Ściana

Rzadko się zdarza, by dwie wystawy wchodziły w dialog budujący nowe jakości. Udało się to w Krakowie, gdzie w Bunkrze Sztuki zderzono prace malarza modnego i rynkowego z projektem młodego, lecz już uznanego performera.

27.02.2005

Czyta się kilka minut

Edward Dwurnik: "Thanks Jackson", cykl 25, obraz nr 149, akryl, olej na płótnie, 2003 /
Edward Dwurnik: "Thanks Jackson", cykl 25, obraz nr 149, akryl, olej na płótnie, 2003 /

Co łączy “Thanks Jackson" Edwarda Dwurnika i “Dziesięciolecie malarstwa" Oskara Dawickiego? To głosy w debacie o malarstwie. Czym jest dzisiaj: sztuką już przebrzmiałą, skazaną na epigonizm, dlatego bezpieczną dla twórcy, który niejako z założenia może liczyć na odbiorcę, a nawet kupca? Elementem odbudowy świata mieszczańskiego? Czy raczej tym rodzajem twórczości, który po dwudziestoletnim kryzysie odnajduje dziś nowe obszary wolności i nowe reguły; który potrafi nadać współczesnemu eksperymentowi artystycznemu formę bynajmniej nie archaiczną?

Za tymi pytaniami pojawiają się następne. Na ile postawa współczesnego artysty jest jego wyborem, na ile zaś wynika z zapotrzebowania społecznego? I kogo chcemy w nim widzieć: kapłana, wieszcza, rzemieślnika, biznesmena, dziennikarza, rewolucjonistę, prześmiewcę?

W moim “muzeum wyobraźni" nie ma zbyt wielu obrazów Edwarda Dwurnika. Jego twórczość kojarzy mi się z drogą, jaką na przełomie XVIII i XIX wieku przeszła sztuka Jacquesa-Louisa Davida, malarza zaczynającego karierę u schyłku monarchii absolutnej i kontynuującego ją w czasach rewolucji, terroru i cesarstwa. Tym, co pozwalało artyście przetrwać kolejne zawieruchy historii, był swoisty klasycyzm, odbierający politycznemu tematowi ostrość. Dwurnik działa podobnie: “oswaja" debatę, wchodząc w nią jako ilustrator, kronikarz, nigdy zaś uczestnik. Dlatego nie lubię jego polityczno-społecznych obrazów, bez względu na to, czy powodem ich powstania jest wspomnienie górników z “Wujka" czy polskich Żydów. A satyra zawarta w takich cyklach jak “Polacy żyją jak świnie" wydaje mi się z jednej strony zbyt oczywista, z drugiej - zbyt niejednoznaczna.

Jednak dystans nie musi oznaczać pretensji. Bo Dwurnik jest malarzem uczciwym. Świadomie wybrał postawę malarza dworskiego, rzemieślnika i biznesmena. Nie używa nigdy słów “misja" czy “obowiązek", ceni natomiast malarską sprawność. A że ma talent wyczuwania oczekiwań (być może tu właśnie ma źródło jego fascynacja Nikiforem), może mówić o sukcesie rynkowym. To wszystko osadza go w tradycji artystycznego myślenia, która sięga przecież średniowiecza. Bo kim był np. Jean Fouquet (1420--1481), który malował maskę pośmiertną Karola VII, ale i modlitewnik dla Stefana Chevaliera wypełniony miniaturami, przedstawiającymi życiorysy świętych przeniesione w realia ówczesnej Francji?

Wartością wystawy prezentowanej w krakowskim Bunkrze Sztuki jest jej absolutna malarskość, uwolniona od pozaartystycznych kontekstów, podkreślona sposobem eksponowania prac, wyrastających niemal z podłogi. Jedyny punkt odniesienia to twórczość Jacksona Pollocka, zmarłego w 1956 r. amerykańskiego “malarza gestu", a także - choć nie ma o tym mowy wprost - Leona Tarasewicza.

