Sarko zwycięzca

Triumf Nicolasa Sarkozy'ego zmienia ideowe oblicze Francji: dobiega końca czas, gdy ton nadawał "duch roku 1968. Jakie przesłanie niesie nowy francuski prezydent?.

16.05.2007

Czyta się kilka minut

Zwycięstwo Sarkozy'ego jest ewidentne. Jego konkurentka Ségol?ne Royal nie zdołała odrobić dystansu ani wykorzystując naturalne dla socjalistów rezerwy elektoratu "na lewo" od Partii Socjalistycznej, ani kusząc wyborców partii centrowej UDF François Bayrou, który w pierwszej turze zajął trzecie miejsce. Rezerwy "na lewo" od PS miały tym razem tę wadę, że były nieliczne. Suma głosów oddanych w pierwszej turze na kandydatów lewicowych (na Royal i lewicową "drobnicę") okazała się znacznie mniejsza od 50 procent (łącznie 36 proc.) i kandydatka socjalistów, by pokonać Sarkozy'ego, musiała zawojować potężny elektorat (19 proc.) centrowego Bayrou. To się nie udało, mimo że Bayrou na kilka dni przed finałem oświadczył, że nie zagłosuje na Sarkozy'ego. Ale jego elektorat zrobił swoje: ci, którzy zagłosowali, podzielili się pół na pół. Bitwa o środek zakończyła się remisem.

Ogromna większość wyborców "na lewo" od PS oddała wprawdzie głosy na panią Royal, ale z kolei większość wyborców Jean-Marie Le Pena zagłosowała na Sarkozy'ego, znów nie słuchając swego lidera wzywającego do bojkotu drugiej tury. Tak więc zyski Royal na lewicy zostały zrównoważone przez zyski Sarkozy'ego na prawicy, bitwa o centrum nie przeważyła szali na jej stronę. W sumie: druga tura odtworzyła tradycyjny model, w którym prawie cała lewica głosuje na najsilniejszego kandydata wywodzącego się z lewicy i podobnie czyni prawie cała prawica, a centrum zostaje zdemolowane przez mechanizm polaryzacji.

Tyle mówi arytmetyka oraz "duch" instytucji V Republiki.

Ale coś się zmieniło: w tych wyborach wyjątkowo wyraziste okazały się barwy ideowe.

Jesteśmy prawicą

Sarkozy, inaczej niż jego prawicowi poprzednicy (Valery Giscard d'Estaing i Jacques Chirac), wystąpił z otwartą przyłbicą jako człowiek prawicy. Cofamy się w tej analizie aż do 1974 r. (początek prezydentury Giscarda), by przypomnieć, że życiu intelektualnemu Francji od blisko 40 lat ton nadają idee lewicowe. A dzieje się tak niezależnie od aktualnej koniunktury politycznej. Inaczej mówiąc: także wtedy, gdy władzę zdobywa prawica, czuje się ona zobligowana czynić mniejszy czy większy ukłon w stronę ideologii lewicowej. To owoce rewolty studenckiej z 1968 r., która, na dobre i na złe, narzuciła ten ton. Temu tonowi nie chciał, czy też nie mógł, sprzeciwić się Giscard w 1974 ani Chirac w 1995, a tym bardziej w 2002 r. (gdy w drugiej turze pokonał skrajnie prawicowego Le Pena). Naturalnym owocem tej dominacji lewicy było zwycięstwo Mitterranda w 1981 r. i w 1988 r.

Teraz, wraz z kampanią i zwycięstwem Sarkozy'ego, to się zmienia. Słynnemu "droit ? la paresse" (prawu do leniuchowania) Sarkozy ostentacyjnie przeciwstawia "réhabilitation du travail" (dowartościowanie pracy). Cały jego dyskurs polityczny, i to od 2002 r., gdy objął po raz pierwszy ministerstwo spraw wewnętrznych, obraca się wokół kilku haseł stojących w opozycji do dominującego dotąd sposobu myślenia: raczej hierarchia niż równość, raczej zasługa niż szerokie prawa socjalne, raczej porządek niż wolność, raczej niskie niż wysokie podatki, raczej tworzenie nowych miejsc pracy przez rynek niż dzielenie istniejących przez administrację, raczej mniej imigrantów niż więcej, raczej duma narodowa niż kosmopolityzm...

