Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli film rozpoczyna się sceną hucznego wesela, to nie może wróżyć niczego dobrego. Już za chwilę panna młoda zatrzaśnie się w toalecie, po czym złamie nogę, niwecząc tym samym plany na spędzenie miodowego miesiąca. "Po co wam Karaiby? Przecież macie siebie!" - powie nowożeńcom na pocieszenie lekarz zakładający gips. Łatwo się domyślić, że sens tych słów okaże się za chwilę bardzo ironiczny.
Meduza to zwierzę zimne i obłe, które w kontakcie z innym ciałem może boleśnie poparzyć. Wyrzucona na ląd łatwo wysycha i ginie. Meduzami nazywa swoich bohaterów reżyserka i scenarzystka Shira Geffen oraz współreżyser filmu Etgar Keret - 40-letni izraelski pisarz, który zadebiutował właśnie na dużym ekranie (ma już na swoim koncie liczne scenariusze i jedną krótkometrażówkę). W filmie Geffen i Keret pokazują ludzi, którzy w dużej mierze sami skazują się na samotne dryfowanie pośród fal. Spotykając innych, zawczasu uruchamiają mechanizmy paraliżujące - jakby obawiali się bliższego zetknięcia.
Scenarzystka pokrzyżowała ze sobą ścieżki kilku takich człekokształtnych meduz. Jest więc Batya, dziewczyna, która zbyt późno odważyła się powiedzieć ukochanemu: "zostań". Jest jej matka, zaangażowana w charytatywne akcje, ale kompletnie nieczuła na bezdomność własnej córki. W pustym życiu Batyi pojawia się nagle porzucona na plaży niema dziewczynka - postać na poły rzeczywista, na poły widmowa, w której bohaterka odnajdzie ślady swojego popsutego przez dorosłych dzieciństwa. Wątek Batyi splata się z historią świeżo poślubionych Michaela i Keren, którzy uwięzieni w betonowym hotelu uświadamiają sobie, jak bardzo są niedobrani. Równolegle rozgrywa się opowieść o ambitnej aktorce, która przygotowując się do ważnej premiery, powierza opiekę nad chorą matką opiekunce z Filipin. I właśnie postać nieśmiałej imigrantki o znaczącym imieniu Joy, która by zarobić na życie, zmuszona była zostawić w ojczyźnie własne dziecko, wyostrzy nasze spojrzenie na pozostałe postacie filmu: pozamykane w swoich obsesjach, niezdolne przebić się przez emocjonalną galaretę.
W filmie Geffen i Kereta, nagrodzonym w Cannes prestiżową nagrodą Złotej Kamery, czuć dotknięcie kogoś, kto na co dzień para się literaturą. Literacki rodowód mają sceny, w których zostają ożywione fotografie z dzieciństwa Batyi, utrwalające jej przedwcześnie utracony raj. Twórcy filmu uwielbiają mnożyć symetryczne sytuacje: niemal każda z postaci znajduje odbicie w innej, niemal każda historia przedstawia w skrzywionej perspektywie inną historię. W każdym epizodzie realizuje się podobny schemat fabularny: wszelkie niezdrowe relacje łączące małżonków czy rodziców i dzieci mogą ulec uzdrowieniu dopiero pod wpływem spotkań z kimś całkiem obcym. W życiu samotników z Tel Awiwu miłość nie chadza prostymi drogami. Nie może się już obejść bez zapośredniczenia. A w tle każdego z epizodów pojawia się jeszcze jeden silnie wiążący motyw: morze. Czytelna figura niezaspokojonych tęsknot, dopełniająca znaczenie tytułu filmu. Nie mogło też zabraknąć w "Meduzach" akcentów krytycznych pod adresem izraelskich rodaków. Pamięć Holokaustu jest w nich ciągle żywa i odbija się na życiu kolejnych pokoleń, ale żywy postaje także izraelski rasizm. "Widział kto, żeby Arab wystawiał na scenie Szekspira?!" - zdziwi się spontanicznie jedna z bohaterek.
Twórca "Gaza Blues" wraz ze swą życiową partnerką postanawiają jednak dać szansę swoim meduzom. Pod warunkiem, że uda im się wreszcie otworzyć na inną samotność. Być może zbyt gładko podano w filmie to przesłanie, ale na szczęście udany debiut izraelskiej pary nie daje się sprowadzić wyłącznie do niego.
"MEDUZY" (Meduzot) - reż.: Shira Geffen, Etgar Keret, scen.: Shira Geffen, zdj.: Antoine Héberlé, muz.: Christopher Bowen, wyst.: Sarah Adler, Nikol Leidman, Gera Sandler, Noa Knoller, Ma-nenita De Latorre. Prod.: Francja/Izrael 2007. W kinach od 25 kwietnia.