Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W styczniu 2017 r. setki tysięcy ludzi demonstrowały przeciw próbom depenalizacji korupcji podejmowanym przez koalicję rządową. Dziś protestujący nie godzą się na podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości rządowi. Proponowane zmiany w sądach i prokuraturze są krytykowane przez prezydenta, społeczeństwo obywatelskie oraz Unię i USA. Pada argument, że Rumunia wchodzi na niebezpieczną ścieżkę, wytyczoną wcześniej przez Węgry i Polskę.
Ostatnie 12 miesięcy minęło w atmosferze politycznego i społecznego napięcia. Dwa razy doszło do zmiany premiera. Przez cały ten rok większość parlamentarna próbowała ograniczyć prerogatywy „rumuńskiego CBA” , które w ostatnich latach ujawniło mnóstwo skandali korupcyjnych na najwyższych szczeblach. Jeden dotyczył Liviu Dragnei, lidera Partii Socjaldemokratycznej, głównej siły koalicji. Ze względu na wyrok skazujący nie może on objąć funkcji premiera, a kolejne osoby delegowane na to stanowisko po jakimś czasie buntują się przeciw jego wszechwładzy i pomysłom na „reformę” wymiaru sprawiedliwości.
Rumuni są niezwykle przywiązani do wizji swego kraju jako części zachodniej przestrzeni kulturowej, dlatego krytyka z Unii i USA jest dla nich dotkliwa. Młodym ludziom, którzy znają już Zachód, nie wystarczy mit „łacińskiej wyspy na morzu Słowiańszczyzny”. Dlatego zawłaszczanie państwa przez obóz rządzący napotyka na taki opór. ©