Utopia samodzielności

To właśnie na wyborach w sumieniu polega istota etyki i każdy wybór dokonany z ominięciem sumienia będzie nieetyczny, choćby normy wskazywały inaczej. Jesteśmy zobligowani do ciągłego sprawdzania, czy normy przystają jeszcze do rzeczywistości, a także do reagowania na ich nieprzystawalność.

11.07.2006

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Zacznę od banału: są takie sprawy, które z powodu swej zewnętrznej oczywistości (wyrazistości przyjętych rozwiązań, społecznej użyteczności, by nie powiedzieć - wygody) nie wydają się godne publicznego roztrząsania. Jeżeli zaś pojawia się jakiś dziwny osobnik, który próbuje w nich gmerać, nazywany jest, w najlepszym razie, szlachetnym utopistą i udowadnia mu się, jak bardzo nie rozumie doskonałości wypracowanych przez lata (wieki) rozwiązań.

Wszyscy to znamy i z reguły machamy na takie nieestetyczne historie ręką, bo i szkoda czasu na coś więcej. Tymczasem szkoda leży zupełnie gdzie indziej: w tym, że omijamy coś, co ze swej istoty mogłoby być dla nas właśnie czymś więcej. Istnieje jednakże jeszcze inny rodzaj zadziwienia, graniczącego niekiedy z niedowierzaniem i, moim zdaniem, nie jest on już banalny - kiedy owe pozornie oczywiste kwestie postawione przez utopistę wywołują lawinę pytań, wobec których naprawdę mieliśmy podstawę sądzić, że pewne minimum co do materii ich funkcjonowania już posiedliśmy (co oczywiście nie oznacza, że nie można nad nimi dalej debatować). Jakościowe oraz ilościowe (względem stopnia ich popularności) różnice między owymi "oczywistościami" i wywołanymi przez nie "zdziwieniami", pole napięć rozpościerające się między nimi, każe zastanowić się nad ulotnością pojęcia oczywistości pewnych kategorii.

Jedną z nich jest pojęcie samostanowienia, które pobudziło ks. Tomasza Węcławskiego do postawienia w całkiem nowym świetle kwestii związanych z samodzielną drogą każdego człowieka, także człowieka wiary (to pierwszy typ pytań pozornie "oczywistych"), a które z kolei wywołały drugi typ pytań - tym razem rzeczywiście, zdawałoby się, oczywistych.

Gdy musimy wybierać

W numerze 19/06 "TP" pojawiła się wypowiedź Magdaleny Bajer ("Wyzwanie »inaczej«"), w której podejmuje ona istotny problem zakreślania granic decydowania o sobie. Dzięki postawionym przez autorkę kwestiom (choć niekoniecznie, jak się okaże, zgodnie z intencjami ich postawienia), po raz kolejny uświadamiam sobie, że nigdy dość cofania się do nauki alfabetu, by móc powiedzieć cokolwiek konstruktywnego w materii ludzkiego samostanowienia. A należy powiedzieć, że literami alfabetu samostanowienia są pojedyncze akty naszych samodzielnych wyborów, które później układają się w słowa, zdania i frazy wyborów idei, światopoglądu - owe niekiedy skomplikowane konstelacje, które stanowią o naszym człowieczeństwie. Innymi słowy: zachodzą sytuacje, kiedy co najmniej powinniśmy, o ile nie musimy wybierać. Powiedzmy od razu, że idzie o takie wybory, w których nie pomogą żadne uwarunkowania instytucjonalne, jakkolwiek owe uwarunkowania pojmować: jako instytucję rodzica, szkoły, Kościoła, grupy rówieśniczej czy innej konkretyzacji społecznej. Nieuchronnie będzie bowiem tak, że nasza opinia zderzy się z tym, co owa społeczna konkretyzacja będzie uważała za optymalne dla nas pod jakimkolwiek względem i czymkolwiek ową optymalność mierzyć: ekonomicznością dla nas, dla grupy, dla samej idei czy jeszcze czegoś innego. Przyjdzie nam wybrać między oczekiwaniami grupy a naszymi, i cokolwiek wybierzemy, jakiegokolwiek stopnia kompromis osiągniemy - zawsze to będzie wybór. Nasz wybór. Nawet jeżeli zostanie on przez nas samych w przyszłości w jakimś stopniu zakwestionowany czy wręcz odwołany.

