„Shamieh_42” ma marzenie

Są jak małe krople w wielkiej fali protestu, która przetacza się przez kraje arabskie. Pochodzą z różnych środowisk, wiele ich dzieli. Ale łączą trzy rzeczy: są młodzi, chcą zmian i są Syryjczykami.

19.04.2011

Czyta się kilka minut

Jedni walczą słowem, zza ekranu komputera. Inni wychodzą na ulice, by krzyczeć: "Bóg, Syria, wolność!". Jeszcze inni, zmuszeni do życia poza krajem, mówią o walce swych rówieśników światu, przez internet. Dlaczego postanowili przełamać bierność starszego pokolenia?

Syn swego ojca

Syria to państwo partii Baas. Partia przejęła władzę na drodze przewrotu wojskowego w 1963 r. Od tego czasu aż do dziś trwa stan wyjątkowy, ograniczający prawa obywateli. Można ich aresztować i przetrzymywać bez nakazu sądowego, można odmawiać im prawa do obrony. Zakazane są zgromadzenia publiczne i wszelka działalność "wywrotowa", tj. godząca we władze.

Poprzedni prezydent Hafez Asad rządził długo i żelazną ręką: gdy w 1982 r. w mieście Hama wybuchło powstanie Bractwa Muzułmańskiego, miasto zaatakowała artyleria i lotnictwo, zginęło 20-40 tys. ludzi. Po śmierci Hafeza w 2000 r. prezydentem został jego syn Baszar. Mimo nadziei na reformy, w kwestiach politycznych okazał się synem swego ojca. Choć częściowo zliberalizował gospodarkę, sytuacja większości Syryjczyków nie uległa poprawie. Drożyzna, korupcja, bezrobocie wśród młodych, brak wolności, wszechobecność bezpieki: frustracja narastała.

Autorytarne rządy wspierał kult prezydenta. Portrety obu Asadów (osobno lub razem) są wszędzie: prezydent obserwuje obywateli ze ścian budynków, patrzy na ręce bazarowym handlarzom. W każdym mieście jest pomnik Hafeza, w każdym biurze portret Baszara. Produkowano prorządowe festiwale i demonstracje, uczestnictwa wymagając od każdego. - Władza ma wymiar praktyczny, ale bez wymiaru symbolicznego nie może się obejść. Rząd dusz polega też na władaniu symbolami - mówi prof. Michał Buchowski, antropolog z UAM. Z kolei Lisa Wedeen, autorka książki "Ambiguities of Domination: Politics, Rhetoric and Symbols in Contemporary Syria" pisze, że reżim wymuszał "uległość przez obowiązkowe uczestnictwo w rytuałach posłuszeństwa", które "wytwarzają politykę publicznego udawania, gdzie obywatele zachowują się tak, jakby czcili przywódcę. Taka polityka, choć wydaje się irracjonalna, jest skuteczna".

Bunt Mohammada

Protesty zaczęły się w połowie marca w sennym mieście Daraa na południu kraju i szybko rozszerzyły na inne miejscowości. Choć pokojowe, spotkały się z brutalną reakcją: według Human Rights Watch tylko w pierwszym tygodniu zginęło ponad 60 osób. Mimo to ludzie dalej wychodzą na ulice. Chcą zniesienia stanu wyjątkowego, pluralizmu politycznego, wolności, reform. Na czele buntu stoi młodzież - tak jest zawsze, gdy wybucha bunt: kiedyś w Polsce, dziś w Syrii.

Są nie tylko na ulicy. Także w sieci: Syryjczycy z kraju i zagranicy zamieszczają posty na portalach społecznościowych, organizują facebookowe grupy (np. "The Syrian Revolution 2011"; 104 tys. uczestników). Poprzez internet starają się pokazać zbrodniczość systemu: na YouTube i innych serwisach zamieszczają filmy pokazujące ataki na manifestantów, zdjęcia ofiar. Spisują ich nazwiska i okoliczności śmierci.

Na przykład 27-letni Mohammad Al-Abdallah. Syn więźnia politycznego Alego Al-Abdallaha, zanim opuścił kraj w 2007 r., sam spędził 6 miesięcy w więzieniu (za kontakty z mediami i działalność polityczną). Zaczął wcześnie, w wieku 22 lat. - To było w 2005 r., po aresztowaniu ojca - mówi "Tygodnikowi". - Współtworzyłem komitet rodzin więźniów politycznych, to była działalność w realu. Zacząłem być bardziej aktywny online dopiero po opuszczeniu Syrii.

Mohammad prowadzi blog, komentuje wydarzenia dla France24 Arabic, Al-Hurra, Al-Arabija i innych telewizji. Jest cytowany przez arabską prasę. Jego wpisy na twitterze śledzi 3 tys. osób. O swej roli mówi: - Ludzie z Syrii wysyłają wiadomości. Ludzie poza Syrią mogą korzystać z tych informacji, tłumaczyć je na angielski i posyłać dalej w świat.

Internet, czyli broń

Mohammad żyje poza Syrią, nie musi kryć swej tożsamości. Młodzi ludzie z Syrii muszą być anonimowi. "Freedom Fighter", "Syrian for change", "Revolution Syria", "Anonymous-Syria" - to niektóre z pseudonimów używanych w sieci. Na twitterze wymieniają się informacjami o najbliższej demonstracji i radami, jak chronić się w sieci przed bezpieką.

