Po terminie

Zmiana w zasadach reprywatyzacji ma położyć kres oszustwom. Przy okazji może pozbawić ojcowizny pewnego cichego bohatera Polski i Izraela.

12.07.2021

Czyta się kilka minut

Stanisław Aronson na balkonie swojego mieszkania w Tel Awiwie, lipiec 2021 r. / KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET
Stanisław Aronson na balkonie swojego mieszkania w Tel Awiwie, lipiec 2021 r. / KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET

Siódme piętro zadbanego bloku w północnej części Tel Awiwu. Czeka na balkonie mieszkania urządzonego po europejsku. Na mój widok wstaje, wita się krótko, kątem oka zerka na zegarek. Zauważył, że jestem trzy minuty po czasie.

Uświadamiam sobie, że w to piątkowe popołudnie nie spotykamy się w Izraelu, lecz gdzieś między Tel Awiwem a Warszawą. Mój gospodarz należy do przedwojennej polskiej inteligencji, więc obowiązują tu inne zasady. Świetna pamięć, erudycja, bogaty język, który wrócił do niego po czterdziestu latach nieużywania: to Stanisław Aronson, rocznik 1925, pseudonim „Rysiek”. Oficer AK, żołnierz Kedywu, który o wolną Polskę walczył w powstaniu warszawskim, a o przetrwanie Izraela w wojnie o jego niepodległość i kolejnych. Mówiąc krótko – bohater obojga narodów.

W tym bloku, w korytarzu naprzeciw Aronsona, mieszkał kiedyś Jair Lapid – ten, któremu niedawno, po wielu miesiącach politycznego impasu, udało się powołać koalicję rządową opozycyjną wobec Beniamina Netanjahu. I ten, który na wieść o nowelizacji Kodeksu Postępowania Administracyjnego w Polsce – już jako minister spraw zagranicznych – skomentował, że jest ona niemoralna, bo uderza w pamięć o Holokauście. Teraz Lapid mieszka z rodziną po drugiej stronie ulicy, w niewielkim bliźniaku. Przy podjeździe stoi radiowóz, kręci się ochrona.

– Był jeszcze dziennikarzem, gdy u nas mieszkał, nigdy z nim dłużej nie rozmawiałem. Gdybym teraz miał okazję, tobym mu powiedział, że przegiął. Od razu podniósł temat Holokaustu, a przecież te domy nie za Niemców nam odbierano, tylko za komunistów. Gdyby Rosjanie weszli bez Niemców, to samo by zrobili! Uważam, że reprywatyzacja niepotrzebnie zrobiła się polityczna. Dekret Bieruta jest sprawą przede wszystkim polską i tylko w niewielkim procencie dotyka polskich Żydów. Żeby takie piekło z tego powodu rozpętywać, żeby sobie oba kraje skakały do gardeł? To się w głowie nie mieści – kręci głową Aronson.

Wie, co mówi, bo i wojnę, i reprywatyzację poznał na własnej skórze.

Kres idylli

Patrycja Bukalska, dziennikarka „Tygodnika” i autorka książki „Rysiek z Kedywu”, tak opisuje swoją i Aronsona wizytę w Łodzi, w jego rodzinnym domu: „Pałacyk na Żeromskiego (...) wymuskany, pomalowany na jasne kolory, zagubił się w czasie. Stanisław Aronson krąży wokół niego i też nie wszystko mu się zgadza. Tu były budy dla psów, a tu, za płotem, fabryka dziadka. A może trochę dalej? (...) Tu był jeszcze kort tenisowy. Nie, fabryka musiała być dalej, choć łączyła się z ogrodem. Staje przed głównym wejściem i zadziera głowę. Jest. Nad drzwiami widnieją inicjały JK – Jakub Kaffeman – i rok 1911”.

Mowa o Krajowej Fabryce Wstążek, której Jakub był właścicielem wraz ze swoim zięciem, a ojcem Stanisława – Waldemarem Aronsonem. Kaffemanowie i Aronsonowie byli zamożni, prócz fabryki mieli duże udziały w warszawskim Pasażu Simonsa, najbardziej luksusowej galerii handlowej przedwojennej Warszawy.

