Miejsce, w którym się śni. Historia śląskiego undergoundu

Chodzi o zjawisko tak bogate, że aż nieuchwytne, wykraczające dalece poza określenia „pracownia”, „krąg artystyczny” czy „dom otwarty”. Promieniowało ze Śląska na całą Polskę.

13.02.2024

Czyta się kilka minut

Andrzej Urbanowicz w swojej pracowni. Katowice, 28 kwietnia 2010 r. / fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Wyborcza.pl
Andrzej Urbanowicz w swojej pracowni. Katowice, 28 kwietnia 2010 r. / fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Wyborcza.pl

Początki wyglądały tak: w Katowicach, w komunistycznej Polsce lat 60. XX wieku, czterech mężczyzn i jedna kobieta siadają przy stole, deliberują do późna. Na razie bez używek, nie licząc piekielnie mocnej herbaty. Na przykład – w pewien kwietniowy wieczór – rozmowa dotyczy góry. Góra jako symbol, wątek opowiadania, tło zdarzeń, ilustracja jakiejś wziętej z życia historii. A że uczestnicy są artystami, każdy z nich górę też rysuje.

Spotkań o podobnym przebiegu jest więcej, średnio jedno na miesiąc. Rodzaj samokształceniowego seminarium, inspirującej wymiany myśli, zbiorowej gry z wyobraźnią (i zbiorowego szaleństwa). Każde ma motyw przewodni.

Odpowiadają pięciu żywiołom: powietrzu, wodzie, ogniowi, ziemi i eterowi. Ich symboliczną reprezentacją staje się trzydzieści kart brystolu w formacie 70 na 70 cm, których tło tworzy błyszcząca czerń tuszu kreślarskiego, a na niej rysunki, symbole i sekwencje wymalowane białym tuszem kreślarskim i farbami plakatowymi w kolorach srebrnym i złotym. Uczestnicy spotkań tworzą je od grudnia 1967 r.. Każdy losuje sześć kart z przypisanymi im literami, wybiera dla każdej z nich główne hasło i nanosi odpowiadający mu centralny piktogram. Potem wymienia się z pozostałymi, by mogli dołożyć coś od siebie. To ich pierwsze wspólne dzieło, które zaprezentują publicznie. Przejdzie do historii jako „Pseudo-Encyklopedia w obrazkach”.

Dzięki pracy nad kartami bezimienne dotąd przedsięwzięcie z konieczności zyskuje nazwę, bo przecież trzeba jakoś zapowiedzieć wystawę. Najpierw Kronika Pięciu Osób, potem Liga Spostrzeżeń Duchowych, wreszcie – prawie u kresu wspólnych poczynań – Oneiron, czyli Śnialnia, od tytułu nieopublikowanego opowiadania Eugeniusza Zaczyka. Czyli miejsce, w którym się śni. Opisał je teraz Rafał Księżyk na blisko pięciuset stronach książki pod tym tytułem. Na potrzeby tego tekstu posłużmy się metodą założycieli Śnialni. Wysypmy karty z literami na stół i zobaczmy, co pokażą.  

„M”, Miejsce

Z okien można podziwiać tu słoneczne spektakle znad pól ciągnących się w kierunku Chorzowa (nim wyrosną wśród nich szare wieżowce), ale gdy spojrzeć w dół, widać też centrum Katowic, róg ulic Piastowskiej i Armii Czerwonej, obecnie Korfantego. Główna arteria, którą w gomułkowskiej Polsce ciągną pierwszomajowe pochody i inne masowe spędy. Za tło służą budynki uchodzące dziś za ikony powojennego śląskiego modernizmu, architektoniczne symbole miasta: biurowiec nazywany Separatorem, hotel Katowice i jeden z największych PRL-owskich bloków, piętnastopiętrowa Superjednostka. Dalej, przy ruchliwym rondzie – Spodek. Nawet i bez masówek przewijają się tędy codziennie setki ludzi. Większość z nich nie ma pojęcia, że po sąsiedzku istnieje inny świat, od którego dzieli ich sto dziesięć stopni prowadzących na górę. Przeciwieństwo zewnętrznego, oficjalnego, ustawianego pod linijkę i na baczność.

