Rozsypany archipelag

Obciach jest znacznie bardziej niebezpieczny i raniący niż uśmiech politowania czy złośliwy komentarz tabloidu. Może stać się stygmatem.

12.10.2010

Czyta się kilka minut

Rys. Mateusz Kaniewski /
Rys. Mateusz Kaniewski /

W kategorii seriali telewizyjnych na najbardziej obciachowy wybrano cykl "Grzeszni i bogaci". Za w pełni obciachową postać w tego typu produkcjach od dawna uchodzi Rysiek z nadawanego przez TVP1 "Klanu". Wśród gwiazd estrady do grona obciachowych zalicza się egzaltowaną Violettę Villas, przestylizowaną Marylę Rodowicz i nucącego kolędy Krzysztofa Krawczyka. Janusz Palikot straszył ongiś obciachową koalicją PiS, PSL i SLD, sam uchodząc zresztą za polityka obciachowego. Za obciachowe uważa się kalendarzyk małżeński, jazdę samochodem w zapiętych pasach oraz bycie w Polsce katolikiem.

Tak wygląda wyrywkowy przegląd sytuacji związanych z oceną, która wyraża się w słowie "obciach". Istny to kołowrót postaci i postaw, wirówka zachowań i wartości. O ile nie można być pewnym, jakie jest kryterium uznania czegoś lub kogoś za obciachowe, o tyle z przekonaniem orzec należy o zawrotnej karierze samego terminu. Słowo wytrych i zaklęcie jednocześnie zapuściło korzenie na wszystkich bodaj polach życia społecznego. Nastała wręcz epoka obciachu.

Żenada, wiocha, kwas

Nie od rzeczy będzie tedy przyjrzeć się etymologii zajmującego nas terminu. Historia społecznego posługiwania się słowami wiele mówi bowiem o ich znaczeniu, a także o użytkownikach. Mirosław Pęczak przekonuje, że "obciach" wywodzi się z języka grypsery więziennej i pierwotnie odnosił się do sytuacji przyłapania kogoś na gorącym uczynku, do złodziejskiej wpadki. W latach 70. słowo to wydostało się poza okratowany matecznik i wraz z subkulturą gitowców przeniosło się poza bramy zakładów zamkniętych.

Stopniowo "obciach" zaczął przenikać do języka innych grup, w końcu stając się elementem codziennej mowy młodych ludzi. Wraz ze zmianą środowiska ewoluowało także jego znaczenie: początkowo odnosiło się do sytuacji przyłapania kogoś na czymś wstydliwym, czymś, co winno być przemilczane, później zaczęło funkcjonować jako określenie sytuacji, zachowania czy stroju niestosowanego, kiczowatego, znajdującego się poza normą estetyczną albo etyczną grupy.

Obecnie termin ten odnajdziemy już w oficjalnych pracach słownikowych. Po raz pierwszy w tym obiegu uwzględnione zostało w "Słowniku gwary uczniowskiej" z 1991 r., w którym przypisano mu następujące sensy: heca, wpadka, wstyd, przegrana. W językoznawczych opracowaniach lat kolejnych zakres znaczeniowy "obciachu" definiowano podobnie: kompromitacja, sytuacja wstydliwa, porażka. Jako synonimy tego terminu badacze wskazują takie wyrażenia, jak "siara", "żenada", "wiocha", "kwas", "przypał", "kicha" albo bardziej zgodne z normą językową "gafa" bądź "faux pas". Mamy więc długi ciąg określeń, często wyraźnie slangowych, z których największą popularność zdobył jednak "obciach". Wynika z powyższego, że znaczenie tego terminu jest najszersze, że niczym terminologiczny parasol obejmuje ono wszystkie pozostałe.

