Ślad po mezuzie

Sprawa dawnych żydowskich majątków nie została uregulowana przez żaden z rządów - ani komunistyczny, ani demokratyczny. Nadal dzieli ludzi i narody. Ustawa w sprawie rekompensat ma zostać przyjęta do końca roku. Nie ma jednak pewności, że tak się rzeczywiście stanie, nie mówiąc już o tym, czy nowe prawo rozwiąże wszystkie aspekty problemu.

06.03.2007

Czyta się kilka minut

rys. A. Pieniek /
rys. A. Pieniek /

Starszy pan pewnie wchodzi do odnowionego, pomalowanego na pastelowo pałacyku. Mimo kilkudziesięciu lat, które upłynęły od jego ostatniej wizyty, bezbłędnie rozpoznaje drzwi prowadzące do łazienki i salonu. "O, tu stało radio, przy którym co rano siadał dziadek" - mówi 82-letni Stanisław Aronson i rozgląda się z zaciekawieniem po przestronnym holu. Ludzie stojący w kolejkach do okienek (teraz mieści się tu bank) nie zwracają na niego uwagi. Doskakuje za to ochroniarz. Nieufnie wysłuchuje tłumaczenia, że Aronson kiedyś tu mieszkał. Wycofuje się do telefonu i zaraz przybiega drobna, energiczna brunetka, która przedstawia się jako dyrektor placówki. Równie jak ochroniarz zaskoczona zwięzłą opowieścią o przedwojennym dzieciństwie, mówi stanowczo: "Proszę się stąd nie ruszać" i znika w swoim gabinecie. Za chwilę to starszy pan jest zaskoczony, bo pani dyrektor wręcza mu pięknie zapakowaną butelkę dobrego wina. "To dla nas zaszczyt, że nas Pan odwiedził. Proszę zostać, jak długo Pan zechce" - mówi i taktownie odchodzi. Stanisław Aronson rozgląda się dookoła, puka do swojego dawnego pokoju. Pani Basia wciśnięta za biurko, które stoi tam, gdzie kiedyś było łóżko, uśmiecha się nieśmiało. Krępujące to jednak. Gość wychodzi, zatrzymuje się za drzwiami i zadziera wysoko głowę. "O, jest!" - cieszy się i pokazuje na widniejący nad wejściem emblemat z inicjałami jego dziadka, który pałacyk zbudował, i datą 1911 r.

Jedynemu wnukowi, który ocalał z Zagłady, domu nie udało się odzyskać. Sąd stwierdził, że nie zgłosił zastrzeżeń, kiedy po wojnie pałacyk przejęło państwo. Trudno, żeby je zgłosił - żołnierz AK, członek Kedywu, czyli Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, musiał uciekać z kraju w obawie przed aresztowaniem przez NKWD. Sprawa przepadła, tym bardziej że dom ma już teraz innego właściciela. Demokratyczna Polska sprzedała go po rynkowej cenie.

Przyjazny brak porozumienia

Takich historii jest wiele - ludzi skrzywdzonych przez wojnę, komunizm i prawny zastój wolnej Polski. Rodzinne domy i majątki przepadły na zawsze i dobrze, jeśli można je chociaż obejrzeć. Dr Jan Jagielski z Żydowskiego Instytutu Historycznego często towarzyszy Żydom, którzy urodzili się w Polsce, lub ich potomkom, kiedy przyjeżdżają z zagranicy zobaczyć raz jeszcze miejsce swego pochodzenia. Reakcja obecnych mieszkańców domów bywa nieprzyjazna, podszyta lękiem. - Bywa i tak, że nikt nas nie chce wpuścić. "Pan po majątek?" - pytają. Czasem słychać, jak rozmawiają między sobą: "O, jak ci Żydzi patrzą" - opowiada Jagielski. - Polacy trafiali do tych domów zaraz po tym, jak żydowscy mieszkańcy musieli je opuścić. Władze komunistyczne bądź sankcjonowały niemieckie prawa, bądź ludzie ci mieszkali tam bez prawa własności. Teraz kolejne pokolenia po prostu się boją.

Potomkowie polskich Żydów zazwyczaj nie chcą jednak czegokolwiek zabierać, chcą jedynie zobaczyć miejsce, z którego pochodzą. I czasem są zaskoczeni. Spodziewają się pięknych domów, a zastają rozpadające się chałupy z wygódką na podwórzu. - Są zaskoczeni, że np. na framudze drzwi nadal jest ślad po mezuzie, małym pojemniku zawierającym dwa fragmenty Tory. Dziwią się, że przez te ponad 60 lat nikt framugi nie wymienił - mówi Jagielski.

