Rwanda: dawna zbrodnia, nowa kara

Ćwierć wieku po ludobójstwie jeden z jego głównych winowajców i architektów stanął w końcu przed sądem. Félicien Kabuga przysięga, że niczego złego nie zrobił, a wszystko, co mu się zarzuca, to wierutne kłamstwo i spisek.
w cyklu STRONA ŚWIATA

29.05.2020

Czyta się kilka minut

Plakat w biurze Genocide Fugitive Tracking Unit, jednostki do zbierania danych o ludobójstwie. Kigali, Rwanda, 19 maja 2020 r.  / FOT. Simon Wohlfahrt / AFP / EASTNEWS /
Plakat w biurze Genocide Fugitive Tracking Unit, jednostki do zbierania danych o ludobójstwie. Kigali, Rwanda, 19 maja 2020 r. / FOT. Simon Wohlfahrt / AFP / EASTNEWS /

Félicien Kabuga umykał pościgom i obławom od tak dawna, że specjalny międzynarodowy trybunał, powołany przez ONZ do osądzenia winnych rwandyjskiego ludobójstwa, zdążył zakończyć swoją działalność. Został rozwiązany z końcem 2015 roku, a zastąpił go inny sąd, zwany Mechanizmem NZ dla Międzynarodowych Trybunałów Karnych. 

Między kwietniem a lipcem 1994 roku bojówki Hutu wymordowały w sto dni prawie milion Tutsich. Trybunał, który działał w tanzańskiej Aruszy, osądził 93 osoby, z których ponad 60 skazał na więzienie, a kilkanaście oczyścił z zarzutów. Sześciu podejrzanych nigdy nie udało się jednak pojmać i posadzić na ławie oskarżonych. Wśród nich znajdował się Kabuga, którego w 1997 roku trybunał oskarżył o współudział w zbrodni ludobójstwa. W 1999 roku rozesłał za nim międzynarodowe listy gończe. „To nasz Klaus Barbie, nasz Adolf Eichmann” – tak mówi o nim Etienne Nsanzimana, szef stowarzyszenia Ibuka, powołanego przez żyjących we Francji Rwandyjczyków dla uczczenia pamięci ofiar ludobójstwa i ścigania winnych tej zbrodni.

Fundator zbrodni

Na początku kwietnia 1994 roku, gdy w Rwandzie zaczęły się ludobójcze rzezie, 60-letni wówczas Kabuga zaliczał się do najpotężniejszych ludzi w kraju. Posiadał plantacje herbaty i kawy, rozliczne firmy zajmujące się z wielkim zyskiem eksportem, importem, handlem i transportem. W Kigali mówiło się o nim, że jest największym bogaczem w całym kraju.

Majątek zawdzięczał po części koneksjom z rodziną panującego wówczas prezydenta Juvénala Habyarimany (1973-94). Dwie córki Kabugi – ma pięcioro dzieci – wyszły za mąż za prezydenckich synów, ale po prawdzie to szefowi państwa zależało na przyjaźni z bogaczem tak samo, jak bogaczowi na komitywie z szefem państwa. Kabuga cieszył się wielkimi politycznymi wpływami nie tylko z powodu rodzinnych koligacji, ale i bogactwa, którego się dorobił. Działał w rządzącej partii i należał do jej najważniejszych dygnitarzy.

Międzynarodowy Trybunał zarzuca mu, że stał się jednym z mecenasów i wodzirejów założonych w 1992 roku radia i telewizji Tysiąca Wzgórz, których dziennikarze najpierw podjudzali Hutu, rządzących i stanowiących ponad trzy czwarte ludności kraju, do nienawiści wobec znajdujących się w mniejszości, ale bogatych Tutsich. Gdy mordy się już zaczęły, zagrzewali do pogromów („groby wciąż są w połowie puste – trzeba zadanie wypełnić do końca!”), koordynowali działalność bojówek i dostarczali im informacji o ukrywających się Tutsich. W 1993 roku Kabuga za własne pieniądze i poprzez własne firmy sprowadził z Chin setki tysięcy maczet, które potem rozdawano bojówkarzom Hutu, by zabijali Tutsich. Podczas rzezi Kabuga zapewniał bojówkarzom transport należącymi do jego firm ciężarówkami. I nigdy nie skąpił gotówki dla bojówek Interahamwe. Prokuratorzy z międzynarodowego trybunału nazywali go „głównym fundatorem ludobójstwa”.