Sprawę można by lekceważąco pominąć (język potoczny zmienia się wszak nieustannie, nadążając za kolejnymi modami i wymogami kolejnych pokoleń użytkowników). Wiele wskazuje jednak na to, że w tym specyficznym przypadku sprawa wymaga dużo poważniejszego potraktowania niźli jedynie odnotowanie slangowej innowacji. Przeszliśmy do epoki, gdy "obciach" jest na ustach milionów, meandrując przez wszystkie wymiary życia. W zamieszczaniu obciachowych fotografii gwiazd lubują się nadwiślańskie tabloidy - a to Paris Hilton bez makijażu, a to Rihanna w podróbce spodni znanego projektanta, Doda grzebiąca w swoim staniku, czyjś żółty ząb, palec w nosie, zsuwające się majtki. Plotkarskie portale cyklicznie stygmatyzują mianem obciachowego kolejną osobę znaną z estrady czy mediów.

Najpierw zadręczano w ten sposób Mandarynę, potem Gosię Andrzejewicz, później nie oszczędzano innych śpiewających, tańczących, grających serialowe role czy tylko będących partnerami blaskomiotnych celebrytów.

Kinga Dunin wydała powieść o przemocy zatytułowaną "Obciach". Poznańska edycja "Gazety Wyborczej" ogłosiła plebiscyt na największy obciach w mieście (zwyciężyła pusta i zaniedbana działka sąsiadująca z reprezentacyjnym deptakiem).

Przypomnijmy jeszcze buńczuczną deklarację Radosława Sikorskiego, gdy zabiegał o nominację PO do wyborów prezydenckich: "Mam 47 lat. To tyle co Obama, gdy został prezydentem. Byłbym prezydentem bez obciachu, bo znam języki". Z drugiej strony w trakcie regularnej już kampanii prezydenckiej Jarosław Kaczyński wyjawił własny pomysł negliżujący ukryte mechanizmy kreowania polityków: "W Polsce wykorzystano mechanizmy reklamowe dzielące polityków na tych, którzy są trendy i cool, i innych - obciachowych. Ten podział został wprowadzony przez silne mechanizmy propagandowe, przez co odebrano jednej ze stron prawo do zabierania głosu. To należy zmienić".

Śmierć kanonu

Przykłady i konteksty można oczywiście mnożyć, ciekawsze jest wszelako zastanowienie się nad kulturowym zapleczem zjawiska. Skoro bowiem obciach jest przyłapaniem kogoś na gorącym uczynku przekroczenia granicy obyczajowej, to wypada zapytać o te granice właśnie. Kto je ustanawia? Jakie jest ich źródło i autorytet? Nie ulega wątpliwości, że transgresji można dokonać jedynie w sytuacji istnienia określonych demarkacji i ograniczeń. Każda kultura, każda grupa subkulturowa, każda społeczność ustanawia zasady i dyscyplinuje do ich respektowania. Obciachowe byłoby zatem to, co wykracza poza kanon, co nie licuje z dobrym smakiem. I gdyby regułę powyższą formułować sto lat temu, to można by orzec o jej adekwatności i zamknąć sprawę. Rzecz w tym, że nie żyjemy dzisiaj w kulturze jednego kanonu, ale pośród gruzów ortodoksji i w rzeczywistości kanonów rozproszonych.

Niegdysiejszy podział na wysoki i niski obieg kultury zakładał nie tylko tego podziału wiecznotrwałość, ale i jednoznaczną waloryzację: kultura salonu ustanawiała kanon, zaś subkultura gminu jedynie doń aspirowała. Te dwie główne płyty kontynentalne obiegów kultury rzadko zderzały się ze sobą. Sejsmograf zmian obyczajowych drgał jedynie nieznacznie. Ale tylko do czasu. Na początku lat 60. XX wieku w ramach akademickiej komparatystyki literackiej zorientowano się, że badania skupione na tradycyjnym kanonie czytelniczym nie pochwytują tego, co ludzie naprawdę - z przyjemnością i zapałem - czytają w domach. Niedająca się już nijak zmarginalizować popularność literatury popularnej oraz wielokulturowej (którą dziś nazywa się postkolonialną, etniczną, mniejszego zasięgu) doprowadziła w rezultacie do rewizji kanonu. Obok Szekspira znalazł się kryminał Conan Doyle’a, obok Dostojewskiego - western, obok Miltona - opowieści romansowe. Świat dwóch płyt kontynentalnych zaczął nieodwracalnie rozpadać się na małe archipelagi.

Systematycznych badań owej tektonicznej transformacji jął się jako jeden z pierwszych francuski socjolog Pierre Bourdieu. W głośnej i szeroko komentowanej pracy "La Distinction" z 1979 r. przekonująco dowiódł, że to, co uchodziło za zrodzony ze szlachetnych pobudek kanon, to nie tyle dziecko wolnego ducha, ile raczej narzędzie ucisku. Nie istnieje bowiem żaden naturalny gust - naturalny dobry gust - ale jest on zawsze konstruowany i przekazywany w procesie socjalizacji. To, co uchodziło za kulturę wysoką, sprowadza się zatem do spisku elit narzucających swoje wybory światopoglądowe, estetyczne i wszelkie inne paradygmatycznym masom. Tytułowa dystynkcja gustu funkcjonuje jako różnica separująca klasę wyższą od klas podporządkowanych. Spory o literackie, muzyczne, architektoniczne gusta są więc w istocie, jak sugeruje Bourdieu, przejawem walki klas. A gusta nie są przypadkowe, tworzą bowiem strukturę społeczną.

Klasa wyższa, kontynuuje francuski badacz, demonstruje swoją osobność i wyższość przez odrzucenie praktycznie rozumianej celowości: otacza się "bezużytecznymi" dziełami sztuki, wybiera raczej golf niż rozbudowujący tkankę mięśniową boks, kupuje literaturę piękną, a nie poradniki. Gust klas niższych - "smak popularny" - nastawiony jest z kolei na przyjemności innego typu: jeśli już obrazy, to "ładne", zdobiące dom, muzyka o walorach rozrywkowych, fotografowanie przyjemnych chwil z życia, powieści o konkretnej narracji. O ile akwarele Nikifora wydają się jakąś egzotyczną pomyłką, to niewygodne fotele Bauhausu są w tym świecie bez sensu, stając się synonimem obciachu. Co więcej, idea sztuki dla sztuki, tak bliska depozytariuszom kultury wysokiej i kanonu, jest dla klas podporządkowanych skandalem, to powód do zgorszenia gustem i zachowaniem, które je legitymizuje.

Jedna z konkluzji Bourdieu przypominała tajfun: twierdził on mianowicie, że w warunkach teraźniejszych członkowie klas podporządkowanych nie chcą już wcale naśladować klasy wyższej i nie aspirują do jej świata. Przeciwnie - kontestują go i zastępują swoimi własnymi wartościami.

Od tej pory rzecznicy cultural studies szybko zaczęli nie tyle udowadniać istnienie równorzędnych światów kultury, co przekonywać o większym stopniu autentyczności gustu popularnego. Miał on wszak wyrażać prawdziwe potrzeby i aspiracje, uwolnione już od nacisku spisku salonów, które narzucały swoje myślenie i swoje reguły. Gust popularny jest autonomiczny, powtarza od lat John Fiske, czołowy przedstawiciel tego nurtu, przecież 90 proc. nowości rynkowych nie znajduje nabywców, co dowodnie świadczy o wolności i autonomiczności wyboru współczesnego konsumenta.

Społeczeństwo ryzyka

Przypominam te epizody z dziejów XX-wiecznych badań nad kulturą, bo bez ich uwzględnienia pełne zrozumienie fenomenu obciachu będzie po prostu niemożliwe. Sformułujmy tedy wnioski z owych przypomnień płynące. Po pierwsze, koniec dwubiegunowego świata kanonu i antykanonu wywołał efekt rozmnożenia się wielu kanonów grupowych i lokalnych, które tylko częściowo mogą się pokrywać. Po drugie, ich koegzystencja prowadzi do współistnienia wielu odmiennych definicji obciachu. To, co będzie faux pas na dancefloorze w modnym klubie, nie będzie tym samym na małomiasteczkowym targowisku. Mundury harcerskie, skarpety zakładane do sandałów, makatka z jeleniem na rykowisku czy wakacyjna fotografia na Naszej Klasie w jednym systemie normatywnym będą obciachowe, w innym wcale nie muszą.

Że rozproszone kanony przekładają się na różnorodność postrzegania obciachu, przekonuje także lektura "Małej encyklopedii obciachu" przygotowanej przez poznańskich filologów i kulturoznawców. Multum zamieszczonych tam haseł próbowano uporządkować, dzieląc je na osobne kategorie: "Z ekranu, z głośnika, z ambony", "Moda", "Typy i archetypy", "Język", "Obyczaje", "Dizajn" i "Sport". Różne to wymiary kultury, poszczególne hasła odsyłają ponadto do rozmaitych poziomów i estetyk. Mamy na przykład muzykę country, ojca dyrektora, kościelnego organistę, Licheń, fryzurę na czeskiego piłkarza, dres kreszowy, wąsy, krawaty ? la Samoobrona, podryw na poetę, fototapetę, meblościankę na wysoki połysk, góralszczyznę...

Nie bez powodu niemiecki socjolog Ulrich Beck orzekł, że przyszło nam żyć w społeczeństwie ryzyka. I chociaż jego argumentacja nie uwzględniała kategorii obciachu, to z łatwością daje się do niej zaaplikować. Ryzyko teraźniejsze wiąże się bowiem z permanentnym zagrożeniem tym, że my sami, nasze poglądy, nasz sposób wysławiania się, ubierania, jedzenia, jazdy samochodem, używania telefonu komórkowego, zakupu konkretnego tytułu w kiosku - zostanie przez kogoś uznany za obciachowy. Bo każda zasada ma dzisiaj swoją kontr-zasadę, każda reguła tysięczne wyjątki, a każda ortodoksja swoją schizmę. Dlatego obciach tyleż uwspólnia nas z innymi, którzy podzielają nasze poczucie niestosowności jakiegoś zachowania, co i wyklucza tych, którzy owo poczucie niestosowności wywołują.

Bo obciach może być czymś znacznie niebezpieczniejszym i raniącym niż uśmiech politowania czy złośliwy komentarz tabloidu. Obciach może stać się stygmatem, o czym przekonuje choćby przywołany wcześniej cytat z wypowiedzi kandydata na prezydenta. Osoba czy grupa zainfekowana obciachem bądź jedynie podejrzewana o przenoszenie wirusa obciachu może zostać na trwałe wykluczona. Nawet gdy przypomina dawnych wioskowych głupków, którzy z własnych przywar czynią oręż popularności. Figury Gracjana Rostockiego i Krzysztofa Kononowicza, onegdaj ubiegającego się o urząd prezydenta Białegostoku, pokazują, jak szybko taka formuła nudzi odbiorców i się wyczerpuje.

***

Drobne to słówko prowadzi zatem do wcale niebłahostkowych refleksji. Dzieje się tak, bo obciach doskonale rezonuje stan współczesnej kultury, w której nie ma już bodaj spraw, osądów i norm ostatecznych. Zasadą staje się względność, zakorzeniona lokalnie autonomiczność, przygodna legitymizacja. Ale także wielka łatwość w pospiesznym osądzaniu, fiksacja na punkcie prywatności innych ludzi. Jakie czasy, takie obciachy, chciałoby się powiedzieć. Wszystkie one są tymczasowe i na chwilę. Arbitrzy elegancji i moralności ciągle gwiżdżą, ale na coraz mniejszych boiskach.

Waldemar Kuligowski jest profesorem w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM w Poznaniu. Redaktor "Czasu Kultury", eseista, autor programów telewizyjnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010