Literatura w czasach przemocy

Być może to z powodu naszych murów mentalnych Keret jest tak czytany w Polsce. Liczba sprzedanych egzemplarzy jego książek jest wprost proporcjonalna do naszego poziomu agresji.

30.07.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Posłuchajcie prawdziwej historii. Pod synagogą w Rzymie (kto był, ten wie, że wznosi się ona nad Tybrem) napotykamy turystki z Izraela. Najpierw próbujemy wytłumaczyć, w języku angielskim rzecz jasna, hebrajskiego nie znamy, jak dojść do Koloseum. Niestety – bez widocznych efektów. Niechby je, cztery zagubione Żydówki, zaprowadzić przynajmniej do Piazza Venezia, myślimy, albo do Via dei Fori Imperiali, skąd monument widoczny jest jak na dłoni. Nieufne są, ale posłusznie idą. Nieufne, bo już wiedzą, że Polak jest ich przewodnikiem.

GROŹBY KARALNE

Polska to żydowski cmentarz, taka jest izraelska postawa programowa. I potem nie ma się co dziwić, że telefon i skrzynkę e-mailową Maora Meliksona, izraelskiego piłkarza, który zdecydował się grać w reprezentacji „antysemickiego kraju, biorącego udział w Holokauście”, zasypują groźby karalne. Taki Etgar Keret mógłby wyjaśnić to nieporozumienie, ale cztery Żydówki, dwie z Tel Awiwu, trzecia z Jerozolimy, czwarta z Aszdod, nie czytają Kereta. Dla pewności ponawiam pytanie kilka razy, dokładnie akcentując ostatnie sylaby, a nawet przypominając sobie hebrajski tytuł oryginalny „Rur” – bo to głośny film, który Etgar Keret wespół z Shirą Geffen reżyserował. Nic z tego. Nici z porozumienia. Nadajemy na zupełnie innych falach.

Myślę, że jakieś światło na ten cień mógłby rzucić sam autor, który w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” powiedział: „Często przytacza się słowa mojej matki o mnie jako polskim pisarzu na wygnaniu. Myślę, że to nie przypadek, że moje książki są tak dobrze przyjmowane i rozumiane w waszym kraju. (...) Cokolwiek by nie powiedzieć, istnieje we mnie jakiś związek z Polską, choć nie potrafię go racjonalnie opisać”. Jakiś związek z Polską to na szczęście za mało, zbyt niewielkie to wykroczenie, żeby narazić się na pogróżki, chociaż znamienne jest, że „Nagle pukanie do drzwi” – tytułowa miniatura nowego zbioru opowiadań Kereta, oraz „Jakie jesteś zwierzę” – utwór kończący zbiór – odnoszą się do różnych form represji. Społecznej, politycznej, medialnej. Metafizycznej również, a jakże. Jest więc klamra kompozycyjna, dla nas nadto czytelny sygnał, żeby go zbagatelizować.

KAMERA I PLUTON

Sam tytuł wiele nam wyjaśnia, przede wszystkim charakter tego, w jaki sposób obce, niewyrażalne, transcendentne wbija się w naszą codzienną egzystencję. Dzieje się to właśnie w sposób nagły, niespodziewany, czasem przez drzwi, czasem przez okno, i bardzo rzadko, wbrew pozorom, pozostawia nam wybór: otworzyć czy nie otworzyć. Poza tym nigdy nie wiemy, co stoi za drzwiami, czy wydarzenie nie przebrało się za coś innego, nie naśladuje bezpiecznego głosu, dłoni matki. Rubi, bohater opowiadania „Lieland”, pod głazem odkrywa Carollowską „króliczą norę”, prowadzącą do równoległej rzeczywistości, którą zasiedlają ludzkie kłamstwa. Z czasem dochodzi do wniosku, że przestać kłamać nie sposób, ale można kłamać niejako „pozytywnie”, żeby spersonifikowane w ten sposób kłamstwa nie cierpiały i nie były okaleczone. Na Oszriego, sprzedawcę polis ubezpieczeniowych, nagle spada cios, potężny w swej istocie, z siłą, z jaką może uderzyć tylko samobójca spadający z jedenastego piętra, i w trakcie długiej śpiączki agent doświadcza stanu oraz uczuć, które po wyzdrowieniu nie pozwolą mu żyć jak dawniej.

W „Budyniu” z kolei, fenomenalnej miniaturze rodem z „Procesu” Kafki, dorosłego i zapewne posiadającego duże wpływy Awiszaja Abudiego porywają dwaj faceci, zapewne w czerni, ładują do wana i odstawiają pod dom rodziców, uprzednio założywszy mu tornister i szkolny mundurek. Ela pewnego dnia odkrywa na języku Tzikiego zamek błyskawiczny, i kiedy pociąga za niego, Tziki otwiera się jak pokrowiec. I tak dalej. Oszczędzę państwu dalszego spojlerowania. To, co obce, jak się rzekło, wdziera się często przemocą. I Keret zdaje się mówić, że literatura też jest pewną formą represji – jest odpowiedzią na zewnętrzny (ale i wewnętrzny) przymus i logikę (nawet jeśli nielogiczną) wydarzeń, co nie znaczy oczywiście, że literatura może powstawać pod lufą pistoletu czy też pod czujnym okiem kamery.

Dzisiaj zresztą, co warto chyba zaznaczyć, a co profetycznie wręcz przedstawił Tadeusz Kantor w spektaklu „Wielopole, Wielopole”, owe dwa symbole represji są właściwie jednym – kamera dokonuje równie spektakularnej egzekucji, co pluton, i odwrotnie – trudno sobie wyobrazić nowoczesną egzekucję bez obecności kamery.

