Rozpusty myślenia

Ciechowski od momentu debiutu prowadził za sobą rzesze. Pokazywał, że istnieje świat, w którym muzyka może współistnieć ze słowem, i że liczy się samoświadomość.

28.08.2017

Czyta się kilka minut

Republika, od lewej: Grzegorz Ciechowski, Slawomir Ciesielski, Zbigniew Krzywański, marzec 1991 r. / ANDRZEJ ŚWIETLIK / FORUM
Republika, od lewej: Grzegorz Ciechowski, Slawomir Ciesielski, Zbigniew Krzywański, marzec 1991 r. / ANDRZEJ ŚWIETLIK / FORUM

Jego nazwisko pojawiło się niedawno w kontekście przedwczesnej śmierci Zbigniewa Wodeckiego i rozważań, czy próg domniemanej emerytury w jakimkolwiek stopniu dotyczy artystów żyjących tak intensywnie jak Wodecki: wokalista, skrzypek, trębacz, pianista, artysta, który terminarz miał zapełniony z wieloletnim zapasem.

Grzegorz Ciechowski dziś kończyłby 60 lat. Był podobnym do Wodeckiego omnibusem, a jego śmierć w wieku lat zaledwie 44 uderzyła nas jeszcze mocniej. Poeta, kompozytor, wokalista, muzyk, producent, głos pokolenia, idol, równie kochany jak znienawidzony, był bodaj pierwszą „nowoczesną” gwiazdą – zarówno prasa muzyczna, jak i tabloidy zamiast zajmować się twórczością, bez żenady wchodziły buciorami w jego życie: męża, ojca, kochanka, a przede wszystkim – Poety.

Tczew, Toruń i świat

Zaczęło się tak niewinnie – od młodzieńczej fascynacji jazzem, poezją, artystycznym „dzianiem się”. Każde, nawet najmniejsze miasto posiada elitarne zaplecze. W przypadku Ciechowskiego takim centrum świata był Tczew.

Urodził się 29 sierpnia 1957 r., jako drugie z trojga dzieci Heleny (z domu Omernik) i Zbigniewa, prezesa tamtejszej spółdzielni mleczarskiej. W Tczewie ukończył szkołę podstawową, a następnie I Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie, w którym w roku 1976 zdał maturę. Już w szkole podstawowej zainteresował się muzyką i literaturą, zaś, jak ­wspomina rodzina, jego wieczorny pakiet kontrolny składał się wówczas ze sterty książek, garnka budyniu i paru jabłek. Jako że talenty muzyczne „chodziły” po rodzinie Omerników od pokoleń, Grzegorz rozwijał swoje zainteresowania grając na flecie i pianinie, śpiewając w chórze, pisząc wiersze, zbierając płyty i – aby do tego obrazu astenicznego młodzieńca wlać nieco dziegciu – trenując kulturystykę.

Po maturze zdał na studia polonistyczne, a że najbliżej było do Torunia, wybrał Uniwersytet Mikołaja Kopernika, dokąd podążył śladem swej licealnej miłości (później pierwszej żony) Jolanty Muchlińskiej. W 1979 r. dołączył do zespołu ­­­­ Res Publica, prowadzonego przez Jana Castora, a po wybraniu przez lidera kariery solowej sam zajął jego miejsce, stając się autorem większości utworów. W 1980 r. zespół zmienił nazwę na Republika, a styl, który początkowo łączył elementy jazzu, folku i rocka, po odejściu Castora skręcił w stronę nowej fali – muzyki zasadniczo odmiennej, prostszej, bardziej energetycznej. Zmienił się również skład. Odszedł saksofonista i Republika osadziła się jako kwartet Ciechowski/Krzywański/Kuczyński/Ciesielski.