Kamienicę, pozostałość po typowej XIX-wiecznej zabudowie Katowic, łatwo w tym otoczeniu przeoczyć. Chyba że patrzy się w górę zamiast pod nogi, wtedy budynek zwraca uwagę nietypowym zwieńczeniem – nad ostatnim, piątym piętrem sterczą dwie wieże z bulwiastymi basztami, jak wskazówka dla wtajemniczonych. Ci, którzy tam bywali, nazywają ten świat różnie: Pracownia, Piastowska, Śnialnia albo po prostu: Miejsce.

W Miejscu jest pełno wszystkiego i wszystko miesza się ze sobą, banał z patosem, niskie z wysokim. Chaos jako „sojusznik wolności, obszar, który nie wyrzekł się tajemnicy” – jak wyjaśniają jego współtwórcy. Pozwalający uporać się z duszną rzeczywistością, także tą polityczną. Zgoda na działanie z przymrużeniem oka, nie całkiem serio, z ograniczoną odpowiedzialnością. I stan nieprzerwanego poszukiwania, zarówno podczas pracy, jak i w formie gier czy zabaw, pobudzających wyobraźnię, eksplorujących to, co podświadome, trochę jak w eksperymentach surrealistów, tylko bez konkretnego celu.

„S”, Sztuka

W styczniu 1960 r. katowiccy urzędnicy w porozumieniu ze Związkiem Polskich Artystów Plastyków przyznają na pracownię siedemdziesiąt metrów kwadratowych strychu na Piastowskiej 1 (wraz z jedną z baszt) malarce Urszuli Broll.

Niewysoka intelektualistka z burzą rudych włosów, z mieszanej, polsko-niemieckiej rodziny, ma już uznanie i respekt w środowisku, w którym współtworzyła już jedną grupę, ST-53. Wyższe czynniki twierdziły, że to skrót od Stalinogrodu, jak przemianowano Katowice właśnie w 1953 r., lecz każdy, kto oglądał prace młodych twórców związanych z lokalną szkołą sztuk plastycznych, utrzymane w kontrze do obowiązującego socrealizmu, zgadywał, że chodzi o Władysława Strzemińskiego. Dla starszych studentów, z którymi współpracuje Broll, Strzemiński jest mistrzem. Studiują pilnie i przepisują na maszynie jego „Teorię widzenia”, przywiezioną z Łodzi przez ucznia artysty, Konrada Swinarskiego. Chcą potwierdzić ją w praktyce. Pierwsza wystawa ST-53 okazuje się wydarzeniem, przyjeżdżają na nią takie tuzy jak Kantor i Przyboś. Zjawia się też Andrzej Urbanowicz, student krakowskiej ASP. Ma osiemnaście lat, Broll – dwadzieścia sześć. Zaiskrzy od pierwszego spotkania.

Urbanowicz to wilnianin, wychowywany przez matkę i babkę, które po wojnie zakotwiczyły na Śląsku. Ojciec, wojskowy, wezwany do Warszawy po wkroczeniu Sowietów, trafił do niemieckiego oflagu, a stamtąd, po wyzwoleniu – kolejno do Anglii i Stanów Zjednoczonych, gdzie dopiero po wielu dekadach spotka się już z dorosłym synem. Najważniejsza dla Andrzeja, studenta krakowskiej ASP, jest więc matka. Nic dziwnego, że szybko przedstawia jej Broll. Obie urodziły się tego samego dnia – 17 marca. Halina Urbanowicz akceptuje od razu przyszłą synową, nie bacząc na różnicę wieku.

Już po ślubie przejmują strych przy Piastowskiej, po przeprowadzce urodzi się im syn Roger. Oboje malują, organizują wystawy, jeżdżą w plenery, nawiązują kontakty. Pracownia staje się domem otwartym, w którym tworzy się i imprezuje, głównie w artystycznym gronie. Bywają tu śląscy malarze, kompozytorzy, fotograficy. Piętro niżej zamieszka Halina Urbanowicz po przeprowadzce z Krakowa. Pomaga w codziennym ogarnianiu Chaosu.

„K”, Krąg i Kontrkultura

Każda z gór namalowanych podczas wieczornego spotkania na Piastowskiej w kwietniu 1967 r. jest inna. Autor „Śnialni” dopatruje się w nich swoistych wizytówek – manifestacji charakterów piątki autorów.

