Rewolucja w Stalinogrodzie

O Arsenale, przypomnianym ostatnio w Warszawie, słyszeli niemal wszyscy. Grupa Krakowska, choć dziś niemal nieobecna w salach wystawowych, przeszła do legendy. Ale o tym, jakie znaczenie dla wychodzenia sztuki polskiej z socrealistycznego zakrętu miała Grupa ST-53, wiadomo przede wszystkim na Śląsku. Katowicka wystawa najoryginalniejszej chyba przedstawicielki tej formacji, Urszuli Broll, nie ma jednak charakteru regionalnego.

21.08.2005

Czyta się kilka minut

"Pejzaż morski", 1956 /
"Pejzaż morski", 1956 /

Nie tylko dlatego, że kolejna udana prezentacja w Galerii Sztuki Współczesnej - usytuowanej niemal naprzeciw Muzeum Śląskiego - każe zrewidować pojęcia “centrum" i “peryferii". Także, a może przede wszystkim dlatego, że wskazuje na znaczenie konsekwencji i ducha analitycznego w poszukiwaniach artystycznej nowoczesności - zarówno wtedy, gdy dostępu do niej broni jakaś ideologia, jak i wtedy, gdy wszystko wydaje się możliwe.

Spójność i wewnętrzny rygor są najbardziej imponującymi cechami tej, jakże zmieniającej się w czasie, twórczości. Mandale i industrialne pejzaże, przestrzenie wypełnione skomplikowanymi symbolami i spływająca z płócien ciężka materia, oleje, gwasze, kolaże, akwarele, rysunki - wszystko to, zawieszone w jednej ogromnej sali, nie daje wrażenia chaosu, nie budzi lęku przed meandrycznością, bałaganem, rozbiciem.

W tej różnorodności najwyraźniej daje się bowiem zauważyć metoda, nie tylko zresztą artystyczna: malować, by zrozumieć; zrozumieć, by przyjąć; przyjąć, by trwać i wytrwać. Zgodnie z tą metodą początkiem każdego odczucia, przemyślenia i artystycznego przetworzenia jest rzeczywistość najbardziej dosłowna: dotykalna, słyszalna (te obrazy są niezwykle muzyczne, dlatego mocno kojarzą się z Kurtem Schwittersem), drażniąca oczy i nozdrza.

Twórczość Urszuli Broll rodziła się na Śląsku - między Stalinogrodem, z którego należało uciec albo który należało zniszczyć, a Katowicami, miastem-znakiem rzeczywistości tego, co tak trudne, że wydaje się nierzeczywiste. Żadne inne miejsce nie wbijało się wówczas tak mocno w biografię. Ojciec artystki urodził się w Zabrzu i mówił po polsku. Matka pochodziła z Berlina i choć używała polskiego, jej językiem ojczystym pozostał niemiecki. Oboje byli Ślązakami. Ich córka chodziła do szkoły niemieckiej we Wrocławiu, potem do szkoły polskiej w Katowicach. Kiedy rozpoczęła studia na tutejszym oddziale krakowskiej ASP, szybko okazało się, że będzie miała kłopoty. Pewien wykładowca, niebezpieczny politruk, dopatrzył się w jednym z jej obrazów zgnilizny kultury Zachodu. Chodziło o “Portret Ślązaczki".

Dziś kilka prac z tego okresu można zobaczyć na katowickiej retrospektywie. I rzeczywiście, “Stara Ślązaczka" albo “Kobiety śląskie" - obydwie prace z 1953 r. - niewiele mają wspólnego z obowiązującym wówczas socrealistycznym optymizmem i “wolą mocy". Kamienna, wyciosana na płótnie kilkoma ruchami pędzla postać bez wieku zdaje się zapadać w sobie. Zsiniałe płaczki o wydatnych brzuchach, wbite w ziemię, odbijają się od cytrynowych zieleni i żółci. Znów ten autonomiczny, groźny kolor, który tak irytował strażników socjalizmu. W tym drugim obrazie jest coś paralelnego z “Ukrzesłowieniami" Wróblewskiego...

Jednak młodzi artyści, którzy mieli stworzyć grupę ST-53, źródeł wolności poszukiwali u jednego ze starszych mistrzów dwudziestowiecznej awangardy: Władysława Strzemińskiego, zmarłego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1952 r., autora jedynego niezideologizowanego w tamtych czasach systemu nauczania artystycznego. Jego myśl przywiózł do Katowic Konrad Swinarski. “Teoria widzenia" Strzemińskiego miała się ukazać dopiero w 1958 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego, jednak studenci czytali ten zbiór wykładów, przepisywany na maszynie w tajemnicy przed nauczycielami, jak objawienie.

