek jest bytem wezwanym, wezwanie przynależy strukturze jego bycia. „Wezwanie odzywa się w pragnieniu nieskończoności, w głosie odpowiedzialności za innego, w bierności przyjmującej etyczny nakaz itd.” (s. 102). Wzywającym może być też filozof. W błyskach jego myśli odnaleźć można ślady, które wzywają. Zrozumieć filozofa, znaczy pójść za tymi śladami. Ślady-wezwania są dla nas „darem, błogosławieństwem, wizją spełnienia”, „znaczą nas samych” (s. 105).

Kto przeczytał „Po wyzwoleniu...”, zrozumie, że szkicowany w „Śladzie i obecności” portret człowieka jest zarazem autoportretem. I zrozumie też, dlaczego nazwałem mądrość Skargi darem dla nas, którzy oto mamy szansę pójść przebłyskującymi w jej świadectwie śladami.

Nie wiem, komu dziękować za ten dar? Bogu, losowi, Jej? Myślę, że przede wszystkim Jej. Choć to, że jest, zdaje mi się cudem, przecież tak łatwo mogłoby Jej nie być. Dzisiaj, kiedy tak wielu jest ludzi, którzy tak niewiele utracili, którzy przeto tak mało mogą zrozumieć (bo kto tylko młodość utracił, niewiele zrozumie), dzisiaj, kiedy współcześni sofiści ogłaszają koniec metafizyki, koniec wszelkiej obecności, przeto i koniec człowieka, i nieistot-ność wszelkiego myślenia, pojawia się filozof, tak boleśnie napiętnowany i pełen blizn, który po latach odnajduje ślady, na powrót prowadzące do obecności, do człowieka, do myślenia. A „przez myślenie otwiera się droga ku mądrości, a mądrość jest wrażliwa na ślady dobra i prowadzi do godnego życia” (s. 234).

Ów dar oznacza jednak ambaras. Bo czy wiemy, co z nim zrobić? Czy będziemy umieli go przyjąć i nie roztrwonić? „Dokonajmy więc skoku i popatrzmy na myślenie ze zgoła innej perspektywy, w której traci ono cały swój blask teoretyczności i logiki. Bo czyż nie myślimy o kimś lub o czymś z pragnieniem, tęsknotą, radością? Czyż nie myślimy o tym, co spotkać nas może lub już spotkało? Czyż bezmyślny jest człowiek spoglądający z zachwytem na piękny pejzaż lub dzieło sztuki? Wszakże, gdy myślę o tym kimś, kto jest przede mną i z kim rozmawiam, staram się go zrozumieć. Rozumienie zaś to nie wiedza, która ma dziwną moc zawładnięcia swym przedmiotem, zdobycia nad nim panowania. W rozumieniu jest zgoła coś innego. Zrozumieć to współczuć, to przejąć się tym, co inny do mnie mówi, jego troską, jego biedami. Myśleć, to także wyciągnąć rękę. Myślimy, gdy kochamy i gdy pragniemy prosić o wybaczenie. To pierwszy krok ...” (s. 130). 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003