Choć Stanisław urodził się w Warszawie, to właśnie przy Żeromskiego w Łodzi spędził swoje dalsze dzieciństwo, które w jego pamięci wyryło się wręcz idyllicznie. Pochodził z dużej rodziny zasymilowanych Żydów, dla których edukacja i świeckie wychowanie w duchu polskiego patriotyzmu było czymś oczywistym. Żydowską tradycję podtrzymywano okazjonalnie; Aronson wspomina, że głównie po to, by okazać szacunek dziadkom.

We wrześniu 1939 r. Aronsonowie uciekli z Łodzi: najpierw do Warszawy, potem na ziemie wschodnie RP, do rodziny. Po tułaczce wylądowali we Lwowie, pod okupacją sowiecką. Gdy Hitler uderzył na swojego dotychczasowego sojusznika Stalina i na ziemiach wschodnich wybuchły pogromy (w tym lwowskim, w lipcu 1941 r., zginęło kilka tysięcy Żydów), Aronsonowie uznali, że lepiej będzie przenieść się do warszawskiego getta.

„Miałem szesnaście lat. Ja wtedy zobaczyłem pierwszego trupa na chodniku. Był jak woskowa lala, blady, jak zabawka mojej siostry; leżał przykryty gazetą. (...) Wtedy skończyło się moje życie, moja młodość” – mówił Aronson w książce „Wojna nadejdzie jutro” (wywiadzie rzece udzielonym Emilowi Maratowi i Michałowi Wójcikowi).

Nowa rodzina

Po raz ostatni swoją rodzinę zobaczył na Umschlagplatzu podczas likwidacji getta. Wpakowany do transportu do Auschwitz, uciekł z niego przez okienko na końcu wagonu, gdy pociąg stanął nocą w polach. W kieszeni miał numer telefonu do przyjaciółki siostry. To u niej, w Warszawie, poznał Józefa Rybickiego, dowódcę elitarnego Kedywu w okręgu warszawskim AK. Otrzymał nowe papiery na nazwisko Żurawski, a potem Żukowski. I pseudonim: „Rysiek”.

Rybickiego uważał za swojego drugiego ojca, a Kedyw za nową rodzinę. Wraz z nimi stanął do walki w powstaniu warszawskim. „Rybicki tak dobierał ludzi, aby żadnych antysemickich nastrojów nie było (...). Nigdy nie czułem się tak blisko z jakąś grupą. Ona była jak azyl, jak schron. Ja wtedy byłem kompletnie sam, sam jak palec, a oni mnie przygarnęli” – mówił Maratowi i Wójcikowi.

Potem, już w Izraelu, będzie stać na straży dobrej pamięci o Armii Krajowej. Będzie się denerwować, gdy ktoś zarzuci jej systemowy antysemityzm. – Prawda jest taka: gdzie dowódca był antysemitą, tam cały oddział był antysemicki. Ale w Warszawie tak nie było. Rybicki bardzo chciał nam pomagać. W Kedywie było nas, Żydów, trzech: ja, Stasiu Likiernik i jeden lekarz, którzy zginął podczas akcji. Ale gdy mnie przyjmowano, Rybicki zastrzegł: nie opowiadaj nikomu, że jesteś Żydem, bo będą plotki, a to narazi cały oddział – opowiada Aronson podczas naszego spotkania.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa za akowską działalność. Uciekł, a potem znów został złapany, podczas próby wyjazdu do Palestyny. Po ponownej ucieczce przedostał się do Włoch, gdzie zgłosił się do Drugiego Korpusu generała Władysława Andersa. Wyjechał do rodziny do Palestyny, gdzie wciąż służył w stacjonujących tam polskich oddziałach.

Wkrótce po tym, jak oficjalnie zwolnił się z Wojska Polskiego, w Palestynie wybuchła wojna o niepodległość młodego żydowskiego państwa. Aronson wstąpił do izraelskiej armii. Potem walczył w kolejnych wojnach, osiągając stopień podpułkownika.