Sprawa majątków nie została uregulowana przez żaden z rządów - ani komunistyczny, ani demokratyczny. Nadal dzieli ludzi. Po jednej stronie jest poczucie krzywdy, po drugiej wrogość i lęk. - To są już kolejne pokolenia. Nigdy się tego nie rozwiąże - wzdycha z żalem Jagielski.

Kiedy w ubiegłym tygodniu do Warszawy na rozmowy z przedstawicielami polskich władz przyjechali Israel Singer i Gideon Taylor, przewodniczący Światowej Organizacji ds. Żydowskich Odszkodowań i wiceprzewodniczący Konferencji Roszczeń (Claims Conference), o sprawie odszkodowań dla dawnych żydowskich obywateli Polski znów zrobiło się głośno. Premier Jarosław Kaczyński poinformował, że prace nad ustawą o rekompensatach za majątki przejęte przez państwo w latach 1944-62 już się zakończyły. W projekcie, który trafił już do Sejmu (zajmuje się nim komisja nadzwyczajna), proponuje się rekompensatę w wysokości 15 proc. utraconego majątku. Dla przedstawicieli Konferencji Roszczeń, reprezentującej większość organizacji żydowskich, to nie do przyjęcia. Israel Singer mówił o stuprocentowej lub niewiele mniejszej rekompensacie. Wypłaty w takiej wysokości są z kolei niemożliwe dla polskiego państwa. Mimo przyjacielskiej atmosfery spotkań, nie doszło do porozumienia.

Jeszcze w marcu do sejmowej komisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia rządowego projektu ustawy o rekompensatach za przejęte przez państwo nieruchomości oraz niektóre inne składniki mienia ma trafić rządowa autopoprawka. - Ma ona dawać możliwość ewentualnego zwrotu w naturze. Czy będzie możliwy również zwrot zastępczy, tego nie wiadomo - mówi przewodniczący komisji Marek Suski (PiS). Natomiast autopoprawka nie będzie zmieniała wysokości rekompensaty. Nie zadowoli to raczej organizacji żydowskich, podobnie jak fakt, że ustawa przewiduje wypłatę rekompensat tylko dla dawnych właścicieli i ich spadkobierców. Jeśli tych spadkobierców nie ma, majątek przejdzie na rzecz skarbu państwa - tymczasem w środowiskach żydowskich pojawia się postulat, aby został przekazany państwu izraelskiemu. Israel Singer nie chciał o tym w Warszawie mówić, choć przyznał, że sprawa jest drażliwa. W sytuacji, gdy wielu wymordowanych w czasie wojny Żydów polskich utożsamiało się przede wszystkim z państwem polskim i nie miało przekonań syjonistycznych, argumenty za poparciem takiego wniosku wcale nie są oczywiste. Przede wszystkim jednak, stroną w rozmowach na ten temat musiałby być Izrael, a nie najbardziej nawet wpływowa międzynarodowa organizacja. Po drugie, w sprawie tej nie toczą się negocjacje z organizacjami żydowskimi, choć ich opinie mogą być brane pod uwagę. Ostateczny kształt ustawy - trudnej i kontrowersyjnej - będzie zależał tylko od polskich parlamentarzystów.

Ostatni w byłym bloku

Na razie na wznowienie prac nad ustawą czeka sejmowa komisja. Zdaniem Julii Pitery, posłanki PO pracującej w komisji nadzwyczajnej ds. ustawy o rekompensatach, ustawa - dobra ustawa, jak podkreśla - powinna powstać jak najszybciej. - Nieuregulowanie tej kwestii daje pole do korupcji wokół nieruchomości. Najpierw trzeba się jednak zastanowić, co można zwrócić w naturze, potem rozważyć możliwość obligacji czy mienia zastępczego np. w postaci gruntów - mówi. Według Pitery, dyskusja na temat procentów jest przedwczesna, zważywszy, że nie jest jeszcze znana wysokość roszczeń. - Według szacunków, roszczenia mogą wynosić mniej więcej od 60 do 90 mld zł. Różnica wynika m.in. z różnic cenowych czy wzrostu wartości gruntu - wyjaśnia Marek Suski.