Magdalena Bajer zadała pytania, co do których zachodzi takie właśnie zadziwienie: wydaje się, że są to kwestie tak oczywiste, iż nie ma potrzeby ich uzasadniać ani tym bardziej o nie pytać. A jednak, skoro zostały postawione, i to przez osobę, która pełni niebagatelną przecież funkcję przewodniczącej Rady Etyki Mediów - istnieją, nabierając przez kontekst pełnionej przez pytającą funkcji, istotnego znaczenia. Trzeba zatem pokonać w sobie zażenowanie zajmowaniem się tak podstawowymi kwestiami i uznać ich pojawienie się za stanowiące element diagnozy rzeczywistości. Znaczenie owo polega chociażby na tym, że osoba, która odpowiada (obojętnie w jakim wymiarze) za ocenę kwestii etycznych, musi - powtarzam: m u s i - zdawać sobie sprawę, że to właśnie na wyborach w sumieniu polega istota etyki, i że każdy wybór dokonany z ominięciem sumienia będzie nieetyczny, choćby normy wskazywały inaczej. Truizmem będzie konstatacja, że najlepiej byłoby, gdyby nasze indywidualne wybory zawsze szły noga w nogę z normami. Tak jednak nigdy nie będzie z kilku prostych względów: że żadne normy nie są w stanie sięgnąć skomplikowania wszystkich poszczególnych przypadków; że człowiek nie jest nieomylny, zatem i prawa przez niego stworzone nie są nieomylne; oraz, a może przede wszystkim, dlatego, że świat się zmienia. Wszystko to razem powoduje, że jesteśmy zobligowani do ciągłej czujności, która polega na sprawdzaniu czy normy jeszcze przystają do rzeczywistości, a także do reagowania na owe nieprzystawalności. Niebagatelnie przecież i natura, i kultura wypracowały mechanizmy obronne w postaci buntu. Protestu indywidualnego i systemowego: buntu faz rozwojowych (bunty dziecięce, młodzieńcze), jak i buntu względem systemów (instytucja obywatelskiego nieposłuszeństwa). Wszędzie tam dochodzi do zanegowania obowiązujących niesprawiedliwych praw czy norm w imię nowych możliwości, które dostrzegł dla siebie (ale i dla innych) ktoś jeden, a nie dostrzegli pozostali przed nim czy obok niego.

Wybór niewyboru

Diagnoza, do której prowadzi tekst Magdaleny Bajer, brzmi: zachodzą takie sytuacje, kiedy niektórzy ludzie rezygnują z samostanowienia i oddają stanowienie o sobie systemom, które nie przystają do ich oczekiwań. Znajdując się w sytuacji rzeczywistego konfliktu między sobą a systemem, zdają się nie na siebie, a na system. Oczywiście, ważna jest tu motywacja owego wyboru, bowiem nie można odmówić racji zaufaniu, jakim się uprzednio obdarza system, któremu się siebie oddaje, przy jednoczesnym ograniczeniu zaufania sobie (swoim racjom, wiedzy czy intuicji), podobnie jak w miłości człowiek nie jest zobowiązany do pełnej racjonalizacji i przedmiotu miłości, i partnera. A jednak zauważamy różnice w podejściu różnych ludzi i do miłości, i do swojego statusu względem różnych systemów. Niektórzy - i nie ma to nic wspólnego z wypowiedzeniem wierności względem miłości czy systemu - gotowi są zadawać im pytania, kiedy zaś dostrzegą niedostatek otrzymanych odpowiedzi, skłonni są działać na rzecz zmian niekorzystnego ich zdaniem stanu rzeczy. Uparcie pytają: "dlaczego" i "co można zmienić, by było lepiej". Czasem ich podziwiamy, czasem nas drażnią. A jednak nie zaprzeczymy, że są potrzebni. Pomijając już korzyści, jakie osiągają indywidualnie (te są niemierzalne), dla społeczności są nie tyle potrzebni, co wręcz niezbędni. Bo dzięki nim społeczności nie poprzestają na tym, co już osiągnęły, lecz osiągają więcej. Czy jednak my sami jesteśmy tacy? I czy musimy tacy być?

Ks. Tomasz Węcławski opisał sytuację, która jest w istocie podejmowaniem samodzielnych decyzji w trudzie zmian. Bo konieczność wyboru na tym przecież polega, że wybieramy między wartościami, a wybór to nic innego jak dostosowanie swojego życia do wartości, którą wybieramy - czyli trud zmiany niekiedy bardzo bolesnej. Magdalena Bajer pyta o zasadność kwestii stojących u podstaw podniesionych przez ks. Węcławskiego tez: czy musimy wybierać? A jeśli musimy, to kogo (jeśli nie siebie) pytać o słuszność naszych ewentualnych wyborów? Wobec jej pytań odczuwa się owo wspomniane już zażenowanie, bowiem w sposób oczywisty wiemy, że jeżeli sami nie zdecydujemy się rozwiązać konkretnej sytuacji, to sytuacja rozwiąże się poza nami, niekoniecznie dla nas korzystnie. Wiemy także, że pytać siebie musimy, bo to o nas samych chodzi. A jednak zdarza się, że sytuacji nie rozwiązujemy i że nie pytamy siebie - z różnych względów oczywiście - różną za to ponosząc odpowiedzialność. Choć we własnych oczach nie dokonaliśmy wyboru, to jednak czegoś w sposób obiektywny dokonaliśmy - mianowicie, niewyboru. Wybór niewyboru jest również wyborem, choćbyśmy usilnie starali się temu zaprzeczyć.

