Sen o kurzej łapce

Według ostatnich badań CBOS już połowa Polaków odczuwa skutki kryzysu. Pora spojrzeć biedzie w oczy.

03.03.2009

Czyta się kilka minut

Blok przy Pancera na warszawskiej Białołęce niczym się nie wyróżnia. Ale to tu, pod jedenastką, 86-letnia Jadwiga Sobol już dwunasty rok toczy niezwykłą walkę. Jej oręż to maszyna do pisania i telefon. Jej armia to pięciuset wolontariuszy. Jej przeciwnik - cudza bieda.

Jest rok 1997. GUS-owskie dane mówią o blisko dwóch milionach obywateli żyjących poniżej minimum egzystencji. Jadwiga Sobol nie śledzi statystyk. Po kraju krąży wtedy figura Matki Boskiej Fatimskiej - odwiedza ją w kościele. - Co mogę dla Ciebie zrobić? - pyta.

- O nie, nie doznałam żadnego objawienia - zapewnia Sobolowa. - Tylko natychmiast przyszedł mi do głowy pomysł.

Tak powstaje Akcja Bezpośredniej Pomocy Głodującym, prawdopodobnie jedyna w Polsce instytucja charytatywna bez konta bankowego, lokalu, pieniędzy i transportu. Metoda jest prosta: jak ktoś potrzebuje opału, to się rozsyła wici wśród znajomych i kto ile może - wpłaca do firmy węglowej na nazwisko potrzebującego. Jak komuś brakuje na czynsz, prąd - do spółdzielni mieszkaniowej. Buty, palto, żywność wolontariusz zwykle zanosi osobiście. Nawiązuje z potrzebującym więź.

- Nie uwierzy pani - mówi Sobolowa - ile biedy naokoło. W centrum miasta dzieciaki po śniegu na bosaka biegają. A przecież dopiero zaczyna się kryzys.

Dobrodziejka z Białołęki należy do tych, którzy uważają, że problem ubóstwa jest w Polsce marginalizowany. Nie brak też takich - jak

prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z UW i autor "Diagnozy społecznej" , kompendium wiedzy o przemianach zachodzących w wolnej Polsce - którzy twierdzą, że obszar ubóstwa zmarginalizował się sam wraz z rozwojem kraju.

Figle kapitalizmu

Gdy główną atrakcją miast na początku lat 90. stają się łóżka polowe i "szczęki", na których handluje się wszystkim, co się da, a analitycy zachwycają się polskim duchem przedsiębiorczości, ankieterzy "Diagnozy społecznej" rejestrują zatrważające zjawisko: w ponad 70 procentach gospodarstw domowych nie wystarcza pieniędzy na bieżące potrzeby - bieda jest wszechogarniająca. Prof. Elżbieta Tarkowska z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, badająca m.in. warunki życia na terenach popegeerowskich, pamięta pierwsze, sporządzane przez naukowców opisy domostw: dziewięcioosobowa rodzina na 35 metrach kwadratowych, zalegająca wszędzie odzież z darów, których nie ma w czym ani za co uprać. Zdezelowane meble. Bywa - dwie popsute lodówki, których nie można naprawić, bo do miasta daleko.

"Zanikła rola pieniądza - odnotowywała prof. Hanna Palska, badaczka stylów życia z PAN i Collegium Civitas. - Świat biednych był światem brania, dawania i dostawania, a nie zarabiania, kupowania i sprzedawania. Gdy przyjmowali dary, choćby z Caritasu, to wymieniali się rzeczami, według potrzeb".

Ale pączkujący kapitalizm szykuje społeczeństwu niespodziankę: obniża się wskaźnik ludzi żyjących w ubóstwie (w kraju spada bezrobocie, coraz więcej miejsc pracy oferują filie zagranicznych koncernów), by po roku znów spłatać figla i w kolejnych latach powędrować w górę, oscylując ok. 10 procent. Socjologowie alarmują: głównym żywicielem ubogich w miastach stał się śmietnik. Co sprawniejsi szperacze potrafią z odpadów wykarmić rodzinę. Jedna z kobiet (badania opisywane przez Palską) chwali się: "Znalazłam na wpół zamrożone udko kurczaka. Zrobiłam obiad na pięć dni". Robienie czegoś z niczego to najważniejsza strategia kultury biedy: mielone składają się głównie z bułki. Rzadkim luksusem są kurze łapki. Na śniadanie kartofle z kapustą.

Jednak gdy do opinii publicznej docierają wyniki "Diagnozy" z 2005, a potem 2007 r., ten przygnębiający obraz zdaje się blednąć: oto okazuje się, że rozwarstwienie między bogatymi a biednymi przestaje się w Polsce powiększać. Już prawie trzy czwarte Polaków deklaruje, że starcza im do pierwszego. Co więcej: ci z dolnej półki bogacą się szybciej niż ci z górnej: najzamożniejsi nieco zbiednieli. Żeby było jeszcze ciekawiej, miażdżąca większość przyznaje: czujemy się szczęśliwi. Wśród dziennikarzy niedowierzanie. "Jak się żyje w Polsce?" - pyta Czapińskiego Jacek Żakowski w "Polityce". "Fantastycznie". "Żartuje pan?". "Ani trochę. Po prostu kraj - raj".

Lista głodu

- Łatwo o ułudę raju, bo biedy nie widać - tłumaczy Elżbieta Tarkowska. Ma bowiem ta bieda pewną szczególną cechę: przywdziewa maski. Raz skryje się za kolorowym telewizorem, kiedy indziej za małym fiatem albo za malinowymi lodami. Tylko że temu telewizorowi, śmietnikowemu znalezisku, stuknął trzeci krzyżyk, ten maluch kupiony na spółkę ze szwagrem za pięćset złotych służy do wożenia na skup uzbieranego złomu. Te lody - efekt presji dorównywania. W biednych domach rodzice często zachowują się na pozór nieracjonalnie; potrzebny węgiel na zimę, ale żeby dziecko nie odróżniało się w szkole, uciułają na telefon komórkowy. - Jeden z ojców marzył, że pewnego dnia kupi dzieciom lody, jak inni - wspomina badaczka. - Gdy wreszcie to zrobił, jego córki opowiadały: "Szłyśmy z tymi lodami przez wieś dumne jak pawie".

Kiedy Polska jednoczyła się z sytymi państwami Europy, w gminach Zachodniego Pomorza, Podlasia, Warmii, Mazur, Suwalszczyzny łamano sobie głowę, jak dożywić uczniów. Jeśli w szkole jest stołówka, to pół biedy. Jeśli nie - posiłki trzeba dowozić. A skąd w powiecie, gdzie jeden sklep i dwie drogi na krzyż, wytrzasnąć catering? Według danych Polskiej Akcji Humanitarnej skala niedożywienia dzieci od lat się nie zmienia - zakwalifikować do niego można co trzecie dziecko, a 160 tysięcy nie obejmuje żaden program dożywiania, bo albo nie spełniają kryteriów pomocy społecznej, albo mieszkają w zbyt biednych miejscach.

Ale badania pokazują, że nawet tam, gdzie z dożywianiem się uporali, ma ono charakter stygmatyzujący. W jednych szkołach wywiesza się listę uczniów nim objętych, w innych ("żeby było dyskretnie") wywołuje się ich z klasy. Nauczyciele przyznają: są dzieci, które posiłku odmawiają ze wstydu.

W pamiętnikach pedagogów nadesłanych na konkurs ZNP można trafić na takie scenki: klasa idzie do kina, wychowawczyni dogaduje się na boku z bileterką, przemyca dzieci, które na bilet nie stać. To jest stygmatyzowanie wielopłaszczyznowe, codzienne, obejmujące także relacje uczeń-nauczyciel. Ankietowane przez socjologów dzieci nierzadko skarżą się: "Pani od matematyki wyzywa nas od »głąbów z pegeeru«. Pan od wuefu krzyczy: »Taki sam pijak z ciebie wyrośnie, jak twój ojciec!«".

