Underground na poddaszu

Jedno z najważniejszych w naszym kraju środowisk kontrkulturowych rodziło się na pewnym strychu gomułkowsko- -gierkowskich Katowic. To tam zbierali się pierwsi polscy buddyści. To tam, po latach, recytował swoje wiersze Allen Ginsberg...

07.08.2012

Czyta się kilka minut

Henryk Waniek, „Claire de Lune”, 1985 r. /
Henryk Waniek, „Claire de Lune”, 1985 r. /

Można by się zastanawiać, co takiego kryje się na „czarnym” Śląsku, że tutejsi artyści – zarówno ci profesjonalni, jak i ci, których czasem niesprawiedliwie określa się mianem „naiwnych” – tak często zwracali się ku temu, co ezoteryczne, nienazywalne, tajemnicze... Ku temu, co duchowe.

Jednym z miejsc, w których ta duchowość rozwijała się najmocniej, był pewien strych przy ulicy Piastowskiej w Katowicach – pracownia należąca do dwójki artystów, małżeństwa Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza.


Związek artystów

Ona miała już za sobą malarskie doświadczenia Grupy St-53, środowiska, którego nazwa ironicznie potraktowała historię „Stalinogrodu”, próbując rozsadzić propagandową doktrynę. Służyć temu miały tradycje XX-wiecznych awangard, przefiltrowane przez doświadczenia lokalne (stąd swoiście potraktowane śląskie „pejzaże”). Z Konradem Swinarskim, z którym się przyjaźniła, łączyła ją fascynacja twórczością Władysława Strzemińskiego. Jak pisze Alfred Skrodzki, autor książki „Plastycy Śląska i Zagłębia”, Urszula Broll „zrazu posługiwała się konwencją abstrakcji geometrycznej, malując zachodzące na siebie i poruszające się w delikatnym rytmie kolorowe płaszczyzny. Później górę wzięły tendencje ekspresyjne, wykorzystywanie szerokiej gamy kolorów budowanych pełnymi rozmachu plamami farby o zróżnicowanej fakturze”.

On był przybyszem z Wilna i Krakowa, gdzie studiował w Akademii Sztuk Pięknych, przyjaźniąc się z Wiesławem Dymnym, późniejszym filarem Piwnicy pod Baranami, i obserwując działalność Andrzeja Wróblewskiego. W Warszawie poznał Mariana Bogusza, jednego z najważniejszych animatorów awangardowego życia artystycznego w powojennej Polsce. Współpracował z Galerią Krzywego Koła – dopóki istniała. Wziął udział w słynnym Pierwszym Plenerze w Osiekach.

Broll i Urbanowicz spotkali się w 1956 roku. Trzy lata później adaptowali na pracownię strych, przez wielu intelektualistów i artystów wspominany dziś jako miejsce, które ich uformowało. Jerzy Illg, obecny redaktor naczelny wydawnictwa Znak, nazwał je „strychem podziemnym”. Tak wspomina swoje wizyty: „Przez ładnych parę lat spotykaliśmy się na poddaszu Urbanowiczów nie tyle codziennie, ile właśnie co wieczór, wypijając hektolitry czarnej jak smoła herbaty. W kuchni stale dymił czajnik, a na nim imbryk, w którym parzyła się potwornie mocna esencja, lekko tylko osłabiona mlekiem (...) I gadało się, gadało, gadało... Albo coś się razem robiło: kolorowało karty tarota, tłumaczyło koany i krótkie teksty buddyjskie, głośno czytało (...). Urszula czytała nam po polsku niemieckie wydania różnych dzieł, niedostępnych wówczas w polskich tłumaczeniach, jak np. autobiografię Junga, »Drogę białych obłoków« lamy Anagariki Govindy, pisma szóstego patriarchy Zen, Hui Nenga, książkę Miguela Serrano »W hermetycznym kręgu Hermanna Hessego i Carla Gustawa Junga«, teksty gnostyckie, traktaty alchemiczne”.


Więź z chaosem

Niekwestionowanym przywódcą późniejszej (nieformalnej) grupy Oneiron był Urbanowicz, jednak mocne piętno odcisnął na niej także Henryk Waniek – młodszy o kilka lat kolega z ASP, bardzo niezależna osobowość, a przy tym najbliższy przyjaciel. Razem organizowali obrosłe później legendą happeningi – np. „Życie i śmierć Joanny d’Arc”. Wydarzenie miało miejsce w pustej sali Galerii Katowice, do której wolno było wejść wyłącznie zaproszonym. Gościa natychmiast oślepiało światło lampy; każdy musiał zostawić ślad zaczernionego kciuka na specjalnej tablicy. Po projekcji, na której przewijały się coraz bardziej brutalne slajdy, pokazano publiczności żywego gołębia i zapowiedziano, że zaraz odbędzie się głosowanie, od którego zależeć będzie, czy ptak zostanie zabity, czy nie. Pytania sformułowano tak pokrętnie, że nie sposób było znać wynik. Zgasło światło, rozległ się pisk, gołębia wypuszczono przez okno. Wszyscy zaczęli się tłumaczyć ze swoich odpowiedzi.

