Sąd nad prezydentem, sąd nad sędziami

Wzburzony niekorzystnym wyrokiem sądu przywódca Armenii Nikol Paszinian, triumfator zeszłorocznej ulicznej rewolucji, wydał wojnę sędziom i ogłosił początek nowej rewolucji – tym razem w sądownictwie.
w cyklu STRONA ŚWIATA

24.05.2019

Czyta się kilka minut

Protest zwolenników premiera Koczariana przed jednym z sądów w Erewanie, 20 maja 2019 r. / Fot. Hayk Petrosyan / Sputnik / East News /
Protest zwolenników premiera Koczariana przed jednym z sądów w Erewanie, 20 maja 2019 r. / Fot. Hayk Petrosyan / Sputnik / East News /

Gniew premiera Pasziniana wywołał zeszłotygodniowy wyrok erywańskiego sędziego Dawida Grigorjana, który kazał wypuścić z aresztu śledczego byłego prezydenta Roberta Koczariana, by mógł z wolnej stopy odpowiadać podczas procesu o nadużywanie władzy i korupcję. Sędzia przyjął poręczenie, złożone przez obecnego i byłego przywódcę Górskiego Karabachu (Koczarian był pierwszym prezydentem tej samozwańczej, ormiańskiej republiki, która pod koniec zeszłego stulecia po zwycięskiej, secesyjnej wojnie oderwała się do Azerbejdżanu), oraz dwa tysiące dolarów kaucji, a na dodatek skierował sprawę przeciwko byłemu prezydentowi do Sądu Konstytucyjnego. Ma on orzec, czy immunitet przysługujący byłemu prezydentowi pozwala w ogóle go sądzić.

Zamiana ról

Dla Pasziniana, wyniesionego do władzy przez zeszłoroczną, uliczną rewolucję, proces Koczariana jest symbolicznym odcięciem się od epoki, którą były prezydent uosabia. Wraz z jego dojściem do władzy w 1997 r. (jako ówczesny premier stał na czele pałacowego spisku, który doprowadził do ustąpienia pierwszego prezydenta niepodległej Armenii, Lewona Ter-Petrosjana), Armenia zaczęła przekształcać się w kaukaską odmianę bananowej republiki, zawłaszczanej wraz z gospodarką przez rządzących i związanych z nimi oligarchów. Dopiero ubiegłoroczna „aksamitna rewolucja”, której przewodził Paszinian, doprowadziła do obalenia panującej przez ćwierć wieku elity i zaprowadzonych przez nią porządków. Dawni przywódcy zostali zmuszeni do dymisji, a w grudniu ludzie Pasziniana wygrali wybory, zdobywając dwie trzecie mandatów w parlamencie (więcej zabrania konstytucja, gwarantująca jedną trzecią miejsc dla opozycji).

Proces Koczariana (premier 1997–1998, prezydent 1998–2008) miał też dla Pasziniana wymiar osobisty. W marcu 2008 r., kiedy Koczarian składał władzę po drugiej i ostatniej prezydenckiej kadencji, przeprowadził elekcję nowego przywódcy, na którego namaścił swojego starego druha, Serża Sarkisjana (to jego w zeszłym roku obalił Paszinian). Aby zapewnić mu wygraną i udaną sukcesję, wybory sfałszowano. Oburzeni Ormianie wyszli na ulice Erywania. Paszinian, wówczas dziennikarz, należał do przywódców antyrządowych wystąpień. Koczarian wprowadził wtedy stan wyjątkowy, a przeciwko demonstrantom posłał wojsko. W rozruchach zginęło 10 osób: 8 demonstrantów i 2 policjantów. Paszinian długo się ukrywał, a gdy w 2010 r. oddał się w ręce władz, został skazany na 7 lat więzienia (odsiedział niecałe dwa i wyszedł na wolność dzięki amnestii).

Dzisiejszy premier, a niegdysiejszy dysydent i więzień polityczny, o wszystkie niesprawiedliwości i krzywdy, jakie spotkały Armenię i Ormian, obwinia Koczariana, który dzięki wieloletnim rządom dorobił się miliardowego (w dolarach) majątku. Ledwie oswoił się więc z posadą premiera, kazał Koczariana aresztować i postawić przed sądem. Oskarża go o „próbę obalenia ustroju” i łapownictwo. Gdyby 64-letni Koczarian został uznany za winnego, groziłoby mu 15 lat więzienia.

Drugi etap

Po półrocznym pobycie w areszcie śledczym, w połowie maja były prezydent stanął przed sądem. Pierwszego dnia rozprawy oświadczył, że w 2008 r. wydał wojsku rozkaz użycia broni, ponieważ jego wywiad doniósł mu, iż zbroją się także demonstranci z ulic i placów Erywania, i w mieście może dojść do wojny. Dodał, że więcej publicznie powiedzieć nie może, bo ujawniłby tajemnice państwowe. Adwokaci Koczariana ponowili prośbę, by został zwolniony z aresztu i mógł odpowiadać z wolnej stopy. Wcześniej sędziowie odrzucali podobne wnioski, ale tym razem postanowili się przychylić do prośby i zwolnili byłego prezydenta z aresztu.

Znany z wybuchowego usposobienia Paszinian nawet nie próbował skrywać wściekłości. Już nazajutrz po uwolnieniu Koczariana wezwał swoich zwolenników, by w poniedziałek rano zebrali się przed erywańskimi sądami i w ramach protestu zablokowali ich wejścia i wyjścia. Zwolennicy i wyznawcy Pasziniana (według sondaży wciąż wspiera go ponad trzy czwarte mieszkańców Armenii) stawili się na rozkaz i w poniedziałek unieruchomili wszystkich kilkanaście stołecznych sądów.

Paszinian zaś, w nadanym przez rządową telewizję przemówieniu oznajmił, że sądownictwo w Armenii nie nadąża za rewolucyjnymi przemianami w społeczeństwie i polityce, jest „skamieliną z epoki korupcji” i pozostaje wciąż pod wpływem dawnego reżimu, obalonego wskutek rewolucji. „Władza ustawodawcza i wykonawcza zdobyła wiarygodność w wyniku zeszłorocznych rewolucji i wyborów, ale sądownicza nie cieszy się poparciem społecznym, a zbyt wielu sędziów pozostaje zakładnikami starych porządków. Ludzie sądom nie ufają i dłużej być tak nie może – oświadczył Paszinian. – Nadszedł więc czas, by przeprowadzić drugi etap rewolucji i dokonać chirurgicznej operacji na naszym sądownictwie”.

Nowy przywódca Armenii zapowiedział weryfikację wszystkich sędziów oraz ogłosił, że ci z nich, których wyroki zostały lub zostaną uznane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka za bezprawne, powinni dobrowolnie złożyć dymisje. Według premiera ustąpić powinni też wszyscy sędziowie, którzy „czują, że nie potrafią się zmienić”. Premier wyznaczył posłom dwumiesięczny termin na przygotowanie radykalnych reform w sądownictwie. Dodał, że jeśli trzeba będzie zmienić konstytucję, zrobi wszystko, by ją zmienić, i że może trzeba będzie wrócić do zgłoszonego przez niego już w zeszłym roku pomysłu „trybunałów tymczasowych”.

Rewolucjonista czy populista

Poza zwolennikami Pasziniana, którzy z entuzjazmem podchwycili jego wezwanie do ataku na sądy i ich blokady, rewolucyjny animusz ormiańskiego premiera spotkał się z powszechną krytyką. Opozycja, i to wcale nie tylko ta związana politycznie z rządami Koczariana i Serkisjana, zarzuciła mu populizm i dyktatorskie skłonności. Nawet przychylni Paszinianowi i jego rewolucji posłowie z życzliwie opozycyjnej Oświeconej Armenii wytykają premierowi, że choć przejął władzę, objął urząd szefa rządu i ma większość w parlamencie, uprawia wciąż politykę wiecową, wciąż zabiega o poklask tłumów. „Rozumiem, że Paszinian może być niezadowolony z wyroku, wydanego przez jakiegoś sędziego – dodał poseł z innej, opozycyjnej partii Dostatnia Armenia. – Nie rozumiem jednak, jak można z tego powodu sabotować pracę wszystkich sądów”.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Ormiański węzeł


Przywódcy opozycji zarzucili premierowi prawny nihilizm i pogardę dla prawa. Przypomnieli, że jesienią, gdy posłowie przyjęli niekorzystny dla szefa rządu regulamin (przewiduje, że dymisja premiera nie wymusza na parlamencie decyzji o samorozwiązaniu), również wezwał zwolenników, by okupowali parlament (tamta akcja nie przyniosła oczekiwanego przez Pasziniana skutku). A prezydent Armenii Armen Sarkisjan wezwał obywateli, by zachowali spokój i przestrzegali konstytucji i prawa.

Postępowanie Pasziniana skrytykowali też parlamentarzyści ze Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Przestrzegli, że choć rozumieją, że sądownictwo w Armenii wymaga reform, to pogróżki ormiańskiego premiera mogą stanowić zagrożenie dla świętej zasady niezawisłości sądów. Także obecny i były Rzecznik Praw Obywatelskich oraz organizacje praw człowieka z Erywania uznali postępowanie Pasziniana za atak na niezależność sądów. „Dostrzegamy poważne niebezpieczeństwo, że Paszinian, zniecierpliwiony powolniejszym niżby chciał tempem reform, zacznie przeradzać się z rewolucjonisty w populistę” – ostrzegła organizacja Freedom House.