Choć po latach Ciechowski i Krzywański stwierdzą, że zanim przebili się „w świat”, musieli spędzić lata w piwnicy toruńskiego klubu Od Nowa, wsłuchując się w twórczość Dead Kennedys, B-52’s czy XTC, ich kariera była jak na realia PRL błyskawiczna. Zaledwie jesienią 1981 r. pokazali się w swym rodzinnym mieście, a już wiosną 1982 r. potrafili w Warszawie zogniskować uwagę właściwych ludzi. Energią, oryginalnością, wizerunkiem artystycznym zafrapowali zarówno publiczność, jak i komentatorów. Dodatkowo, jak w każdej opowieści o prawdziwej gwieździe, pojawił się pierwszy w ich życiu man with a plan, Andrzej Ludew – właściciel dużej firmy poligraficznej, architekt sukcesu, a co najważniejsze: człowiek z zapleczem finansowym. To on wymyślił Republikę jako zespół odrębny. Nie tylko wyrwał ich z Torunia, ale także uzmysłowił, jak istotny jest element pozamuzycznej kreacji. Prócz zadbania o stronę wizualną, podkreślenie wykreowanego już wcześniej biało-czarnego czy czarno-białego wizerunku, starał się wytworzyć wrażenie ekskluzywności zespołu, także przez fakt kwaterowania kapeli w najdroższych hotelach.

Furia

Jednak istotą oryginalności ówczesnej Republiki był inny kontrast – w wyblakłą polską szarość lat 80. wdarła się „republikańska” biel i czerń. W sprane burości, gdzie wszystko miało kolor kolejowych torów i metaliczny posmak krwi, wskoczył zespół, który nijak można było zakwalifikować do grona kapel „kanalizujących” gniew. To jasne, władza wolała tłum wołający „Republika, Republika” niż „Solidarność, Solidarność”, niemniej, kto nie słyszał wściekłego „Kombinatu”, „Białej flagi” czy „Mojej krwi”, nie wie nic o prawdziwej furii.

W dodatku poetycka wizja Ciechowskiego, napędzana George’em Orwellem i Kurtem Vonnegutem, nieodwołująca się bezpośrednio do mitu Solidarności, zagospodarowywała inny segment wrażliwości, oddając ton wewnętrznego sprzeciwu, który mniej miał wspólnego z doraźną polityką, a więcej z pragnieniem budowania wspólnoty, wrażliwości, odrębności. Wiersze mieszczące się między odreagowaniem kontekstu politycznego, zmiażdżenia jednostki, jej zglajchszaltowania, a intensywnymi erotykami, gdzieś z pogranicza poezji, która miłosną ekstazę nazywa ­petit mort – sprawiały, że piosenki Republiki były tak zimne, że aż parzyło w uszy.

Również występy zespołu mało miały wspólnego z wizją zetesempowskiej młodzieży. Perfekcyjnie rozedrgana sekcja, z boku Ciechowski wściekle dosiadający fortepianu, w środku Krzywański z niewinną twarzą dziecka rozszczepiający kosmos przy pomocy czeskiej gitary Jolana – śpiewali na głosy, łoili swoje połamane, zagięte harmonie, godne Frippa i Zappy (jak się zresztą okaże po latach, był Krzywański gitarzystą znacznie bardziej wszechstronnym, kolorystą i mistrzem subtelnych motywów), a wczesna Republika po prostu miażdżyła konkurencję przemyślaną furią. Tworzyła ścieżki dźwiękowe do dystopijnych concept albumów, a wiersze Ciechowskiego, intensywne jak haiku, swobodnie łączyły erotykę z polityką, ekstazę ze śmiercią, młodzieńczą powagę z ironicznym poczuciem humoru. Ciechowski dbał także o zespołowy PR. Przystojny, charyzmatyczny, cięty, udzielał wywiadów, w których ośmielał się dyktować dziennikarzom nie tylko, co mają myśleć, ale i jak pisać.

