Siewca wiatru

Choć obecne rządy PiS od tych sprzed ponad dekady różni wiele, jest jeden punkt wspólny: to Zbigniew Ziobro przysparza obozowi władzy najwięcej problemów.

26.08.2019

Czyta się kilka minut

 / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER
/ Fot. Beata Zawrzel / REPORTER

Najpoważniejsza od lat afera w Ministerstwie Sprawiedliwości wybuchła, gdy Onet ujawnił, że Łukasz Piebiak – wiceminister, prawa ręka Ziobry od sądownictwa – inspirował ataki w sieci oraz rozsyłanie anonimów oczerniających szefa krytycznego wobec PiS stowarzyszenia sędziów Iustitia.

Okazało się, że przedstawiciele władzy, wykorzystując instrumenty i informacje, do których mają dostęp z racji zajmowanych urzędów, zajmowali się atakami na osoby krytykujące rząd. Robili to sięgając po brudne metody – plotki i pomówienia dotyczące spraw prywatnych: majątku, dzieci, rzekomych kochanek i ich mężów. W dodatku w swej działalności porównywali się do bohaterów powojennego podziemia antykomunistycznego – Danuty Siedzikówny „Inki” czy rotmistrza Witolda Pileckiego. Tak współpracownicy Ziobry – osobiście przez niego wyselekcjonowani do odbicia sądów – definiowali swoją walkę z komuną.

Ziobro ekspresowo wyrzucił Piebiaka i tych jego ludzi, którzy zostali przyłapani na inspirowaniu internetowego hejtu. Ale trudno nie stawiać pytania, jak to się stało, że tak czujny i bezwzględny szeryf nie zauważył złoczyńców na własnym posterunku? Rachunek prawdopodobieństwa jest bezwzględny. Są przesłanki wskazujące na to, że Ziobro mógł wiedzieć o całym procederze – część materiałów dotyczących hejterów znalazła się kilka miesięcy wcześniej w prokuraturze, gdy doszło między nimi do konfliktu i sami zaczęli na siebie donosić. Jeśli jednak nie wiedział, oznacza to, że nie jest tak czujny i bezwzględny, jak mu się wydaje.

Zagadkowe śmierci

Ostatnie tygodnie to zresztą festiwal ziobrowych wpadek i kompromitacji, co budzi w PiS irytację – wszak wybory za pasem. Przed aferą Piebiaka, na początku sierpnia, Ziobro musiał się tłumaczyć ze zgonów dwóch bardzo ważnych więźniów. We wrocławskim więzieniu zmarł Brunon Kwiecień, który był skazany za planowanie ataku materiałami wybuchowymi na Sejm. Więcej znaków zapytania jest w sprawie śmierci boksera Dawida „Cygana” Kosteckiego. Odsiadywał wyrok za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, ale istotne jest to, że miał ogromną wiedzę o przestępczości na Podkarpaciu, w tym głośnej ostatnio aferze domów publicznych, do których chadzać mieli politycy, samorządowcy, a nawet duchowni. Wielowątkowe śledztwo w aferze podkarpackiej toczy się od wielu lat. Tyle że za tej władzy niespiesznie, w dodatku z lokalnego układu PSL-owskiego wyłaniają się odnogi sięgające PiS. Dlatego też wokół śmierci „Cygana” narastają teorie spiskowe.

Tajemne podpisy

To wciąż nie wszystkie porażki Ziobry. Pod koniec czerwca obóz władzy przegrał z opozycją rozprawę przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Sprawa dotyczyła jawności list poparcia dla kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa. Po dojściu do władzy Ziobro na cztery wiatry rozgonił poprzednią KRS – instytucję, która selekcjonuje kandydatów na sędziów i zatwierdza sędziowskie awanse – i obsadził nową ludźmi PiS. Żeby poprzednich sędziów z KRS wyrzucić, a swoich wstawić, PiS celowo zmienił przepisy. I zapisał tam jako jedno z kryteriów dla swych własnych kandydatów obowiązek dostarczenia co najmniej 25 podpisów z poparciem od innych sędziów.