Manowce czy dojrzałość

Z tego punktu widzenia mamy dwie drogi: albo dokonać niewyboru, czyli poprzestać na świadomie słabym wpływie na swoje życie, albo dokonać konkretnego wyboru i wpływać na nie zdecydowanie silniej. Tak czy owak, życie potoczy się dalej. Nigdy też nie mamy gwarancji, że osiągniemy cel, niemniej w tym drugim wypadku prawdopodobieństwo, że go osiągniemy, jest większe. Także z tego też punktu widzenia trzeci proces ks. Tomasza Węcławskiego jest propozycją wyboru, nie zaś niewyboru, i jako taką można ją odnieść do konkretu naszego życia. Możemy, ale nie musimy. To też trzeba jasno powiedzieć. Nie ma obowiązku pójścia tą drogą, bowiem droga ta zakłada wolność także w wyrażeniu zgody na nią. Do teoretycznego nakreślenia pozostaje, wśród wielości ludzkich dróg, również taka, której istota zasadza się na ciągłym niewyborze. Powiedzmy otwarcie: mamy prawo odmówić aktywnego uczestnictwa nie tylko w życiu własnym, ale także społecznym. Społeczność nie ma prawa nikogo zmuszać, by działał na korzyść zarówno swoją, jak i jej. Nadto - czym karmiłaby się sztuka, gdyby nie dramaty powstałe właśnie na linii wyboru - niewyboru? Warto jednak pamiętać, że jesteśmy jednocześnie i widzami, i aktorami tychże dramatów. A ponadto, że przynależy nam również tytuł krytyków. Tu kolejny truizm: czasem warto popatrzeć krytycznie także na siebie.

"Gdzie szukać pomocy w weryfikowaniu jakości nie poprzestając na własnym tylko sumieniu?"; "Ile wolno, żeby chrześcijańska tożsamość się nie zatraciła ani nie zblakła?"- to pytania Magdaleny Bajer. Pomóc w ich rozwiązaniu mają dwie konstatacje: iż "jesteśmy narażeni na zejście na manowce religii trzeciej, tj. na pozostanie w przekonaniu, że tylko nasza tożsamość jest prawdziwą tożsamością wiary" oraz, że "»Można inaczej« to szalone wyzwanie", owszem możliwe, ale "z udziałem czarów wszakże".

Ja zaś pytam: czy propozycja ks. Węcławskiego to istotnie propozycja manowców? A może by rozważyć tezę, że to propozycja dojrzałości? Przewodnicząca Rady Etyki Mediów ma dla nas ofertę inną: dialogu, który "wymaga zakreślenia granic i umocnienia fundamentów", w czym może "pomóc Kościół instytucjonalny". Oczywiście, jest to propozycja godna rozważenia, jednakże na szczęście każdy z nas wybierze sam. Czasem będą to także warianty mieszane, wszak jedno nie musi wykluczać drugiego. Jednak poczucie jakościowej biegunowości, przestrzeni niemalże galaktycznej między tymi dwiema propozycjami, pozostaje. Można wszak wymagać od siebie więcej niż tylko zdania się na instytucję.

***

Magdalena Bajer zapewne zna gorącą swego czasu polemikę dotyczącą statusu sumienia, toczoną także na łamach "TP" między o. Tadeuszem Bartosiem a ks. Henrykiem Witczykiem. Wydawać by się mogło, że dyskusja ta posunęła kwestię sumienia choćby o kilka milimetrów do przodu. Tak sądzi ks. Węcławski, włączając jej istotę w zakres swych rozważań. Natomiast Magdalena Bajer pozostała, jak się zdaje, przy nieruchomym zadziwieniu, że można wymagać od sumienia pełnienia roli centrum ludzkiego samostanowienia, także w zakresie wiary.

Moim zdaniem o jakości rozwoju duchowego społeczeństw świadczy stopień systemowości (skodyfikowania czy wręcz objęcia penalizacją) kwestii spornych między obywatelami: im mniejszy, tym społeczność dojrzalsza. I to jest właśnie sedno refleksji nad ludzkim zadziwieniem - jak wielka przestrzeń może oddzielać jedno zadziwienie od drugiego? Kto zresztą wie, może to ona pozwala nam swobodnie oddychać? A spotkanie jest tylko kwestią decyzji, zwłaszcza że autorka u początku swojej refleksji przywołuje tęsknotę. Tęsknotę za trzecim procesem?

---ramka 403254|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006