Polska obciążona jest niechlubnym mianem ostatniego kraju bloku wschodniego, który nie uporał się z problemem rekompensat dla dawnych właścicieli majątków. Nie jest to usprawiedliwienie, ale jej sytuacja jest jednak wyjątkowo trudna - choćby ze względu na potężne powojenne przesunięcie granic. Komunizm uniemożliwiał uczciwe rozwiązanie kwestii majątkowych. Poszkodowani są nie tylko polscy Żydzi, ale także mieszkańcy dawnych Kresów czy posiadacze majątków skonfiskowanych przez państwo. Sprawę mienia Zabużan rozwiązano ustawą z 2005 r., przyznającą 20-procentowe odszkodowania (ich wypłata nadal trwa). Inni czekają. Dlatego polskie i żydowskie stowarzyszenia zrzeszające dawnych właścicieli i ich spadkobierców postanowiły działać razem: z przedstawicielami żydowskiej Konferencji Roszczeń współpracuje Polska Unia Właścicieli Nieruchomości. Z pewnością w ten sposób potencjalna presja dawnych właścicieli będzie skuteczniejsza, ale, co najważniejsze, porozumienie pomoże odsunąć od sprawy rekompensat podziały narodowościowe. Faktem bowiem jest, że emocje budzi nieraz samo określenie "mienie żydowskie". Trudno byłoby znaleźć głosy oskarżające Zabużan o chęć finansowego wykończenia polskiego państwa, natomiast pod adresem organizacji żydowskich padają najróżniejsze inwektywy. Np. przed wizytą Israela Singera w Warszawie "Nasz Dziennik" poinformował o inicjatywie członków Senatorskiego Klubu Narodowego, aby polski MSZ uznał go za persona non grata.

Od 1997 r. obowiązuje ustawa o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, które na jej mocy mogą odzyskiwać majątek należący do gmin przedwojennych. Proces ten nie przebiega jednak ani gładko, ani szybko. W ciągu ostatnich dziesięciu lat, jak podaje dyrektor gminy warszawskiej Piotr Rytka Zandberg, udało się odzyskać ok. 400 obiektów: synagog, cmentarzy i placów. Na rozpatrzenie przez państwową komisję (przedstawiciele Skarbu Państwa i MSW) czeka ponad 5 tys. wniosków! Nie jest to też przyjemne. Zandberga, odwiedzającego różne miejscowości podczas negocjowania zwrotu majątku przedwojennej gminy żydowskiej, najbardziej przygnębia stan żydowskich cmentarzy. Zazwyczaj jest bowiem tak, że lokalne władze chętnie wykorzystują dawny żydowski majątek, ale brak im wrażliwości, wyobraźni albo po prostu chęci, by zadbać o groby dawnych mieszkańców. - Mówią, że to my powinniśmy dbać o cmentarze - mówi Zandberg. - Ale jak mamy to zrobić? Obecnie w Polsce żyje 4 tysiące członków żydowskich gmin wyznaniowych. Miasteczek, w których Żydzi kiedyś mieszkali, jest dziesięć tysięcy!

Jego zdaniem, opiekę nad cmentarzami powinny przejąć władze centralne, skoro lokalne sobie z tym nie radzą. - W pełni popieram też organizacje żydowskie postulujące utworzenie specjalnego funduszu, z którego można by finansować renowację cmentarzy - mówi Zandberg, podkreślając, że to jego prywatne zdanie. - Taki fundusz mógłby stworzyć polski rząd. To byłby znakomity krok w kierunku poprawy wizerunku Polski za granicą. Bo to, co się teraz dzieje z żydowskimi cmentarzami, to hucpa! To wstyd!

***

Polska musi się z problemem rekompensat ostatecznie uporać. Nie można go już odwlekać, bo dalsza zwłoka będzie mieć nie tylko konsekwencje dla opinii kraju, ale także konsekwencje finansowe. Już teraz kilkuset byłych właścicieli lub ich spadkobierców domaga się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu wysokich odszkodowań od Polski. Jeśli szybko kwestii majątkowych nie rozwiążemy, może być ich znacznie więcej, a zasądzone odszkodowania mogą okazać się wyższe niż dotychczas planowane rekompensaty.

Zapewne żadne z rozwiązań przyjętych przez państwo polskie nie zadowoli wszystkich zainteresowanych. Będzie jednak znaczącym krokiem w kierunku ostatecznego uregulowania tej sprawy. Tak, aby dawni właściciele nie bali się odwiedzać swoich dawnych domów i by ich obecni mieszkańcy nie czuli lęku przed pojawiającymi się gośćmi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2007