Mówią też o swoich marzeniach. Jak "Shamieh_42", która pisze: "Jestem obywatelką Syrii. Marzę o godności i bezpieczeństwie bez bezpieki. Marzę o lepszej przyszłości dla moich dzieci. Marzę, żeby móc głosować i wybierać kogo chcę. Marzę o szczęśliwym kraju. Czy to wiele?".

Ryzykują. Syryjska bezpieka używa internetu do śledzenia dysydentów. Aktywista mediów społecznych Nasser Weddady, z którym spotkaliśmy się w kawiarence w Doha, uważa, że nawet anonimowość nie daje gwarancji bezpieczeństwa: praktyką syryjskiej bezpieki jest zatrzymywanie działaczy i zmuszanie do ujawnienia swoich haseł, dających dostęp do sieci kontaktów.

Prof. Janusz Danecki, arabista z UW:

- W ostatnich wydarzeniach w krajach arabskich środki przekazu, zwłaszcza internet i portale społecznościowe, odgrywają rolę zasadniczą. Młodzi ludzie żyją nimi, wrośli w nie. Starsze pokolenie pozostaje poza nimi. Dlatego te wydarzenia wywołali młodzi. Starsi mogą najwyżej zaakceptować logikę młodych, ale nie są twórcami tych ruchów.

Prof. Buchowski: - To przepływ informacji, dzięki mediom i internetowi, spowodował rozlanie się rewolucji na więcej niż jeden kraj. Przekaz informacji dokonuje się często na żywo. Ujawnia zbrodnie i pokazuje sukcesy. Bez nowych mediów nie byłoby tych rewolucji, lecz może bunt tylko w jednym kraju, który, co prawdopodobne, zostałby zdławiony.

Arabska rewolucja bez przemocy

Także na ulicach pierwsze skrzypce grają młodzi. Narażają się najbardziej, ich poświęcenie jest najlepiej widoczne. Jak tych demonstrantów, którzy zburzyli pomnik Hafeza Asada w Daraa. Albo tego młodego człowieka, który zerwał potężny plakat Baszara na ulicy w Homsie. Albo zatrzymanej przez bezpiekę młodzieży, piszącej antyreżimowe hasła na murach.

- To pokolenie nie pamięta masakry w Hamie - tłumaczy Nasser Weddady. - Rodzice starali się trzymać ich z dala od antyreżimowej aktywności, wsadzić pod klosz. Ale gdy zaczęły się protesty w Tunezji, wszystko poszło na zasadzie kuli śnieżnej. Przyłączył się Egipt, Jemen, Libia, w końcu Syria. Nie, nie chodziło o jakieś wielkie ideologiczne kwestie. Większość młodzieży nie była rozpolitykowana. Oni chcieli wykrzyczeć niezadowolenie. Kiedy bezpieka zaczęła zabijać protestujących, pojawiła się wściekłość i desperacja. Nie był to już zwykły bunt, sprawa stała się osobista - mówi Nasser.

Niezwykłe jest to, że mimo brutalności władz protestujący nie sięgają po przemoc. To takie rzucanie siebie na szaniec, tyle że bez karabinu: młodzi Syryjczycy wystawiają się na kule, ciosy pałek. - Ludzie w końcu zrozumieli, że w świecie arabskim zbrojne rewolucje nie przynoszą efektów - tłumaczy Nasser. - Bo, po pierwsze, władza takie powstania pacyfikuje, używając wszelkich środków. A po drugie, środki te znajdują legitymizację w kraju i za granicą. Przecież to wygląda tak, jakby władze walczyły z fanatykami, terrorystami. Pokojowe demonstracje to coś innego. Tu świat patrzy, jak bezbronni ludzie są mordowani. Sympatyzuje z ofiarami.

Jedną z tych ofiar jest Ahmad Ragab, 27-latek, który zginął zabity strzałem w głowę na ulicach Duma, miasta koło Damaszku. Razem z nim zginęło wtedy co najmniej siedmiu innych młodych ludzi. Nasser: - To jest ich Hama. Ich męczeńska walka.

Ciąg dalszy trwa

Arabską młodzież opisywano dotąd albo jako bierną, albo jako radykalną - bezrobocie i brak perspektyw miały pchać ją w ramiona radykalnego islamu. Dziś widać, jak nieadekwatne były takie uogólnienia. Okazuje się, że arabskie młode pokolenie, zwykle lepiej wykształcone niż pokolenie rodziców, chce żyć w kraju wolnym i nowoczesnym. W ten sposób pojawia się alternatywa dla radykalnego islamu, który dotąd wydawał się jedyną realną odpowiedzią na arabskie dyktatury.

Co będzie dalej? W Syrii walka trwa i bez względu na jej chwilowy wynik wydaje się, że choć częściowo udało się przełamać pierwszy bastion reżimu: strach. Widok niszczonych symboli władzy pokazał, że nie ma ona już kontroli nad przestrzenią publiczną. Ludzie odmówili udziału w otaczającym ich przedstawieniu. Nawet jeśli - inaczej niż w Egipcie czy Tunezji - nie odniosą zaraz zwycięstwa, kultura milczenia i strachu zaczęła się rozkładać.

Coś się zmieniło w świadomości, zwłaszcza młodych. Haitham Manaa, syryjski działacz praw człowieka, w rozmowie z Al-Dżazirą zacytował słowa jednego z młodych buntowników: "Po tych kilku dniach wolności nie wrócę już do roli niewolnika".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2011