Skrawki bólu

Katia, studentka filologii, idzie ulicą, śmieje się. Gada coś o muzycznych klubach, o koncercie Apokaliptyki. Petersburska wilgoć ściska stawy, wiatr od zatoki niesie radość.

11.12.2005

Czyta się kilka minut

Newski Prospekt, tłumy ludzi. Na chodnikach tkwią chłopaki w pasiastych marynarskich koszulkach, zuchy o smagłych twarzach i silnych rękach. W dłoniach kawały tektury - z prośbą o wsparcie. Młodzi czeczeńscy weterani siedzą w pokorze na trotuarze, z rzadka poprawiają się na wózkach, drewnianych platformach, zbitych z surowych desek.

Katia milknie, potem szepcze smutno: “Biorą chłopców, zabijają. Cały rok poszedł na Kaukaz. Coraz mniej mężczyzn zostaje".

Katia mija w milczeniu sosnowe wehikuły.

Beznodzy, mocarni chłopcy patrzą w dal.

***

Abakan, syberyjska prowincja.

Ostra, wódczana impreza. Ekskluzywny blok z białej cegły tętni rosyjskim rockiem. Wowa wspomina swój pobyt w Polsce: przesiedział tam jako dzieciak z dwa lata, razem z ojcem. Ojciec był wojskowym, stacjonowali pod Legnicą. Wowa nie pamięta z Polski nic prócz radzieckiej kantyny, powolnego autobusu, lasu wokół jednostki. Wie tylko, że bronili Polski przed agresją. I że nic się nie działo.

Impreza wchodzi w mroźną noc. Trzaskają butelki. Kumpel Wowy, Siergiej, wychodzi na balkon. Łapie powietrze, mówi o swojej pracy, patrzy w gwiazdy.

Dobra, szczera rozmowa. Siergiej jest najemnikiem, walczy na Kaukazie jako rosyjski żołnierz “na kontrakcie", za czterysta dolarów miesięcznie. Bo walka to jego zawód, a on swój zawód ceni. Wierzy w to, co robi. Opowiada o bezpieczeństwie, o poświęceniu dla ojczyzny.

Siergiej nie kłamie. Siergiej kocha Rosję. Naprawdę.

Po rozmowie długo nie wraca do mieszkania. Patrzy na nocne miasto i milczy.

***

Timur, uchodźca, czeka pod wrocławskimi blokami. Wsiada do łady, jedziemy do gminy załatwić zameldowanie. Po drodze opowiada długo o problemach wizowych, o idiotycznych przesłuchaniach w UOP-ie, czy jak się to teraz nazywa.

Zameldowanie idzie gładko, ciepła urzędniczka wszystko widzi i wszystko rozumie. Potem Timur prowadzi do domu, chce się odwdzięczyć obiadem, przedstawia matkę.

Matka ma piękną, zoraną cierpieniem twarz. Opowiada o Czeczenii, o życiu w Groznym. O momencie rozpadu Związku Radzieckiego, o tym, że nikt tego rozpadu nie traktował poważnie, bo nikt nie widział innej opcji niż Związek. Wszyscy byli wychowani w duchu internacjonalizmu. Żyli, brali śluby, wychowywali dzieci. Panował reżim, to prawda. Nie było wolności słowa, nie było demonstracji, protestów. Ale matka Timura nie miała potrzeby organizować demonstracji.

Wojna spadła nagle i absurdalnie. Przez pierwsze dni nikt w nią nie wierzył. Nikt nie uciekał, wszystko miało się przewalić, jak chwilowy przewrót na górze.

Potem przyszedł ból i niepodległa Czeczenia. I “wahabici", jak ich nazywa. Mieli być na chwilę, zostali na lata. Matka Timura pamięta dzień, kiedy pojawili się na zebraniu w szkole podstawowej, w której była dyrektorką. “Wahabici" powiedzieli, że dziewczynki mają mieć na lekcjach zasłonięte twarze. Najpierw nikt nie wierzył, że mówią poważnie.

