Religia upolityczniona

Abp. Henryk Muszyński: Czy śp. prezydent Lech Kaczyński akceptowałby formę obchodów żałoby, która zamiast jednoczyć, dzieli ostro społeczeństwo?

27.06.2017

Czyta się kilka minut

Abp Henryk Muszyński (z prawej)  podczas wizyty Cyryla I, prawosławnego patriarchy Moskwy i Całej Rusi,  Warszawa, sierpień 2012 r. / Krzysztof Żuczkowski / FORUM
Abp Henryk Muszyński (z prawej) podczas wizyty Cyryla I, prawosławnego patriarchy Moskwy i Całej Rusi, Warszawa, sierpień 2012 r. / Krzysztof Żuczkowski / FORUM

Stanisław Zasada: Co Ksiądz Arcybiskup czuł, gdy w ostatnią miesięcznicę smoleńską policjanci wynosili z Krakowskiego Przedmieścia Władysława Frasyniuka – legendę Solidarności?

Abp Henryk Muszyński: Zanim odpowiem, pozwolę sobie na osobiste wspomnienie. W wydarzeniach związanych z katastrofą smoleńską uczestniczyłem od chwili otrzymania wiadomości o niej aż po uroczystości żałobne pana prezydenta i jego małżonki w katedrze św. Jana w Warszawie, gdzie wygłosiłem homilię żałobną. Było to bez wątpienia najważniejsze, ale i najbardziej tragiczne wydarzenie w krótkim okresie pełnienia przeze mnie posługi prymasa. Jako uczestnik konduktu mogłem się przekonać, jak głęboka i prawdziwa była żałoba, która objęła cały naród i budziła nadzieję, że uda się ponad podziałami uczynić nowy początek. A prawie bezpośrednio przed tragedią, z okazji Zjazdu Gnieźnieńskiego w 2010 r., miałem okazję gościć prezydenta Kaczyńskiego w Gnieźnie i poznać jego głęboką troskę o jedność i dobro ojczyzny. Tym dotkliwiej odczuwam pogłębiające się wciąż podziały.

Nie ukrywam, że po latach wydarzenie związane z osobą Władysława Frasyniuka odczułem również bardzo boleśnie. Człowiek, który był znakiem antykomunistycznej opozycji, staje w roli opozycjonisty także w demokratycznym kraju. Oznacza to przecież, że coś, co było kiedyś głównym spoiwem solidarności społecznej, zawiodło i trzeba było się uciec do użycia służb porządkowych. Ze zdziwieniem pytam: jak mogło do tego dojść, że podziały nie tylko się nie zabliźniają, ale stają się coraz większe? Można oczywiście zaprowadzić porządek publiczny, ale nie da się metodą siłową przezwyciężyć podziałów, zbudować pokoju społecznego i choćby otworzyć drogę ku zbliżeniu i pojednaniu. Taki stan rzeczy musi niepokoić każdego, komu leży na sercu dobro ojczyzny.

Jest wyjście z tego impasu?

Trzeba po prostu spotkać się, podjąć rozmowy pomiędzy zantagonizowanymi stronami i szukać odpowiedzi na pytanie: jak zapobiec dalszej eskalacji niechęci, podziałów i nienawiści? Do tego potrzeba jednak dobrej woli, poszanowania partnera i gotowości szukania kompromisów.

Niepodobna też nie dostrzec, że dalsza eskalacja niechęci czy nienawiści może pociągnąć za sobą tragiczne skutki.

Tzw. miesięcznice smoleńskie to akt religijny czy wiec polityczny?

Obchody tych rocznic znam jedynie z wersji telewizyjnej, która nie daje mi pełnego i obiektywnego oglądu. Jest faktem, że czasowe połączenie pamięci religijnej i modlitwy za ofiary katastrofy smoleńskiej z marszem pamięci, tzw. miesięcznicą, budzi coraz więcej wątpliwości i staje się źródłem protestów, a w konsekwencji: coraz głębszych podziałów społecznych.

Może warto przypomnieć, że mamy do czynienia z dwoma całkowicie odmiennymi, chociaż powiązanymi ideowo rodzajami pamięci, organizowanymi ponadto przez dwa różne podmioty. Msza św. i modlitwa w katedrze św. Jana w Warszawie za ofiary tragedii smoleńskiej ma charakter wyraźnie religijno-kultyczny i podlega jurysdykcji biskupa miejsca. Comiesięczne marsze pamięci organizowane na Krakowskim Przedmieściu przez środowisko związane z PiS noszą natomiast znamię manifestacji narodowo-politycznej. Posługiwanie się w czasie tych obchodów symbolami i znakami religijnymi ma charakter czysto instrumentalny. Sceneria, gdzie wygłaszane są przemówienia polityczne, na pewno nie jest dobrym miejscem do odmawiania różańca, nawet gdy czyni się to w dobrej wierze. Daje to bowiem okazję do oskarżeń przeciwko Kościołowi i przeciwko tym, którzy organizują te spotkania.

Skoro tak, to czy w tych marszach powinni brać udział duchowni?

Niestety, nie znam wewnętrznych motywów osób duchownych, które biorą udział w tych marszach. Zgodnie z zasadą Chrystusa: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”, przyjmuję, że czynią to w dobrej intencji, być może traktując marsz pod Pałac jako przedłużenie nabożeństwa.

Dlaczego Kościół milczy w tej sprawie?

„Kościół” rozumie pan zapewne jako głos Episkopatu. Trudno oczekiwać, aby Episkopat wypowiadał się w każdej konkretnej sprawie. Jestem przekonany, że kard. Kazimierz Nycz, jako pasterz diecezji, na terenie której mają miejsce obchody rocznicowe, z ogromną uwagą troszczy się o to, by w czasie nabożeństw i w zakresie kultu, który podlega jego jurysdykcji, nie dochodziło do nadużyć i upolitycznienia obrzędów religijnych.

Czy publiczna żałoba może trwać 7 lat?

Prawdziwa żałoba może trwać całe lata, a tutaj chodzi o żałobę o niespotykanych dotychczas wymiarach, obejmujących cały naród. Problem leży jednak nie w fakcie przedłużania obchodów, ale w upolitycznieniu, jakie z czasem nadano świętowaniu pamięci o zmarłych. Na taki sposób wyrażania pamięci o swoich zmarłych nie godzą się niektóre z rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. A to właśnie rodziny zmarłych mają najpełniejsze prawo decydować, jak ma być czczona pamięć najbliższych.

Ten sposób świętowania budzi też sprzeciw w szerokich kręgach społecznych. Nawet przy najlepszej woli trudno go uznać za autentyczny wyraz żałoby i pamięci o zmarłych. Kłótnia nad grobami jest zaś najgorszą przysługą, jeżeli nie wręcz zniewagą pamięci ofiar tragedii, i to niezależnie od intencji organizatorów tych celebracji.

Mnie osobiście bulwersuje inne niespokojne pytanie: czy śp. pan prezydent Lech Kaczyński akceptowałby formę obchodów żałoby, która zamiast jednoczyć, dzieli ostro społeczeństwo?

Obecna władza łamie Konstytucję i zniszczyła Trybunał Konstytucyjny, trwa też batalia o przejęcie kontroli nad niezawisłymi sądami – ostatnią ostoją demokratycznego państwa prawa. Czy Kościół nie powinien powiedzieć „non possumus”? Z takim apelem zwrócił się niedawno na tych łamach do biskupów dominikanin o. Ludwik Wiśniewski.

Istnieją dwie różne płaszczyzny: pozytywnego prawa stanowionego i prawa Bożego objawionego. Odnośnie do zgodności z obowiązującym prawem i łamania Konstytucji wypowiadał się nie tylko o. Wiśniewski, ale także wybitni konstytucjonaliści i znawcy z zakresu prawa. Każdy szczerze zainteresowany tą sprawą może sobie wytworzyć możliwie obiektywne zdanie na temat, na ile łamane są konkretne zasady Konstytucji i normy obowiązującego prawa. Od przedstawicieli Kościoła nie można oczekiwać, aby zajmowali stanowisko w sprawach prawnych, nawet tak ważnych jak zgodność ustaw z Konstytucją. Biskupi nie są przecież stroną w tym sporze.

Faktem jest jednak, że łamanie prawa, a szczególnie nierespektowanie Konstytucji jako fundamentu demokratycznego państwa ma także poważny wymiar moralny, który podlega ocenie Kościoła. Jeżeli biskupi uznają, że dojrzał czas do moralnej oceny tych fundamentalnych problemów, które wyraźnie dzielą społeczeństwo, jestem przekonany, że taki głos biskupów się pojawi. Podobnie jak to niedawno miało miejsce w sprawach polskiego patriotyzmu. Na pewno nie będzie to jeden więcej głos polemiczny, tylko, podobnie jak w kwestii patriotyzmu, ocena roli Konstytucji w życiu społecznym narodu, na podstawie kryterium Bożego prawa objawionego i Ewangelii.

Dwa lata temu Kościół poparł PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. To nie był błąd?

Nie zgadzam się z opinią, że Kościół kogokolwiek poparł. Osobiście nie znam żadnego stanowiska Episkopatu, które opowiadałoby się za kandydatami PiS-u.

Taki przekaz szedł z ambon – także tych, z których głos zabierają biskupi. I taka była atmosfera w katolickich mediach.

Nie wykluczam tego i nie kwestionuję. W niektórych mediach mogła być atmosfera sprzyjająca PiS-owi, w innych nie. W „Tygodniku Powszechnym” zapewne nie. O ile pamiętam, była zachęta Episkopatu, by skorzystać ze swojego prawa obywatelskiego, by wziąć czynny udział w wyborach, ale na pewno nie było oficjalnego poparcia dla jakiejkolwiek partii.

Ale po wyborach prezydenckich prezydium Episkopatu pospieszyło z gratulacjami dla Andrzeja Dudy – jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników. Pięć lat wcześniej Bronisław Komorowski nie mógł liczyć na takie uznanie.

Życzenia składa się rzeczywiście z reguły po wyborze. Nie rozdzierałbym jednak szat z tego powodu, bo życzenia mają charakter kurtuazyjny, a nie merytoryczny. Widocznie wynik wyborów był tak jednoznaczny, że nie budził żadnych wątpliwości.

Czy w czasie obecnych rządów Kościół nie sprzymierzył się za bardzo z władzą?

Autonomia i niezależność obowiązują oczywiście obydwie strony. Faktem jest jednak, że nie brak prób instrumentalnego wykorzystania religii do czysto politycznych celów. Być może jest także odwrotnie i ktoś czerpie jakieś korzyści z konkretnych powiązań z politykami.

Sobór Watykański II postawił jasną zasadę: Kościół nie utożsamia się z żadną partią i nie wiąże się z żadnym systemem politycznym. Podstawowym kryterium oceny jest dobrze uformowane ludzkie sumienie. Po to Pan Bóg dał nam możliwość rozeznania i rozsądek, abyśmy mogli poznać, na ile konkretne postępowanie jest zgodne z tą fundamentalną zasadą.

Władza kiedyś się zmieni. Nie ma Ksiądz Arcybiskup obaw, że dojdą wtedy do głosu antykościelni radykałowie, jak stało się np. w Hiszpanii, gdy władzę zdobył socjalista José Luis Zapatero?

Wielu uznaje tzw. wahadłowe prawo historii, które wyraża się w tym, że z jednej skrajności popada się w drugą. Składa się jednak na to wiele czynników: aktualny duch czasu, skrajny indywidualizm, fałszywie pojęta wolność, a nade wszystko nierespektowanie godności człowieka jako podstawowego punktu odniesienia wartości. Wszystko to decyduje o tym, że tam, gdzie istniały społeczeństwa oparte na silnej tradycji chrześcijańskiej, dochodzą do głosu wyraźne tendencje antychrześcijańskie. Wcale jednak tak być nie musi, bo już niejednokrotnie w podobnych sytuacjach Polska potrafiła obronić i zachować swój własny profil, tradycję i wartości.

Co się z nami stało, że w sprawie uchodźców oblewamy egzamin nie tylko z chrześcijaństwa, ale i człowieczeństwa?

Bardzo ubolewam nad nieprzejednanym stanowiskiem władz, które fundamentalnie sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców. Jest to ogromna niesprawiedliwość i krzywda wobec ludzi, którzy zostali już tak bardzo skrzywdzeni przez przemoc, wojnę i utratę wszystkiego.

Jako kraj w większości katolicki i reprezentowany przez polityków katolickich mamy przecież szczególne zobowiązanie, by się otworzyć na przyjmowanie osób będących w skrajnie trudnej sytuacji. Tego wymaga najpierw zwykła ludzka przyzwoitość, a szczególnie chrześcijańska moralność i europejska solidarność pluralistycznego społeczeństwa. Jako Polacy i chrześcijanie mamy prawo oczekiwać od naszych władz wiarygodnych gestów dobrej woli i niezamykania się na tragiczny los uchodźców, w dodatku często z odwołaniem się do argumentów mało przekonujących czy wręcz niewiarygodnych. Wykorzystywanie jednostkowych wypadków przemocy i utożsamianie terroru z losem imigrantów i poszerzanie wrogości na całe grupy i społeczności nosi wyraźne znamię propagandy. Przez to stajemy się niewiarygodni jako partnerzy dialogu, ludzie, a nade wszystko jako chrześcijanie.

Boleję, że nie udaje się zrealizować nawet takiej instytucji jak korytarze humanitarne, którym patronuje Kościół. Władza ma przecież pełne prawo kontrolowania i stawiania warunków tym, którym gotowi jesteśmy użyczyć schronienia. Jestem też przekonany, że wielu Polaków, mimo wspomnianej propagandy, gotowych byłoby pomóc matkom, dzieciom i osobom starszym, które uciekają przed wojną i przemocą.

Nie martwi Księdza Arcybiskupa wzrost nastrojów ksenofobicznych i nacjonalistycznych?

Bardzo niepokoi mnie nastrój radykalizmu, a nawet nienawiści przeciw obcym, zwłaszcza u młodego pokolenia. Nie wystarczy jednak biadać. Trzeba postawić pytanie, skąd bierze się taka postawa, czy nie jest ona przypadkiem owocem posiewu ze strony dorosłych, i podjąć konkretne działania, by temu przeciwdziałać.

Młodzi ludzie chodzą na lekcje religii. Czy nie powinni wychodzić stamtąd tak uformowani, by nie kierować się ksenofobią?

Owszem, powinni, ale powinniśmy też szukać bardziej obiektywnej oceny, bo na pewno źródłem nastrojów ksenofobicznych nie jest nauka religii. Jestem przekonany, że właśnie tutaj młodzi kształtowani są w duchu chrześcijańskim, który nakazuje szacunek dla każdego człowieka.

To może ten przekaz jest zbyt słaby, skoro efekty są tak mizerne i drugi człowiek, choć innej rasy, kultury czy narodowości staje się wrogiem?

Przywołam bliskie mi powiedzenie Martina Bubera: „Sukces nie jest żadnym z prawdziwych imion Bożych”. Ważny jest posiew, ale ziarno prawdy posiane w duszy leży długo, wschodzi powoli i jak zapewnia Ewangelia, przynosi owoc tylko dzięki wytrwałości i cierpliwości.