Tak naprawdę dopiero uwolnienie się twórczości Dwurnika od tematu pozwala się do niej zbliżyć. Zobaczyć w przedsiębiorcy malarza. Obcujemy z prostą radością malowania: bujnością koloru, zamaszystością pędzla, ruchliwością plam, grą formatów i ich zestawień. I - na szczęście - prace malowane w hołdzie Pollockowi nie są bezpośrednim powtórzeniem jego metody, nie zdają się na przypadek. Są przemyślaną kompozycją, a o kontroli nad formą świadczą ślady przedmiotów ukryte w kłębach plam i linii.

***

Zupełnie inaczej zaskakują obrazy zawieszone na pierwszym piętrze Bunkra. “Brudne", monochromatyczne, ascetyczne, zdają się fragmentami muru obrośniętego mchem i pleśnią, wybranymi i oprawionymi jako dzieła sztuki. Dwadzieścia prac o niewielkich formatach to dopiero wejście w projekt Oskara Dawickiego, który w dziesięciolecie uzyskania dyplomu magistra sztuki na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu postanowił rozliczyć się z definicją “artysty". Znany przede wszystkim jako performer, od 2001 r. związany z Supergrupą Azorro, próbuje określić miejsce - a może nawet misję - osobowości twórczej w dzisiejszym pełnym chaosu świecie.

I choć drugą częścią projektu “Dziesięciolecie malarstwa" jest projekcja filmowa, w której artysta staje na tle ściany, by pstryknięciem palca zawiesić na niej albo zniszczyć rachityczne, słabsze od białej płaszczyzny obrazy, trudno tu mówić o władzy demiurga. Choć Dawicki występuje w świetliście błękitnej marynarce magika, nie ma tu nic z pewności siebie “akcyjnych" obrazów Dwurnika. Tak jak tajemnicze tytuły obrazów z sali poprzedniej - na przykład “Cladosporium herbarum" - nie są magicznymi zaklęciami, a jedynie łacińskimi nazwami roślinnych narośli.

To raczej gorzki, autoironiczny wyraz zagubienia w rzeczywistości, w której łatwość nadawania znaczenia gestom prowadzi do znużenia i niemocy. Może dlatego następnym elementem wystawy jest krata, w której znajduje się dziura przypominająca kształtem sylwetkę ludzką. Ten hołd złożony Bruce’owi Lee - idolowi dzieciństwa dzisiejszych trzydziestolatków - to znak niespełnionej tęsknoty za prostymi kategoriami, za siłą, za jednoznacznością wolności, za zaufaniem (przede wszystkim do samego siebie). Dziura w kracie prowadzi do pomieszczenia, gdzie zaprezentowano pracę magisterską poświęconą tożsamości artystycznej Dawickiego, napisaną na zlecenie artysty przez osobę (podpisaną jako Jan Wallenrod), która nie wiedziała, że zamawiającym jest bohater dyplomu.

Praca respektuje wszelkie reguły akademickie: pełno w niej cytatów (z Lévinasa, Foucaulta), przypisów, odnośników. Autoironia? Gra z odbiorcą? A może także przeciwstawienie się dzisiejszemu językowi pisania o sztuce, który, płynny i niejasny, przestaje cokolwiek znaczyć. Rafał Jakubowicz pisał kiedyś w “Arteonie": “Realizacje Dawickiego są poszukiwaniem tożsamości - poszukiwaniem »mimo wszystko« - w czasach postępującej jej inflacji".

Może jednym ze sposobów odnalezienia artystycznej tożsamości jest ucieczka od życia gazetowego, powrót do rozumianego dziś inaczej niż przed ponad stu laty hasła “sztuka dla sztuki", swoiste rekolekcje, skupione na kontemplacji środków artystycznego wyrazu - przed pustymi, ale pobudzającymi ścianami galerii.

“Thanks Jackson. Dwurnik 2001-2004", 29 stycznia - 6 marca 2005, kurator Maria Anna Potocka; “Oskar Dawicki. Dziesięciolecie malarstwa", kurator Magdalena Ujma; obydwu wystawom w krakowskim Bunkrze Sztuki towarzyszą katalogi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2005