Skandal nowej generacji

Krytyczka i Prozaik, powodowani misją uwolnienia nas od drobnomieszczańskich „cnót”, postąpili jak niepisarze. Postawili na trywialność: pieniądze, przemoc łóżkową, donos.

06.10.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. GETTY IMAGES
/ Fot. GETTY IMAGES

Konfliktem Krytyczki i Prozaika nie miałem ochoty się zajmować, lecz – zagadnięty przez studentów – nie znalazłem sposobu, by schronić się w wyniosłym milczeniu. W zamian poprosiłem o napisanie po jednym słowie, z którym kojarzy im się wiadoma sprawa. Napisali: „celebrytyzm”, „dezorientacja”, „żenada”, „dziwactwo”, „niestosowność”, „niesmak”, „smutek”, „kpina”, „śmieszność”, „idiotyzm”, „bezwartościowość”, „bełkot”. Tylko raz pojawił się wyraz „skandal”.

Afera, czyli rytuał

A przecież to określenie ciśnie się na usta, wszak to oczywiste, że Krytyczka i Prozaik rzucili wyzwanie pewnym anachronicznym zasadom, do których wielu z nas czuje się – obskurancko, nie ma co ukrywać – przywiązanych. Przywiązanie to jest postacią zależności od odziedziczonych narracji, na które nie chcemy mieć wpływu, rodzajem nieuświadomionej niewoli, skutkiem i znakiem politycznego analfabetyzmu. Sądzimy, jakże nietrafnie, że doświadczenia prywatne winny podlegać ochronie przed kolektywizacją, w rezultacie czego szerzy się gorsząca hipokryzja (prywatne i społeczne w różnych stoją domkach) oraz naiwny zabobon (prywatne = niepolityczne). By tę jałową i szkodliwą wiarę wystawić na próbę, przebudzić z letargu refleksję o sytuacji rzeczywistej, trzeba środków radykalnie niskich (ludowych) i z pozoru prymitywnych. Na nic się zda napisać skandalizujący utwór, gdyż – nawet gdyby się udał, a nawet tym bardziej, im bardziej byłby udany – jego oddziaływanie ograniczałoby się do wąskiego kręgu znawców i nieco tylko szerszego kręgu zawodowych reakcjonistów. Przypadki Klamana, Kozyry, Nieznalskiej, Olbińskiego, Jakubowicza, Nergala, Maleńczuka, a nawet Hartmana przekonująco dowodzą, iż mechanizm „wyzwania” (artysta) i „odpowiedzi” (publiczność) powtarza się z przygnębiającą regularnością: jakiś twórca przekracza granicę, jakiś polityk niższej rangi zgłasza się do prokuratury z informacją o popełnionym przestępstwie, jakiś biskup rytualnie grzmi, jakiś wolnomyśliciel upomina się o wolność myśli, media mielą newsa. Ostatecznie wszystko zostaje po staremu, granica pozostaje tam, gdzie była przedtem, puenty nie ma. Taki jest bowiem wspólny interes aktorów i tego wymagają dobre widoki na kolejny spektakl.

Zatem – żeby zaistniał skandal, nie dzieła już trzeba, lecz samemu stać się trzeba dziełem.

Przykład dla szarej masy

Żadna nowość, zauważy ktoś przytomnie. Celebryci uczą nas tego od lat: z substancji swego żywota produkują pokarm dla ciekawości pospolitych wad i nagłych zwrotów biograficznej akcji. Wszelako warte podkreślenia jest to, że powab celebrytów nie polega na głębokiej różnicy, czy – jeszcze wyraźniej – na istotnej wyższości w stosunku do podglądającej ich szarej masy. Szara masa zna zdradę, tylko o niej nie mówi, chciałaby mieć nowe piersi, tylko nie ma za co, planuje ślub w Wenecji, marzy o sesji, kabriolecie, chwili w błysku fleszy. Co więcej: czasami udaje się jej być – najczęściej na własnym weselu – taką jak oni.

Pisarz jako twórca samego siebie znajduje się w odmiennej sytuacji. Po pierwsze, żeby być pisarzem, musi coś napisać i wydać. Z tego powodu nigdy nie będzie w stu procentach tautologiczny, nie osiągnie stanu idealnej jedności z samym sobą, jakim cieszy się, załóżmy, pani Natalia Siwiec. Po drugie, jego główną specjalnością jest inność i brak. Wydaje się niedopasowany do tego, co zastał i co go otacza, nie wystarcza mu świat, nie wystarcza mu to, co napisano przed nim, nie respektuje gotowych myśli, nie zadowala go język wspólny, lecz pragnie języka własnego, nie godzi się na to, żeby być jak inni. W rezultacie jest inny, idiomatyczny i nienasycony, a przy tym – wybredny.

Tak go sobie z grubsza wyobrażamy. Właśnie dlatego pisarzowi trudno skandalizować inaczej niż w dziele. Futuryści, Gałczyński, Broniewski, Stachura, Wojaczek, Świetlicki, o których opowiadało się i opowiada legendy, bardzo proszę – przecież to nie skandaliści, tylko pisarze w pełnym sensie. Jasieński („Palę Paryż”, „ZemBy” i inne), Tuwim („Wiosna” oraz liczne inne utwory, w tym dający do myślenia „Wiersz, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, żeby go w dupę pocałowali”), Gombrowicz („Trans-Atlantyk”), Nienacki („Skiroławki”), Gretkowska (utwory rozproszone), Masłowska („Wojna polsko-ruska” i nie tylko), Witkowski („Lubiewo”) to jedynie autorzy dzieł, których dodatkową ozdobą była otaczająca je aura występku. Specyficzną wadą literatury, w porównaniu ze sztukami wizualnymi, okazuje się sposób odbioru – by porządnie się oburzyć, trzeba porządnie przeczytać, to zaś bywa skutecznym antidotum na zawczasu wzniecony gniew.

Krytyczka i Prozaik mają tego pełną świadomość. Powodowani misją uwolnienia nas od drobnomieszczańskich „cnót” zrezygnowali jednocześnie z dzieła i wybredności. Będąc pisarzami, postąpili jak niepisarze, przemogli siłę stereotypu literatury, stwarzając tym samym warunki niezbędne do wywołania pełnokrwistego skandalu. Postawili na trywialność – pieniądze, przemoc łóżkową, donos. Po mistrzowsku wykorzystali internet, świetnie stopniowali napięcie, a już za szczególny majstersztyk uznać trzeba wybór czasu zdarzeń – tuż przed przyznaniem nagrody Nike, na którą Prozaik miał spore szanse.

Tak więc, Szanowni Państwo, to, co w swej szlachetnej prostocie określacie mianem niesmacznego idiotyzmu, jest de facto skandalem, tyle że jest to skandal nowej generacji. Czy można go nazwać również postskandalem doby postliteratury w wykonaniu postpisarzy na rzecz postczytelników? Nie jestem pewien, tak daleko nie sięgam, nie wątpię za to, że mamy do czynienia z aktem nieomal bohaterskim, gdyż oboje – wiele ryzykując w szczytnym celu, dla poszerzenia naszej wolności – poświęcili charakterystyczną dla siebie subtelność. Brawurowo zagrali prostacką awanturę, a teraz w zgodzie, siedząc przy kieliszku zeszłorocznej pigwówki, w nadziei, że tegoroczne beaujolais primeur nie zawiedzie, pochyleni nad wierszami Jacka Dehnela, czekają, aż ta wolność zaowocuje jeszcze większą wolnością. Dali przykład. Spokojni są, spokojem słusznej sprawy.

Zasadzka na zabobon

Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? Na forach internetowych zdarzają się wypowiedzi przenikliwe, takie jak „kielczanina”: „Ta wymiana chamskich odzywek to najlepsza literatura spośród całej ich (Krytyczki i Prozaika) twórczości. Pełna treści. Ukazuje bolące problemy społeczne. Krótko i dosadnie kreśli portrety psychologiczne bohaterów”; lecz przeważa oburzenie i wstręt. Wynika z nich, że mit intymności jako wartości czystej z jednej strony, a pisarza jako istoty wybrednej z drugiej strony – jest nadal żywy. Jeśli tak, to performance Krytyczki i Prozaika powiódł się nad podziw. Miał sens. Do spółki wywołali skandal na miarę epoki.

Przede wszystkim udało się im złapać nas w pułapkę niechęci. Z pewnością nie są aż tak zarozumiali (jeśli w ogóle można mówić o jakiejkolwiek zarozumiałości), by sądzić, że ich perturbacje pieniężno-erotyczne mogłyby zdać się komuś interesujące. Nie przypuszczam również, by sytuacja literatury współczesnej była im nieznana... Cóż, mówię: mało kto wie lepiej niż oni, że gdyby liczyć na faktycznych czytelników, to jakakolwiek prowokacja miałaby zasięg mocno ograniczony. Co innego fantazmat – fantazmat prywatności (twierdzy) i literatury (wysublimowania) trzyma się mocno. Na ten ideologiczny w gruncie rzeczy zabobon urządzili więc nader skuteczną zasadzkę.

Pułapka, zasadzka – pojęcia tutaj nieprzypadkowe. Zgodnie z etymologią: grecki wyraz skandaletron znaczy właśnie pułapkę. Według Piotra Michałowskiego, znawcy problemu, dla zaistnienia skandalu konieczne jest „podjęcie wyzwania, czyli oburzenie – a zatem wpadnięcie w pułapkę, które oznacza rzeczywisty wybuch skandalu; musi to być ponadto reakcja nie pojedyncza, ale zbiorowa i publicznie wyraźna, łatwo zauważalna”. Marian Golka pisze z kolei: „Słusznie zauważa Gerald Matt, że stosunkiem do skandali można mierzyć poziom otwarcia społeczeństw, ich gotowość do uczestniczenia w publicznym dyskursie dotyczącym sztuki i spraw przez nią poruszanych. I z tym stanem rzeczy zapewne należy się pogodzić, ubolewając jednocześnie, że ów dyskurs przyjął taką właśnie postać, która wcale nie świadczy o sile sztuki, lecz o wszechmocy mediów”.

Na czym polega więc pułapka, do której zapędzili nas Krytyczka z Prozaikiem?

Można przypuścić, że swą grandilokwencją wzbudzając niesmak, zażenowanie etc., chcieli zasiać w kibicach ziarno doświadczenia, które – kiedy emocje wreszcie opadną – uświadomi im, jak daleko zostali w tyle za światem, w którym pisarz to już tylko jeden z nas, człowiek zwykły, a nie człowiek specjalny. Może w końcu chodzi o coś więcej, mianowicie o to, byśmy – pozbawieni wymówki w formie rytualnego podziwu dla pisarzy – zaczęli nareszcie czytać książki? Może pomyśleli także o tym, by kapitule Nike dać możliwość wykazania się odpornością na zgiełk? Jakaż to byłaby niezapomniana coda, gdyby w niedzielę wieczorem Prozaik odebrał statuetkę i czek?

Nie da się ponadto wykluczyć, że na dalekim horyzoncie misternego planu miało pojawić się wywołanie niechęci do voyeuryzmu o pornograficznej proweniencji i zastąpienie go przez „podglądactwo” świadome. Jak stwierdziła w jednym z felietonów znana publicystka Kinga Dunin, „wiadomo, przynajmniej feministkom, prywatne jest polityczne. Jeśli dobrze się prywatnemu przyjrzymy, to zobaczymy w nim konsekwencje wszelkich publicznych polityk. Oraz, oczywiście, życie innych ludzi. To chyba dobrze, interesować się innymi, a nie tylko Innym?”.

Zgodnie z sugestią publicystki w zainscenizowanym i wystawionym na pokaz „prywatnym” Krytyczki i Prozaika spróbujmy zobaczyć trop politycznego, czemuś służącego, coś znaczącego.

A jeśli się mylę i nie było żadnej premedytacji, a bohaterom afery ani w głowie pochylać się nad wierszami Adama Zagajewskiego? To moim studentom należą się krówki, a życiu literackiemu – wiatyk.


Autor jest krytykiem literackim, kierownikiem Zakładu Poetyki i Krytyki Literackiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jurorem Nagrody Poetyckiej Silesius, byłym przewodniczącym kapituły Nagrody Literackiej Gdynia. Ostatnio opublikował zbiór szkiców o polskiej poezji współczesnej „Horror poeticus”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014