UŻĄDLIĆ, PRZECIĄĆ

Literatura w takich warunkach jest niemożliwa, ale jednak powstaje, żeby zaświadczyć o tej niemożliwości. Keret musi snuć opowieść w pokoju hotelowym w obecności trzech facetów, którzy mierzą do niego z broni, i musi, najlepiej jak potrafi, pozorować akt pisania na potrzeby niemieckiej telewizji publicznej. Jakie z tego wyciąga wnioski? Ano takie, że w kraju, jakim jest Izrael, niczego w sposób pokojowy załatwić się nie da, zwłaszcza samego pokoju, rzecz jasna. Do rozmów pokojowych dochodzi tylko wtedy, gdy dochodzi do eskalacji przemocy: „Palestyńczycy prosili ładnie o państwo. Dostali? Francy dostali. A przeszli do wysadzania w powietrze dzieci w autobusach i nagle zaczęto ich słuchać. Osadnicy chcieli, żeby ich dopuścić do dialogu. Zostali dopuszczeni? Ni cholery. Zaczęli się bić, polali trochę wrzącym olejem straż graniczną, i nagle zaczęto wychodzić im naprzeciw. Ten kraj rozumie tylko siłę”. Nic dziwnego, że opowiadania Kereta dokładnie odzwierciedlają i powielają ten mechanizm – chcą być słyszane, wdzierają się w nas, niepokoją, chciałoby się powiedzieć (za Rolandem Barthes’em), że „nakłuwają” akurat tę materię, w której czujemy się bezpieczni. (Zastanawiam się, czy punctum to nie strategia pisarska Kereta. Użądlić, przedziurawić, przeciąć, a także rzucić kośćmi. Punctum jakiegoś opowiadania to przypadek, który w tym opowiadaniu celuje w bohatera, uderza go, miażdży). Jest to nie tylko materia języka, ale przede wszystkim materia narracji. Rozpala nas pasja, z jaką ktoś nas wali łomem po łbie, rezonuje mocno tylko to, co samo w sobie zawiera element represji. Taki jest nasz język. To język narodów, które otaczają się murami.

Są mury materialne i mury mentalne – spełniają tę samą rolę. Być może z powodu murów Keret jest tak czytany w Polsce. Być może liczba sprzedanych egzemplarzy w Polsce jest wprost proporcjonalna do naszego poziomu agresji. I podniesie się niebawem sprzedaż Kereta w Norwegii – w czasie pisania tytułowego utworu była jeszcze krajem, który wszystko osiąga łagodnością. (Wyobraźmy sobie, że do Etgara Kereta mierzy Breivik. Żąda opowieści, ponieważ odczuwa głód czegoś innego. „Myślisz, że co nas, zwyczajnych ludzi, sprowadziło tu do ciebie? Rozpacz, chłopie, rozpacz”.).

Potrafi Keret metafizycznie „potrząsnąć”, nieco łagodniej, co prawda, niż Witkacy w Teatrze Czystej Formy, ciut realniej niż Cortázar i bardziej optymistycznie niż Kafka. Mimo wszystko. Bo przecież bohaterzy Kereta wplątani są w określony system, z którego próbują się wyzwolić albo poddają się bez walki, są rażąco samotni, niby mają dużo przestrzeni, ale wewnętrznie każdy z nich zajmuje ciasną klitkę, jak – nie przymierzając – architektoniczna plomba między punktowcem a kamienicą na Woli. (Podobno izraelski pisarz miał tam zamieszkać. Wątpię jednak, czy chciałby podzielić los Maora Meliksona).

MAGIK

Te wszystkie historie wydają się nam dziwnie znajome. Mimo ewidentnych przerysowań, hiperboli, mimo konwencji realizmu magicznego, w którą Keret wchodzi nad wyraz płynnie, z łatwością odnajdziemy podobieństwa do wielu relacji znanych nam z rodzinnych martyrologii. Te opowiadania są w gruncie rzeczy o tym, kim chcielibyśmy być, a nie możemy z różnych powodów. O tym, co nigdy się nie wydarzyło, do czego tęsknimy, o jakimś innym ja, które być może otworzy się jak za pociągnięciem zamka błyskawicznego. I Keret, niczym wytrawny prestidigitator, swoim bohaterom to umożliwia, konfrontuje ich z ryzykiem, bez pytania o zdanie. Jest to więc również forma przemocy (w realu przecież nikt z nich tego ryzyka by nie podjął). I czasem okazuje się, że są w stanie udźwignąć „to, co nowe”, zadziwiająco łatwo wchodzą w pisane dla nich role i odnajdują się w nich, czasem są jakby obok, wykolejeni przez życie i na dodatek porzuceni przez narratora.

To, co Zurya Shalev opisuje w obszernych powieściach (a dokonuje ona nieustannej wiwisekcji relacji międzyludzkich), Keret zamyka w miniaturach, bez ambicji do objęcia całości, rzekłbym: z absolutną pokorą, ale i mistrzowską precyzją. Są to w istocie szkice o rozpoznawalnej już kresce, nie do podrobienia bez ryzyka plagiatu. Przypominam sobie w tym miejscu, co kiedyś o swoich rysunkach powiedział Jerzy Nowosielski: „Najważniejsza jest tu wyobraźnia. Jeżeli tak skąpe środki, to musi działać wyobraźnia. Rysując – czuję się trochę pisarzem”. No i proszę – działa to, jak widać, w obie strony. 

Etgar Keret „Nagle pukanie do drzwi”, tłum. Agnieszka Maciejowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2012