Potem przyszła kolejna czeczeńska wojna. Mama Timura cieszyła się, że wchodzą Rosjanie. Mimo bombardowań. Mimo cierpienia i gwałtu z poprzedniej wojny. Ale mieli przywrócić porządek. Mieli wygnać “wahabitów". Dlatego w pierwszych dniach Czeczeni nie stawiali oporu. Tyle że ponoć w jednej wiosce komuś puściły nerwy, ktoś strzelił, Rosjanie odpowiedzieli ogniem, potem poszło klanowe prawo zemsty i zaczęła się kolejna rzeź.

Matka Timura cieszyła się z wejścia Rosjan. Nie wiedziała, że Rosję znienawidzi. Nie wiedziała, że prócz porządku przyjdą obozy koncentracyjne. Że ludność Czeczenii w ciągu kilku lat zmniejszy się o dwie trzecie. Że na ciężarówki będą ładować piętnastoletnich chłopaków i chłopcy więcej nie wrócą. Że w obozach “filtracyjnych" będzie się w imię walki z terroryzmem, jak mówią, sterylizować cywili.

Matka częstuje obiadem. Jest smutna.

W życiu pozostali jej synowie. Świata wokół nie rozumie. Z Polską nie łączy jej nic.

Za pół roku wyjedzie z synami na Zachód. Uciekną przez zieloną granicę, nagle i dramatycznie. Znikną z wrocławskich bloków, jak znikli z Czeczenii.

***

Syberia. Pijany wojak dosiada się do stolika. Dużo gada, sączy czystą z karafki. Kelnerki znają go. I wyraźnie się go boją.

Wojak coraz bardziej wstawiony gada o synu, co mu zginął w Czeczenii. Mówi

o froncie, o smaku strachu, o prawdziwym męstwie. Potem znów o synu.

Potem grozi.

Potem odchodzi.

W knajpie gra Wysocki.

***

Nie sposób zrozumieć Rosji bez pociągów, bazarów, ulic wypełnionych piosenką afgańską, czeczeńską, bez frontowych ballad, wywrzaskiwanych wojennych obrazów, bez pieśni z żołnierskich festiwali, bez disco i popu o ciemności, o samotności w ataku.

Nie sposób zrozumieć żołnierskich piosenek bez świadomości, że słowa z zaszumionych kaset nie śmieszą i nie nudzą Rosjan tak, jak Polaków skompromitowany Kołobrzeg.

Rosjan te piosenki dotykają, łapią za serce, budzą ból, złość, strach.

Uczył mnie rosyjskiego kleryk Wadim. Siadałem w seminarium, on kombinował gdzieś herbatę, dróżdżówki, wyciągał książki, poznawałem język. Wadim uczył mnie we wrocławskim seminarium, bo wcześniej musiał uciekać do Polski. Studiował filologię klasyczną w Moskwie. Przekombinował coś z wpisem z zajęć militarnych. Nie chciał chodzić na przysposobienie wojskowe, próbował załatwić sprawę sposobem. Sposób zawiódł, Wadim mimo wysokich notowań wyleciał ze studiów i dostał bilet. Miał walczyć w Czeczenii. Zbiegł.

Dla Rosjan wojna nie jest jedynie obrazkiem z telewizora. Dla Rosjan piosenka o kumplu z sąsiedztwa, który przedzwonił, że nie może dziś wpaść, bo mercedes się zepsuł, a z wojskowej renty nie starcza na części - nie jest zabawna. Bo w następnej zwrotce festiwalowej pioseneczki okazuje się, że kumpla trzeba donieść na rękach. Zepsuty mercedes to metafora inwalidzkiego wózka.

W Rosji bilet do wojska może oznaczać śmierć.

W Rosji opowieści zachodnich i polskich intelektualistów o tym, że czas wyzbyć się imperializmu, nie wydają się zasadne. Bo Rosja jest imperium i zawsze będzie. Dlatego jest Rosją.

Pełną wielkich uczuć, poszukiwań Boga, bogatą w tajgę, bezkresne lasy i stepy. Imperium dziesiątków narodów, kultur. Imperium skrawków bólu, niesionego z kolejnych frontów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2005