Sędziowie nie zrozumieli

Większość komentatorów ormiańskiej polityki z Erywania przyznając, że za czasów Koczariana i Sarkisjana sądy uległy podobnej degradacji, jak polityka i biznes, niepokoi się politycznym temperamentem Pasziniana. „Premier chce podporządkować sobie ostatnie bastiony władzy, które mu jeszcze nie podlegają – sądy oraz Górski Karabach” – powiedziała internetowej gazecie „Kaukaski Węzeł” politolożka Naira Ajrumjan. Z Karabachu wywodzą się Koczarian i Sarkisjan, którzy na przełomie lat 80. i 90. byli przywódcami tamtejszego powstania Ormian, a po jego zwycięstwie stali się dla wszystkich Ormian bohaterami narodowymi. Po ich przeprowadzce do Erywania i politycznych awansach kariery w polityce i biznesie w 2-3-miliomowej Armenii zrobiło też wielu innych wychodźców ze 150-tysięcznego Karabachu, i to oni byli główną opoką i beneficjentami ancien regime’u.

Inny politolog z Erywania, Armen Badalian, wskazuje, że w istocie rzeczy Paszinian nie proponuje żadnych konkretnych reform, a jedynie złości się, że „sędziowie nie zrozumieli, że w kraju zapanowały nowe czasy i nowe porządki”. „Ale przecież sędziowie powinni wydawać wyroki kierując się wyłącznie prawem, a nie politycznymi zmianami, ani oczekiwaniami społecznymi – uważa Badalian. – Inaczej sądownictwo przerodzi się w samosądy”.

Awetik Iszchanian z Komitetu Helsińskiego Armenii obawia się, że Paszinianowi może wcale nie chodzić o reformę sądownictwa, a jedynie o wymianę nieposłusznych sędziów na takich, którzy posłuchają każdego jego rozkazu. „Premier, zamiast zająć się reformą w parlamencie, działa jak rewolucjonista i próbuje zastraszyć sędziów – powiedział Iszchanian „Kaukaskiemu Węzłowi”. – Chce podporządkować sobie sądy, jak podporządkował policję i prokuraturę. Prokurator, który zasłużył się u byłych przywódców procesami przeciwko dawnej opozycji i samemu Paszinianowi, dziś wiernie mu służy i wypełnia pokornie wszystkie rozkazy”.

O czym marzy Gruzja

Na swoje sądy, ich ślamazarność, kumoterstwo i korupcję, narzekają też sąsiedzi Ormian, Gruzini. Na początku maja głosami posłów z rządzącej partii Gruzińskie Marzenie parlament przyjął nową ustawę o ustroju sądownictwa powszechnego i trybie wyłaniania sędziów Sądu Najwyższego. Mimo sprzeciwu opozycji i krytycznych uwag Komisji Weneckiej prezydent Salome Zurabiszwili, wybrana dzięki poparciu „marzycieli”, podpisała ustawę. Komisja Wenecka proponowała, by rządzący dziś „marzyciele” (następne wybory wypadają w przyszłym roku) wybrali tylko połowę sędziów, a drugą połowę zostawili do wyboru następnemu parlamentowi. Przywódcy „marzycieli”, niebędący wcale pewni wygranej w kolejnych wyborach, uznali jednak te sugestie za „polityczną ingerencję”, odrzucili je i zamierzają już w ostatnim roku tej kadencji parlamentu wybrać sędziów Sądu Najwyższego.

Zgodnie z przyjętą pod koniec zeszłego roku konstytucją sędziowie Sądu Najwyższego pełnią swój mandat dożywotnio. Gruzińska opozycja i działacze praw człowieka obawiają się, że „marzyciele”, póki rządzą, będą chcieli obsadzić najważniejsze stanowiska w sądownictwie, żeby mieć pewność bezpieczeństwa, gdyby zdarzyło im się przegrać za rok wybory i stracić władzę. Niezależna posłanka Ekaterina Beselia, należąca jeszcze niedawno do „marzycieli” (skłóciła się z nimi właśnie w sprawie sądownictwa), zaczęła już zbierać podpisy pod petycją do prezydenta (potrzebnych będzie ponad 200 tysięcy podpisów) o przeprowadzenie plebiscytu w sprawie zastąpienia dożywotnich mandatów sędziów Sądu Najwyższego kilkuletnimi kadencjami, co pozwoli uchronić Sąd przed politycznym zawłaszczeniem.

Były Rzecznik Praw Obywatelskich Ucza Nanuaszwili uważa jednak, że to sprawa drugorzędna. W rozmowie z „Kaukaskim Węzłem” stwierdził, że najważniejszym problemem sądownictwa w Gruzji jest jakość i kaliber gruzińskich sędziów, a nie to, na jak długo będą mogli pracować w Sądzie Najwyższym. „Jeśli nie zmienią się sędziowie – powiedział – nie zmieni się też sąd”.

P.S. Gagik Arutunian, przewodniczący Najwyższej Rady Sądowniczej Armenii, podał się w piątek do dymisji. Zwolennicy Pasziniana zapowiedzieli, że jeśli do końca maja nie ustąpią wszyscy członkowie Rady, znów zablokują wszystkie sądy w stolicy.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej