Publiczne i prywatne

W programie Co z tą Polską Jacek Kurski zapewniał, że słów o ściemie z Wehrmachtem nie wypowiedział, a ja mam być koronnym świadkiem w tej sprawie. Nie będę. Te słowa padły. Na tym jednak problem się nie kończy.

04.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

“Ciekawe, jak Tusk wyglądałby w mundurze Wehrmachtu? Ten Tusk to nie Niemiec, ale jednak po polsku to on nie myśli". Czy te słowa mogły paść z ust Jacka Kurskiego? Mogły, ale nie padły. Padły z ust kogoś znacznie ważniejszego. Czy padły na antenie - telewizyjnej lub radiowej? Oczywiście, że nie. Padły tuż przed wejściem na antenę, w studiu, po którym kręci się mnóstwo ludzi. Czy w związku z tym była to wypowiedź prywatna, czy publiczna? Gdzie jest ta granica? Tu właśnie mam wątpliwości, co jest wypowiadane publicznie i w związku z tym - do powtarzania, a co jest prywatne. Prywatne, a więc choćby i było straszne, cyniczne, niewiarygodne, to jednak nie do użytku publicznego.

Jacek Kurski, przychodząc na wywiad do radia TOK FM, wyglądał i mówił jak biblijny syn marnotrawny. Skruszony, dawał do zrozumienia, że jest wściekły sam na siebie za własną zapalczywość, która zmiotła go z politycznych salonów władzy w chwili, gdy po latach w końcu na te salony trafił. Był przekonujący - przyznaję. Szczery? Myślę, że tak. Po wywiadzie bohater wyraźnie rozluźniony wyszedł ze mną na korytarz. Czekali tam już komentatorzy: prof. Wiesław Władyka, Tomasz Wołek i Tomasz Lis. Ja i Tomek Lis znamy się z Kurskim od lat, jeszcze z czasów pracy w Wiadomościach TVP. Oczywiście teraz jesteśmy po dwóch stronach barykady: on - zaangażowany polityk, my - patrzący władzy na ręce dziennikarze. Co nie zmienia faktu, że rozmowa była swobodna, choć nie pozbawiona drobnych złośliwości z obu stron. Ani ja, ani Tomek Lis, ani - przypuszczam - słuchający nas Tomasz Wołek i Wiesław Władyka nie mieliśmy cienia wątpliwości, że Jacek Kurski, choć wykluczony z PiS-u za aferę z Wehrmachtem, nadal ma ogromny wpływ na kształt kampanii wyborczej. Czy Jacek Kurski temu zaprzeczał? Nie, nie zaprzeczał. Ale też śmiał się i nie potwierdzał. Może chciał, żebyśmy uwierzyli, że nadal jest ważny i wpływowy, a nie odsunięty na boczny tor jak wyrzutek. Bardzo to w sumie ludzkie, prawda?

Wtedy też padły owe słynne już słowa, że z Wehrmachtem to była ściema, ale ciemny naród to kupi. Chwilę później Tomek Lis zacytował je na antenie, uznając, że nie należy przejść do porządku dziennego nad takim cynizmem. Wyższa racja publiczna kazała mu ujawnić treść - jakby nie było - prywatnej rozmowy. Miałam już wtedy wątpliwości i mam je do dziś. Rozumiem, że nie powinno być przyzwolenia na ukrywanie przed ludźmi prawdziwych intencji polityków. Rozumiem, że naszą rolą jest ujawnianie każdej nieprawidłowości i każdego kłamstwa. W kategorii kłamstwa mieści się z pewnością owa polityczna gra Wehrmachtem, która miała pogrążyć politycznego konkurenta. Oficjalnie były zaprzeczenia, a nawet przeprosiny. Jakie były jednak prawdziwe intencje? Czy właśnie takie, jakie niepublicznie wypowiedział Jacek Kurski?

Moje wątpliwości biorą się również stąd, że polityczny cynizm nie jest przypisany li tylko do jednego ugrupowania. Gdybyśmy chcieli - ja i moi koledzy dziennikarze prowadzący poranne i wieczorne rozmowy z politykami - zacytować, co też ci politycy wygadują poza anteną, niejeden polityczny sojusz dawno ległby w gruzach. Niejeden z nas przecierałby oczy zdumiony nie tyle nawet politycznym cynizmem, co zwykłą bezczelnością, butą i chamstwem. Bylibyśmy porażeni stosowaną przez partie polityczną socjotechniką. Czy to wszystko należy ujawniać, natychmiast o tym mówić publicznie?

W programie “Co z tą Polską" Jacek Kurski zapewniał, że słów o ściemie nie wypowiedział, a ja mam być koronnym świadkiem w tej sprawie. Nie będę. Te słowa padły. Nikt z naszej czwórki nie byłby w stanie czegoś podobnego wymyślić. Mogę mieć żal do Jacka Kurskiego, że posłużył się moim nazwiskiem. Może uznał, że broniąc jego prawa do zachowania tajemnicy prywatnej rozmowy, potwierdzę jego wersję.

W tym tekście więcej jest pytań i wątpliwości niż jednoznacznych odpowiedzi. Polityczny świat to nie świat konwenansów, ale twardej, często brutalnej rywalizacji. Jacek Kurski nie jest jedynym bulterierem na salonach władzy. Zgubiła go pewnie pycha i próżność. Ujawnienie cynizmu jednego z polityków (czy szerzej - całej formacji) być może otworzyło wielu ludziom oczy na rodzaj manipulacji, której oni - wyborcy - stają się przedmiotem. Czy to coś zmieniło w debacie publicznej? Nic. Może pozbyliśmy się jedynie nadziei - ci, którzy ją mieli - że słowa o odnowie moralnej państwa zostaną szybko wcielone w czyn. Obawiam się natomiast, że krucha linia zaufania między światem polityki a światem mediów została mocno nadszarpnięta i dostęp do informacji będzie teraz dla nas znacznie bardziej utrudniony.

Katarzyna Kolenda-Zaleska jest dziennikarką TVN24.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2005