- To życie z syndromem Dziecka Gorszego Boga. A im więcej ich w rodzinie, tym syndrom głębszy - dr Irena Topińska, ekonomista z UW i Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, zwraca uwagę na drugi, po skłonności do maskowania, rys polskiej biedy. - O ile we wskaźnikach średniego ubóstwa nie odstajemy zanadto od Unii, o tyle dramatycznie wyróżnia nas sytuacja rodzin z dziećmi. Już dwoje gwałtownie pogarsza kondycję finansową gospodarstwa domowego. Tam, gdzie dzieci czworo i więcej - nędza jest niemal powszechna.

Tak mści się brak polityki wspierania pracujących matek. Gdy Zachód budował, z reguły darmowe, żłobki i przedszkola (80 proc. dzieci objętych jest tam tą formą opieki), myśmy je zamykali (tylko 20 proc.). Gdy tamtejsi pracodawcy prześcigali się w ułatwianiu matkom pracy w domu, u nas wręczali im wypowiedzenia. Gdy tam inwestowano w długofalowe wspomaganie rodzicielstwa, u nas skończyło się na becikowym. Rezultat? Siedmioletni Jaś ma wprawdzie widoki na ciepły posiłek w szkole, ale jego młodsze siostry już nie - przedszkola przecież w okolicy nie uświadczysz, a jak jest, to na kieszeń biedaka za drogie.

Syndrom Dziecka Gorszego Boga będzie Jasiowi towarzyszył. Gdyż bieda jest perfidna: uwielbia zakleszczać swe ofiary we własnym kręgu, zaraża wirusem bierności, niemocy. Badania nie zostawiają złudzeń: Jaś z powiatu bartoszyckiego spod granicy rosyjskiej ma kilkakrotnie mniejszą szansę na zdobycie wykształcenia od Jasia z Warszawy, a tylko edukacja przybliża granice świata dostatku. "W polskiej piaskownicy postawiona jest przeszkoda, która oddziela jedno dziecko bawiące się w czystym słonecznym piasku od drugiego, grzebiącego się w czarnym błocie - zauważa Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w książce "Zaniedbana piaskownica". - Po słonecznej stronie schody wiodą wysoko, po błotnistej - w dół, bez poręczy. Można się po nich łatwo sturlać".

Jakbyśmy więc nie próbowali się wzdragać przed tą prawdą, i tak od niej nie uciekniemy: polska bieda ma twarz dziecka.

Zdegradowany myśliwy

Marianna T. o świcie zamyka się w łazience. Ściska i rozprostowuje dłonie, bierze głęboki oddech. Powiada o tym rytuale: - Zbieram się w sobie, do kupy składam.

To znaczy obmyśla, w co te ręce najpierw włożyć, gdy za chwilę obudzi się ośmioro dzieci. W tym czasie mąż Marianny, Henryk, wymyka się z domu ze słowami: "Może jakąś robotę znajdę". Na noc wróci albo i nie. Będzie pił z sąsiadami arizonę, wino owocowe, które najpewniej da mu na krechę pani Gienia ze sklepu. Kiedy wróci, pokłócą się z Marianną, jak zwykle o pieniądze, których nie ma, i o pracę, której nie ma jeszcze bardziej, odkąd zamknęli jedyną w okolicy fabrykę mebli. - Wszyscy ze wszystkimi się kłócimy - opisuje atmosferę w domu jedna z ich córek.

Podczas nieobecności Henryka Marianna zrobi z niczego obiad, pójdzie do lasu na jagody, stanie z dzbankiem przy drodze, żeby je za 5 zł sprzedać (można za to kupić chleb i mleko), namoczy pranie i napisze podanie do opieki społecznej, które następnego dnia zaniesie.

