Ptaszek w kopalni

Moja córka będzie miała takie życie jak ja – mówi Akitela. – Stąd nie ma jak uciec.
z Kenii

10.05.2021

Czyta się kilka minut

Ciężarna Mary Arupe z plemienia Turkanów opiekuje się kozami, podczas gdy jej mąż pracuje jako taksówkarz w pobliskim mieście Kakuma. / KRISTOF VADINO
Ciężarna Mary Arupe z plemienia Turkanów opiekuje się kozami, podczas gdy jej mąż pracuje jako taksówkarz w pobliskim mieście Kakuma. / KRISTOF VADINO

Selena Akitela napełnia kanister cuchnącą zieloną wodą ze stawu. Jej twarz wykrzywia się w grymasie wysiłku, kiedy zakłada na głowę dwudziestolitrowy pojemnik. Od ciężaru boli ją głowa. Aby złagodzić ból, miejscowy doktor wykonał nacięcia na jej twarzy i na szyi. Skóra Seleny jest pełna blizn. – Zawsze cierpię z bólu, lepiej jest tylko, gdy odpoczywam. Ale na to nie mogę sobie pozwolić – mówi 18-letnia dziewczyna. – Kozy muszą pić, dziecko musi pić, wszyscy musimy pić.

W zasadzie woda ze stawu nie nadaje się do picia. Ma nieprzyjemny zapach, powoduje biegunki i wymioty. Kiedy Akitela wchodzi do wody, czerwone owady uciekają między glony. Ale nie ma wyboru, koryta rzek są suche od miesięcy.

Dzień wcześniej ona i inne kobiety z jej osady zostały przegnane, gdy chciały nabrać wody w najbliższym punkcie jej ujęcia, o którym wiadomo, że tamtejsza woda na pewno jest dobra. Miejsce to jest oddalone o 12 km od ich wioski. Nie udało się – tamtejszej wody nie starczyłoby dla wszystkich chętnych.

Władze Kenii mówią o „kryzysie suszy”. Jeśli wkrótce nie będzie padać, będą mówić o kryzysie głodu. – Powinien już spaść deszcz – mówi Akitela. – Nie możemy tego dłużej wytrzymać.

Klimatyczny kanarek

Selena Akitela urodziła się na początku XXI wieku w Turkanie. Ta kenijska prowincja jest wielkości Litwy i leży w północno-zachodniej części kraju. Zamieszkuje ją ponad 900 tys. ludzi, z których prawie wszyscy należą do półkoczowniczego ludu Turkan.

Kobiety z tego plemienia noszą naszyjniki z plastikowych koralików, od podbródka po piersi. Pozostają w osadach przez cały rok, gdzie wykonują większość prac: opiekują się dziećmi, budują chaty, noszą wodę, doją kozy, a także produkują węgiel drzewny na sprzedaż. Mężczyźni są odpowiedzialni za bydło. W czasie suszy wędrują dziesiątki kilometrów w poszukiwaniu najbliższych zielonych pastwisk. Czasem nie wracają całymi miesiącami.

Turkanowie zbliżają się do granicy, za którą dalsza ich egzystencja może stać się trudna, jeśli nie niemożliwa. Podczas gdy w skali globu temperatura wzrosła o 0,8 stopnia w ostatnim wieku, w prowincji Turkan wzrosła ona o 1,8 stopni przez ostatnich 50 lat. W latach 1950–2000 było tu dziewięć susz, z tego w życiu Akiteli już siedem. Zanim skończyła 10 lat, widziała, jak ludzie umierają z głodu. Jako dziecko musiała czasami przetrwać tygodniami, jedząc tylko nasiona, gotowane liście i od czasu do czasu garść kukurydzy.

Kilka lat temu autor brytyjskiego dziennika „Guardian” nazwał prowincję Turkan climate canary, kanarkiem klimatycznym. Nawiązał w ten sposób do metody stosowanej przez górników w czasach, gdy nie było jeszcze czujników wykrywających gaz. Zabierali na dół kanarka w klatce: gdy pojawiało się zagrożenie, delikatny ptaszek umierał pierwszy i dla ludzi był to sygnał, aby porzucać wszystko i uciekać.

Inaczej mówiąc: prowincja Turkan ma być konkretnym przykładem, co się dzieje, gdy klimat się ociepla, a deszcz długo nie pada.

Chi Xu i współpracownicy przeprowadzili badania, których wyniki w maju 2020 r. opublikowało czasopismo „PANS” (wydawane przez amerykańską Narodową Akademii Nauk) – twierdzą, że temperatury, jakie dziś występują na Saharze, w 2070 r. mogą panować na 19 proc. powierzchni globu, gdzie żyje 3,5 mld ludzi. Ludzie ci będą zmuszeni dostosować się albo migrować.

Kiedyś było inaczej

– Nie wiem, dlaczego zmienia się pogoda – mówi Akitela. – Może to diabeł.

Turkana zawsze była niegościnnym rejonem. Fakt ten znajduje odbicie także w nazwach, których Turkanowie używają, aby nazwać miesiące suszy: Lolongo (Głód) i Lokwang (Biały Czas; wtedy szaleją burze piaskowe).

W 1971 r., osiem lat po uzyskaniu przez Kenię niepodległości od Wielkiej Brytanii, reporter dziennika „New York Times” Charles Mohr odwiedził to miejsce. Pisał, że „setki nagich dzieci z opuchniętymi brzuchami i wychudzonymi nogami” błąkały się po równinach i żebrały. „Pobocza dróg były zaśmiecone kośćmi wygłodzonych krów”.

Jednak w tamtych latach i tak nie było jeszcze najgorzej: susze były rzadkie, a po suszach Turkanowie byli w stanie nabrać sił, przenieść się na zieleńsze tereny i odbudować swoje osady. Pół wieku temu przeciętna rodzina miała dziesiątki krów, wielbłądów i osłów oraz setki kóz. Starsi wspominają z nostalgią, jak co tydzień podawano mleko i mięso „nawet w suche miesiące”.

Ale te czasy już minęły. Kryzysy następują w krótkich odstępach. Nie ma czasu na regenerację. Rodziny posiadają zwykle tylko po kilka sztuk bydła.

Jak przejść przez kryzys

Mija popołudnie. Akitela siedzi w cieniu jednej z pozostałych akacji, w suchym korycie rzeki w pobliżu jej osady Edaraji. Tego dnia szła już dwa razy po wodę, sześć godzin w palącym słońcu. Większość ludzi z Edaraji wczoraj nie miała wody do picia. Leżą wyczerpani lub chorzy w swoich bomas – chatach zrobionych z gałęzi, błota i obornika, czasem wzmocnionych plandeką otrzymaną od ONZ.

– Muszę zrobić ten węgiel – mówi Akitela, ale nie rusza się z miejsca. Jej córka Abbey wpełza na jej kolana. Dziecko odsuwa cienką sukienkę przykrywającą pierś matki i zaczyna pić. Akitela jakby tego nie zauważyła, nie reaguje i kontynuuje rozmowę. – Jedna z naszych kóz padła w tym tygodniu – wylicza. – Potrzebuję mleka w proszku, aby utrzymać przy życiu jej młode.

Tak naprawdę to teraz powinna szukać wody pitnej. Ale nie może stracić kolejnej kozy. Niektóre kobiety, zdeterminowane, pozwalają pić z własnej piersi małym kozom, które straciły matki.

Co nie znaczy, że Akitela nie powinna teraz pracować również przy produkcji węgla drzewnego. Węgiel może wymienić na kukurydzę i mleko w proszku.

Wie, że musi przeprowadzić całą rodzinę przez kryzys. Jej mąż jest stary. – On jest słaby i nie może się nami opiekować – mówi kobieta. Jako nastolatka wyszła za mąż, ponieważ jej rodzice potrzebowali zwyczajowego wiana od pana młodego, aby przetrwać suchą porę. Akitela jest jego drugą żoną. Urodziła Abbey, gdy miała 17 lat. Pierwsza żona, Regina Awesit, ma ok. 35 lat i syna mniej więcej w wieku Akiteli oraz córkę w wieku 12 lat.

Węgiel pozwala przeżyć

Kilka tygodni temu młodzi mężczyźni opuścili okolicę i przenieśli się z bydłem na pastwiska przy granicach z Ugandą i Sudanem Południowym. Dochodzi tam do konfliktów zbrojnych w walce o ostatnie zielone tereny. A fakt, że podczas wojny domowej w Sudanie Południowym w regionie tym pojawiło się sporo broni palnej, sprawia, że konflikty stały się bardziej krwawe. Co roku setki mężczyzn giną w strzelaninach podczas wzajemnych kradzieży bydła i walk o pastwiska. Codziennie w lokalnych stacjach radiowych słychać relacje o zabitych.

– Idź, rób ten węgiel – poleca Awesit, pierwsza żona. Akitela kiwa głową. Wspina się na brzeg, gdzie leży stos drew, które rąbała przez ostatnie trzy dni.

Aby uzyskać węgiel, Akitela stosuje starą technikę. Przykrywa płonące gałęzie liśćmi i przysypuje je ziemią, aby żar dostawał mało tlenu. To ciężka praca.

– Zakryj wszystko – krzyczy Awesit z dołu. Uważnie śledzi ruchy Akiteli. – Również po bokach, aż nie będzie widać dymu – instruuje.

Akitela szepcze: – Jestem zmęczona, czy ktoś może mi pomóc?

Awesit i jej córka, która wzięła w ramiona płaczącą Abbey, ignorują ją. – Szybciej, zakryj wszystko, bo inaczej jutro będziemy mieli tylko popiół – naciska pierwsza żona.

Akitela pracuje, aż pozostaje lekko dymiąca kupa ziemi. Jutro będzie mogła wyciągnąć z niej węgiel drzewny. Teraz odpocznie chwilę, zanim ponownie wyruszy po wodę.

Wszyscy tutaj są głodni

Tutejszy krajobraz można porównać ze zdjęciami z Marsa. Słońce wyssało kolory, pozostały tylko szary i brązowy. Podmuchy wiatru chwytają piasek i unoszą w powietrzu. Tysiące kopców termitów wyrastają z ziemi, niczym kościste palce pogrzebanych olbrzymów. Jedyną roślinnością, która tu przetrwała, jest mathenge, inwazyjny krzew, który został sprowadzony w celu zapewnienia cienia i drewna na opał, a teraz wypiera wszystkie inne rośliny, w tym jadalne. Turkanowie nazywają go „diabelskim krzakiem”. Kiedy kozy jedzą jego słodkie nasiona, tracą zęby.

Ok. 40 kilometrów na południe od Edaraji, w lesie mathenge na obrzeżach miasta Kakuma, 30-letnia Sike Lopua czeka z grupą kobiet, aż minie najgorszy upał. Kobieta jest głodna, z głodu robi się senna. Rano poszła do działu dystrybucji żywności organizacji humanitarnej, ale nic nie dostała. Nie była zarejestrowana i nie starczyło dla niej.

Na grubym naszyjniku z koralików Lopua nosi metalową obręcz: znak, że jest mężatką. Ale mężczyzna, który założył jej tę obręcz i obiecał opiekować się nią, nie żyje od lat. – Pewnego dnia wrócił znad granicy z Ugandą – mówi Lopua. – Wszystkie jego zwierzęta zostały skradzione, wielu jego towarzyszy zabito. Był jednym z nielicznych, którzy przeżyli.

Lopua mówi, że po powrocie mąż dużo spał, aż pewnego dnia znalazła go martwego w łóżku.

– Turkana żyją w patriarchalnym systemie – mówi Mary Nyasimi, dyrektor organizacji pozarządowej Inclusive Climate Change Adaptation for a Sustainable Africa. – Kobieta nie powinna podejmować decyzji ekonomicznych ani mieć własnych pieniędzy. Nie wolno jej trzymać własnego inwentarza. Nawet jeśli chcemy rozdawać kury, które są w stanie wytrzymać upał, żona musi mieć pozwolenie męża. Jeśli więc od miesięcy nie ma go w domu, musi czekać.

Utrudnia to kobietom samodzielne życie, bo aby przeżyć w Turkanie, potrzebne są zwierzęta, zwłaszcza bydło.

Gdy więc po śmierci męża jeden z jego synów zaproponował Lopua, że „odziedziczy” ją, zgodziła się. Wkrótce się rozczarowała. – Bił mnie i gwałcił – mówi. Wskazuje na głęboko rozcięte ucho i blizny na czole. Mężczyzna miał ją atakować nożem.

– Chciał ją zabić, teraz jest w więzieniu – mówią inne kobiety z grupy.

Lopua uciekła z czwórką synów do swojej siostry. Musi sama przetrwać. – Rodzina, przyjaciele, nikt nie może mi nic dać – mówi. – Wszyscy tutaj są głodni.

W 2020 r. Światowy Program Żywnościowy ONZ przekazał rządowi Kenii ponad 7 tys. ton produktów, aby pomóc rejonom pustynnym, w tym prowincji Turkan. W tym roku również organizowane są tutaj dystrybucje, ale jest ich za mało. Aktualny raport ostrzega, że półtora miliona ludzi w Kenii głoduje z powodu suszy. Rośnie liczba niedożywionych dzieci.

Jak najszybciej za mąż

Aby uzupełnić sporadyczne racje żywności, Lopua zbiera owoce dzikich krzewów. Dla wielu kobiet to wszystko, co jedzą w ciągu dnia. Głód je osłabia. Wiele kaszle. Występują anemia, gruźlica i zapalenie płuc.

Jeden z synów Lopuy leży w łóżku od wielu dni. Gdy matka robi węgiel, większość prac w domu wykonuje jej kolejny syn, cztero- lub pięcioletni chłopiec w za dużej piłkarskiej koszulce. Gdy pytamy, kto opiekuje się chorym, Lopua odpowiada: – Lowye jest w domu.

Chłopiec trzy razy dziennie idzie po wodę. Dwudziestolitrowy kanister kula po ziemi do źródła i z powrotem. Czasami Lopua wysyła chłopca do miasta, aby żebrał na ulicy. Gdy dostaje coś do jedzenia, dzieli się z rodziną.

Czy Lopua chce ponownie wyjść za mąż? Słysząc pytanie, przymruża oczy, wyrzuca ręce w górę i potrząsa dłońmi. – Ach, ach, ach, ach – woła. Nie chce. – Kobiety to ludzie, a mężczyźni to psy – mówi. – Na początku zachowują się dobrze, a potem stają się fałszywi.

Kobiety wokół niej nie zaprzeczają. – Wchodzą do twojej chaty w środku nocy i gwałcą – mówi Lopua. Kobiety przytakują głowami.

Kilka dziewcząt nasłuchuje w milczeniu. Jedna z nich mówi w końcu, że ma 14 lat, choć wygląda młodziej. Trzyma już w ramionach dziecko. Na pytanie o męża, uśmiecha się nieśmiało. – Wkrótce się ze mną ożeni – mówi. – Starzec złożył jej fałszywe obietnice, zrobił jej dziecko i uciekł – poprawiają kobiety z grupy. Obok siedzi dziewczyna mniej więcej w tym samym wieku. Nosi obrączkę na szyi, ma już troje dzieci.

Wydawanie dzieci za mąż jest w Kenii zabronione, ale według statystyk rządowych 23 proc. zamężnych kobiet było nieletnimi w momencie zawarcia związku małżeńskiego. Caritas podaje, że w Turkanie odsetek ten jest nieco wyższy, ma wynosić ok. 30 proc.

– Susza i koronawirus uniemożliwiają dziewczętom chodzenie do szkoły i zwiększają prawdopodobieństwo, że zostaną wydane za mąż – mówi Agnes Mana, dyrektor Caritas w Lodwar, stolicy prowincji Turkan.

Mary Nyasimi, dyrektor organizacji pozarządowej, zgadza się z tym: – W czasie suszy rodzice chcą jak najszybciej wydać córki, aby otrzymać zwyczajowe wiano od ich mężów. Jest to krok z powrotem do tradycyjnych ról.

Chińska droga

Turkana to nie tylko jeden z najbardziej klimatycznie niegościnnych, ale także najsłabiej rozwiniętych rejonów Afryki Wschodniej. W książce „The Scattering Time: Turkana Responses to Colonial Rule” („Rozpraszanie czasu – odpowiedzi Turkany na rządy kolonialne”) historyk John Lamphear opisuje, jak Brytyjczycy zmienili tu życie. Przywódcy ludu byli ścigani, zabijani i porywani, nic nie pozostało z tutejszego systemu administracyjnego. – Kolonizacja zniszczyła Turkanę – mówi nam Lamphear w rozmowie telefonicznej. Setki tysięcy zwierząt zostały im odebrane, a następnie prowincja została hermetycznie zamknięta. Po uzyskaniu niepodległości rząd w Nairobi przez pewien czas kontynuował politykę brytyjską w Turkanie. – To pozbawiło mieszkańców wielu możliwości edukacji, rozwoju i wymiany gospodarczej. Koszt tego odczuwalny jest do dziś – uważa historyk.

Obok Edaraji, gdzie mieszka Selena Akitela, pustynny krajobraz przecina nowa asfaltowa droga. Docelowo ma mieć ponad 300 km, a buduje ją chińska firma państwowa Cico (to element geopolitycznego projektu Pekinu „Inicjatywa Drogi i Pasa”). Droga ma połączyć Sudan Południowy z kenijskimi portami nad Oceanem Indyjskim. Celem Chińczyków jest też uzyskanie dostępu do afrykańskich gospodarek dla chińskich produktów.

Czy dla Turkany może to być szansa? Kobiety z Edaraji tego jeszcze nie odczuwają. Albo, ściślej rzecz biorąc, odczuwają, tylko inaczej: chińska firma zajęła część źródeł. Potrzebuje wody dla swoich pracowników i do budowy. Punkt wodny, z którego Akitela i kobiety z Edaraji zostały przegnane w ostatnich dniach, też jest pod kontrolą Cico.

John, miejscowy pracownik Cico, który pilnuje tego miejsca, mówi, że jego chińscy szefowie są wściekli, gdy daje kobietom za dużo wody: – Nie chcę ich przeganiać. Sam jestem Turkanem i staram się im jak najbardziej pomóc, ale mój szef grozi, że mnie zwolni.

W odpowiedzi kobiety w Edaraji zorganizowały spontaniczny protest, blokując nową drogę ciernistymi krzewami. Po kilku godzinach przegnała je policja.

Akitela wie, że jeśli coś ma się tu zmienić, region ten wymaga inwestycji. – Gdybym miała wodę i szkołę w pobliżu, wysłałabym tam kiedyś córkę – mówi.

Dziewczyna miała 16 lat, gdy została drugą żoną swego męża. Była, można chyba tak powiedzieć, jego planem emerytalnym. – Takie są zasady – mówi młoda matka.

Nigdy nie rozważała oporu.

– Moja córka będzie miała takie samo życie jak ja – mówi Akitela. – To mnie boli, ale nie ma jak stąd uciec. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2021