Samospełniająca się przepowiednia

Parlament Europejski i inne instytucje UE poradzą sobie z delegacją polskich populistów. Unijni parlamentarzyści i urzędnicy nie będą mieli najmniejszych problemów z Andrzejem Lepperem lub z posłami Ligi Polskich Rodzin. Pytanie tylko, czy Polska da sobie z nimi radę?.

16.05.2004

Czyta się kilka minut

“Panie Przewodniczący! Wczoraj, 3 maja, gdy Unia Europejska świętowała swoje rozszerzenie, Polacy czcili Najświętszą Pannę Królową Polski. Maryja jest również Królową Europy i Świata. To szczególna opieka, która zobowiązuje. Proszę przyjąć od narodu polskiego dar, skarb najcenniejszy, jaki mamy - Krzyż Chrystusowy. Niech ten Krzyż będzie dla nas mocą. Tylko wpatrując się w Krzyż Europa wyrwie się z chaosu i zagubienia moralnego".

Tak mówił poseł Witold Tomczak z Ligi Polskich Rodzin 4 maja w Parlamencie Europejskim, jeszcze jako obserwator, w ramach debaty o przyszłości UE. Inni deputowani nie zastanawiali się, czy posłowi pomyliło się kazanie do pielgrzymów na Jasnej Górze z przemówieniem parlamentarnym. Przypomnieli jedynie, że Parlament Europejski nie ma zwyczaju wieszania krzyży na sali obrad. Sprawozdawca PAP martwił się potem, że to eurosceptyczni posłowie zdominowali wystąpienia polskich deputowanych w Strasburgu, a polska lewica w Europarlamencie “w ogóle nie zaistniała".

Faktycznie, sądząc po artykułach w polskiej prasie, delegaci z LPR, Samoobrony oraz Prawa i Sprawiedliwości wiedli prym w ostatnich tygodniach. Ich wyczyny podczas przesłuchania Danuty Hübner, kandydatki na polskiego komisarza, kiedy przewodniczący komisji parlamentarnej i inni posłowie musieli jej bronić przez polskimi obserwatorami, długo były komentowane. Według najnowszych sondaży po wyborach czerwcowych siła przebicia polskich populistów jeszcze wzrośnie.

Grozi nam sytuacja, w której polski głos w Strasburgu będzie głosem Samoobrony i Platformy Obywatelskiej, ewentualnie z lekkim dodatkiem LPR i PiS - oznajmiła niedawno “Gazeta Wyborcza". Wizerunek Polski w Europie, i tak już mocno nadszarpnięty dzięki blokadzie Traktatu Konstytucyjnego, nieudolnej “obronie Nicei" i starym przesądom na temat Polski, stanie się wizerunkiem zacofanego, zapatrzonego w siebie kraju, który do Brukseli wysyła nie elitę, lecz ciemnogród. Strach ten krąży nie tylko po warszawskich salonach.

Autoizolacja populistów

Sposób, w jaki posłowie skrajnie prawicowego skrzydła polskiej sceny politycznej próbowali się rozprawić z kandydatką na polskiego komisarza, był rzeczywiście unikalny. Delegaci żadnego innego nowego kraju członkowskiego nie zachowywali się w ten sposób. Paradoksalnie to akurat ci posłowie, którzy na co dzień nieustannie postulują solidaryzm narodowy i szermują dobrym imieniem Polski, nagle ni stąd ni zowąd zaczęli prać brudną polską bieliznę na oczach wszystkich. Szkopuł w tym, że nie zaszkodziło to ani Polsce, ani Danucie Hübner, lecz im samym. Przed przesłuchaniem rzeczywiście istniały silne obawy w mediach zachodnioeuropejskich i wśród eurodeputowanych, czy po przyjęciu nowych komisarzy Komisja będzie jeszcze mogła spełniać zadanie stróża traktatów i “ogólnoeuropejskiego dobra" i nie stanie się sparaliżowanym forum rozgrywania narodowych interesów państw członkowskich. Obawa wynikała stąd, że większość kandydatów na nowych komisarzy pochodzi z administracji państwowej i wcześniej zajmowała się obroną interesu swego kraju w negocjacjach akcesyjnych. Czy ci ludzie będą w stanie oderwać się od myślenia w kategoriach interesu jednego państwa, pytały gazety niemieckie, holenderskie, francuskie. Nic tak ich nie przekonało, jak ataki polskich eurosceptyków, zarzucających Danucie Hübner zbytnią uległość w negocjacjach i zdradę polskich interesów. To, że czasem odpowiadała wymijająco i wikłała się w sprzeczności, nie zaszkodziło jej, bo atakujący ją zbyt słabo znali się na sprawach unijnych, aby to wykorzystać. Koncentrowali się na ogólnych stwierdzeniach (“warunki akcesji są fatalne, negocjatorzy zawiedli"), którym łatwo zaprzeczać, albo na argumentach światopoglądowych, które dla absolutnej większości parlamentarzystów europejskich są równie zrozumiałe jak wezwanie posła Tomczaka do przyjęcia “Krzyża Chrystusowego w imieniu polskiego narodu".

Mechanizm ten powtórzył się z okazji debaty o unijnej przyszłości i pierwszej rutynowej sesji Parlamentu w rozszerzonym składzie: Andrzej Lepper wygłosił mowę przeciwko globalizacji i biedzie, która nawet miałaby szansę wpisać się w obecny w Parlamencie Europejskim nurt antyglobalistyczny, po czym jednak wezwał do renegocjacji “traktatu stowarzyszeniowego" - zapominając, że na skutek przystąpienia Polski do UE ten traktat kilka dni wcześniej stracił moc. Inni polscy populiści wygłaszali filipiki przeciwko wyższości konstytucji unijnej nad polską (którą w 1997 r. zwalczali z całej siły), nie zważając na to, że polska konstytucja sama stawia prawo międzynarodowe nad krajowym. Jak na to reagowali inni deputowani? Prawie wcale.

Czy to ośmiesza Polskę w oczach eurokratów i innych parlamentarzystów europejskich? Nie, każdy kraj ma swój własny folklor. Kiedy pytałem znajomych z innych krajów członkowskich, jak oceniają występy polskich populistów, odpowiedź brzmiała: “A oni coś powiedzieli?"

Z wyjątkiem Romana Giertycha (który przemawiał po angielsku) żaden z posłów LPR i Samoobrony chyba nie zauważył, że Parlament Europejski nie jest Sejmem, że jego obrady nie są transmitowane na żywo w polskiej telewizji i że przekonać w Brukseli i Strasburgu muszą oni innych posłów, przedstawicieli Rady UE i Komisji, a nie polskich wyborców. A inni posłowie, zwłaszcza z dużych frakcji, mają spore doświadczenie w marginalizacji skrajnych ugrupowań i posłów. Przeżyli Jean-Marie Le Pena, przeżyli angielskich konserwatystów, przeżyją też LPR i Samoobronę.

To jest duży parlament ze sprawnym aparatem, którego pracownicy są często o wiele bardziej kompetentni niż ich koledzy z parlamentów narodowych. Oni dadzą sobie radę z mało kompetentnymi, nie obeznanymi z procedurami eurosceptykami z nowych krajów. Groźbą wynikającą dla Polski z dominacji populistów w delegacji do Europarlamentu nie jest to, że ucierpi polski wizerunek, lecz to, że Polska w Strasburgu w ogóle nie będzie obecna. Polski głos w UE będzie - z powodu licznej, ale zignorowanej przez innych reprezentacji populistów - głosem komisarz Hübner, polskich ministrów w Radzie UE i polskich dyplomatów. Czy to znaczy, że nie ma się czego obawiać, jeśli Lepper wygra wybory do Parlamentu Europejskiego? Owszem jest.

Zwalczając wspieramy

Pojawienie się licznej grupy polskich populistów, która zostanie szybko i sprawnie zmarginalizowana przez innych deputowanych, oznacza, że pozostała grupa polskich parlamentarzystów będzie słabsza i łatwiejsza do rozgrywania. Po wejściu w życie Traktatu Konstytucyjnego znaczenie Parlamentu Europejskiego wzrośnie: będzie miał więcej uprawnień, pełne prawo budżetowe i prawo współdecydowania w wielu sprawach, w których dotychczas ostatnie zdanie należało do Rady UE. Akurat w momencie, kiedy Parlament - a w nim rola Polski - zyskują na znaczeniu, Polska de facto traci te wpływy z powodu wzrostu populizmu.

Mimo marginalizacji przez eurodeputowanych, przedstawiciele polskich ugrupowań populistycznych mają szanse, aby zauważono ich w Europie Zachodniej. Mogą bowiem liczyć na swych przeciwników i na media w kraju, które będą się starały maksymalnie nagłaśniać ich wystąpienia, aby “dać im odpór". To jest pewna specyfika polskiego krajobrazu medialnego, w którym najłatwiej zyskuje się rozgłos dzięki skrajnym, choć merytorycznie nic nie znaczącym wystąpieniom. Kiedy dwa lata temu holenderska posłanka określiła polski rząd jako “infantylny", holenderskie media zbyły to milczeniem. Owa posłanka nawet we własnej partii była kompletnie izolowana i przemówiła jedynie we własnym imieniu. W Polsce jej wypowiedź znalazła się na pierwszych stronach gazet, komentowana przez najpoważniejszych publicystów. Na ten mechanizm może liczyć i Andrzej Lepper. Prawdopodobny scenariusz wygląda tak: krótkie zdanko, naruszające polską poprawność polityczną, urasta do rangi zagrożenia demokracji na łamach najważniejszych gazet, po czym i telewizja nie może tego zignorować i zaprasza Leppera do jednego z tych licznych programów publicystycznych, które pod batutą doświadczonego prezentera szybko i sprawnie zamieniają się w słowne bijatyki. Wtedy i przeciwnicy przewodniczącego Samoobrony w Sejmie już nie będą mogli się powstrzymać i Andrzej Lepper nareszcie uzyska to, co nie będzie mu nigdy dane w Strasburgu: szerokie audytorium. Potem i zagraniczni korespondenci nie będą już mogli przejść nad tym do porządku dziennego, i w ten pośredni sposób Lepper będzie miał to, czego nigdy nie uzyskałby bezpośrednio: rozgłos w Europie. Czy trzeba jeszcze dodawać, że oburzenie liberalnych przeciwników populizmu uwiarygadnia populistów w oczach ich zwolenników? Dzięki polskim mediom Lepper może grać do jednej bramki, nawet kiedy biega po europejskim boisku.

KLAUS BACHMANN jest historykiem i politologiem. W latach 90. był korespondentem prasy niemieckiej w Polsce, specjalizuje się w problematyce integracji europejskiej. Ostatnio wydał “Konwent o przyszłości Europy?" (Wrocław, 2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2004