CZYTAJ TAKŻE

MARCIN MATCZAK: Często mówi się, że współczesne demokracje zamieniają się w państwa mafijne. Mafia różni się jednak od państwa mafijnego tym, że nie stawia na swoim czele ludzi przeciętnych.


Mimo nacisków opozycji, nigdy owych podpisów nie ujawniono. Po przegranej przed sądem administracyjnym PiS uruchomił generalnego inspektora danych osobowych, który zabronił ujawniania list – co jest bezprecedensowym zatrzymaniem prawomocnego wyroku przez pośledniego urzędnika. Po co ten wysiłek? Skąd pomysł na takie kombinacje? Dlaczego nie można owych list po prostu pokazać? Skala zaangażowania państwa PiS w obronę list kandydatów Ziobry wskazuje na to, że z podpisami jest coś nie tak – wiele wskazuje na to, że są po prostu niekompletne. To oznaczałoby, że PiS – czyli de facto Ziobro – złamał swą własną ustawę.

W dodatku po czterech latach rządów w partii słychać głosy, że prowadzona od samego początku wojna z Unią Europejską o sądownictwo to w dużej mierze wina Ziobry, który pałał żądzą kontroli nad całym wymiarem sprawiedliwości, co musiało się spotkać z reakcją Brukseli.

Prokuratura na telefon

Widać wyraźnie, że Ziobro – który siał wiatr przez ponad trzy lata – dziś zbiera burzę. Ale Kaczyński go nie ruszy. Choć zaaprobował dymisję hejterów z ministerstwa, to pozbyć się samego ministra nie zamierza, na pewno nie do wyborów. Ziobro sobie na tę wielkoduszność zasłużył, najczęściej po prostu konkretnymi decyzjami prokuratury. Jego ręcznie prowadzona prokuratura nie wszczyna śledztwa w sprawie oskarżeń stawianych wobec Kaczyńskiego przez austriackiego przedsiębiorcę, który miał budować wieżowiec dla spółki związanej z PiS w centrum stolicy. Prokuratura nie zajmuje się także oskarżeniami bohatera afery taśmowej Marka Falenty, twierdzącego, że przed wybuchem afery był w kontakcie z kluczowymi politykami PiS, których informował o nagrywaniu liderów Platformy.

Ziobrowa prokuratura odmówiła śledztw m.in. także w sprawie nieprawidłowości podczas głosowań w sejmowej Sali Kolumnowej (gdzie pod koniec 2016 r. PiS przyjmował budżet, jako że opozycja okupowała salę plenarną Sejmu), w sprawie złamania ustawy antykorupcyjnej przez partyjnych speców od PR (pracując w Kancelarii Premiera, założyli prywatną spółkę Solvere działającą na rzecz instytucji kontrolowanych przez PiS, m.in. podczas kampanii przeciwko sędziom) czy też w sprawie wypadku Antoniego Macierewicza (jego ulubiony kierowca jechał bez uprawnień).

Tolerancja Kaczyńskiego nie jest jednak wieczna. W ostatnim czasie prezes znacznie wzmocnił Mariusza Kamińskiego, który jako koordynator specsłużb i szef MSWiA stał się potężniejszy od Ziobry i jego prokuratorów. W dodatku ludzie Ziobry dostali na listach PiS poślednie miejsca i po wyborach nie mają szansy na zbudowanie w Sejmie realnej siły, z którą Kaczyński musiałby się liczyć. Choć dziś jeszcze Ziobro może spać spokojnie, to przyszłość wygląda niepewnie.             ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz Onetu, wcześniej związany z redakcjami „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka”, „Wprost” i „Tygodnika Powszechnego”. Zdobywca Nagrody Dziennikarskiej Grand Press 2018 za opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” artykuł „Państwo prywatnej zemsty”. Laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2019