Rzecz o sprawiedliwości

W Izraelu pozostał w cieniu. Jego historia jest tu nieznana, nie udziela wywiadów, nie pokazuje się na przyjęciach. Nie lubi, jak mówi, „być w świetle”. Zresztą to, co miałby do powiedzenia, nie wszystkim by się spodobało.

– Wojna jest straszną rzeczą. Wypełniła większość mojego życia. Stąd wiem, że ona do niczego nie prowadzi. A nasza nieustanna wojna z Palestyńczykami jest nie do wygrania – mówi dzisiaj. – Oni tu żyją i tu zostaną, trzeba się wreszcie na to zgodzić. Nie wolno mówić, że wszyscy są terrorystami. Zresztą ci, co z nami walczą, często po prostu chcą wolności. A ten Lapid, patrzcie go! Tak dziś Polskę krytykuje, a niech patrzy na swoje poletko. Ja bym go zapytał: kto tu się od kogo tego nauczył? Tutaj też żaden rząd nie chce oddać Arabom tego, cośmy im przez te lata bezprawnie zabrali.

Aronson odnosi się do izraelskiego prawa z 1950 r., stanowiącego, że własność osób, które podczas wojny o niepodległość uciekły lub zostały wypędzone, przechodzi do skarbu państwa. W ostatnich tygodniach, przy okazji dyskusji o zmianach w polskim prawie, temat własności arabskiej został podniesiony na łamach izraelskich mediów przez lewicowych publicystów.

W Polsce w ostatnich latach też nie wszystkim pasowały apele Aronsona. Jak ten, aby nie gloryfikować bezkrytycznie żołnierzy wyklętych, albo o to, by Polacy nie unikali rozmów o sprawach trudnych – np. o szmalcownictwie czy mordach na Żydach wracających po wojnie.

Aronson zwykł mówić, że zło nie jest kwestią narodowości, lecz ludzkiej natury.

Na mocy dekretu Bieruta

O ojcowiznę postanowił się upomnieć, gdy Polska uwolniła się od komunizmu. Do odzyskania miał pałacyk w Łodzi i działkę po Pasażu Simonsa. – Pomyślałem, że spróbuję, w końcu to majątek rodzinny. Na początku było w tym wiele sentymentu, a teraz po prostu chciałbym coś dzieciom zostawić, kupić córce mieszkanie. Do Polski mam sentyment niezależnie od tego, czy coś z powrotem odzyskam, czy nie – mówi Stanisław Aronson.

Zaczął od Pasażu. W 1990 r. złożył w warszawskim ratuszu wniosek o zwrot działki pod przedwojennym adresem Nalewki 2A. Wniosek ponowił w latach 1997 i 1999. Pisma pozostały bez reakcji miasta.

W 2010 r. Biuro Gospodarki Nieruchomościami, w odpowiedzi na kolejny wniosek Aronsona – tym razem o przyznanie prawa użytkowania wieczystego – wezwało go do przedłożenia jego wniosku o przyznanie prawa własności czasowej i innych dokumentów potwierdzających spadkobierstwo.

Aronson tego wniosku nie miał. Dziś komentuje: – Dekret Bieruta z października 1945 r., który nacjonalizował grunty w Warszawie, stanowił, że aby potwierdzić przedwojenną własność budynków, należy złożyć wniosek o przyznanie prawa własności czasowej w ciągu sześciu miesięcy od momentu przejęcia nieruchomości przez państwo. Gdy Bierut wydawał dekret, byłem ścigany za akowską przeszłość. Jak miałem składać jakieś papiery?

Poparcia udzielił mu wtedy Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, ale to nie poskutkowało. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz argumentowała, że wniosek został przez Aronsona złożony po terminie przewidzianym w dekrecie Bieruta. Kolejne pisma Aronson składał w latach 2011 i 2012.

W 2013 r. Warszawę obiegła wieść, że w miejscu dawnej lokalizacji Pasażu ma powstać Nowy Pasaż Simonsa. Prawnicy Aronsona złożyli w Biurze Gospodarki Nieruchomościami oświadczenia, które przypominały miastu, że wciąż żyje spadkobierca, a jego roszczeń nie uwzględniono. W 2014 r. Aronson złożył wniosek o ustalenie odszkodowania, ale nie został rozpoznany.