Pierwsze wystawy grupy ST-53 odbywały się w domach prywatnych. Oficjalnie śląscy awangardziści pokazali swe prace w maju 1956 r., jeszcze w Stalinogrodzie, a nie w Katowicach - w Klubie Pracy Twórczej. Na otwarcie wystawy przyjechali Julian Przyboś, Tadeusz Kantor i Andrzej Wajda.

Sposób myślenia młodych Ślązaków najbliższy był, być może, temu pierwszemu. Oto prace Urszuli Broll z tego czasu: zdyscyplinowana i redukująca “Martwa natura kubistyczna" (1955) - zrealizowana zgodnie z najbardziej rygorystycznymi regułami pierwszej fazy kubizmu (bardziej zresztą tego od Braque’a niż od Picassa); pajęczasty, matematycznie logiczny cykl “Powidoki" - jedna z wielu możliwych praktycznych realizacji teorii Strzemińskiego. Te powtórzenia, nawiązania, odniesienia nie mają w sobie jednak nic epigońskiego. Decyduje o tym przestrzeń, do której się odwołują. Dowodem niech będą pokazane teraz w Katowicach kopalniano-śląskie “Pejzaże industrialne" - zadziwiająco kolorowe, zadziwiająco czyste, czy może raczej oczyszczone.

Do problemu oczyszczenia trzeba będzie jeszcze wrócić. Na razie przychodzą lata 60., w których zamiast czystości pojawia się fakturalna miąższość, kolorystyczna niejednoznaczność, kasztanowo-czerwona, ziemista oleistość malarstwa materii, jakże adekwatnego tutaj, gdzie materia wydobywana jest z głębi ziemi na zewnątrz. Malowane na początku lat 60. “Alikwoty" niosą w sobie coś energetycznego, silnego, optymistycznego - jakby zgodę na świat w jego najbardziej pierwotnej, biologiczno-ruchliwej formie. Jednak nawet w miejscu, w którym abstrakcja geometryczna przekształca się w informel, zachowana zostaje wewnętrzna dyscyplina.

Czy tu należy szukać źródeł inspiracji, która wkrótce zdeterminuje całą twórczość Urszuli Broll: tybetańskiego buddyzmu? Andrzej Urbanowicz, wieloletni partner życiowy i przyjaciel artystki, wspomina, że poznali go “o ćwierć wieku za wcześnie", gdy w Polsce niewiele jeszcze wiedziano o duchowości Wschodu. Ich mieszkanie było jednym z pierwszych ośrodków zen w naszym kraju. Wbrew przewidywaniom komunistycznych komisarzy kultury niejednoznaczność śląskiej gleby doprowadziła Urszulę Broll nie na Zachód, ale na Wschód.

“Mandale" pojawiają się niemal równolegle z “Alikwotami" i zdają się z nich bezpośrednio wynikać. Niektóre, jak te z 1965 r., pozostają równie monochromatyczne, jak taszystowskie portrety nawodnionej, napuchłej ziemi, jednocześnie są jednak o wiele od nich lżejsze, rozjaśnione. W realny świat zmysłów wkracza mistyka, wprowadzająca w świat idealny. Wszystko ulega odwróceniu: malarz nie jest już odbiorcą zewnętrznych bodźców, w oparciu o które buduje swoje wnętrze, ale budowniczym fizycznej rzeczywistości, tworzącym ją zgodnie z tym, co dyktuje mu jego oczyszczony duch. Każda “Mandala" to przecież symboliczny pejzaż: harmonijny, zanikający w ciepłym niebycie, uspokajający ducha i ciało.

Wystawa w katowickiej Galerii Sztuki Współczesnej nie zachwyca od pierwszego wejrzenia. Czasem wydaje się, że niektóre obrazy zbyt mocno wpisują się w przeszłość albo są zbyt hermetyczne; zdarza się, choć na szczęście rzadko, że ich jakość malarska podporządkowana zostaje treści. Trzeba pobyć tu dłużej. To, co najważniejsze, powstaje bowiem pomiędzy obrazami, w spięciach i spotkaniach. Dlatego różnorodność tej twórczości ma w sobie coś trwałego i niezmiennego.

“URSZULA BROLL"; kurator: Janusz Zagrodzki. Biuro Wystaw Artystycznych w Katowicach 5 sierpnia - 4 września 2005 (we wrześniu i październiku wystawa zostanie pokazana w Legnicy, wcześniej prezentowana była w Jeleniej Górze i Wałbrzychu).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005