- Gdy mężczyzna nie ma pracy przez długi czas, następuje odwrócenie ról - mówi prof. Tarkowska. - On traci status głowy rodziny, a staje się nią kobieta.

- Tam, gdzie bezrobocie jest długotrwałe i powszechne, zanika obyczaj podsuwania mężczyźnie najlepszych kąsków - dostrzega Hanna Palska. - Gdy nie zarabia, żona karmi go najgorzej. Koncentruje się na dzieciach.

W takiej opresji mężczyzna wycofuje się, jak Henryk, szuka towarzystwa podobnych sobie zdegradowanych myśliwych. O przetrwanie walczy kobieta.

W wypełnionej po brzegi szafie z listami do Jadwigi Sobol, tych od mężów i ojców brak. "Czuję się jak rozbitek na tratwie - pisze czterdziestolatka z Zachodniopomorskiego - ale trudno. W piątek Róża i Mariusz wracają na ferie ze szkoły w mieście i będą w domu przez 16 dni, a tu jeszcze do wykarmienia Gosia i Damian. Potrzeba będzie dużo jedzenia, a z pieniędzmi bardzo krucho. Wysyłam ksero recept z wyceną z apteki. Jesteśmy bez leków. Damian powinien mieć wykonane badania na głowę za 45 zł w Szczecinku lub za darmo w Koszalinie, ale to na jedno wychodzi, za podróż, 60 km, trzeba zapłacić. Przyjmiemy każdą pomoc".

Czy płaczą? - Kiedyś pada, neutralne zdawałoby się, pytanie: jak często zmienia się u państwa w domu pościel - mówi Elżbieta Tarkowska. - A kobieta w płacz. Jakaś struna pękła.

Feminizacja ubóstwa niesie znaczące konsekwencje: Marysia z Koziegłów, od małego przywykła do harówki, w tym opieki nad rodzeństwem, ugrzęźnie tu z jeszcze większym prawdopodobieństwem niż Jaś, który, być może, załapie się na jakąś pracę fizyczną w mieście. Wcześnie zajdzie w ciążę. Zostanie sama, bo facet czmychnie w siną dal albo trafi do więzienia. Szybko się zestarzeje.

Gdy po ośmiu latach prof. Tarkowska wróciła do badanych przez siebie rodzin, zarejestrowała wspólny mianownik kobiecego losu: były chore. Niektóre miały żylaki, inne cukrzycę, nadciśnienie. Wszystkie - depresję, nerwice. Jej konkluzja: - Mężczyźni płacą za biedę alkoholizmem. Ich żony - poharataną duszą.

Oto kolejna prawda, z którą wypada się zmierzyć: polska bieda ma twarz kobiety.

Ryba i wędka

Gdy w latach 60. ubiegłego stulecia na Zachodzie narodziło się pojęcie "underclass" (podklasy), najpierw na podstawie obserwacji niektórych grup w wielkich miastach amerykańskich, w Polsce święciła triumfy, przynajmniej w propagandzie, klasa robotniczo-chłopska i zapewne nikomu się nie śniło, że to ona stanie się zalążkiem polskiej odmiany tego zjawiska. W tym samym czasie antropolog Oskar Lewis analizował zachowania najuboższych, w środowisku których bieda jest dziedziczona, dzieciństwo krótkie, poczucie zepchnięcia na margines dominujące, a przestępczość, alkoholizm i używki - powszechne. Zasady funkcjonowania w tych grupach nazwał "kulturą ubóstwa".

Czy z polskiej biedy zdążyła już wypączkować rodzima podklasa? - Oczywiście, że tak - twierdzi Janusz Czapiński. - Choćby na większości terenów popegeerowskich. Kiedy w niedawnym okresie szybkiego rozwoju ekonomicznego po raz pierwszy w Polsce mieliśmy boom na rynku pracobiorców i każdy chętny mógł dostać pracę od ręki, 6 procent bezrobotnych oznajmiło: bez łaski. Ci niezainteresowani poprawą swego losu to klasyczna underclass.

Ale enklawy tego zjawiska dostrzeżono już w dużych miastach, m.in. w Łodzi, gdzie po zamknięciu fabryk włókienniczych na bruku wylądowały tysiące robotników niewykwalifikowanych, zamieszkujących sąsiadujące z sobą kwartały ulic, gdzie z państwowego garnuszka korzysta - to przyjęty powszechnie sposób na życie w kulturze ubóstwa - aż 17 proc. mieszkańców.

- Jasne, że tych ludzi nie można wyrzucić za burtę - uważa Irena Topińska. - Trzeba dostarczać im rybę, bo wędki nie chwycą. Ale sensownie byłoby różnicować wielkość tej ryby. Jesteś zdrowy, silny, a do pracy się nie garniesz, dostaniesz mniejszą.

Tym bardziej że problem podziału pomocy socjalnej w kryzysie staje się palący. Już dziś do pogotowia dobroczynnego Jadwigi Sobolowej napływa więcej listów z Polski z prośbą o załatwienie pracy w Warszawie. Ich adresaci godzą się mieszkać na terenie zakonów, skłonnych udostępniać im lokum. Zazwyczaj to ludzie młodzi, bo właśnie oni - jak dowodzą statystyki - są aż siedmiokrotnie bardziej narażeni na popadnięcie w ubóstwo niż osoby w innym wieku.

A co z emerytami, tradycyjnie symbolizującymi polską biedę? Zwłaszcza w rejonach wysokiego bezrobocia ze swym niewielkim (ok. 900 zł), lecz stałym i stopniowo rewaloryzowanym dochodem coraz częściej przyjmują nową rolę w rodzinnej hierarchii: żywicieli dorosłych dzieci i wnuków.

W naszym raporcie pora więc na kolejny wniosek: polska bieda pozbywa się zmarszczek.

Dinozaury i chomiki

A jakie procesy powinny zajść w społeczeństwie, żeby minimalizować biedę? Socjologowie są zgodni: Polsce potrzebna jest silna, napędzająca koniunkturę klasa średnia. Na Zachodzie tworzy ją ok. 40 proc. obywateli, u nas - 10.

- Tak mało, bo mamy ułomną strukturę przedsiębiorczości - wyjaśnia prof. Czapiński. - Istnieje masa maleńkich, rodzinnych firm i giganci zagraniczni. Polacy pracujący w nich jako najemna siła robocza nigdy nie zostaną klasą średnią. By do niej awansować, trzeba przejść drogę od własnej budki warzywnej do poważnego biznesu, do czego państwo wciąż nie stwarza warunków, obłupiając przedsiębiorcę ze skóry.

Skutki takiej społecznej struktury, na wąskim czubku której przycupnęli zamożni, a reszta to monolit mniej więcej jednakowo biedny, zapewne odczujemy w kryzysie gospodarczym, porównywalnym do epoki lodowcowej w ewolucji. - Jedni przetrwają, wielu zginie. Czy będzie z czego zasypywać przepaść dochodową między skazanymi na wymarcie dinozaurami a tymi, co się przystosują? - pyta Czapiński.

Hanna Palska wierzy jednak w talenty adaptacyjne rodaków: - Coraz rzadziej czekają, aż manna spadnie z nieba, postawy roszczeniowe topnieją. W dodatku strategię pokonywania kryzysu mamy wyćwiczoną od czasów pańszczyźnianych.

Polska kryzysowa zapełnia przetworami piwnice, spiżarnie, oszczędza. - W tym chomikowaniu, gromadzeniu, widać przejawy spokojnej zaradności - komentuje prof. Palska. Dlatego niepokoi ją nakręcana w mediach i wypowiedziach polityków atmosfera paniki, która może wyzwolić złe instynkty, zawiść i wzajemne podgryzanie. - Trzeba ludziom mówić: przetrwamy to. Bo polska bieda w znacznym stopniu nauczyła się rynku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]