Już pierwsze nagrania: „Kombinat”, „Gadające głowy”, „Sexy Doll”, „Układ sił”, „Telefony” i „Biała flaga” – trafiły w gusta słuchaczy radiowej Trójki. Jednak na wydanych 1983 r. debiutanckich „Nowych sytuacjach” – był to wynik koncepcji artystycznej Ciechowskiego – zabrakło wspomnianych wcześniej przebojów. Nagrano za to anglojęzyczną wersję, opublikowaną jako „1984” (pokłosiem działań eksportowych były występy na festiwalu w Roskilde). Drugą płytą, która pojawiła się w listopadzie 1984 r., było „Nieustanne tango”. Przebojami z niej, prócz utworu tytułowego, stały się piosenki „Obcy astronom”, „Zróbmy to (teraz)” oraz „Poranna wiadomość”. Kontynuację świetnej passy stanowiły „Ciało”, „Klatka”, „Sam na linie” i „Moja krew”, ale w połowie roku 1986 Republika się rozpadła.

Na drodze Ciechowskiego pojawiła się bowiem Małgorzata Potocka: aktorka, reżyserka, bizneswoman, zaś związek z nią był niezwykłym połączeniem artystycznej wizji Ciechowskiego z marketingową sprawnością i kontaktami Potockiej. Jak zawsze nic tu nie było łatwe i proste – zespół, który z toruńskiego klubu wykuwał się jak Mount Rushmore, w pewnym momencie wytracił impet i na pewno nie pomogła mu roczna służba wojskowa, odbyta przez Ciechowskiego w wojskach artyleryjskich.

Czy Małgorzata Potocka była pretekstem do ucieczki, czy źródłem mocy – nie wiemy. Z pewnością przyciągała Ciechowskiego jej siła i, jak to mawiają Amerykanie, self-confidence. Odchodząc z Republiki, rozwodząc się z pierwszą żoną, dokonał kompletnego przewrotu, bo już nawet nie chodziło o to, kto jest w zespole samcem alfa, tylko alfą i omegą.

Profeska

Pod koniec 1986 r. zadebiutował jako Obywatel G.C., rok później wydał pod tą nazwą płytę, a w 1988 r. następną – „Tak! Tak!”, na której znalazły się m.in. „Nie pytaj o Polskę” i „Tak... tak... to ja”. Oba albumy nagrywane były zresztą ze znakomitymi sidemanami, m.in. z braćmi Krzysztofem i Pawłem Ścierańskimi, Michałem Urbaniakiem czy Tomaszem Stańko. Przełomowym momentem stał się występ Obywatela G.C. na festiwalu w Sopocie, wyznaczający nowe standardy w kreowaniu wizerunku muzycznego. W działaniach koncertowych wspomagał już wówczas Ciechowskiego nowy menadżer, Jerzy Tolak.

Grzegorz Ciechowski, 1990 r. / ANDRZEJ ŚWIETLIK / FORUM

 

W 1990 r., na jubileuszowym koncercie w Opolu, Ciechowski ponownie zagrał z Republiką. I można rzec, że był to początek II Republiki, tyle że później, w nowym składzie, na miejscu Kuczyńskiego pojawił się Leszek Biolik. II Republika nagrywa „Siódmą pieczęć”. Płytę, czy jak ją nazwał Ciechowski: „siódmy tomik wierszy, który wydaje za plecami literatów”. Ten okres łączy się u Ciechowskiego ze skokiem w nową miłość. Opuszcza Małgorzatę Potocką, biorąc ze sobą zaledwie kilka instrumentów, i zakłada nową rodzinę z Anną Skrobiszewską. Wtedy właśnie staje się obiektem ataku mediów.

Z Tolakiem u boku i wsparciem wydawcy, Pomatonu EMI, mógł wreszcie działać wielotorowo – nagrywając płyty wraz z Republiką, pisząc muzykę filmową (m.in. do „Wiedźmina”) czy też tworząc jako Grzegorz z Ciechowa album „Oj da dana” – bodaj pierwszy w Polsce tak poważny flirt muzyki „korzeni” z popem, ambientem i techno.

Dadaistyczna zabawa – będąca połączeniem próbek zaczerpniętych z archiwów muzyki ludowej, podkręconych nowoczesnymi bitami, ze świetnymi partiami gitar, granymi przez Jacka Królika – spotkała się z silnym oporem środowisk penetrujących muzykę korzeni, mających w swoim mniemaniu monopol na jej interpretację i rewitalizację. Ale „Piejo kury, piejo” czy „Polka galopka” uzmysłowiły Polakom siłę folkloru, zanim jeszcze nadszedł czas Brathanków, Gorana Bregovicia i Kayah czy Golec uOrkiestry, zaś do pięciu piosenek teledyski nakręcił sam Jan Jakub Kolski.