Pierwsza ostro celuje w niebo, kontrastując czernią z resztą kompozycji, przedstawiającej lustrzane odbicie trójkątów i okręgów. To Urbanowicz – dynamiczny (dla wielu też: demoniczny), ekspresyjny i ekspansywny, z temperamentem i skłonnością do wywoływania skandali. Kiedy idzie ulicą – potężny, z długą czarną brodą i włosami do ramion, w towarzystwie wielkiego czarnego psa, odwracają się wszystkie głowy. Mógłby, jak w życiu, zdominować całą o Miejscu opowieść, więc od razu spójrzmy na górę drugą. Tworzy ją zbiór falujących warstw, w jej wnętrzu tkwi ryba, a nad wierzchołkiem wisi czarna plama. Urszula Broll, osobowość równie silna, ale subtelna, zwrócona ku wnętrzu, uduchowiona. Inspiratorka i niestrudzona organizatorka codzienności, odkąd została matką, często tworzy z doskoku, łącząc pracę zarobkową z wychowaniem syna. Długo w cieniu męża, jak bywa w tego rodzaju twórczych tandemach.

Góra trzecia jest jak komin wielkiego pieca, zaś czwarta, na tle nieba pełnego gwiazd, z drobną ludzką figurką zmierzającą przez bramę do jej wnętrza – przypomina ilustrację jakiejś baśni. Rysunki dwójki Ślązaków, Zygmunta Stuchlika i Antoniego Halora. Ten sam rocznik, obaj studenci katowickiej ASP, znajomi Urbanowicza, należą do częstych gości pracowni na Piastowskiej.

Piątą oparto na zamyśle zbliżonym do pierwszej, ale wyróżnia się lekką, falującą kreską, wskutek czego sprawia bardziej oniryczne wrażenie. Jej autor, Henryk Waniek, też student sztuk pięknych, najmłodszy spośród tej całej kompanii, trafił na Piastowską najpóźniej – w 1966 r. Z Urbanowiczem połączyła go skłonność do urbexu, który wtedy jeszcze nie miał własnej nazwy – zeszli się w opuszczonej, przeznaczonej do rozbiórki kamienicy w centrum Katowic, na której eksplorację, pchnięci ciekawością, wybrali się niezależnie i w tym samym czasie.

Ta piątka mówi o sobie najczęściej po prostu Krąg, podkreślając brak hierarchii. Trójkę stałych bywalców łączy z parą gospodarzy ciekawość spraw, od których większość artystów stroni. Carl G. Jung i symbole, mistyka, magia, okultyzm, astrologia. Urbanowicz nawiązuje kontakt ze znawcą tematu, Jerzym Prokopiukiem i resztą środowiska polskich ezoteryków, dociera do wtajemniczonych antykwariuszy.

Na Górnym Śląsku jeszcze przed wojną działa mnóstwo stowarzyszeń badaczy zjawisk tajemnych. Zachowały się świadczące o tym fotografie. Jak mówi Księżykowi Waniek: „Na każdym kupa ludzi, nie to, że dwóch wariatów się zmówiło i zajęli się okultyzmem”. Śląsk to przede wszystkim tożsamość, zwłaszcza u czwórki urodzonych i wychowanych tutaj członków Kręgu: Broll, Halora, Stuchlika i Wańka. Ci trzej w dojrzałych latach zaangażują się w lokalne sprawy, Waniek zacznie o Śląsku pisać.

W aktywności Śnialni śląskość, rozumiana jako odmienny niż w innych częściach Polski etos, mikstury etniczne, różnorodność – ma też wymiar praktyczny. Doświadczenia Halora z wydawaniem pojedynczych egzemplarzy książek zaowocują wydawniczą działalnością Śnialni. Pierwsze publikacje, które powielają i rozprowadzają wśród znajomych, to „Psychologia i alchemia” Junga oraz „Kowale i alchemicy”.

Przez dom na Piastowskiej przewijają się pierwsi polscy hipisi, wraz z nimi pojawiają się nowe inspiracje – psychodeliczna muzyka i lektury. Członkowie Kręgu zaczynają też eksperymenty ze środkami rozszerzającymi świadomość, w tym z LSD, przemycanym dla nich przez znajomych z Zachodu.

„Z”, Zen

Broll tłumaczy z niemieckiego książkę „Trzy filary zen” Philipa Kapleau, która trafia na Piastowską latem 1967 r., przysłana przez znajomego z Berkeley.