Wobec systemu

W 2015 r. Aronson próbował dowieść w Sądzie Okręgowym w Warszawie, że działka nie została objęta w posiadanie przez warszawską gminę stosownie do przepisów i dekret Bieruta nie ma tu zastosowania. Jednak sąd uznał, że Aronson „nie ma interesu prawnego” do wytaczania takiego procesu. Sąd Apelacyjny potwierdził tę decyzję w 2016 r.

Wspomina: – Sprawa willi i budynku pofabrycznego w Łodzi upadła jeszcze wcześniej. W hipotece jest wprawdzie zapisane, że była to własność firmy należącej do dziadka i taki był stan prawny latem 1939 r. Ale znalazł się dokument, że dziadek, z obawy przed utratą majątku, przekazał go „na przechowanie” swemu przyjacielowi Niemcowi. Niemcy zrobili później w tym budynku posterunek policji. Sprawa była trudna do wygrania i nie poszedłem z nią już do Sądu Najwyższego.

– Na przykładzie pana Aronsona widać jak w soczewce istotę polskiego problemu z reprywatyzacją – mówi Michał Wawrykiewicz, adwokat Stanisława Aronsona. – Polska przez 30 lat nie wypracowała sensownej, sprawiedliwej i możliwej do realizacji ustawy reprywatyzacyjnej, kładącej kres patologiom, które się w tym procesie zdarzały.

– Grupa posiadająca dziś realne roszczenia reprywatyzacyjne to, jak się szacuje, ok. 100 tys. osób, z czego małą część stanowią polscy Żydzi – twierdzi Wawrykiewicz. – Nie mówimy tu oczywiście o mieniu bezspadkowym, które jest problemem wydumanym: w cywilizowanym świecie nie ma możliwości uzyskania rekompensat ani prawa własności do mienia, które nie ma spadkobierców. A więc cała awantura dotyczy niewielkiej grupy zainteresowanych. Zbyt małej, aby politykom opłacało się stanąć w ich obronie. Koszt tego byłby zbyt wysoki, bo słowo „reprywatyzacja” budzi negatywne emocje, kojarzy się z wyłudzeniem, z oszustwem.

– Mamy tu historię bohatera II wojny światowej, człowieka uczciwego do bólu, który od 30 lat próbuje odzyskać cokolwiek z tego, co należało do jego rodziców – mówi adwokat. – Jedyną ścieżką ma być dla niego okazanie dokumentu wydawanego przez komunistyczne władze, gdy jako akowiec był ścigany przez UB i nie mógł go uzyskać. Od 1990 r. pan Stanisław starał się wykazywać, że to, iż nie złożył papieru w komunistycznym urzędzie, to nie była jego wina. A tymczasem hochsztaplerzy, którzy obracali takimi wnioskami, uzyskiwali mienie bez problemu. To pokazuje wielką niesprawiedliwość naszego systemu.

Bez finału

Aronson miał jeszcze jedną nadzieję: że ów wniosek, wymagany przez dekret Bieruta, złożył ktoś z jego dalszej rodziny. Szukał takich dokumentów, na razie bez efektu.

Nowelizacja Kodeksu Postępowania Administracyjnego – przyjęta przez Sejm i obecnie procedowana przez Senat – stanowi, że takie sprawy jak jego, toczące się w trybie administracyjnym, zostaną umorzone. Nie będzie możliwości dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej, bo bez decyzji administracyjnej nie jest możliwe postępowanie sądowe.

Nie wiadomo dokładnie, ile takich spraw, w których stroną są Żydzi, toczy się obecnie w Polsce. Kancelarie prawne, które prowadzą takie sprawy w Polsce i Izraelu, a z którymi rozmawiałam, szacują, że może to być od kilku do kilkunastu tysięcy. Niektóre, jak sprawa Stanisława Aronsona, toczą się od 30 lat. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021