Problem w tym, że to hasła (praca, rodzina, ojczyzna), które kojarzą się z epoką marszałka Pétaina kolaborującego z III Rzeszą. Dlatego ich zastosowanie wymagało od Sarkozy'ego wyczucia granic, do których mógł się posunąć. Jak widać, manewr powiódł się w stu procentach - to właśnie spodobało się wyborcom. Choć naturalnie nie wszystkim: negatywny elektorat Sarkozy'ego jest niezwykle silny.

Sarkozy ciężko zapracował na sukces. Było rzeczą zdumiewającą, gdy przed kilku laty "pierwszy gliniarz Francji" - stosując represje tam, gdzie poprzednicy negocjowali i namawiali do spokoju - zdobywał punkty w rankingach popularności. Co jeszcze bardziej zdumiewające, również w tzw. trudnych dzielnicach. Działo się to wbrew niepisanej zasadzie, że posada szefa MSW w czasach napięć społecznych nie jest dobrą trampoliną dla kandydata do prezydentury. W przypadku Sarkozy'ego okazała się trampoliną idealną. Pozwoliła mu przekonać do siebie zwolenników skrajnej prawicy, a równocześnie zdobyć pewną sympatię nawet wśród wyborców Partii Socjalistycznej. Sarkozy dokonał rzeczy niemożliwej. Dlaczego?

Może dlatego, że przy wszystkich swoich wadach, ma jedną bezcenną w dzisiejszych czasach "sondażowej demokracji" zaletę: chodzi mu o coś więcej niż o samo zdobycie władzy, choć nie jest tajemnicą, że władzę kocha namiętnie. Nie jest on politykiem plastikowym, który to typ zaludnia cały demokratyczny świat. Ta odwaga głoszenia wartości, w które autentycznie musi wierzyć, jest bodaj najważniejszym czynnikiem wyjaśniającym jego sukces. Bo gdy wszyscy poważni liderzy mówią "za, a nawet przeciw", żeby, nie daj Boże, komuś się nie narazić, Sarkozy konsekwentnie powtarza swoje prawdy.

Zdecydowanie i wola walki Sarko­zy'ego powoduje, że nad Sekwaną porównuje się sarkozyzm do bonapartyzmu. Co ciekawe, porównanie do Napoleona I odpowiada również przeciwnikom nowego prezydenta: ze względu na niski wzrost mogą sobie z niego dworować do woli.

Większość prezydencka

Sarko zwyciężył pewnie i ma silny mandat dla polityki reform, którą głosił jako swój program. Choć nie od razu: nowy prezydent ma silny mandat pochodzący z wyborów powszechnych, ale prezydent w V Republice nie rządzi z tytułu posiadania jedynie tego mandatu. Aby efektywnie rządzić, potrzebuje jeszcze rządu mającego większość w Zgromadzeniu Narodowym, a to rozstrzygnie się w czerwcowych wyborach parlamentarnych. Owszem, Sarko ma na dziś wszelkie szanse, by taką większość dla swojego rządu i programu uzyskać.

Dla swego rządu, bo nowy prezydent mianuje rząd kilka dni po przejęciu władzy (16 maja), nie czekając na wynik wyborów parlamentarnych. Dla swego programu, bo jest oczywiste, że parlamentarna kampania toczyć się będzie wokół pytania: chcesz, by program Sarkozy'ego mógł być wdrożony przez nowy rząd i nową większość parlamentarną? Jeśli Francuzi powiedzą "tak", Sarkozy mianuje swój "drugi" rząd - w cudzysłowie, bo zapewne zasiądą w nim ci sami ministrowie co w pierwszym.

Na razie wszystko wskazuje, że wybory do Zgromadzenia Narodowego będą politycznym przedłużeniem sukcesu Sarkozy'ego. Istnieje zawsze w takiej sytuacji fala poparcia dla zwycięzcy, a w obozie przegranych występują niesnaski. Sarkozy ma coraz większe szanse na zdobycie komfortowej większości w Zgromadzeniu. Jeśli tak się stanie, to - znając jego styl - można się spodziewać ofensywy politycznej już latem. Zapewne zwoła sesję nadzwyczajną Zgromadzenia i będzie chciał wdrażać swój programu. Wie, że wielkie reformy przeprowadza się tylko na początku kadencji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007