Ucieczka i schronienie

Zajęci mordowaniem Tutsich żołnierze i bojówkarze Hutu dali się jednak pokonać partyzantom Tutsi, spieszącym rodakom na ratunek z sąsiedniej Ugandy. Kiedy partyzanci Tutsi wkroczyli do Kigali i przejęli władzę w kraju, Kabugi i wszystkich pozostałych dygnitarzy Hutu już w kraju nie było. Niektórzy, przewodząc kilkumilionowemu exodusowi Hutu, przedostali się do sąsiedniego Zairu (dziś Konga), gdzie w uchodźczych obozach założyli państwo na wygnaniu. Inni rozjechali się po świecie.


CZYTAJ TAKŻE

ZBRODNIA I SKRUCHA: 26 lat temu w Rwandzie ludzie Hutu zabili prawie milion swoich sąsiadów Tutsi. Oto opowieść o zwykłych kobietach, które brały w tym udział. Oraz o próbie pojednania >>>


Kabuga wyjechał najpierw do Szwajcarii, tam jednak odmówiono mu gościny i azylu. Z Europy wrócił więc do Afryki, do Zairu (Konga), ale nie do uchodźczych obozowisk na wschodzie, przy granicy z Rwandą, lecz do Kinszasy, gdzie dzięki majątkowi mógł się wygodnie urządzić. Potem widywano go głównie w Kenii, gdzie on i jego rodzina mieli liczne interesy i posiadłości, ale także w Burundi i na Madagaskarze, w Belgii, a w Niemczech leczył się w tamtejszych szpitalach. Chyba właśnie szwankujące zdrowie i wiek sprawiły, że trzy czy cztery lata temu przeniósł się do Francji i pod przybranym nazwiskiem zamieszkał na drugim piętrze w kamienicy w Asnières-sur-Seine na północnych przedmieściach Paryża. Sąsiedzi zapamiętali go jako starszego pana kruchej budowy, który prawie się nie odzywał, a jeśli mówił, to prawie szeptem. Zanim wybuchła epidemia, widywano go, jak w pojedynkę lub w towarzystwie wychodził z domu na spacery.

Gdzie zapadnie sąd

Po wybuchu epidemii przestał wychodzić z domu, ale to właśnie epidemia przyczyniła się do tego, że został w końcu wytropiony i pojmany. Główny prokurator trybunałów karnych ONZ Serge Brammertz przyznał, że z powodu szalejącego wirusa policja i prokuratorzy w Europie musieli odłożyć wiele spraw i wreszcie znaleźli czas, by zająć się pościgiem za Kabugą. Podsłuchując rozmowy telefoniczne jego mieszkających we Francji dzieci i śledząc je policjanci dowiedzieli się o mieszkaniu na paryskim przedmieściu i jego lokatorze. W sobotni świt, 16 maja, włamali się do mieszkania i aresztowali przebywającego w nim starszego mężczyznę. W areszcie poddali badaniu jego DNA, które potwierdziło, że zatrzymali jednego z najbardziej i najdłużej poszukiwanych ludzi na świecie, Féliciena Kabugę, oskarżanego o ludobójstwo.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →


W tym tygodniu stanął przed paryskim sądem, a raczej wjechał doń na wózku inwalidzkim. Odpowiadał na pytania w języku kinyarwanda, a sądowy tłumacz przekładał jego słowa na francuski. „Wszystko to łgarstwa” – powiedział. – Nikogo nie zabiłem. Nie zabiłem żadnego Tutsi, zatrudniałem ich u siebie”. Sędzia nie zgodził się jednak, by Kabuga odpowiadał na procesie z „wolnej stopy”. Prosili o to, a także o specjalistyczne badania psychiatryczne i psychologiczne jego adwokaci, powołując się na kiepskie zdrowie i sędziwy wiek (84 lata) ich klienta. Kabugi bronić będzie m.in. mecenas Emmanuel Altit, który wsławił się na zeszłorocznym procesie z uniewinniającym wyrokiem, jaki uzyskał dla swojego klienta, byłego prezydenta Wybrzeża Kości Słoniowej Laurenta Gbagbo, sądzonego przez Międzynarodowy Trybunał Karny o wojenne zbrodnie.

