Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ospa, wąglik, schron, maska gazowa - to pojęcia znane nam z doniesień prasowych i obrazów telewizyjnych z Izraela, z USA po 11 września, a ostatnio z ulic Kuwejtu i Londynu, gdzie prowadzono ćwiczenia obrony cywilnej. Dziś, gdy aliancka koalicja zaatakowała reżim Husajna, a Polska poparła operację „Iracka wolność” dyplomatycznie i militarnie (wysyłając kilkuset żołnierzy nad Zatokę Perską), warto zapytać, czy mieszkańcy Warszawy bądź Gdańska mogą stać się ofiarami ataków terrorystycznych? Teoretycznie tak, choć - jak mówią prezydent i premier - „Polska jest bezpieczna”. Aleksander Kwaśniewski zapewniał wręcz, że „wszystko, co jest niezbędne dla bezpieczeństwa Polski i bezpieczeństwa naszych rodaków, jest na odpowiednim poziomie”.
Ale czy zapewnienia, że Polska jest przygotowana na ewentualny atak - także chemiczny czy biologiczny - mają podstawę w faktach? Wątpliwości budzi już to, że rząd powołał oficjalnie zespół ds. kryzysowych, gdy rozpoczęła się interwencja i dopiero teraz np. MSWiA uruchamia specjalną informacyjną linię telefoniczną. Że atak nastąpi, było oczywiste od dawna, podobnie jak to, że nasi żołnierze są od dawna w rejonie walk. Już choćby dlatego obywatele powinni zostać wcześniej poinstruowani, jak zachowywać się w razie ataków terrorystycznych. Tymczasem minister Janik oświadcza, że rząd koncentruje się na ochronie obiektów wojskowych i tych cywilnych, które są ważne dla funkcjonowania państwa (ujęcia wody, energetyka, lotniska, granice) - wszystko to obiekty, które chronione powinny być zawsze, także w czasie pokoju.
To nie jedyny problem. Dla przeciętnego Polaka istotne jest, czy rząd ma odpowiednią ilość szczepionek i masek gazowych, i czy jest plan postępowania w razie ewentualnego ataku? Tymczasem nie ma przesłanek, by sądzić, że stan przygotowań jest w jakikolwiek sposób porównywalny już nie tylko Wielką Brytanią, ale nawet nie biorącymi udziału w konflikcie Niemcami. We Francji rząd zaraz po 11 września przedstawił program działań; ówczesny minister zdrowia już w październiku 2001 r. sporządził listę chorób, jakie mogą sprowokować terroryści, i plan przeciwdziałania.
Weźmy ochronę przed ospą. Francja zaszczepiła kilkaset osób (policjanci, lekarze), które w razie pojawienia się wirusa staną na pierwszej linii „frontu”, by w ciągu 2 tygodni umożliwić zaszczepienie wszystkich (Francja ma 61 mln porcji szczepionki). 80-milionowe Niemcy zaopatrzyły się w 100 mln szczepionek. A Polska? Jak wyznał niedawno - z satysfakcją... - premier Miller, mamy dokładnie sto tysięcy porcji szczepionki, „wkrótce” zaś będziemy mieć milion (na 40 mln mieszkańców). Specjaliści chorób zakaźnych twierdzą, że lekarze pierwszego kontaktu nie umieją wykryć objawów ospy, bo od 1980 r. nie uczy się studentów o tej chorobie. A co do masek gazowych, dopiero zaczyna się ich nerwowe liczenie i sprawdzanie terminu przydatności.
Jest tylko jedno wytłumaczenie: może także w tej sprawie rząd polski liczy na sojuszników, najpewniej Amerykanów, którzy po 11 września przeznaczyli tak gigantyczne kwoty budżetowe na rozwój nowych szczepionek, technologii i gromadzenie środków do zwalczania skutków skażenia biologicznego i chemicznego, że dziś - jak zapewniają - są w stanie „obsłużyć” nie tylko 270 mln mieszkańców USA, ale wspomóc też „niektórych” sojuszników...