Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnio Liturgia przyniosła nam Ewangelię o śmierci Jana Chrzciciela (Mk 6, 17-29). Już samo to sformułowanie „Ewangelia [Dobra Nowina] o śmierci Jana Chrzciciela” wydaje się trudne do akceptacji. A jeśli jeszcze pomyśleć o bezpośrednich przyczynach tego wydarzenia… „Największy spośród narodzonych z niewiasty” (por. Łk 7, 28) zostaje zabity wskutek przysięgi danej po pijanemu przez władcę uwiedzionego tańcem młodej dziewczyny, brutalnie zgorszonej przez własną matkę. Chce się krzyczeć: gdzie jest sens?
Sens pojawia się w dwóch kontekstach. Pierwszym, najbliższym (Mk 6, 14-16), jest pytanie o Jezusa. Kim On jest? Jedni mówią: „To Eliasz”; inni: „Prorok”, może nawet „któryś z dawnych proroków powstały z martwych”. Herod mówi: „To Jan!”. W każdym razie los Jana jest wpisany w pytanie o Jezusa. Mocno ufam, że tak samo jest z moim losem, i z losem każdego z Was. Nasze życie i śmierć tłumaczą się przez odniesienie do Jezusa. Z tego odniesienia czerpią swój sens. To Jezus – a nie Herod, tym bardziej nie Herodiada czy Salome – przez swoje życie i śmierć nadaje znaczenie naszemu życiu i umieraniu.
I kontekst drugi. W Markowym zapisie Ewangelii narracja o męczeństwie Jana umieszczona została między dwoma wydarzeniami, które stanowią dla niej ramy. Poprzedza ją fragment o rozesłaniu Dwunastu (Mk 6, 7-13): Jezus po raz pierwszy posyła swoich uczniów z misją ewangelizacyjną. Klamrę zamykającą stanowi opis powrotu uczniów z misji: „Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i nauczali”. Misja okazała się skuteczna; apostołowie wracają z niej pełni radości i zdumienia. Owoce najwyraźniej przerosły ich oczekiwania.
Skąd się wzięły? Marek zdaje się sugerować odpowiedź: „Z zasiewu krwi Jana Chrzciciela!” – tak jak kilka chrześcijańskich pokoleń później objaśniał to Tertulian: „Krew męczenników jest zasiewem nowych chrześcijan”. Patrzymy na przedwczesną i wręcz bezsensowną śmierć Jana. Pytamy: co zostanie z podjętej przez niego misji? I przegapiamy najważniejszą paschalną regułę owocowania: ziarno, które obumiera, rodzi plon.
Ile sensu, i ile nadziei kryje się w tym kontekście! Ile także realistycznego (tzn. ewangelicznego) spojrzenia na własną pracę. Oto przynosi wielkie owoce – czy na pewno dlatego, że jesteś genialny i wyjątkowy; i że „potrafisz”? A może dlatego, że obok właśnie ktoś cierpi – może umiera – dla Chrystusa, i jego krew oddana z miłością owocuje w Twoim działaniu? I odwrotnie. Nic ci nie wychodzi? Przy całym swoim trudzie zostałeś sponiewierany – to znaczy, że nie było sensu się „szarpać”? „Próżno się trudziłeś, na darmo i na nic zużyłeś swe siły?” (por. Iz 49, 4). A może jednak twój trud i twoje odrzucenie nie są daremne? Może właśnie owocują inaczej i w innym miejscu.
Św. Janie Chrzcicielu, módl się za nami! ©