Na początku czerwca paryski sąd ma zadecydować, czy Kabuga będzie sądzony we Francji – o co prosi – czy też zostanie wydany międzynarodowemu sądowi, który zastąpił dawny trybunał do spraw rwandyjskich zbrodni. A jeśli wydany, to gdzie: do Hagi, w której mieści się siedziba Międzynarodowego Trybunału Karnego i znajduje się główny areszt, czy do Aruszy, gdzie działał rwandyjski trybunał.

Sprzymierzeńcy i dłużnicy

Działacze ruchu praw człowieka domagają się też specjalnego śledztwa, które wyjaśni, jak to możliwe, że człowiek oskarżany o najgorsze, ścigany międzynarodowymi listami gończymi i za którego głowę Amerykanie wyznaczyli 5 milionów dolarów nagrody przez ćwierć wieku unikał pogoni i kary. Prokuratorzy ONZ tłumaczą, że posługiwał się 28 fałszywymi nazwiskami i paszportami, a jego mieszkanie pod Paryżem wynajmowały jego dzieci. Działacze praw człowieka twierdzą jednak, że unikać tak długo sprawiedliwości pomagali Kabudze głównie jego polityczni sprzymierzeńcy i dłużnicy.

Francja była najważniejszą sojuszniczką Rwandy, gdy rządził nią Habyarimana. Iskrą, która wywołała ludobójcze pogromy, było zestrzelenie nad Kigali samolotu, którym z rozmów pokojowych z rodzimymi rebeliantami wracali Habyarimana i Cyprien Ntaryamira, prezydent z Burundi, sąsiada-bliźniaka. 

Spóźniona interwencja francuskich wojsk, mająca oficjalnie przerwać mordy, posłużyła raczej do ochrony Hutu i ich przywódców podczas ucieczki z Rwandy do Zairu-Konga, którym rządził wtedy protegowany Amerykanów Mobutu Sese Seko.

Także Kenia, w której schroniła się większość przywódców ludobójczego reżimu z Rwandy, rządzona była przez zachodniego faworyta Daniela arapa Moi (1978-2002). Kabuga prowadził w Nairobi i Eldorecie interesy, chodził na przyjęcia. W Nairobi znalazła schronienie Agathe Habyarimana, wdowa po prezydencie, uważana w Rwandzie za „matkę chrzestną” zbrodni ludobójstwa (dziś mieszka we Francji). Moi – który zmarł w lutym – przyjaźnił się z jej mężem, ale także kolejni kenijscy prezydenci odmawiali wydania międzynarodowemu trybunałowi poszukiwanych zbiegów, policja uprzedzała ich o zastawianych na nich pułapkach, a dziennikarze, którzy zanadto interesowali się ich losem, ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. 

Sześciu pozostałych

Kilka dni po aresztowaniu Kabugi wyjaśniła się też tajemnica losów innego z poszukiwanych, ostatniego ministra obrony z czasów ludobójczych mordów Augustina Bizimany. To dowodzone przez niego wojsko wraz z bojówkami Interahamwe prowadziło obławy na Tutsich i dokonywało ich zagłady. Gdy partyzanci Tutsi przejęli władzę w Kigali, Bizimana dowodził exodusem Hutu do Zairu-Konga, a na wygnaniu stanął na czele uchodźczego państwa. Zaczął też przygotowywać swoich żołnierzy do nowej wojny i najazdu na Rwandę, by odzyskać władzę. Jego również rwandyjski trybunał oskarżył o ludobójcze zbrodnie i rozesłał za nim listy gończe. 

W 1996 roku wojsko z rządzonej przez Tutsich Rwandy najechało wschodni Zair-Kongo, by rozgromić obozy uchodźcze Hutu. Doprowadziło to do dziesięcioletniej wojny, największej wojny współczesnej Afryki, w której od kul, z głodu i chorób zginęło prawie 5 milionów ludzi. Bizimana uciekł wtedy do Kinszasy, a tam przeprawił się przez graniczną rzekę Kongo do sąsiedniego Konga-Brazzaville. W maju, na cmentarzu w Point-Noire śledczy z ONZ otworzyli jeden z grobów i stwierdzili, że leżą w nim szczątki Bizimany.

Śledczy z ONZ ścigają jeszcze sześciu ludzi oskarżanych o ludobójcze zbrodnie w Rwandzie. Pierwsze miejsce na listach gończych zajmuje Protais Mpiranya, były dowódca gwardii prezydenckiej Habyarimany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej