Przywiędłe róże

Tragiczna śmierć premiera Gruzji Zuraba Żwanii może być punktem zwrotnym w najnowszej historii kraju. Na skutki odejścia człowieka, od którego zależała stabilność gruzińskiej polityki, nie trzeba będzie zapewne długo czekać.

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Zmarły był filarem triumwiratu Saakaszwili-Żwania-Burdżanadze, który jesienią 2003 r. doprowadził do obalenia prezydenta Eduarda Szewardnadzego. “Rewolucja Róż", jak ją nazwano, była wyrazem sprzeciwu wobec spróchnienia starego reżimu. Młoda ekipa ogłosiła kurs na nowoczesność w duchu zachodnim, a walkę z nepotyzmem, korupcją i biedą uczyniła zadaniem najważniejszym.

Micheil Saakaszwili nadał wydarzeniom w Gruzji impet: jego twarz była - obok róż i krzyży św. Jerzego na odnowionej fladze - emblematem rewolucji i odrodzenia. Jeździł po kraju i świecie, ściskał ręce, zapewniał, że będzie dobrze. Społeczeństwo udzieliło mu ogromnego poparcia: w wyborach w styczniu 2004 r. dostał 97 proc. głosów przy 83-procentowej frekwencji. Fertyczna Nino Burdżanadze otrzymała - jako przewodnicząca parlamentu - zadanie dostosowania prawa do europejskich standardów. Porewolucyjną transformacją państwa zajmował się natomiast Żwania. Był też liderem “frakcji gołębi", studził zapały nadmiernie emocjonalnego prezydenta i jego współpracowników.

A sytuacji, w których nerwy ponosiły młodego lidera, było w ostatnim roku co niemiara. Obok trudności gospodarczych problemem Gruzji jest separatyzm prowincji. Niesiony rewolucyjną falą Saakaszwili - przy pomocy tych samych “różanych" metod, które przyniosły mu sukces w Tbilisi - obalił separatystyczny reżim “czerwonego księcia" Asłana Abaszydze w Adżarii. Abaszydze otrzymał schronienie w Moskwie, gdzie szukał bezskutecznie wsparcia. Na marginesie: Abaszydze był posiadaczem kolekcji materiałów, kompromitujących czołowych gruzińskich polityków. Jedną z kaset, mających potwierdzać homoseksualizm Żwanii, zaprezentowano nawet w adżarskiej telewizji. Choć teraz władze w Tbilisi starają się ucinać obyczajowe wątki przyczyn śmierci premiera (rzekome samobójstwo Żwanii i jego młodego przyjaciela w wynajętym mieszkaniu), stugębna plotka powtarza właśnie te okoliczności, na Kaukazie kompromitujące. A że dotąd nie ogłoszono wiarygodnej wersji, królują domysły.

Wróćmy do separatyzmu. Otóż po przyłączeniu Adżarii do macierzy dalej już zaczęły się schody. Okopane w swych “parapaństwach" prowincje Osetia Południowa i Abchazja (ich niepodległości nikt w świecie nie uznał), wspierane przez Moskwę i wykorzystywane przez nią jako narzędzie wpływu na sytuację na Kaukazie, oparły się “Rewolucji Róż". Abchazja ostatnio wybrała prezydenta, który zaprzysiągł wierność moskiewskim patronom.

Bo Rosja nadal traktuje Południowy Kaukaz jako swą strefę wpływów. Trudno jej się pogodzić ze zmianą władzy w Tbilisi, skoro Saakaszwili nie był w postradzieckiej rodzince liderów WNP “swoim chłopem", zwrócił się na Zachód (od którego otrzymał wsparcie w wysokości kilkudziesięciu milionów dolarów; dalszą pomoc w kwocie miliarda dolarów uzależniono od reform), a na dodatek z integracji terytorialnej uczynił cel swej prezydentury. Gdy latem 2004 r. nie powiódł się pokojowy manewr przywrócenia kontroli nad Osetią, Saakaszwili na forum Rady Europy przedstawił plan uregulowania konfliktu. Osetia odrzuciła jednak propozycję szerokiej autonomii i przypomniała Saakaszwilemu, że 90 proc. jej mieszkańców ma obywatelstwo Federacji Rosyjskiej i nie chce podporządkowywać się Tbilisi. Według Radia Swoboda obecnie trwa wymiana ekipy w Osetii: miejscowych urzędników zastępują przysłani z Moskwy funkcjonariusze służb specjalnych. Co nie wróży dobrze pokojowemu rozwiązaniu konfliktu.

Tymczasem przez Osetię wiedzie wydajny szlak przemytniczy i bez uregulowania jej statusu Gruzja nie poradzi sobie z kontrabandą. Reżim rządzący w Cchinwali (stolica Osetii) nie odda dobrowolnie kur znoszących złote jajka. A Moskwa w każdej chwili może “odgrzać" uśpiony konflikt i upomnieć się o swoje z pomocą lotnictwa: Kreml zastrzega sobie prawo do prewencyjnych uderzeń na terytorium Gruzji, gdzie jego zdaniem obozują czeczeńscy terroryści. Walka z terroryzmem jest wspólnym celem Rosji i Zachodu, pod tym płaszczykiem można dokonać wygodnych manewrów i nikt złego słowa nie powie. A jest i druga strona medalu: do militarnego rozwiązania może przeć także “partia wojny" z Tbilisi, którą dotąd powstrzymywał Żwania.

