Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie było do tej pory formacji politycznej, która po czterech latach rządów pozostawała niekwestionowanym liderem kolejnych wyborów i sondaży. A przecież mijający rok obfitował w wydarzenia, które w przeszłości partiom szkodziły. Choćby powódź - w 1997 r. podobny kataklizm przyczynił się do przegranej SLD. Platformie nie zaszkodziła afera hazardowa ani taśmy z wypowiedziami senatora z Wałbrzycha. Ani odejście najbardziej medialnego, po Donaldzie Tusku, polityka (Janusza Palikota), ani powstanie PJN, która chce uchodzić za racjonalną prawicę. Krytyczne wypowiedzi na temat stanu finansów Polski, płynące ze strony niegdysiejszego guru platformianego elektoratu, czyli Leszka Balcerowicza, i zamontowanie przezeń licznika długu publicznego w centrum Warszawy, nie przyniosły sondażowym wynikom PO uszczerbku. Nieustająca krytyka ze strony największej partii opozycyjnej zdaje się nawet rządzącym pomagać. Przez moment poważnym zagrożeniem wydawał się Jarosław Kaczyński w roli kandydata na prezydenta i Hioba polskiej polityki, jak trafnie nazwał go Jan Rokita - ale szybko wyjaśniło się, że było to zjawisko farmakologiczne, a nie polityczne.
Po czterech latach PO ma praktycznie wszystko, a w perspektywie szansę przekucia w sukces polskiej prezydencji w UE i kolejne lata rządów. Czegóż więc może życzyć sobie szary wyborca na nowy rok? Żeby pociągi się nie spóźniały, żeby VAT i inne podatki już nie rosły, żeby eksperci nie straszyli go wizją lilipucich emerytur i krachem finansów państwa... Krótko mówiąc: żeby sukcesy PO przekuły się wreszcie na sukcesy jego kraju.