Niezwykle owocnym polem działań muzycznych Ciechowskiego stała się produkcja płyt, m.in. Kasi Kowalskiej, Justyny Steczkowskiej czy Katarzyny Groniec. Tu wyróżniała Ciechowskiego nie tylko sprawność producenta, lecz i rozpoznawalność tonu. W pewnym sensie każdego z artystów, którzy wpadli w jego wir, starał się indywidualnie oznaczyć, nadać mu własny szlif, pieczęć, jednocześnie naznaczając swoim „ja”. Szczególnie w przypadku Steczkowskiej niejako wycofał się na drugi plan, żeby uniknąć zarzutu o „ciechowszczyznę” (co przejawiło się podpisaniem tekstów jako Ewa Omernik). Udało się uzyskać niezwykły efekt – płytę nie tylko znakomicie skomponowaną, napisaną i zagraną, ale też wyprodukowaną.

Równowaga

Ciechowski mógł odpocząć. Spełniał się jako poeta, kompozytor, aranżer, producent, autor tekstów, ojciec, mąż. Po szeregu perturbacji godnych scenarzysty thrillera znalazł równowagę. Po serii kontrowersyjnie przyjętych „Siódmej pieczęci” i „Republice marzeń” pojawiła się „Masakra”, na której wyśmienicie zabrzmiały autoironiczna „Mamona” czy wzruszające „Odchodząc”.

Również piosenki zapowiadające kolejny album brzmiały obiecująco, choć patrząc z perspektywy tego, co miało stać się już wkrótce – przejmująco. Zwłaszcza zagrane nieparzyście „Śmierć na pięć”, jakby z pozornie bezsensownej wyliczanki wyłaniał się jakiś zagadkowy mrok.

Niestety, nie dane nam było dowiedzieć się, jak zabrzmi cały album. 22 grudnia 2001 r. usłyszeliśmy z radiowego eteru, że Grzegorz Ciechowski zmarł. I nic już nie było takie samo. I choćbyśmy, słuchając jego głosu z nagrań płytowych czy śnieżąco-smużących filmików na YouTubie, wierzyli, że odjechał gdzieś na dłuższą chwilę, nie zmienimy niczego, skoro „odchodząc zabrał siebie”.

Na grobie wyryto prosty napis: „Poeta, Kompozytor, Lider Republiki”. Wypada wierzyć, że nie tylko Republiki. Ciechowski od momentu debiutu był kimś więcej – prowadził za sobą rzesze. Pokazywał, że istnieje świat, w którym muzyka może współistnieć ze słowem, że książka może być źródłem przeżycia ekstatycznego, że liczy się samoświadomość i „że nie ma rozpusty większej niż myślenie”. Trudno dziś znaleźć gdziekolwiek „Wokół niej” – tomik z jego wierszami. A przecież, jak wielokrotnie mówił, po to zaczął śpiewać, żeby nie musieć zapisywać się do jakichś związków zawodowych literatów, żeby bezpośrednio docierać do odbiorcy.

Również literatura poświęcona Republice i Ciechowskiemu jest wyjątkowo szczupła. Z pewnością na szczególne wyróżnienie zasługuje świetna, obiektywna, wnikliwa i zabawna „Republika” pióra Leszka Gnoińskiego. Potężny tom, zawierający kompendium wiedzy nie tylko na temat Republiki, ale i świata, który ją otaczał. A podobno, już wkrótce, „na dniach”, ma pojawić się biografia Grzegorza Ciechowskiego. Pracuje nad nią Piotr Stelmach, dziennikarz Trójki, znany z połączenia kompetencji i żarliwości. Cóż rzec można? Czekamy, Panie Piotrze! ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista i krytyk literacki, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutował w 1992 roku na 28. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, zdobywając I nagrodę oraz stypendium im.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2017