Moskwę drażni także rosnące zaangażowanie Gruzji w programy NATO-wskie, obecność konsultantów wojskowych z USA, szkolenia, uzbrajanie słabej armii gruzińskiej w zachodni sprzęt i powiększająca się gruzińska misja w Iraku (800 żołnierzy). Aspiracje Gruzji dostrzegła też UE, która w czerwcu 2004 r. włączyła region do Nowej Polityki Sąsiedztwa.

Rosja jest więc wściekła, a Saakaszwili nie umie rozmawiać z rosyjskimi politykami; jego deklaracje o dobrych stosunkach na równoprawnych zasadach wiszą w próżni. Teraz, po śmierci Żwanii, gdy ekipa rządząca jest osłabiona, Moskwa może zechcieć zamieszać w kaukaskim kotle, aby odzyskać kontrolę. Tymczasem w samej Gruzji trwa rozgrywka o schedę po premierze, która ma decydujące znaczenie dla rozgrzebanych reform gospodarczych i planów integracji ze strukturami euroatlantyckimi.

Jednym z powodów entuzjastycznego poparcia gruzińskiego społeczeństwa dla “Rewolucji Róż" było przekonanie o konieczności zmian w zacofanej gospodarce, rządzonej przez klany, zrośnięte z władzą i uprawiające kryminalny proceder. Nowa ekipa dokonała kilku spektakularnych akcji: odebrała majątki i opróżniła konta paru bogaczy, rozesłała listy gończe za tymi, którzy zwiali z kraju. Ludzie bili brawo, ale za działaniami tymi nie poszły radykalne reformy systemowe. W terenie wymieniono wprawdzie najważniejszych urzędników, ale nie oznaczało to zmiany stylu rządzenia. Gruzińska opozycja - dziś poza parlamentem, jako że w parlamencie zasiadają prawie wyłącznie zwolennicy obecnych władz - twierdzi, że zmiana polega na zastąpieniu jednej kliki przez drugą, i że dalej kwitnie nepotyzm, którego prezydent nie jest w stanie ukrócić. Saakaszwili jest zresztą synem tej ziemi, pewnych zachowań nie uznaje za naganne. “Taka jest nasza specyfika" - odpowiada na zarzuty z Europy.

Reformę gospodarki miał zapewnić Kacha Bendukidze - zaproszony z Rosji oligarcha gruzińskiego pochodzenia - którego Saakaszwili przywiózł “w teczce" i mianował ministrem ds. transformacji. Przygotowywane przezeń projekty prywatyzacji najważniejszych firm (m.in. portów w Adżarii) trudno uznać za przejrzyste. Obdarzony gigantyczną posturą Bendukidze chętnie mówi w wywiadach o walce z nadwagą (w Gruzji prowadzi zdrowy tryb życia, zrzucił 30 kg), mniej chętnie o trudnościach z prywatyzacją. Może nie potrafi pogodzić interesów wszystkich graczy. Tę sztukę posiadał zmarły premier: odpowiadał on za pion gospodarczy (bezpieczeństwo i polityka zagraniczna przynależą do prezydenta). Dzięki jego zdolnościom do kompromisu udało się uniknąć gorszących rozgrywek o własność, a do największych sukcesów polityki gospodarczej należy zaliczyć wprowadzenie podatku liniowego i amnestię podatkową.

Czy spokój nad tortem z prywatyzowanymi przedsiębiorstwami potrwa długo? Desygnując na miejsce Żwanii jego dotychczasowego współpracownika i ministra finansów Zuraba Nogaideli, Saakaszwili dał do zrozumienia, że zależy mu na kontynuacji dotychczasowej linii. Wiele zależy od tego, czy skłócony rząd (konflikty między ministrami były od jesieni ub.r. nieodmiennym tematem gruzińskich gazet) i pozostała część ekipy zaakceptują nowicjusza. Sprzeciw zgłosiła już Burdżanadze: jej zdaniem Nogaideli jest niekomunikatywny i niezdolny do kompromisu. Ostre oświadczenie przewodniczącej parlamentu może oznaczać jedno: głosowanie nad kandydaturą premiera nie będzie formalnością. Podział na zwolenników i przeciwników nowego premiera może stać się początkiem podziałów w obozie młodej władzy, którego “spinaczem" był Żwania.

Czy oznacza to zadeptanie wątłych sukcesów “Rewolucji Róż"? Na Kaukazie wszystko jest możliwe.

A nie wolno zapominać, że porażka rewolucjonistów ucieszyłaby niejednego. Aksamitna “zaraza" - w Gruzji “różana", na Ukrainie “pomarańczowa" - zdaje się bowiem coraz bardziej rozpełzać po Wspólnocie Niepodległych Państw...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005