Szkoda Ukrainy

Ukraińska władza, z którą Unia Europejska niedawno była gotowa się stowarzyszać, spadła do poziomu przywódców państw upadłych, którzy strzelają do ludzi.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Andres Kudacki / AP / EAST NEWS
/ Fot. Andres Kudacki / AP / EAST NEWS

Wszystkie przypadki śmierci w czasie starć demonstrantów z siłami specjalnymi wymagają drobiazgowego wyjaśnienia – ale jedno jest pewne: w społecznym odczuciu prezydent Wiktor Janukowycz ma krew na rękach. Dla części społeczeństwa będzie już tylko bandytą. Tak jak za Leonidem Kuczmą ciągnął się cień zamordowanego dziennikarza Georgija Gongadze, tak do końca dni Janukowycza ciągnąć się za nim będzie sprawa śmierci demonstrantów.

Tego się już nie poskleja. Protesty rozlały się po kraju, także na wschodnią Ukrainę. Podział społeczeństwa jedynie się umocnił. Władza usankcjonowała przemoc – posługując się nie tylko funkcjonariuszami w mundurach, ale też zwożonymi z prowincji osiłkami (tzw. tituszkami), którzy grasują po Kijowie i biją ludzi. Janukowycz nie zdoła już przekonać większości społeczeństwa, że jest godnym zaufania przywódcą.

Jego cel – to utrzymanie władzy i zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2015 r. Na dziś nie ma szans wygrać tych wyborów uczciwie. A wygrać je przecież musi, jeśli nie chce iść do więzienia lub uciekać z kraju. Jest więc prawdopodobne, że będzie staczać się dalej, do poziomu dyktatora coraz bardziej przykręcającego śrubę i coraz bardziej izolowanego w cywilizowanym świecie. Świadczą o tym styczniowe ustawy, ograniczające swobody obywatelskie – zostały przyjęte w sposób niezgodny z konstytucją. Janukowycz złamał prawo, ale nie bardzo miał inny wybór: chęć powrotu na ścieżkę demokracji i praworządności oznaczałaby konieczność wyjaśnienia śmierci i porwań demonstrantów, jak również wyjaśnienia krwawej pacyfikacji Euromajdanu w listopadzie 2013 r. A na to Janukowycz pójść nie może, jeśli chce, by jego otoczenie i siły MSW pozostały mu wierne.

W sytuacji nie do pozazdroszczenia są liderzy opozycji: przywódcy partii politycznych Oleg Tiahnybok, Arsenij Jaceniuk i Witalij Kliczko. Od początku było wiadomo, że nie kontrolują oni w zupełności protestujących. Ci, którzy rzucają w funkcjonariuszy Berkutu kamieniami i koktajlami Mołotowa, niechętnie podporządkowują się trójce polityków – zwłaszcza jeśli ci będą chcieli zawrzeć z Janukowyczem porozumienie. Przecież jednym z haseł Majdanu jest żądanie ustąpienia Janukowycza z funkcji prezydenta i przyspieszone wybory.

Liderzy opozycji rozumieją, że negocjacje są jedynym wyjściem, a zarazem wiedzą, że godząc się na propozycje Janukowycza, narażą się części demonstrantów. Propozycje objęcia rządów przez (część) liderów opozycji są więc tyleż pomysłem na rozwiązanie sytuacji, co pułapką. Jaceniuk, gdyby przyjął tekę premiera, stanąłby – w oczach części protestujących – w jednym szeregu z tymi liderami Partii Regionów, którzy opowiadają się za przemocą. Janukowycz wiedział, co robi, składając swoją ofertę: przyjęta, dałaby mu cenny czas, by przygotować się do wyborów prezydenckich. Odrzucona, pozwala mu zwalać winę za przeciągający się kryzys na opozycję.

Także najbardziej zrewoltowana część społeczeństwa nie bardzo ma pole do odwrotu. Nie może tak po prostu przebaczyć Janukowyczowi przelanej krwi i nie będzie mogła spokojnie patrzeć, jak Janukowycz utwierdza swe rządy i szykuje się do rozgrywki w 2015 r. Nawet jeśli obecne demonstracje i walki na chwilę ustaną, wybuchną z nową siłą właśnie wraz ze zbliżającymi się wyborami.

Trudno powiedzieć, jak może rozwinąć się ta patowa sytuacja. Jedno jest pewne: traci na tym cała Ukraina – traci cenny czas i pozycję międzynarodową. O ile wcześniej uchodziła za państwo o strategicznym znaczeniu, o które rywalizowały Zachód ze Wschodem, to teraz staje się peryferiami cywilizowanego świata, jakimś państwem upadłym. Cały kapitał zgromadzony przez ostatnią dekadę – począwszy od sympatii, jaką wzbudzała Pomarańczowa Rewolucja w 2004–2005 r., przez Euro 2012 oraz, jakkolwiek na to patrzeć, wcześniejsze proeuropejskie gesty Janukowycza – jest teraz marnowany. Ukraina stała się państwem, które sprawia kłopoty. A takich lokatorów w kryształowym pałacu nikt przecież nie chce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014