Prawda o polskim ubóstwie

Bieda odpuszcza – wynika z raportu Eurostatu. Pozostaje od lat na mniej więcej podobnym poziomie – podaje z kolei GUS. Jak jest w rzeczywistości?

14.05.2016

Czyta się kilka minut

Pierwsza Łódzka Wigilia zorganizowana przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, 23 grudnia 2015 r. / Fot. Andrzej Zbraniecki / EAST NEWS
Pierwsza Łódzka Wigilia zorganizowana przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, 23 grudnia 2015 r. / Fot. Andrzej Zbraniecki / EAST NEWS

Gdyby opierać się tylko na tym pierwszym źródle, mielibyśmy duże powody do optymizmu. Według nowego raportu statystycznego urzędu Komisji Europejskiej sytuacja w Polsce nie tylko się poprawia, ale po raz pierwszy wygląda lepiej niż średnia unijna.

Chodzi o wskaźnik tzw. deprywacji materialnej, pokazujący odsetek pozbawionych co najmniej czterech elementów z ułożonego przez Eurostat koszyka potrzeb: tygodniowych wakacji, możliwości pokrycia rachunków za ogrzewanie, innych bieżących rachunków i rat, tzw. niespodziewanych wydatków, spożycia mięsa bądź ryb co drugi dzień, a także artykułów codziennego użytku: pralki, samochodu, telefonu i telewizora.

Jaka jest

To kryterium w 2014 r. spełniało 8,1 proc. Polaków, podczas gdy średnia unijna wyniosła o jedną dziesiątą więcej. W dodatku wskaźnik deprywacji spadł przez trzy lata o 5 proc. – Jeszcze wyraźniejsza zmiana dokonała się od wejścia Polski do UE – zauważa Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych. – W 2005 r. w stanie deprywacji tkwił co trzeci Polak. To kolosalna zmiana!

Kiedy przyjrzeć się sprawie bliżej, zaczną się jednak wątpliwości. – O ile dużą część tego pozytywnego trendu można przypisać poprawiającym się warunkom gospodarczym, w jakiejś mierze jest ona też pokłosiem migracji – mówi ekspert ISP. – W tej grupie znajdziemy również osoby bezrobotne, które wyjeżdżają za chlebem i wypadają z polskich statystyk. W dodatku zasilają rodziny transferami finansowymi, statystyki mogą więc być podwójnie zaburzone.

Zastrzeżenie numer dwa: to, co wygląda dobrze w procentach, gorzej prezentuje się w liczbach. Owe 8 procent to nadal 3 miliony Polaków niemogących sobie pozwolić na – powtórzmy – opłacenie rachunków czy regularny pełnowartościowy posiłek. Zastrzeżenie trzecie: krajowe dane o ubóstwie skrajnym mierzonym poprzez wydatki nie są już tak jednoznaczne.

Poza jednym pewnikiem: biedy w porównaniu z momentem wejścia Polski do Unii mamy bez wątpienia mniej. Zarówno tej skrajnej, wyznaczonej przez minimum egzystencji wynoszące dziś nieco ponad 500 zł na osobę miesięcznie (spadek między 2005 a 2015 r. z ponad 12 proc. do 6,5 proc.), jak i relatywnej, mierzonej odsetkiem osób, które mają mniej niż połowę środków krajowej średniej (z ponad 18 do 15,5 proc.).

Gdy jednak weźmiemy pod uwagę trendy z ostatnich lat – a więc z okresu, który wedle Eurostatu był czasem wyraźnego spadku deprywacji – sytuacja nieco się komplikuje. Według GUS-u między 2008 a 2015 r. skrajna bieda utrzymywała się na mniej więcej niezmienionym poziomie, wahając się pomiędzy 5,5 a 7,5 proc. W roku ubiegłym odsetek osób żyjących poniżej minimum egzystencji spadł z 7,4 do 6,5 proc., ale to nadal oznacza, że ponad dwa miliony Polaków żyją w warunkach mogących nawet zagrażać życiu lub zdrowiu.

– Dane GUS za rok 2013 i 2014, pokazujące wzrost skrajnego ubóstwa, podważały w pewnym sensie optymistyczne doniesienia Eurostatu – komentuje prof. Ryszard Szarfenberg, badacz zjawiska ubóstwa z Instytutu Polityki Społecznej UW. – Tegoroczne są już im bliższe, choć nadal każą patrzeć na statystyki Eurostatu z pewnym dystansem. Przynajmniej dopóki podobnego wyraźnego spadku skrajnej biedy nie zobaczymy w krajowych statystykach.

Z czego wynika

Z perspektywy dużego miasta: Warszawy, Krakowa, Wrocławia – takie obrazki mogą wydać się zaskakujące.

Gmina A: miejska, 20 tys. mieszkańców. Bezrobotny jest co trzeci mieszkaniec, większość długotrwale. Ci, którzy zatrudnieni są – choćby w okolicznych powiatach, ale też na miejscu, w urzędach – w większości dostają niewielkie pieniądze. Brak dużych zakładów, niewiele firm rodzinnych, którym ciężko związać koniec z końcem. Ponad półtora tysiąca rodzin korzystających z pomocy społecznej – wiele z nich to wielodzietne. Sporo niepełnosprawnych.

Gmina B: wiejska, niecałe 10 tys. mieszkańców. Bezrobocie – kilkanaście procent. Z pomocy społecznej korzysta co czwarty mieszkaniec – głównie w rodzinach z dziećmi.

Nie, to nie żadne – że posłużę się językiem stereotypu – „wiejskie dziury” ze wschodniej „Polski B”. Pierwsza to Szydłowiec w woj. mazowieckim, półtorej godziny jazdy od Warszawy. Druga: Łukowica – kilkadziesiąt minut od Krakowa.

– Nasza bieda rzadko oznacza głód, bo są programy dożywiania, tak dla dzieci, jak i dorosłych. Częściej to niemożność opłacenia rachunków, a także problemy z pokryciem kosztów edukacji, np. zakupu podręczników czy przyborów – mówi Wioletta Kucharska, dyrektor MOPS-u w Szydłowcu. Podobnie biedę w Łukowicy opisuje kierownik tamtejszego GOPS-u Andrzej Bukański, dodając do tego zestawu kulturę – wyjazd z dzieckiem do kina czy teatru to tutaj zwykle marzenie ściętej głowy.
Szydłowiec i Łukowica mogłyby posłużyć za modelowe przykłady polskiej biedy. I miejsca zaprzeczające najbardziej żywotnym na jej temat stereotypom. Choćby tym geograficznym. Owszem, polskie skrajne ubóstwo oglądane na mapie województw jest zróżnicowane, ze śląskim i mazowieckim jako najmniej dotkniętymi zjawiskiem (odpowiednio: 4,7 i 5,2 proc. ludności żyjącej poniżej minimum egzystencji w 2014 r.) oraz świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim doświadczonymi najbardziej (12,2 i 14,8 proc.). Tyle że ta mapa niewiele o biedzie mówi: zbyt duże jest zróżnicowanie między gminami jednego województwa, czego najlepszym przykładem jest Szydłowiec.

Jakie są, poza terytorialnymi, czynniki sprzyjające biedzie? Po pierwsze, bezrobocie. Wedle danych GUS-u ryzyko skrajnej biedy w gospodarstwie z jedną chociaż osobą bez pracy jest dwukrotnie większe niż przeciętne. Czynnik drugi: skrajna bieda w rodzinach z przynajmniej jednym dorosłym niepełnosprawnym sięga w Polsce 11 proc., a w przypadku dziecka – 15 proc., przy średniej ledwie 6,5 proc. w gospodarstwach bez niepełnosprawnych (dane GUS za rok 2014).

Wreszcie czynnik bodaj najważniejszy: dzieci, czyli grupa społeczna najbardziej dotknięta skutkami ubóstwa. – To zależność występująca w krajach o skąpej polityce rodzinnej – mówi Dominik Owczarek. – Przy czym znacznie bardziej narażone na biedę i deprywację są rodziny wielodzietne. Można nawet postawić taką tezę: posiadanie w Polsce kilkorga dzieci bezpośrednio podnosi ryzyko popadnięcia w biedę.

Być może, dodaje ekspert Instytutu, zmieni to program Rodzina 500 plus. O ile trudno znaleźć eksperta, który ryzykowałby prognozowanie jego pozytywnego oddziaływania na demografię, o tyle jego wpływ na likwidację skrajnej biedy może okazać się realny.

Jak z nią walczyć

Nic dziwnego, że na pierwsze efekty programu czekają w miejscach takich jak Szydłowiec czy Łukowica. W tym pierwszym złożono już 1200 wniosków, z czego około 900 – to też pokazuje skalę ubóstwa w gminie – zakwalifikuje się prawdopodobnie do pomocy na pierwsze dziecko.

Prof. Szarfenberg wątpi, by zagrożeniem dla powodzenia programu były ewentualne skutki uboczne: mówi się np., że zapomoga zniechęci niektórych do podejmowania pracy. – Jeśli nawet w niektórych przypadkach tak się stanie, większe będą płynące z programu pożytki, głównie redukcja skrajnej biedy w rodzinach wielodzietnych – mówi.

Naukowiec zwraca jednak uwagę na inny potencjalny efekt programu: może wymusić przewartościowanie dotychczasowego systemu zasiłków z pomocy społecznej.

– Po wprowadzeniu programu w systemie zrobił się bałagan – mówi prof. Szarfenberg. – Chodzi o zasiłki rodzinne, dodatki do nich, ale w szczególności pomoc społeczną. Często od ich wypłacenia (bądź nie) zależało, czy rodzina kupi jedzenie. Teraz warto się zastanowić, czy te świadczenia nie powinny mieć bardziej motywacyjnego charakteru: „Macie 500 złotych, dostaniecie jeszcze pieniądze z pomocy społecznej, ale pod pewnymi warunkami”. Pojawia się pole do częstszego stosowania formuły aktywizującej.

Prof. Szarfenberg radzi jednak, by na zjawisko ubóstwa patrzeć w szerszej perspektywie: ze świadomością, że pomoc tym, którzy już popadli w skrajnie złą sytuację, to tylko część walki z biedą. Dlatego wśród narzędzi mogących sprzyjać przeciwdziałaniu ubóstwu wymienia takie elementy jak aktywizacja zawodowa, asystentura rodzinna (specjalni pomocnicy dla rodzin w kryzysie), ale też obszary niekojarzące się w pierwszym odruchu ze zwalczaniem biedy.

– Wyzwaniem jest upowszechnienie opieki nad dziećmi do lat trzech – mówi prof. Szarfenberg. – Tak, by objęła dzieci z domów w gorszej sytuacji, które muszą nadrabiać zaległości, i by pomogła rodzicom podjąć pracę. Ważna jest też edukacja, będąca kluczem do rynku pracy i służba zdrowia.

Problem w tym, że wszystkie te obszary pozostawiają wiele do życzenia: pomoc w urzędach pracy bywa fikcją, asystentów rodzinnych w wielu miejscach brak, podobnie jak miejsc w żłobkach, a niektóre szkoły nie tylko nie wyrównują szans, ale pogłębiają nierówności. Bez wypełnienia tych luk programy takie jak Rodzina 500 plus mogą okazać się krótkotrwałym leczeniem objawowym. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016