Ksiądz Arcybiskup był w polskim Kościele jednym z najgorętszych zwolenników wejścia do UE. Jak odbiera teraz Ksiądz Arcybiskup ataki na Unię? Jedna z posłanek PiS nazywa flagę Unii „szmatą”, a w ślad za nią nastoletni uczeń drze ją demonstracyjnie w Sejmie.

Pozwolę sobie na małe sprostowanie: w Polsce byłem postrzegany jako gorący zwolennik wejścia do UE, w Europie natomiast usiłowałem bronić racji Polski i Polaków. Ubolewam oczywiście, że zamiast spokojnej refleksji i obiektywnej oceny szans i zagrożeń, jakie daje przynależność do Unii, z naszej obecności w niej czyni się zarzut i wszędzie dopatruje się winy instytucji unijnych.

Mamy pełne prawo bronić istotnych, chrześcijańskich wartości, które stanowią niezbywalną część naszej polskiej, a także europejskiej tożsamości i kultury. Jednakże nie za cenę odwracania obiektywnego porządku rzeczy i niedostrzegania, jak wielkim dobrem jest wspólnota nie tylko gospodarcza, ale i duchowa Unii. Demontaż tej wspólnoty i jej rozbijanie godzi przecież w nasze najistotniejsze narodowe interesy. Naszym głównym zadaniem powinno być wnoszenie do tej wspólnoty tego, co w naszej kulturze mamy najbardziej wartościowego, i solidarne przeciwstawianie się temu, co stanowi zagrożenie zarówno dla naszej, jak i europejskiej wspólnoty.

W 1989 r. Episkopat poparł Okrągły Stół. Teraz część ludzi Kościoła dołącza do chóru tych, którzy mówią, że wydarzenie to było zdradą, paktem z komunistami, że nie dało nam wolności.

Ocenianie tamtych wydarzeń z dzisiejszej perspektywy to myślenie ahistoryczne i nierzadko krzywdzące. Ci, którzy stawiają zarzut zdrady, powinni wpierw rozeznać, jakie były wówczas realne możliwości. Były nimi wtedy niepełne, ale pierwsze wolne wybory, a także możliwości, jakie dały one wszystkim kolejnym aktom, które w 1989 r. doprowadziły do powstania pierwszego, również jeszcze nie w pełni demokratycznego, rządu. Tylko na podstawie tych kroków mógł się rozwijać pełniejszy kształt demokracji. Oczywiście, zawsze, także dzisiaj, wszystko można czynić lepiej.

Może warto dostrzec, że tę nową perspektywę wolności otworzył nam św. Jan Paweł II. Udzielając w Gnieźnie bierzmowania całemu narodowi już w 1979 r., w słowach „Weźmijcie Ducha Świętego”, wskazał też jako prawdziwy prorok naszych czasów: „Pójdziemy ku przyszłości”. Wizja ta rzeczywiście się spełniła.

Po 18 latach, w 1997 r., papież ponownie stanął na Wzgórzu Lecha i podziękował Duchowi Świętemu za wielki dar wolności, jaki otrzymała Polska i inne narody Europy. Ówczesną rzeczywistość oceniał jednak realistycznie, o czym świadczą słowa: po upadku widzialnego muru berlińskiego „jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który przebiega przez ludzkie serca, zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu i innym kolorze skóry, przekonaniach religijnych, zbudowany z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka”. Jedno­cześnie papież przestrzegał: „nie będzie prawdziwej jedności Europy, dopóki nie stanie się ona wspólnotą ducha”.

Bez tego nie będzie też jedności Polski. Jest to duchowy testament św. Jana ­Pawła II i wielkie, zawsze aktualne zobowiązanie, które nam, Polakom, pozostawił, ciągle czekające na wypełnienie. ©

 

Abp HENRYK MUSZYŃSKI był w latach 1992–2010 metropolitą gnieźnieńskim, w latach 2009–2010 prymas Polski. Biblista, pomysłodawca i patron Zjazdów Gnieźnieńskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2017