Artyści zaczęli razem wydawać – w dwóch zaledwie egzemplarzach – „Bezpretensjonalne Pismo Święte”, rodzaj periodyku, w którym zbierali najróżniejsze teksty: począwszy od ezoterycznej poezji, a skończywszy na tragikomicznych wycinkach z „Trybuny Robotniczej” – za przykład służyć może artykuł przewidujący rychły upadek Beatlesów. Powstało aż szesnaście edycji tego dziwnego, literackiego tworu.

Na poddaszu przy Piastowskiej wymieniona wyżej trójka artystów, do której dołączyli Antoni Halor i Zygmunt Stuchlik, zaczęła redagować swoisty dadaistyczny Leksykon. Urbanowicz wspominał: „Owo chaosowe przedsięwzięcie, które z encyklopedią tyle miało wspólnego, że jedynym, iluzorycznym zresztą elementem porządku było trzydzieści liter alfabetu (wraz z Ł, Ś, Ż, Ź i X). Każdej literze odpowiadała jedna karta formatu 70 x 70 cm. Wszystkie karty były czarne, co wydawało się najwłaściwsze dla nawiązania wewnętrznej więzi z chaosem. Przyjęliśmy jeszcze jedno uporządkowanie. Ustaliliśmy, że na czarnym tle pojawiać się będą rysunki czy malunki tylko w bieli, a jako dodatek dopuszczone były złoty i srebrny. Dalszych zasad nie było, ani cenzury w jakiejkolwiek formie”.


Droga zen

Jednak tym, co najmocniej zadecydowało o znaczeniu środowiska pracowni przy Piastowskiej 1, było stworzenie pierwszej w Polsce wspólnoty zen. Zaczęło się na przełomie 1967 i ‘68 roku, kiedy najbardziej oczytany w literaturze buddyjskiej Henryk Waniek przyniósł sprowadzoną z Kalifornii książkę pt. „The Three Pillars of Zen”. Urbanowicz: „Ta książka ofiarowywała szansę, której nam brakowało. Mówiła, jak praktykować zazen, jak ustawić ciało, co czynić z umysłem. Tak się zaczęło”.

Grupa medytujących stawała się coraz większa – do 1975 roku przez strychowe zendo przewinęło się ponad sto osób. Niektórzy czuli związek z buddyzmem, inni byli katolikami. W 1975 roku z amerykańskiego Rochester przyjechał do Katowic na zaproszenie Urbanowiczów Philip Kapleau, autor książki, która wprowadziła „strychowiczów” w arkana zen, a przy tym znany w świecie nauczyciel tej sztuki. W twórczości Urszuli Broll pojawiły się niezwykłe, kolorowe mandale. Na obrazach Urbanowicza przedmioty-symbole zyskiwały psychodeliczne konteksty i formy (artysta tworzył czasem podczas „sesji” LSD). Henryk Waniek malował poetycko-filozoficzne traktaty...

W 1978 roku Urbanowicz z drugą żoną wypłynęli do Nowego Jorku. Początkowo tylko na chwilę, by odwiedzić umierającego ojca, którego artysta nie widział od 1939 roku (PRL-owskie władze konsekwentnie odmawiały mu paszportu). Okazało się, że miał tam zostać aż trzynaście lat. „Nowy Jork to moje uniwersytety – wspominał po latach w jednym z wywiadów. – Różne rzeczy robiłem. Malowałem, oglądałem, poznawałem przede wszystkim. Jeśli pracowałem, to jako construction worker, jako carpenter, co tam ma znaczenie nieco inne niż cieśla lub stolarz. Ta praca dawała mi niezależność”. Wrócił, gdy Polska stała się demokratyczna.

W Nowym Jorku mieszkał kilka przecznic od mieszkania Allena Ginsberga. Jednak spotkać mieli się dopiero w Polsce. W 1993 roku kontrkulturowy twórca był gościem festiwalu „Sztuka w procesie” w Łodzi. Andrzej Urbanowicz i znany animator kultury Marek Zieliński przywieźli go samochodem do Katowic. Spotkanie na strychu tłumaczył prof. Tadeusz Sławek.

Przed kilku laty pracownia na strychu świętowała swoje półwiecze. Niestety, Andrzej Urbanowicz zmarł w 2011 roku. Urszula Broll mieszka w buddyjskiej kolonii w Przesiece pod Jelenią Górą. W Katowicach pozostał – niemal nienaruszony – strych. Miejmy nadzieję, że kiedyś powstanie tu muzeum miejsca. 


Korzystałam m.in. z książki „Katowicki underground artystyczny po 1953 roku” pod redakcją Janusza Zagrodzkiego, Katowice 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Śląsk jak malowany