Chiński buddyzm chan, z którego wyrósł budzący duże zainteresowanie w kręgach kontrkulturowego Zachodu japoński buddyzm zen, dociera do Polski drogą okrężną – właśnie przez Stany. Od grudnia 1971 r. w Miejscu rozpoczynają się oparte na tej lekturze cotygodniowe spotkania połączone z medytacją. Dzięki pomocy poznanej przez wspólnych znajomych buddystki, która praktykowała w ośrodku u Kapleau, Urbanowiczowie zdobywają jego francuski adres i piszą list. Dostają odpowiedź i stosowną literaturę. Pracownia przy Piastowskiej przekształca się w miejsce medytacji, przy wejściu do niej stają dwie figury strażników Dharmy, zwykle umieszczane przy świątyniach buddyjskich. Do Katowic zaczynają zjeżdżać na praktykę – sesje połączone z medytacją – goście z Warszawy, Krakowa i Wrocławia. Członkowie Kręgu, teraz przeradzającego się w pierwszą w Polsce sanghę, zaczynają też wydawać poświęcony buddyzmowi periodyk i książki o tej tematyce.

Najbardziej zaangażowany wydaje się Urbanowicz. W 1975 r. spełnia się jego marzenie: do Polski przylatuje sam Kapleau i namaszcza go na lidera Koła Zen, które składa do władz wniosek o formalną rejestrację jako związek wyznaniowy.

„W”, Wolność

Z końcem lat 70. członkowie sanghi, tłumacząc kolejną książkę Kapleau, przypadkowo nabierają podejrzeń co do jego autorytetu. Wychodzi na jaw, że ich mistrz nie ukończył formalnego treningu zen, zaliczając jedynie około jednej trzeciej koanów obowiązujących w tej linii nauczania, i w związku z tym nie miał prawa działać jako nauczyciel. Początkowo Urbanowicz i część Koła Zen próbują utrzymać sprawę w tajemnicy, by nie zachwiać grupą, ale na dłuższą metę okazuje się to niemożliwe. Kryzys dotyka też gospodarzy Piastowskiej w osobistym wymiarze: małżeństwo Urbanowiczów rozpada się, gdy Urszula odkrywa kolejny romans męża – tym razem z inną członkinią wspólnoty. Biorą szybki rozwód.

W tym czasie rozpada się też Krąg – drogi gospodarzy poddasza i trójki Ślązaków stopniowo rozchodzą się. Waniek i Halor odkrywają mistyczny krajobraz Sudetów, który na dobre zagości teraz w ich twórczości, wchodzą na nowo głębiej w pasje porzucone przez Urbanowicza na rzecz buddyzmu – Jung, alchemia, ezoteryzm. Broll, która do końca życia – mimo opuszczenia katowickiej wspólnoty – pozostanie wierna buddyjskiej praktyce, przenosi się do Przesieki na Dolnym Śląsku, gdzie już wcześniej osiedliła się społeczność wywodząca się z pierwszej grupy zen. Urbanowicz zaś wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie przyznano mu stypendium Fundacji Kościuszkowskiej. Gdy po trzynastu latach wróci na Piastowską, przekształci ją w laboratorium rozmaitych praktyk alchemiczno-artystycznych, utrzymanych w atmosferze zabawy. Będzie tam niepodzielnie królował, niczym władca otoczony coraz młodszym dworem, podtrzymującym jego siły witalne.

Odchodzą członkowie Kręgu, do końca twórczo aktywni: w 2004 r. Tchorek, w 2011 r. Halor i Urbanowicz. Broll – dziewięć lat później. Do końca powtarza, że nie wierzy w przypadki, a z byłym mężem połączył ją związek karmiczny – jego piątą żonę, Małgorzatę Borowską, uważa nawet za wcielenie ich zmarłej w niemowlęctwie córki. To od Broll zaczęła się Śnialnia i jej śmierć zbiega się z końcem Śnialni.

Na katowickim strychu, którym po śmierci głównego gospodarza zarządza Borowska, do 2020 r. trwa jeszcze przestrzeń wolności, gdzie wszystko miesza się twórczo ze wszystkim. W zakamarkach poddasza półki obrosłe przez półwiecze książkami: alchemia, antropozofia, gnoza i okultyzm, mitologie, psychologia Junga, teorie Strzemińskiego, tantra i zen. Debiutują tam młodzi artyści, odbywają się koncerty, spotkania, wystawy. By wszystko to streścić w słowach, trzeba by kolejnej monografii.

Henryk Waniek, rocznik 1942, wydaje właśnie kolejną książkę – o Śląsku.

Rafał Księżyk ŚNIALNIA. ŚLĄSKI UNDERGROUND, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Miejsce, w którym się śni